0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

Andrzej Dymer, który przez dziesiątki lat molestował seksualnie nieletnich, nie został wyrzucony z kapłaństwa, został pochowany jako katolicki ksiądz - wynika z przebiegu pogrzebu, jaki odbył się dziś, 2 marca w Szczecinie. Teoretycznie, zgodnie z zapowiedzią, pogrzeb miał charakter prywatny, bo uroczystości nie odprawiał Andrzej Dzięga, arcybiskup diecezji, ani żaden z biskupów diecezji, którzy na pogrzebie byli nieobecni. To symboliczne, ale nie jednoznaczne.

"Z jednej strony wygląda to na jakiś symboliczny akt uznania winy księdza Dymera, ale z drugiej trudno nie mieć wątpliwości, że zdecydowały względy wizerunkowe. Mówiąc wprost arcybiskup sam boi się konsekwencji z powodu swojej bierności w sprawie" - mówi nam jeden z księży znających sprawę Dymera i stosunki w diecezji.

"Dziękuję, że jesteście tutaj na ostatniej drodze Jędrka. Był mi nie tylko bratem w kapłaństwie, ale również przyjacielem. Bardzo was proszę, abyście otaczali go modlitwą, która jest niezwykle ważna również po śmierci" - mówił ksiądz odprawiający nabożeństwo cytowany przez onet.pl. Na pogrzebie zjawiło się według portalu około 100 osób. Wśród nich było kilku księży, zakonnice.

Ksiądz Andrzej Dymer zmarł nagle dzień po emisji reportażu w TVN24 o jego przestępstwach seksualnych i ich tuszowaniu przez biskupów. Wcześniej konsekwentnie milczał i nie zabrał głosu w sprawie nowych okoliczności jego sprawy opisywanych przez OKO.press i "Więź" od listopada ubiegłego roku.

Przeczytaj także:

Przypomnijmy, że na kilka dni przed śmiercią w artykule Daniela Flisa napisaliśmy, że na jego okołokościelne inwestycje zwane "dziełami" z pieniędzy państwowych politycy, przede wszystkim PiS, przeznaczyli ponad 10 mln złotych w ciągu kilku ostatnich lat.

Dwa dni po naszym tekście arcybiskup Andrzej Dzięga spotkał się z jedną z ofiar Dymera. Historię Bożydara opisywaliśmy w tekście, w którym ujawniliśmy treść wyroku Sądu Okręgowego w Szczecinie, uchylającego wyrok uniewinniający niższej instancji ze względu na to, że sąd bezkrytycznie przyjął za wiarygodną wersję Dymera.

Andrzej Dymer do końca życia nie przyznał się do niczego. Na spotkaniu z Bożydarem metropolita szczecińsko-kamieński miał zostać przekonany, że Dymer naprawdę skrzywdził mężczyznę. To właśnie zgwałcony w 2000 roku jako 18-latek Bożydar zażądał, by jego oprawca poniósł konsekwencje.

"Zależało mi na tym, żeby poniósł najwyższą karę jaka wynika z kodeksu kanonicznego, czyli wydalenie z kapłaństwa. Usłyszałem, że arcybiskup nie ma na to wpływu, bo tym zajmuje się Trybunał Kościelny, na który on nie ma wpływu. Kiedy powiedziałem arcybiskupowi, że powinien odwołać Dymera z funkcji dyrektora, zrobił to następnego dnia, tak jak obiecał na spotkaniu" - mówi OKO.press Bożydar.

Jednak kilkanaście dni po śmierci Dymera arcybiskup Dzięga swoim milczeniem w sprawie wyraźnie nie chce wyjść naprzeciw oczekiwaniu ofiar, które spodziewały się, że wyrok kościelny będzie oznaczał wydalenie ich oprawcy z kapłaństwa.

Już po śmierci Dymera rzecznik Kurii Gdańskiej przekazał, że proces kanoniczny skończył się pod koniec ubiegłego roku, a orzeczenie ogłoszono 12 lutego. Arcybiskup Dzięga mógł wiedzieć o orzeczeniu już w dniu spotkania z Bożydarem, ale zarówno hierarcha ze Szczecina, jak i Trybunał kościelny w Gdańsku, gdzie toczył się proces, nie kwapią się, by go ujawnić.

Ujawnienia wyroku domagają się skrzywdzeni przez Dymera Bożydar i ojciec Tarsycjusz, czyli Sebastian Krasucki, który zeznawał w Trybunale Kościelnym jako świadek. Jak na razie ich apele nie przynoszą skutku.

;

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Komentarze