0:00
0:00

0:00

„Na poziomie symbolicznym to nie było neutralne działanie. Judasz z Pruchnika nosi czytelne cechy Żyda. To gra antysemickim kodem, który w polskiej kulturze jest bardzo głęboko zakorzeniony.

Nawet jeśli to jest tradycja ludowa, z religijnego punktu widzenia - nas, katolików, obowiązuje nauczanie Kościoła, który się zmienił. Nie zapominajmy o innych sytuacjach, w których dokonują się podobne rzeczy: o misteriach pasyjnych, o kazaniach i duszpasterstwie, w którym pojawia się temat Żydów” - mówi OKO.press Zuzanna Radzik, teolożka katolicka, która na co dzień zajmuje się odbudową więzi między społecznością polską i żydowską.

Pokazuje też, co w podobnej sprawie - sztuk dotyczących pasji Chrystusa - zrobił amerykański episkopat:

„Amerykańscy biskupi ostrzegają przed przedstawianiem Żydów jako żądnych krwi, Jezusa jako przeciwnego Prawu czy Faryzeuszom, ale też każą zwracać uwagę na to, czy stroje nie podkreślają, że Żydzi są ciemnymi charakterami, albo by używać symboli judaizmu również w odniesieniu do Jezusa i uczniów, a nie tylko do arcykapłanów".

Cały wywiad poniżej.

W Wielki Piątek, 19 kwietnia 2019, w podkarpackiej miejscowości Pruchnik odprawiono "sąd nad Judaszem". Mieszkańcy - w tym kilkadziesiąt dzieci - wlekli ulicami kukłę Żyda, tłukli ją kijami, a na koniec obcięli głowę, podpalili i utopili w rzece. Dorośli zachęcali dzieci do bicia: „Dobrze, mały. Szacun! – mówi jakiś człowiek do chłopca, który właśnie skopał głowę kukły. – „Bij w brzuch – instruuje syna tatuś. – Lej! – zachęca ktoś inny".

Głos zabrały władze państwa (Joachim Brudziński, szef MSWiA), władze samorządowe (burmistrz Pruchnika) i kościelne (Konferencja Episkopatu Polski). Biskup Markowski, w imieniu KEP wyraził dezaprobatę: "Kościół katolicki nigdy nie będzie tolerował objawów pogardy do członków jakiegokolwiek narodu, w tym do narodu żydowskiego".

Zgodził się z tym minister Brudziński, dodając pytanie „jacy »szatani« byli w Pruchniku czynni?". Burmistrz Wacław Szkoła wyraził ubolewanie i zapowiedział, że takie wydarzenie się nie powtórzy, jednocześnie uznając zaangażowanie dzieci za prowokację i dodając, że „podobne inscenizacje mogą zostać wykorzystane przez wrogów naszej Ojczyzny jako przykłady rzekomego antysemityzmu Polaków".

„Tradycja dla mnie rzecz święta” - skomentował z kolei Adrian Klarenbach z Telewizji Polskiej.

Zuzanna Radzik jest teolożką, zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim i teologią feministyczną. Ostatnio wydała książkę „Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół”. Należy do zarządu Forum Dialogu, które od lat odbudowuje więzi między społecznością żydowską i polską.

Agata Szczęśniak: Kiedy oglądałaś relację z wydarzeń w Pruchniku, co widziałaś?

Zuzanna Radzik: Najpierw - namawianie dzieci do przemocy. To wstrząsające, że jest przyzwolenie, by dzieci biły coś, co przypomina człowieka. To część bardzo niepokojącego obrazu przyzwolenia na przemoc, wpisuje się w szereg innych działań, takich jak wieszanie portretów posłów na szubienicy. Przesuwają się granice tego, co można, a czego nie można.

Oczywiście widzę tam też antysemityzm. Na poziomie symbolicznym to nie było neutralne działanie. „Judasz” z Pruchnika nosi czytelne cechy Żyda. Ten akt to było bicie Żyda. Brakowało tylko pieniążka.

Pojawiły się pieniądze - odszkodowania.

No właśnie. Nie da się powiedzieć, że to jest przypadkowe. Jeśli ubierze się kukłę w charakterystyczny sposób, jeśli ma ona duży nos i pejsy, to tłum wie, jak to przeczytać. To nie są niewinne rzeczy.

To gra antysemickim kodem, który w polskiej kulturze jest bardzo głęboko zakorzeniony. Znamy go, umiemy go czytać. Ktoś uruchamia antysemicki kod i tłum na niego reaguje.

Podczas tego zdarzenia nie pojawiały się tematy związane z Wielkanocą, tylko aktualne wątki ze współczesnej debaty - właśnie te odszkodowania.

Na 10 lat w Pruchniku zarzucono „sądzenie Judasza”. Zwyczaj odnowiono w tym roku. To ma znaczenie, że teraz powrócił?

10 lat to jest krótko. To było całkiem niedawno. Nie jest tak, że ten zwyczaj odgrzewa się w pustce. Z dużą intensywnością w wielu miejscowościach wracają sztuki pasyjne. One też pokazują, że wątki ludowo-antysemicko-kulturowe są obecne, nie zanikły dziesięciolecia temu.

Kalwaria Zebrzydowska - najbardziej znany przykład. Jeszcze niedawno aktorzy odgrywający arcykapłanów z pasji mieli nakrycia głowy z gwiazdą Dawida, dopiero niedawno zmieniono je na trójkąciki.

Widziałam nagrania i fotografie z wielu sztuk pasyjnych w wielu miejscach. Pojawiają się ci nieszczęśni arcykapłani z ewidentnie żydowskimi emblematami. Są tak ucharakteryzowani, żeby budzili skojarzenia z Żydami. W Wejherowie jeszcze niedawno arcykapłani mieli laski, na których były gwiazdy Dawida i menory. To nie są niewinne symbole. To nie jest taka sobie charakterystyka. To się kojarzy z Żydami. A przecież można by ich ubrać inaczej, nie „dożydzać”.

To zaciemnia sytuację z Ewangelii.

To znaczy?

Gdyby Ewangelię czytać tak jak trzeba, to jest to wewnątrz żydowska opowieść. Jedni Żydzi drugim Żydom. To teksty sprzed prawie dwudziestu wieków o bardzo konkretnej wspólnocie — żydowskiej wspólnocie. Grupa wokół Jezusa to była żydowska sekta. Zapominamy o tym i czytamy tamte wydarzenia jako spór Żydzi kontra chrześcijanie, co jest nieprawdziwe.

My, chrześcijanie, nie przyłożyliśmy się wystarczająco do tego, żeby nie wpadać w pułapkę takiego czytania, żeby ponazywać te miejsca własnej Biblii i tradycji, które mogą grozić uruchomieniem antysemickich kodów. Nawet ja, choć zajmuję się zawodowo teologią katolicką, muszę wkładać pracę w to, żeby inaczej czytać te wydarzenia.

Episkopat wydał oświadczenie: „Kościół jednoznacznie wyraża dezaprobatę wobec praktyk, które godzą w godność człowieka. Kościół katolicki nigdy nie będzie tolerował objawów pogardy do członków jakiegokolwiek narodu, w tym do narodu żydowskiego”.

Świetnie, ale to nie wystarczy. Nie jest tak, że Episkopat raz zabierze głos i sprawa jest załatwiona. To powinno być ciągle przedmiotem przypominania i stałego namysłu. Na najgłębszym poziomie chodzi nie tylko o antysemityzm, ale o niezrozumienie całego dramatu związanego ze śmiercią Jezusa. To jest fałsz na własnym dziedzictwie. I to Kościół powinien o to dbać.

Przypomniał mi się dokument amerykańskiego episkopatu z 1988 roku. To kryteria do oceny dramatycznych przedstawiań pasji. 10 stron bardzo konkretnych wskazówek, co można, a czego nie. Piszą, że jest bardzo ważne, żeby sztuki pasyjne spełniały jak najwyższe standardy - muszą zawierać to, co jest prawdziwym katolickim nauczaniem, oddawać to, co jest w pasji Jezusa.

Amerykańscy biskupi ostrzegają przed przedstawianiem Żydów jako żądnych krwi, Jezusa jako przeciwnego Prawu czy Faryzeuszom, ale też każą zwracać uwagę na to, czy stroje nie podkreślają że Żydzi są ciemnymi charakterami, albo by używać symboli judaizmu również w odniesieniu do Jezusa i uczniów a nie tylko do arcykapłanów.

Ten dokument mówi: tego nie wolno, to jest za daleko. W polskim katolicyzmie nie udało się tego zrobić. Kalwaria Zebrzydowska przez lata była podziwianym ludowym rytuałem, a jej antysemickie aspekty traktowano jak wypadki przy pracy. Tyle że sztuki pasyjne to relikt kultury chrześcijańskiej, która była antyżydowska.

Nawet jeśli to jest tradycja ludowa, z religijnego punktu widzenia - nas, katolików, obowiązuje nauczanie Kościoła, który się zmienił. Nie powinniśmy głaskać zwyczajów sprzed wieków tylko dlatego, że niosą tradycję.

Coś takiego nie miałoby miejsca, gdybyśmy wykonywali tę pracę na co dzień. A ona nie jest wykonywana. Polski Kościół nie odrabia tej lekcji. I poczekamy na kolejny Pruchnik. Za 5 albo 10 lat. To się tak skończy. Wydamy kolejne potępiające oświadczenie, bo tak jest łatwiej.

Jakaś grupa teatralna w Wejherowie, ludzie w dobrej wierze w innej miejscowości, ministranci znów postanowią odtworzyć jakiś ludowy rytuał. I nie będzie z nimi nikogo, kto powie: „tak nie wolno tego czytać”, „tak to czytano w XIII wieku, a teraz Kościół mówi co innego”.

Jest wiele watykańskich dokumentów, również o nowej lekturze „Biblii”. To jest załatwione na papierze, ale to nie znaczy, że jest załatwione.

Pisałam o wydarzeniach w Pruchnik na gorąco w Niedzielę Wielkanocną i też napisałam, że to zwyczaj, który zanikł w latach 50., w tonie: Pruchnik to jednostkowa aberracja.

Pruchnik to symptom. Jest jakiś rodzaj nieczułości na to, że nie o Żydów tutaj chodzi w tej opowieści.

Mamy za sobą 19 wieków takiego nauczania, w którym Wielkanoc była blizną po bolesnym rozpadzie wspólnoty żydowskiej pierwszego wieku na uczniów Jezusa i tych, którzy w niego nie uwierzyli.

Wspólne niegdyś święto Paschy zaczęło być interpretowane przez chrześcijan również jako przypomnienie o żydowskiej winie za śmierć Jezusa. Ta rzekoma żydowska wina z kolei potrzebna była nowopowstałej religii do udowadniania swojej racji, a potem Żydzi zostali obsadzeni w roli podstawowego Innego chrześcijańskiej Europy.

Nawet jeśli Kościół po Holocauście zrobił korektę i w trakcie Soboru Watykańskiego II zrewidował nauczanie, to nie sprawia, że 19 wieków tych kodów kulturowych nie istnieje. To jest tzw. długie trwanie. Kultura bywa silniejsza od nas. I potem dziwimy się, że jakiś ksiądz w kazaniu zrobi nawiązanie do Żydów, albo to „wyskoczy” w Pruchniku.

W Polsce antysemityzm ma się dobrze. Mamy na to twarde dane. Mamy bardzo wysoki antysemityzm związany ze spiskiem żydowskim - ponad 40 proc. badanych. Tego rodzaju dyskusje, jak te wokół Pruchnika, powinniśmy zaczynać od przypominania sobie tych procentów, przypominania, w w jakim kraju mieszkamy.

Na pytanie, czy zdarzało się, że Żydzi porywali dzieci na macę, twierdząco odpowiada prawie 25 proc. pytanych. A na pytanie, czy na współczesnych Żydach ciąży odpowiedzialność za ukrzyżowanie Chrystusa: ponad 24 proc.

Czyli nawet jedna czwarta badanych rozumie i być może używa tradycyjnego antysemickiego kodu. Dla Kościoła w Polsce to powinien być alarm, na który trzeba odpowiedzieć realną pracą. Bo ostatecznie to chrześcijanie są odpowiedzialni za powstanie tych przekonań.

W tym sensie widzimy, że ta tradycja jest wciąż żywa. Myśmy jej nie wyrugowali. To mechanizm silniejszy niż jeden czy drugi dokument, jedno czy drugie oświadczenie. To, co wydarzyło się w Pruchniku, czerpie z bardzo długiej tradycji.

Ty wykonujesz tę pracę na co dzień. Można się oduczyć tych kodów?

My pokazujemy Żydów jako sąsiadów. Różnorodnych, prawdziwych. Działamy w takich miejscowościach jak Pruchnik, choć tam akurat nie pracowaliśmy. Nie mówimy: „Nie wszyscy Żydzi są chciwi”, tylko pokazujemy realnych ludzi. Rozmawiamy, pokazujemy, że Żydzi to ludzie z krwi i kości. Że byli bardzo rozmaici.

Uczestnicy naszych warsztatów sami znajdują historię, odtwarzają, zadają sobie pytania o to, jak wyglądała tamta rzeczywistość. Wniosek z 4 dni warsztatów zwykle jest: oni są tacy sami jak my, nie da się generalizować.

A przychodzimy najczęściej do klasy, w której dzieciaki myślą, że Żydzi noszą pejsy i są chciwi. Taki jest nasz punkt startu. Inny bardzo silny antysemicki wątek to wiązanie Żydów z pieniądzmi i magii wokół tego.

Ale zmiana jest możliwa. Tylko że my pracujemy z dzieciakami.

A jak to robić z dorosłymi?

To świetny moment, żeby powiedzieć, sobie szczerze, że w polskich seminariach duchownych nie uczy się w celowy sposób o Żydach. Nie ma nawet godziny o tym, nie mówiąc o semestrze regularnych zajęć. Nawet ksiądz, który ma dobrą wolę, nie ma narzędzi. I to w kraju, który jest tak naznaczony problemem antysemityzmu.

Mamy problem z systematyczną pracą i krytycznym podejściem do naszej własnej tradycji. Reagujemy od Pruchnika do Pruchnika.

Burmistrz wydał oświadczenie. Wyraża ubolewanie, obiecuje, że to się nie powtórzy, ale pisze też: „W obecnych czasach, gdy próbuje się przypisać Polakom zbrodnie dokonane przez okupantów podczas II wojny światowej, podobne inscenizacje mogą zostać wykorzystane przez wrogów naszej Ojczyzny jako przykłady rzekomego antysemityzmu Polaków” oraz „Wręcz żałosnym i skrajnie nieodpowiedzialnym jest fakt, iż do inscenizacji zaangażowano dzieci. Odczytuję to wręcz jako prowokację niektórych środowisk lub osób, które – nie wiedzieć dlaczego – za nic mają dobre imię Pruchnika, jak i całej naszej Ojczyzny”.

Kiedy sytuacja jest tak napięta, jak teraz w Pruchniku, kiedy się spolaryzuje, jest dużo trudniej. Bo wtedy zaczyna chodzić o wielką debatę polsko-żydowską. W oświadczeniu widzimy po prostu tematy obecne w debacie publicznej. Jesteśmy po 2 latach upowszechniania takiego języka (rzekomy antysemityzm, przypisywanie Polakom zbrodni). Trudno oczekiwać, żeby burmistrz małej miejscowości reagował inaczej niż władze centralne. To jest podzielanie tych samych lęków i przekonań.

Ale chciałabym, żebyśmy nie zapominali o innych sytuacjach, w których dokonują się podobne rzeczy: w misteriach pasyjnych, o kazaniach i duszpasterstwie w którym pojawia się temat Żydów.

To nie jest temat Pruchnika.

Łatwo będzie zrobić z Pruchnika taki symbol jak z Jedwabnego. A wszyscy inni umyją ręce. „Antysemityzm w Polsce? Pruchnik. I tylko Pruchnik”. To nie tak. Nie została wykonana praca w społeczeństwie. Uznaje się, że antysemityzm nie wymaga aż takiej reakcji. Mimo tych nieszczęsnych badań, które cytowałam. A te wyniki jakoś się nie zmieniają.

Wiele osób uznawało, że w Forum Dialogu zajmujemy się problemem, który jest passe. Dopiero kiedy podczas debaty wokół ustawy o IPN te problemy wybuchły z wielką siłą, przypomnieli sobie, że one są realne. Dla nas to nie są wielkie zaskoczenia. To, że ktoś może uruchomić temat mienia żydowskiego w małej miejscowości - dla nas to jest chlebem powszednim. W centralnej debacie publicznej nie mamy świadomości, jak te zagadnienia są stabuizowane. I to 75 lat po Zagładzie polskich Żydów. Dalej nie umiemy o tym spokojnie mówić.

Jeśli się dotknie tematu, to uruchamia się wszystko na raz. Antyżydowskie przekonania nie dzielą się łatwo na te przynależne religii czy ekonomii i historii, one się ze sobą łączą.

Zostaje nam pracować i przeciwdziałać.
;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze