0:00
0:00

0:00

Kośmidry, województwo śląskie. To wioska w połowie drogi między Opolem a Częstochową, niedaleko Lublińca. Tutaj co roku myśliwi "świętują" rozpoczęcie sezonu na ptaki.

Jednym z miejsc polowań są lokalne stawy hodowlane. Na ogół jest tutaj spokojnie, można spacerować wokół stawów, wśród drzew i wypatrywać ptaki. Latem, gdy zaczynają się polowania, są tutaj czernice, łyski, kaczki krzyżówki, głowienki, cyraneczki, krakwy, łabędzie krzykliwe.

"Jestem przyrodnikiem z zamiłowania" - mówi Małgorzata (nazwisko do wiadomości redakcji), która mieszka tuż obok stawów. "Od dziecka dziadkowie zabierali mnie do lasu i uczyli szacunku do przyrody. Kiedy się tutaj sprowadziłam, cieszyłam się, że mogę po sąsiedzku obserwować ptaki. Jak tylko pojawiały się na stawach, to wiedziałam, że jest tyle par czernicy, tyle głowienki, dokładnie wiedziałam, na którym stawie mają gniazda. Robiłam notatki, fotografowałam, filmowałam. Jak mam patrzeć bezczynnie na to, że ktoś zabija zwierzęta, z którymi jestem związana, w jakiś sposób je kocham?" - pyta.

Od kilkunastu lat protestuje przeciwko polowaniom. W ubiegłym roku film ze swojej antyłowieckiej interwencji udostępniła OKO.press. Słychać na nim częste strzały. Widać przerażone ptaki, krążące po niebie w panice. "Nie macie prawa! Nie zabijaj, nie strzelaj, zostaw je! Są tu matki z młodymi!" - krzyczy z całych sił Małgorzata. Później spokojniejszym głosem dodaje: "Tu są młode, proszę, z matkami. A tam zwyrodnialec. Strzelający".

Przeczytaj także:

Niemal rok później, w sierpniu 2021 roku, Małgorzata dostała za tę interwencję prywatny akt oskarżenia od myśliwego za wyzwiska. Choć, jak sama mówi, nie krzyczała do konkretnej osoby. Jednocześnie do prokuratury trafiło zawiadomienie o przestępstwie. Koło Łowieckie oskarża ją i jej męża o wtargnięcie na teren polowania i "działanie na szkodę [jego] uczestników". Zarzutom przyjrzymy się później.

15 sierpnia: dzień masakry na stawach

"Pochodzę z Podlasia, wychowałam się w mieście" - mówi Małgorzata. "Zanim wyprowadziłam się na wieś, do Kośmider, do myślistwa podchodziłam dość neutralnie. Że myśliwy chroni przyrodę, że to taki dobry wujek z wąsem, który coś tam sobie czasem upoluje, żeby zjeść. Taki miałam obraz myślistwa" - opowiada.

W Kośmidrach zamieszkała z mężem, dziećmi i psami w domu, z którego widać stawy. Są po drugiej stronie ulicy. Miejsce idealne, spokojne, zielone. Aż do 15 sierpnia.

"Pamiętam dokładnie, Matki Boskiej Zielnej. Nagle usłyszałam huki ze strony stawów. Pomyślałam, że może ktoś puszcza fajerwerki? Co jakiś czas na nasz dach coś spadało, jakby kulki gradu. Nie przyszło mi do głowy, że to może być polowanie. A ten dźwięk na dachu to były śruty z broni myśliwych. Polowanie trwało cały dzień, od rana do późnego wieczora" - mówi Małgorzata.

Od tamtej pory, jak opowiada, im bliżej było 15 sierpnia, tym bardziej była spięta, zestresowana i zła. Pytała męża, czy tak będzie zawsze. Odpowiadał, że tak, że w Kośmidrach każdy już do tego przywykł.

Małgorzata wspomina: "Nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz i siedzieć z założonymi rękami. Powiedziałam do męża: chodź wypłoszymy te ptaki, zanim oni przyjadą na polowanie. Postanowiliśmy to zrobić może dziecinną i głupią metodą. Po prostu przed polowaniem hałasowaliśmy na stawach, żeby przegonić ptaki. Zaczęliśmy też akcję plakatowania okolicy, rozwieszaliśmy plakaty z napisem »15 sierpnia: dzień masakry na stawach«. Zaczęło się o nas robić głośno".

Coraz mniej myśliwych

Choć formalnie nie są z mężem Rafałem członkami żadnego stowarzyszenia, to wspiera ich Koalicja Niech Żyją. Ich antyłowieckimi akcjami interesują się mieszkańcy, z myśliwymi próbowały rozmawiać też ciotki Małgorzaty, które mieszkają w okolicy. Rodzina rozumie i popiera.

Dla myśliwych Małgorzata jest "ekoterrorystką".

"Na początku byłam dla nich miła, próbowałam wywołać dyskusję, pytałam, jak oni mogą to robić i czerpać przyjemność z zabijania. W odpowiedzi dostawałam klasyczne argumenty: »to jest tradycja«, »najbardziej humanitarne zabijanie«, »chodzisz w skórzanych butach« lub wyzwiska »głupia babo spie****aj do domu«. Nie potrafię takich rzeczy wysłuchiwać spokojnie, muszę to przyznać. Odpowiadałam, że nie mają sumienia i że mają się stąd wynosić. Po kilkunastu latach widzę, że przyjeżdża tu mniej myśliwych. Mam nadzieję, że zrozumieli jak strasznym procederem jest strzelanie do dzikich ptaków" - mówi.

W 2019 roku odetchnęła z ulgą. W dniu rozpoczęcia sezonu na stawach panowała cisza i spokój. "Tak długo czekaliśmy na tę chwilę" - napisała na Facebooku.

Rok później, niestety, myśliwi wrócili. Wtedy puściły nerwy. Wtedy też powstał film, udostępniony OKO.press.

Pozew za "zwyrola"

"W ubiegłym roku, podczas polowania inaugurującego sezon polowań na kaczki, członkowie jednego z kół łowieckich mieli wątpliwą przyjemność poznać aktywistów antyłowieckich" - napisał na Facebooku w sierpniu 2021 prołowiecki Instytut Analiz Środowiskowych. Udostępnił także akty oskarżenia wobec Małgorzaty.

Ona sama o sprawie dowiedziała się właśnie z Facebooka. "Myśliwy zaczął te dokumenty wszędzie udostępniać, wklejać pod moimi postami i zdjęciami" - relacjonuje.

Oskarża Małgorzatę o wyzywanie go od "zwyroli" i "sku******ów", popełnienie "przestępstwa zniewagi" i naruszenie "godności człowieka". Jednocześnie do prokuratury w Lublińcu trafiło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Małgorzatę i jej męża Rafała.

Myśliwi powołują się punkt 8 art. 52 prawa łowieckiego: "[Kto:] celowo utrudnia lub uniemożliwia wykonywanie polowania - podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku".

To punkt, który został wprowadzony do prawa łowieckiego na początku 2020 roku w wyniku ustawy nazywanej lex Ardanowski (od nazwiska ówczesnego ministra rolnictwa).

"Małgorzata po bezprawnym wtargnięciu na oznakowany teren, gdzie odbywało się polowanie zbiorowe (...) poprzez wznoszenie okrzyków w calu wypłoszenia zwierzyny, a także kierowanie obelg w stosunku do jego uczestników oraz wchodzenie na linię strzału, celowo utrudniała wykonywanie polowania" - czytamy w zawiadomieniu. Myśliwi dopisali także, że mąż Małgorzaty celowo wchodził na linię strzału.

"A on po prostu przyszedł sprawdzić, co się dzieje z jego żoną. Słyszał z domu moje krzyki" - mówi Małgorzata. "Choć przez tyle lat nie zostałam oskarżona, to tym razem spodziewałam się pozwu. Myśliwy, którego nagrywałam, już wtedy groził mi sądem. Ale jestem gotowa walczyć" - dodaje.

Prawnego wsparcia udzieliła jej Koalicja Niech Żyją!.

Wrześniowy początek sezonu

W lipcu 2021 Ministerstwo Klimatu i Środowiska wydało rozporządzenie, przesuwające początek polowań na kaczki na 1 września. Sezon potrwa do 31 grudnia. W Kośmidrach myśliwi zaplanowali więc strzelanie do ptaków na niedzielę, 5 września.

Małgorzata zebrała tym razem 15-osobową grupę - w tym mieszkańców okolicznych miejscowości i ornitologów. Spotkali się o 08:00 rano, żeby czekać na myśliwych. Przeszli drogą leśną przecinającą teren stawów. Tam się zatrzymali, mając widok na miejsce polowania.

"Kiedy myśliwi przyjechali na miejsce, zaczęli nas wypraszać. Powiedzieliśmy im, że stoimy tam, gdzie nam wolno i nie mają prawa nas stąd przegonić. Nie weszliśmy na groble stawów" - relacjonuje Małgorzata. "Ale myśliwi i tak wezwali policję" - dodaje.

Na miejscu była kamera OKO.press. Film z Kośmider będzie można zobaczyć niebawem.

"Wy jesteście nikim"

Na wezwanie myśliwych na miejsce przyjechała policyjna suka, zatrzymując się na porośniętym drzewami wjeździe na drogę leśną. Dwóch policjantów zaczęło dopytywać, co się dzieje na stawach. "Polowanie na kaczki" - wyjaśniał myśliwy, ubrany w zieloną kamizelkę i kapelusz. Drugi z polujących, z pomarańczowej kamizelce, miał przygotowany nawet spis aktów prawnych, na które może się powoływać. Odwracając się plecami do protestujących, zaczął pokazywać policji poszczególne zapisy.

Rozmawiali cicho, do protestujących docierały tylko strzępy zdań. "A, tutaj będzie ta ósemka" - przytaknął jeden z policjantów. Chodziło najprawdopodobniej o wspomniany już punkt 8 art. 52 prawa łowieckiego.

Jedna osoba z grupy zebranej przez Małgorzatę próbowała z myśliwymi rozmawiać.

"Jeśli będziecie chcieli powoływać się na art. 52 punkt 8, to on dziś nie ma zastosowania" - mówił mężczyzna, podkreślając, że grupa stoi na drodze leśnej, którą można dojechać na pobliską łąkę. Nikt z protestujących nie wszedł na teren polowania. "Proszę zrozumieć, że społeczeństwo uważa, że to co robicie, to odrażający i ohydny proceder" - dodał.

Myśliwi przez większość czasu na protesty kilkunastoosobowej grupy reagowali milczeniem lub ironicznymi uśmiechami. Tylko dwóch - w kapeluszu i w pomarańczowej kamizelce, usiłowało dyskutować.

"Pan ma swoje zdanie, ja swoje. A jak większość społeczeństwa jest za wami, to dlaczego nie zmienicie prawa?" - mówił jeden z nich.

Na odpowiedź, że myśliwi to silne i wpływowe lobby, polujący w pomarańczowej kamizelce powiedział: "A wy kim jesteście? Wy jesteście nikim".

Bezsensowna, bolesna śmierć

"Podaliśmy podstawę prawną, która powinna zablokować polowanie. Na stawach przebywają chronione gatunki, wymienione w ptasiej dyrektywie i podlegające ustawie o ochronie przyrody. Policja przychyliła się jednak do zdania myśliwych i zezwoliła na polowanie. Nie było długie, trwało może z pół godziny. Padło sporo strzałów, ale myśliwi zabili tylko jedną kaczkę. Choć przy tylu wystrzałach na pewno więcej śrutów trafiło do ptaków. Nie zginęły od razu, więc będą później umierać w męczarniach" - załamuje ręce Małgorzata.

Na ten aspekt zwraca uwagę Koalicja Niech Żyją! w swojej petycji przeciwko polowaniom na dzikie ptaki. "W trakcie polowań wielka liczba ptaków zostaje zraniona jedną – dwiema śrucinami i nie jest odnaleziona. Giną bezsensowną, bolesną śmiercią. Na podstawie badań naukowych i relacji samych myśliwych szacuje się, że wskutek takich zranień może ginąć w Polsce dodatkowo kilkaset tysięcy ptaków, nie wykazywanych w oficjalnych statystykach" - czytamy w niej.

Niech Żyją! domagają się całkowitego zakazu polowania na dzikie ptaki. Jak argumentują, nie mają one nic wspólnego z jakimikolwiek działaniami ochronnym. Zgadza się z tym Małgorzata z Kośmider. "Myśliwy nie wie, jakiego ptaka ustrzeli. Czy to będzie chroniony gatunek, czy nie. To ruletka" - mówi. Wspomina też, jak wielokrotnie po polowaniach znajdowała na stawach martwe gołębie, kaczki i łyski. Wszystkie z ranami po postrzałach.

Dlatego, jak dodaje, nie przestanie protestować. 5 września to już 13. początek sezonu polowań na ptaki, podczas którego interweniuje.

Opowiada: "Nie potrafię spokojnie pić porannej kawy i jeść śniadania, jak słyszę nad głową uciekające w panice ptaki i odgłosy wystrzałów".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze