Koronawirus szaleje w Europie. „Od tego, czy Europa okaże wsparcie swoim obywatelom, będzie zależała jej przyszłość” - mówi OKO.press dr Marta Olesik, współautorka listu do europejskich decydentów. List podpisali pisarze i politycy, artyści i ekonomiści, m.in. Olga Tokarczuk, Aleksander Kwaśniewski, Agnieszka Holland i ekonomiczny doradca papieża Franciszka
W związku z epidemią koronawitusa i zatrzymaniem wielu gałęzi gospodarki Unia Europejska przez co najmniej trzy miesiące powinna wypłacać swoim obywatelom bezwarunkowy dochód podstawowy - postulują autorzy listu otwartego „Pacjent Europa”.
Chcą też, żeby Unia dofinansowała europejskie firmy, wypuściła europejskie obligacje i prowadziła badania nad lekami i szczepionką. Uważają, że bez takich działań UE pogrąży się w chaosie na długie dekady.
„Pacjentem, któremu grozi śmierć, są także europejskie wartości, takie jak wartość życia ludzkiego, demokracja, solidarność, wspólnotowość, godność pracy i pracownika”.
Rzadko zdarza się inicjatywa, którą poparłyby tak różne osoby. Noblistka, pisarka Olga Tokarczuk i były prezydent Aleksander Kwaśniewski, kandydat Lewicy na prezydenta Robert Biedroń i katolicki publicysta Tomasz Terlikowski, posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jedna z twarzy "Czarnego Protestu" i Michał Łuczewski, zastępca dyrektora Centrum Myśli Jana Pawła II, Dariusz Stola, były dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich i Anda Rottenberg - historyczka sztuki. Na liście sygnatariuszy są politycy - z Polski i Europy - ekonomistki, historycy, dziennikarki, działaczki organizacji pozarządowych i artyści.
„Potrzebujemy ekonomicznej solidarności, by uratować wspólnotę przed koronawirusem” - apelują do europejskich decydentów i „wszystkich polityków dobrej woli”. Adresaci listu to Przewodniczący Parlamentu Europejskiego David Sassoli, Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michela, Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Czego chcą autorzy i sygnatariusze? Zgłaszają cztery postulaty:
„Wspólnota europejska, która powstała na gruzach kontynentu spustoszonego przez II wojnę światową, była w zamyśle projektem cywilizacyjnym, a nie spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Europa ma szansę pokazać, że nie jest odległym biurokratycznym bytem, który nie ma przełożenia na życie zwykłych ludzi. Może pokazać, że jest wsparciem dla swoich obywateli w tej niezwykle trudnej godzinie. Od tego, czy Europa okaże to wsparcie, będzie zależała jej przyszłość”.
Rozmawiamy z dr Martą Olesik, doktor filozofii z Instytutu Studiów Politycznych PAN, współautorką listu do europejskich instytucji „Pacjent Europa”. Petycję może podpisać każdy: wersja polska, wersja angielska.
Agata Szczęśniak, OKO.press: Załóżmy, że pracowałam jako recepcjonistka w hotelu. Hotel zamknęli, straciłam pracę. Jak pomogłaby mi Europa, gdyby zaakceptowała Wasze pomysły?
Marta Olesik: Zobaczyłaby Pani na swoim koncie kwotę, która pozwoliłaby Pani przeżyć najbliższe trzy miesiące. Wsparcie dla pracowników to najważniejszy element naszego planu.
Na pewno musiałabym wcześniej wypełnić mnóstwo papierów.
Właśnie nie!
Zawsze tak to wygląda z unijnym wsparciem. Mnóstwo załączników. Musiałbym przedstawić dowody, że nie mam żadnych dochodów?
Chcemy, żeby ta pomoc wyglądała inaczej. Dostałaby Pani pieniądze bez względu na to, czy zarabia sporo, niewiele czy nic. To nie jest czas na weryfikację dochodową. Ludzie tracą pracę z dnia na dzień. Również w tej chwili, kiedy rozmawiamy. Proponujemy transfer dla wszystkich, a dopiero potem rozliczanie tych pieniędzy w ramach podatków.
I taki przelew od Unii dostałby każdy, kto tu mieszka? Mieszkaniec bogatej dzielnicy Paryża i mieszkanka wsi w Rumunii albo na Podlasiu?
Każdy obywatel unijnego kraju. Nie dlatego, że wszyscy tej pomocy tak samo potrzebują. Ale dlatego, że obostrzenia biurokratyczne uderzają w najbiedniejsze osoby. One często mają problem z dostępem do informacji. Jako kelnerka albo fryzjerka z Podlasia może Pani nie mieć doświadczenia w wypełnianiu unijnych dokumentów. Gdybyśmy spiętrzyli bariery biurokratyczne, odcięlibyśmy takie osoby od pomocy.
Ile Unia przelałaby na moje konto?
Tyle, ile wymaga godne przeżycie tego czasu, którego potrzeba, żeby gospodarka stanęła na nogi.
W każdym kraju taka sama kwota? Unijne 500 plus?
Można to tak nazwać. Konkretna kwota powinna uwzględniać koszt utrzymania w danym kraju, ale mechanizm kalkulacji powinien być zasadniczo jak najprostszy. Wprowadzanie niepotrzebnych komplikacji sprawiłoby, że do osób najbardziej potrzebujących, pieniądze trafiłyby później. Chodzi o to, żeby ten instrument był jak najprostszy.
W jaki sposób te pieniądze znalazłyby się na moim koncie?
Muszą trafić do odbiorców jak najprostszą drogą. Możliwości są różne, mógłby na przykład powstać specjalny fundusz dochodu podstawowego zasilany z unijnego budżetu. Przekazywałby on środki lokalnej administracji, województwom czy gminom, a one - bezpośrednio obywatelom.
Po kryzysie Unia powinna z tego zrezygnować? W Polsce raczej nikt już się z 500 plus nie wycofa. Ale Wy proponujecie dochód gwarantowany tylko przez trzy miesiące.
W tej chwili chodzi o szybkość i skuteczność. Jednak gdyby udało się to wprowadzić w całej Unii, moglibyśmy rozmawiać o bezwarunkowym dochodzie w przyszłości.
Zdrowie społeczeństwa i zdrowie gospodarki to nie jest jedno i to samo. Często o tym zapominamy. Gospodarka powinna służyć obywatelom. Europa i świat przypominają sobie o tym w chwili kryzysu, mam nadzieję, że ta lekcja pozostanie z nami. Bogactwo nie powstaje w społecznej próżni. Gospodarka to tylko jeden z elementów złożonego systemu, bez którego nie może funkcjonować. Dziś na jego pierwszy plan wysuwa się zdrowie i trwanie populacji. Transfery, które postulujemy, mają je ratować - chroniąc przed przymusem narażania życia za cenę ekonomicznego przetrwania.
Opłacanie leniwych, którzy pasożytują na reszcie społeczeństwa — tak bywają krytykowane pomysły gwarantowanych transferów.
To okropne sformułowania. Wydaje mi się, że ludzie, którzy wypowiadają takie sądy, nigdy nie słyszeli o strukturalnym bezrobociu. Nie wiedzą, co to znaczy systemowa niemożność znalezienia pracy przez lata. Ludzie, którzy wypowiadają się w tym duchu, myślą o gospodarce jako o agregacie indywiduów. Zapominają, że gospodarka to również struktury.
Warto też podkreślić, że koszty zaniechania działań znacznie przewyższą koszty interwencji finansowej. Otrząśnięcie się rynku z szoku, jakiego doznał, będzie zależało od tego, w jakim stanie znajdować się będą wszyscy jego uczestnicy, np. konsumenci.
A gdybym była nie recepcjonistką, tylko właścicielką małego hotelu na Mazurach. Też mogłabym liczyć na jakieś wsparcie?
Proponujemy pomoc dla przedsiębiorstw najbardziej dotkniętych przez kryzys, czyli małych i średnich. Właśnie takich jak hotelik na Mazurach. W branży turystycznej, restauratorskiej jest kompletny przestój, a takie przedsiębiorstwa są kluczowym elementem gospodarki europejskiej. Trzeba je ratować. Teraz balansują na granicy przetrwania.
Trzeba tylko pamiętać, że zastrzyk dla pracodawców musi towarzyszyć wsparciu dla pracowników. Nie możemy robić tylko jednej z tych rzeczy. Nie możemy uzależniać losów pracowników od decyzji pracodawców. Nie jest tak, że kiedy wyślemy pieniądze pracodawcom pracownik na pewno na tym skorzysta. To iluzja. Wielu ekspertów mówi, że bezrobocie wzrośnie co najmniej do 20 procent. Pracodawcy będą zwalniać tak czy inaczej. Konkretni ludzie będą potrzebować pomocy. Te transfery muszą być równoległe.
Proponujecie, żeby Europejski Bank Centralny przejmował udziały w przedsiębiorstwach, którym pomoże. Już widzę komentarze: „euronacjonalizacja wprowadzona tylnymi drzwiami”.
Za takimi komentarzami stoi błędna logika. Ona zakłada, że sektor gospodarczy wypracowuje zysk, a ktoś zewnętrzny potem chce go sobie przywłaszczyć. Kryzys z lat 2008-2009 pokazał, jak bardzo błędny jest ten sposób myślenia.
Tak samo jak w 2008 i 2009 roku środki pomocowe będą teraz płynęły do korporacji z budżetów państw. Wtedy Unia i państwa narodowe udzieliły bankom bezzwrotnych kredytów. Nie możemy tego powtórzyć. Trudności, z którymi boryka się służba zdrowia w różnych krajach, są między innymi spowodowane polityką cięć. To bezpośrednia konsekwencja formy, jaką przybrała pomoc udzielona bankom w czasie kryzysu sprzed dekady. Destrukcja usług publicznych wskutek bezzwrotnych pożyczek udzielonych sektorowi finansowemu jest w tej chwili odczuwalna nieprawdopodobnie.
Jakie błędy popełniono przy okazji pakietów pomocowych w latach 2008-2009?
To był najważniejszy błąd: ogromny transfer finansowy przepłynął jednostronnie. Nie chodzi o to, że sektora finansowego nie należało wspomóc. Ale proszę sobie wyobrazić, że bank udziela pożyczki i nie wymaga spłaty. To byłby skandal. A taka sytuacja się wydarzyła, tylko pieniądze płynęły w drugą stronę - do banków. Pożyczkę - w formie różnych cięć - musiał potem spłacać sam kredytodawca. Tragiczne konsekwencje tych decyzji odczuwamy do dziś.
Nasz postulat dotyczący uspołecznienia zysków stanowi konieczną korektę tych błędnych i niesprawiedliwych rozwiązań. Tu nie ma żadnego radykalizmu. Powiązanie pomocy udzielanej korporacyjnym gigantom przez struktury unijne z przejęciem części ich udziałów przez Europejski Bank Inwestycyjny to jedynie konsekwentne zastosowanie rynkowej logiki.
W Polsce po tamtym kryzysie upowszechniły się umowy czasowe.
Rozwiązanie rzekomo wprowadzone tymczasowo zostało z nami do dziś. Takie umowy są stosowane na olbrzymią skalę. Osoby, które zostały na taką formę zatrudnienia wypchnięte, cierpią najbardziej wskutek gospodarczej zapaści związanej z wirusem. Osoby samozatrudnione zostają bez pracy z dnia na dzień. Osobom na umowach czasowych można nie przedłużyć kontraktu bez żadnych konsekwencji. Nie można ich pozostawić samym w sobie w tej tragicznej sytuacji, za którą nie są odpowiedzialne.
Czy skutkiem takiego „unijnego 500 plus” nie będzie podtrzymywanie europejskiego stylu życia dewastującego dla środowiska?
Bezpośredni transfer w sytuacji tak ogromnego kryzysu nie zagwarantuje podtrzymania żadnego stylu życia. Jest warunkiem przetrwania. A styl życia Szwajcarów i obywateli Rumunii różni się znacznie.
Natomiast tej właśnie sprawy dotyczy postulat uspołecznienia zysków. Gospodarka w obecnym modelu jest kompletnie nieprzygotowana na szok i lekceważy kryzys, który jest póki co ukryty, ale rozwija się nieuchronnie — kryzys ekologiczny. Musimy wspólnie pracować nad modelem gospodarczym, który będzie odpowiadał na wyzwania związane z kryzysem klimatycznym. Taki model musi przedkładać przyszłość planety nad szybki geometryczny wzrost. Temu może służyć współdecydowanie o zyskach przez obywateli, którzy ponieśli koszty ratowania biznesu.
W Europie na koronawirusa zachorowało prawie 850 tys. osób. Wasz list zatytułowany jest „Pacjent Europa”? To sugeruje, że leczenia potrzebują nie tylko ludzie, ale też Unia Europejska.
Skala kryzysu sprawia, że ważą się nasze losy jako wspólnoty. Możemy albo pokazać że jesteśmy solidarni, albo że jesteśmy wspólnotą egoizmów narodowych i interesów gospodarczych. Gdyby to drugie okazało się prawdą, to pacjent byłby w stanie terminalnym.
Wspólnota europejska, która powstała na gruzach kontynentu spustoszonego przez II wojnę światową, była w zamyśle projektem cywilizacyjnym, a nie spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Jej członkowie nie są nierównorzędnymi partnerami w spółce. Wspólnota nie ma szans wytrzymać pogłębiającej się w takiej chwili przepaści między bogatą Północą i uboższym Południem. Pokazują to słusznie oburzone reakcje Włochów, którzy w chwili narodowej żałoby i gospodarczej katastrofy muszą się targować z Niemcami i Holendrami o warunki udzielonej pomocy.
Śmierci ludzi ani ich ubożenia nie da się powstrzymać bez działań na poziomie europejskim. To nie jest kryzys lokalny — w jednym regionie albo państwie. Na kryzys o takiej skali trzeba odpowiedzieć działaniami o skali podobnej. W przypadku Europy: muszą to być działania zjednoczone, wspólnotowe.
Europa ma szansę pokazać, że nie jest odległym biurokratycznym bytem, który nie ma przełożenia na życie zwykłych ludzi. Może pokazać, że jest wsparciem dla swoich obywateli w tej niezwykle trudnej godzinie. Od tego, czy Europa okaże to wsparcie, będzie zależała jej przyszłość.
„Europa oblała test koronawirusa” - taki nagłówek pojawił się ostatnio w Politico. Zgodziłoby się z nim wielu obywateli. A w Polsce - politycy PiS.
Czas na ocenę dopiero nadejdzie. Teraz jest natomiast czas na obranie właściwego kursu i podejmowanie decyzji. Europa potrzebuje naprawdę odważnych rozwiązań, by uratować życie pacjenta, nie wolno nam uciekać się do półśrodków.
Unia Europejska szykuje największy pakiet pomocowy w swojej historii. Ma być wart 500 mld euro. To między innymi pomoc dla bezrobotnych i kredyty. Czym to się różni od tego, co proponujecie?
Dochód gwarantowany daje pewność, że niezbędna pomoc dotrze do każdego, kto jej potrzebuje. Pomysł Unii na walkę z bezrobociem spowodowanym pandemią zakłada wsparcie za pośrednictwem kredytów dla systemów pomocy społecznej obowiązujących w państwach narodowych. Te systemy bardzo się różnią w unijnych krajach. Dla wielu osób ta pomoc będzie niewystarczająca lub w ogóle do nich nie dotrze.
W unijnym pakiecie na walkę z bezrobociem przeznaczono tylko 100 mld euro, które mają pochodzić z bieżącego budżetu UE i trafić w formie kredytu do krajów. A rzesza bezrobotnych rośnie z dnia na dzień. Wygląda to tak, jakby w oczach decydentów nie zasługiwali na znalezienie nowych źródeł finansowania ani na poważną zmianę budżetu unijnego.
Jest też kwestia emisji wspólnych obligacji. To nasz postulat, a niektóre bogate państwa Północy właśnie go odrzuciły. W obliczu zagrożenia nie czas na ekonomiczną małoduszność w obliczu. Solidarność nie może być obwarowana nadmiernymi wymaganiami – już to ćwiczyliśmy, wiemy, że takie rozwiązania są nieskuteczne.
Piszecie, że jeśli Unia nie podejmie działań, które proponujecie, grozi nam autorytaryzm.
Brak wsparcia unijnego będzie pokazywał słabość jej instytucji. Autorytaryzm rozwija się i wchodzi w miejsca, w których instytucje demokratyczne okazują się osłabione. Ułatwia to przejęcie sterów politycznych przez niedemokratyczne siły. Rozwiązania instytucjonalne wzmocnią Unię.
Tak jak 500 plus wzmocniło Prawo i Sprawiedliwość? Sporo osób, które dostały coś od rządu, czują wdzięczność i nie chcą odsunięcia Kaczyńskiego od władzy?
Jeżeli pokażemy naszą solidarność i rzeczywistą demokratyczność instytucji unijnych osoby, które dziś odczuwają dystans swojego życia codziennego wobec Unii, poczują zaufanie do instytucji unijnych. Nie ma lepszego rozwiązania na autorytaryzm.
Czy te postulaty w ogóle mają szansę na realizację?
Jest nadzieja. Unijni decydenci rozumieją skalę tego kryzysu. Wiedzą, że będą potrzebne bezprecedensowe środki, żeby sobie z nim poradzić. Wiedzą, że będzie potrzeba podjęcia niestandardowych rozwiązań.
Nasze postulaty poparli europarlamentarzyści z różnych krajów.
Głównie z lewicy i Zielonych.
Odnoszę wrażenie, że w tej bezprecedensowej sytuacji pojawia się szersze zrozumienie dla postulatów, które dotąd były kojarzone głównie z lewicą. Ludzie dostrzegają teraz, że sytuacja gospodarcza nie jest wyłącznie kwestią indywidualnej zaradności. To moja obserwacja i nadzieja związana z tym tragicznym kryzysem. Zmienia się język, jest otwartość na nowe rozwiązania.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze