0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Czy do zakazania prowadzenia działalności gospodarczej konieczny jest stan wyjątkowy? Czy bardziej opłaca się zapłacić karę od sanepidu i otworzyć restaurację, czy pozostać w zamknięciu i pobierać rządową pomoc?

Dla rządu otwieranie restauracji i hoteli w czasie pandemii to skrajna nieodpowiedzialność i brak społecznej solidarności - i z punktu widzenia zdrowia publicznego trudno się z tym nie zgodzić. Dla wielu przedsiębiorców to jednak ostatnia szansa, aby nie upaść.

Rząd od miesięcy zachowuje się niekonsekwentnie, a często bezczelnie wobec obywateli. Dlatego wielu ludzi ma dość. Dziś (poniedziałek 18 stycznia) rozpoczynają akcję OtwieraMY.

Jak duży jest bunt przedsiębiorców?

Sądy uchylają kary sanapidu

Łamiący przepisy przedsiębiorcy narażają się na kary od sanepidu – do 30 tys. złotych. Ale tych przedsiębiorcy obawiają się coraz mniej. Ci, którzy zaskarżą takie kary, mają spore szanse na wygranie sprawy w sądzie.

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu uchylił karę nałożoną na przedsiębiorcę przez dwie instancje sanepidu. Za ostrzyżenie jednego klienta w zakładzie w kwietniu 2020 fryzjer otrzymał karę 10 tys. złotych.

Sąd również zwrócił uwagę na niewprowadzenie przez rząd stanu nadzwyczajnego. I ruszyła lawina. Między 11 a 13 stycznia 2021 Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił 21 decyzji sanepidu, we wszystkich rozpatrywanych sprawach decyzja była identyczna. Sądy zasypywane są podobnymi wnioskami.

Problemem jest to, że zakaz prowadzenia działalności gospodarczej został wprowadzony za pomocą rozporządzenia, co jest rozwiązaniem niekonstytucyjnym. Tego rodzaju ograniczenia można wprowadzać w trakcie stanu wyjątkowego, np. stanu klęski żywiołowej.

Rząd w 2020 wzbraniał się przed jego wprowadzeniem, bo chciał szybko przeprowadzić wybory prezydenckie (stan klęski odsuwa je o 90 dni). Później były wakacje i rządzący udali się na wczasy od polityki. Potem wprowadzenie stanu wyjątkowego było trudne do wytłumaczenia. W konsekwencji, okazuje się, że zamykając działalności, rząd działał bezprawnie. Potwierdzają to sądy.

Zapytany na konferencji prasowej 11 stycznia o argumenty prawne ze strony przedsiębiorców, którzy decydują się na otwarcie, wicepremier Gowin miał do powiedzenia tylko tyle: „Zostawmy spór prawny prawnikom”.

W piątek 15 stycznia wicepremier mówił o akcji OtwieraMY: „Myślę, że najdotkliwszą karą dla firm łamiących przepisy będzie wyłączenie z tarczy branżowej i tarczy finansowej”.

Problem w tym, że w przypadku wielu biznesów wicepremier Gowin nie ma racji. Dla wielu z nich rządowe wsparcie nie wystarczy nawet aby wyjść na zero. Żadna to więc kara, jeśli tej pomocy nie dostaną.

Nie ma pomocy

Sytuację restauracji dobrze podsumowuje post na Facebooku łódzkiego lokalu „Niebostan” z 11 stycznia:

„Nie ma zwolnienia z ZUS-u za grudzień i styczeń. Każą płacić koncesję za kwartał z góry, chociaż nie wiadomo czy nas otworzą. Zamknęli nas w październiku, a do tej pory nie dostaliśmy złotówki wsparcia.

My naprawdę nie lubimy narzekać. W tej trudnej sytuacji skupiamy się na tym, na co mamy wpływ, najlepiej jak potrafimy.

Ale sposób w jaki rząd traktuje nas i całą branżę gastronomiczną zakrawa o sabotaż.

Tarcza 6.0, która miała uratować takie firmy jak nasza, została uchwalona w grudniu, 1,5 miesiąca po tym, jak zabroniono nam normalnie funkcjonować.

Bo wiadomo, nikomu się przecież nigdzie nie spieszy. Zapisano w niej zwolnienie z ZUS-u za listopad.

Za grudzień i styczeń już nie. Dla nas to jest ok. 12 tys. złotych miesięcznie. Kolejna składka płatna 15 stycznia. Co my mamy zrobić w tej sytuacji, kiedy obroty nie pozwalają nam nawet pokryć pensji załogi?

Może w Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii mają jakiś pomysł?

Styczeń w ogóle zapowiada się wesoło, bo do końca miesiąca trzeba opłacić ratę za koncesję na sprzedaż alkoholu za 1 kwartał. Kolejne kilka tysięcy.

I nawet nie wiemy, czy nas w tym kwartale otworzą. Żeby było śmieszniej, jeśli nie zapłacimy, stracimy ją karnie i w tym roku już nie odzyskamy.

Nadal czekamy na rozpatrzenie wniosku o dopłaty do pensji, ale z tego, co się orientujemy, jeszcze nikt ich nie dostał. Przypominam, że zamknęli nas z dnia na dzień 24 października”.

Od 24 października minęły już prawie trzy miesiące. Trudno więc dziwić się właścicielom lokali, że są zdesperowani. Warto to podkreślić: w grudniu, po półtora miesiąca prac legislacyjnych, uchwalono zwolnienie z ZUS za listopad. Teraz, w drugiej połowie stycznia, rząd pracuje nad zwolnieniem z ZUS i postojowym za grudzień i styczeń. Rząd jest w swoich działaniach dramatycznie opóźniony i frustracja przedsiębiorców w dużej mierze jest winą rządzących.

Dziury w tarczy

"Niebostan" nie ogłosił otwarcia wbrew rządowym zasadom, tak samo jak poznańska kawiarnia Taczaka 20. Z jej właścicielem rozmawialiśmy w październiku, po ogłoszeniu nagłego zamknięcia gastronomii.

Taczaka 20 to też przykład tego, jak dziurawa jest rządowa pomoc. Kawiarnia nie otrzymała zwolnienia z ZUS, bo w 2019 roku przeprowadziła gruntowny remont, czyli dochodu w tym czasie nie miała. Aby pomoc za listopad 2020 otrzymać, trzeba wykazać spadek dochodu o 40 proc. w stosunku do listopada 2019. Czyli w przypadku zawieszenia działalności w listopadzie 2019, zwolnienie z ZUS nie przysługuje.

Być może nie jest to sytuacja powszechna, ale na pewno nie jest odosobniona. Michał Marcinkowski, właściciel Taczaka 20, powiedział nam, że jemu pomoc rządowa nie wystarcza nawet na przetrwanie. Do interesu od marca 2020 dokłada.

Koronaparty

Sama akcja OtwieraMY ma bardzo różne oblicza. Biorą w niej udział setki knajp w całej Polsce. To zarówno restauracje, w których zachowuje się wszystkie zasady rygoru sanitarnego, to też siłownie, gdzie ludzie ćwiczą stłoczeni, bez zachowania dystansu, to również bary, które nie przestrzegają żadnych zasad i tłoczą się w nich ludzie.

Tak jak pisaliśmy, powody buntu nietrudno zrozumieć. Niektórzy jednak narażają w ten sposób swoich klientów.

Warszawski bar PiwPaw jest na skraju upadku. Przed pandemią miał w stolicy cztery lokale, w tym momencie został tylko jeden, ale według właściciela nie ma już szansy go uratować. Jak mówił Radiu Zet, do 18 stycznia miał do zapłacenia 250 tys. złotych zaległego czynszu.

Wobec tego 15 i 16 stycznia lokal zapraszał na „zaszczepienie się Coroną”, co w teorii jest odwołaniem do meksykańskiej marki piwa, ale co się za tym kryje – nietrudno odczytać. Na zdjęciach, które można znaleźć m.in. na facebookowej grupie Strajku Przedsiębiorców, widać, że uczestnicy imprezy w żaden sposób nie zachowywali epidemicznych zasad.

Ile takich imprez odbywa się bez rozgłosu? Nie wiemy. Każda kolejna jest potencjalnym zagrożeniem.

Tanajno: nie jestem antyszczepionkowcem

Świadome łamanie obostrzeń często łączy się z narażaniem swoich klientów na zarażenie. Nic więc dziwnego, że medialnymi twarzami buntu są ludzie, którzy do epidemii mają co najmniej dwuznaczne podejście.

Facebookowa grupa Strajku Przedsiębiorców została utworzona przez Pawła Tanajno i liczy obecnie 261 tys. członków. Tanajno dwukrotnie (w 2015 i 2020 roku) startował w wyborach prezydenckich, w obu przypadkach zdobył poniżej 30 tys. głosów.

Na swojej grupie pisze, że nie jest antyszczepionkowcem, ale w tym samym poście podważa zaufanie do szczepień i podkreśla, że walczy z przymusem szczepień.

W poście z 14 stycznia pisze, że szczepionka nie zakończy „szaleństwa lockdownu”, a jedyne wyjście to „oswoić strach”. Na dowód wrzuca tłumaczenie słów „głównego lekarza Moderny” w bardzo złym tłumaczeniu.

Tal Zaks jest dyrektorem Moderny do spraw medycznych. W koślawym tłumaczeniu („Myślę, że musimy być ostrożni, żeby jak zostajemy zaszczepieni nie nadinterpretować rezultatów tego”).

Tanajno próbuje udowadniać, że skoro dyrektor z Moderny nie ma pewności, czy szczepionka zatrzymuje transmisję, to nie warto liczyć na to, że szczepienie pomoże sytuacji biznesów. Pisze to w demaskatorskim tonie, tymczasem jest to znany fakt, pisaliśmy też o tym w OKO.press.

Na razie wiemy, że szczepionki dopuszczone do obiegu chronią przed zachorowaniem. Badania nad transmisyjnością po zaszczepieniu trwają. Tanajno natomiast w ten sposób podważa zaufanie do szczepień.

Lekka choroba

Inna medialna twarz protestujących przedsiębiorców to Sebastian Pitoń z inicjatywy Góralskie Veto.

W Radiu Zet mówił, że sam „chorował na koronawirusa” i że to „lekka, przyjemna choroba”. W tym samym wywiadzie dodawał: „Jestem człowiekiem bardzo racjonalnym. Nie mogę przyjąć narracji o pandemii. Fakty jej nie wytrzymują. Żadnej pandemii nie ma”.

Z pewnością z takimi przekonaniami nie przejmuje się transmisją wirusa. Nieodpowiedzialne zachowania to jednak kolejne zachorowania i zgony, za które Pitoń nie weźmie odpowiedzialności.

Zgodnie z zapowiedziami, 18 stycznia ruszyły częstsze niż dotychczas kontrole. Urzędnicy sanepidu i policjanci mieli wlepiać mandaty tym, którzy łamią obostrzenia. Co ciekawe, ze 120 kontrolowanych od piątku do niedzieli lokali w Zakopanem kary nie przyznano nikomu. Rozdawano jedynie pouczenia.

OtwieraMY: masowa akcja?

Sam zakres akcji OtwieraMY jest na dziś trudny do oceny. Doniesienia o otwartych restauracjach i barach spływają z całej Polski. Organizatorzy oddolnej akcji stworzyli mapę „wolnego biznesu”, gdzie dodają kolejne miejsca, które włączają się do akcji.

Z mapy nie wynika, żeby akcja OtwieraMY była masowa. W Warszawie znajdziemy na niej trzy miejsca, w Gdańsku - siedem. Część restauracji zapowiada otwarcie dopiero w kolejnych dniach.

Na przykład 40 restauratorów z Gniezna planuje otwarcie na 1 lutego. Restauratorzy, właściciele pubów czy klubów fitness z pewnością nie dadzą o sobie w kolejnych dniach zapomnieć. Szczególnie że rząd nie zaproponował na razie odpowiedniego rozwiązania.

Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii wciąż jest krok za protestującymi przedsiębiorcami. Wiceministra Olga Semeniuk ogłosiła, że ministerstwo uruchamia infolinię dla tych, którzy mimo obostrzeń chcą otwierać działalność. Trudno wyobrazić sobie w jaki sposób miałoby to być rozwiązanie obecnych problemów.

Semeniuk powiedziała dla PAP, że urzędnicy ministerstwa „będą kontaktować się z przedsiębiorcami, grupami, izbami, stowarzyszeniami, które za pośrednictwem portali społecznościowych zapowiedziały swoje szerokie otwarcie od poniedziałku”.

Konfederacja namawia

Do buntu namawiają też posłowie Konfederacji. Na Twitterze Artur Dziambor napisał:

Z kolei Konrad Berkowicz na swoje konta w mediach społecznościowych wrzucał zdjęcia z jednej z krakowskich restauracji, która się otworzyła.

Rząd ma więc bardzo trudny orzech do zgryzienia. Swoją opieszałością i niezdecydowaniem sprowokował bunt, nad którym będzie teraz bardzo trudno zapanować.

Na dziś trudno przewidzieć, czy rzeczywiście będzie on miał charakter masowy. Tak samo trudna jest odpowiedź na pytanie, czy otwieranie - szczególnie klubów tanecznych i barów - gdzie z definicji goście nie zachowują żadnego dystansu, wpłynie znacząco na rozprzestrzenianie się epidemii w Polsce.

Z pewnością część uczestników takich imprez się zarazi. Ignorowanie problemu ze strony rządu może sprowokować większą liczbę miejsc do otwarcia się. Na razie na stłumienie rząd nie ma większego pomysłu poza apelami, infolinią i straszeniem. PiS dziś na własnej skórze doświadcza dziś, jakie konsekwencje ma zła legislacja.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Przeczytaj także:

Komentarze