0:000:00

0:00

Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że Straż Graniczna nie mogła odmówić przyjęcia wniosku azylowego na podstawie notatki służbowej funkcjonariusza. To za mało, żeby uznać, że Czeczenka nie miała prawa ubiegać się o azyl w Polsce.

Przypomnijmy, że Wojewódzki Sąd Administracyjny orzekł, że w takiej sytuacji funkcjonariusz ma obowiązek spisać protokół, który następnie musi być podpisany przez cudzoziemca, którego dotyczy – co będzie dowodem na to, że zawiera prawdziwe informacje.

Do tej pory jedynym dowodem rozmów na granicy – tzw. nieformalnych "popytek" – były notatki służbowe, do których dostęp mieli jedynie funkcjonariusze Straży Granicznej.

Czeczenkę reprezentował prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Jacek Białas: "Wprawdzie wyrok sądu dotyczy tej jednej, konkretnej sprawy, ale nasi pozostali klienci – oraz wiele innych osób na granicy – znajdują się w podobnej sytuacji, tzn. wielokrotnie odmówiono im prawa do przekroczenia granicy i ubiegania się o azyl". Wyrok NSA jest prawomocny.

Błaszczak: jaka szczelna granica

Minister Mariusz Błaszczak od początku do końca (listopad 2016 - grudzień 2017) urzędowania jako minister spraw wewnętrznych chwalił się, że polska granica jest „szczelna”. „Nie będziemy ulegać presji tych, którzy chcą doprowadzić do kryzysu migracyjnego. Nasza polityka jest zupełnie inna. Póki ja jestem ministrem spraw wewnętrznych, póki rządzi rząd PiS, nie narazimy Polski na zagrożenie terrorystyczne”.

Od jesieni 2016 roku Straż Graniczna blokuje uchodźcom na granicy Brześć-Terespol wjazd do Polski i odsyła ich na Białoruś, arbitralnie decydując, że nie mają prawa ubiegania się o azyl w Polsce. A to właśnie granica polsko-białoruska jest najpopularniejszą trasą do Europy dla uchodźców z byłych republik radzieckich, głównie Czeczenów, ale także Tadżyków, Ormian, Azerów, itp. Obywatele tych krajów mogą bowiem wjechać na Białoruś bez wizy i przebywać tam do trzech miesięcy. Wracają coraz bardziej zrozpaczeni, by spróbować ponownie, dopóki starczy im pieniędzy.

OKO.press opisało to w reportażu.

Przeczytaj także:

Fundacja Helsińska: "To może być przełom"

Helsińska Fundacja Praw Człowieka jest obecnie zaangażowana w osiem podobnych spraw – cztery dotyczą niewpuszczenia cudzoziemców na przejściu granicznym z Ukrainą w Medyce oraz cztery w sprawie cudzoziemców z Brześcia.

W siedmiu z nich Wojewódzki Sąd Administracyjny przychylił się do wniosków cudzoziemców reprezentowanych przez HFPC – ale sprawa Czeczenki jest pierwszą, która doszła do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Jacek Białas z HFPC powiedział OKO.press: "Mamy nadzieję, że to będzie przełomowy wyrok, który wyznaczy standardy orzekania".

Do NSA do tej pory wpłynęły jeszcze cztery skargi kasacyjne od Straży Granicznej dotyczące klientów reprezentowanych przez Helsińską Fundację Praw Człowieka. Termin tych rozpraw nie został jeszcze wyznaczony.

Rosyjska ruletka po polsku

Według Konwencji Genewskiej, ratyfikowanej przez Polskę w 1991 roku, każdy, kto czuje się prześladowany w swoim kraju, ma prawo przekroczyć polską granicę i poinformować Straż Graniczną, że chciałby ubiegać się o ochronę międzynarodową.

Straż Graniczna ma obowiązek wniosek przyjąć. I przekazać go Urzędowi do spraw Cudzoziemców. Tak mówi prawo.

Urząd ds. Cudzoziemców, podlegający Ministerstwu Spraw Wewnętrznych – ma sprawdzić, czy są podstawy, aby objąć taką osobę statusem uchodźcy. Jeśli nie, zostaje odesłana do swego kraju. Czekając na decyzję – procedura trwa nawet rok – uchodźcy mają prawo i obowiązek przebywać w Polsce.

Tymczasem strażnicy graniczni podczas tzw. "popytki", czyli rozmowy na granicy, podejmują arbitralną decyzję, czy dana osoba może przekroczyć polską granicę i ubiegać się o status uchodźcy. Zgodnie z prawem, każdy z cudzoziemców, który deklaruje chęć złożenia wniosku o azyl, powinien zostać przetransportowany do najbliższego ośrodka dla cudzoziemców – w Białej Podlaskiej i tam oczekiwać na decyzję Urzędu ds. Cudzoziemców.

W praktyce polscy pogranicznicy nie pozwalają na to prawie nikomu. Obojętnie wysłuchają historii o prześladowaniach, beztrosko kartkują dokumenty, które są dowodami na tortury. Mało tego, drwią i poniżają.

„To jest jak rosyjska ruletka. Nigdy nie wiesz, komu i dlaczego Polaki dadzą szansę na normalne życie. Ale czasem powiedzą: wróć jutro, może się uda” – powiedział w Brześciu reporterce OKO.press Ruslan z Czeczenii, który uciekł przed służbami specjalnymi Kadyrowa.

Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie trzeba pochodzić z terenów objętych wojną, żeby zostać uchodźcą.

Uchodźca to każda osoba, która „na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej zmuszona była opuścić kraj pochodzenia oraz która z powodu tych obaw nie może lub nie chce korzystać z ochrony swojego kraju”.

Czeczeni, podobnie jak Tadżycy, uciekają przed autorytarnymi reżimami, które politycznych opozycjonistów zamykają w więzieniach, a nawet poddają torturom.

Czeczeni są deportowani do Rosji, gdzie czekają ich tortury albo śmierć

W marcu 2018 roku młody Czeczen, który 16 razy próbował przekroczyć polską granicę i złożyć wniosek o azyl, został deportowany do Rosji przez białoruskie władze – i słuch po nim zaginął.

Mężczyzna został deportowany w następstwie desperackiej próby nielegalnego przekroczenia granicy na początku marca 2018 roku. W próbach złożenia wniosku azylowego pomagała mu białoruska organizacja pozarządowa Human Constanta, która jako jedyna działa na miejscu. To jej pracownicy poinformowali o deportacji Czeczena, który uciekł przed torturami i prześladowaniami na tle politycznym.

Takich historii jest więcej – nie wiemy nic o losie większości z tysięcy Czeczenów, których przez ostatnie dwa lata polscy strażnicy graniczni odprawili z kwitkiem. Możemy tylko przypuszczać, że wielu z nich spotkał podobny los.

Wiemy natomiast, co się stało po deportacji z innym Czeczenem – Imranem Salamowem. Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Salamow został deportowany z Białorusi do Rosji 5 września 2017 roku. Wcześniej bezskutecznie próbował złożyć wniosek o ochronę międzynarodową na granicy polsko-białoruskiej w Terespolu. Ostatnio widziany był 11 września 2017 roku na posterunku policji w Groznym. Policja twierdzi, że nie ma go w areszcie.

HFPC przypuszcza, że mógł paść ofiarą tzw. wymuszonego zaginięcia – to powszechna praktyka dokonywana przez państwowych funkcjonariuszy w Czeczenii, w tym samym stopniu, co tortury i inne formy nieludzkiego traktowania.

Amnesty International napisało otwartą petycję, w której domaga się od władz rosyjskich ujawnienia miejsca pobytu Imrana Salamowa.

Human Constanta opublikowała oświadczenie,w którym wzywa polskie i białoruskie władze do zaprzestania bezprawnych praktyk. Cytuje też statystyki: według danych, które zebrali pracownicy organizacji (obecnej na miejscu niemal od początku, czyli jesieni 2016 roku), 16 proc. osób chcących złożyć wniosek o ochronę w Terespolu było torturowanych, 12 proc. uciekło przed zemstą krwi, a 6,5 proc. od przemocy domowej.

Straż Graniczna bierze na przeczekanie: zazwyczaj po kilku miesiącach i kilkunastu (a u rekordzistów nawet kilkudziesięciu) próbach złożenia wniosku o ochronę międzynarodową, uchodźcom kończą się pieniądze, a ich prawo do pobytu na Białorusi wygasa. Są więc zmuszani albo do nielegalnego pozostania na Białorusi, albo do próby nielegalnego przekroczenia granicy, albo deportacji do kraju pochodzenia, co grozi torturami lub śmiercią.

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Przeczytaj także:

Komentarze