0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Łukasz Cynalewski / Agencja GazetaŁukasz Cynalewski / ...

Sprawa cyrku należącego do Kateryny S. i Sebastiana S. ciągnie się od 2016 roku. Wtedy aktywiści Fundacji Viva!, razem z funkcjonariuszami Śląskiej Policji weszli do cyrku stacjonującego w miejscowości Pawłowice. Interwencyjnie odebrano niedźwiedzia brunatnego, dwa żółwie jaszczurowate, żółwia pustynnego i krokodyla nilowego. Od tamtej pory zwierzęta mieszkają w zoo w Poznaniu.

Jeśli najnowszy wyrok Sądu Rejonowego w Jastrzębiu Zdroju się uprawomocni, będzie można stwierdzić z pewnością, że zostaną tam już na zawsze.

Baloo uwięziony w przyczepie

"W 2016 roku prowadziliśmy śledztwo na temat cyrków. Koleżanka odwiedzała cyrki jako widz i rejestrowała telefonem komórkowym wszystko, co zobaczyła" - mówi Anna Plaszczyk z Vivy w rozmowie z OKO.press.

"W cyrku należącym do Kateryny S. i Sebastiana S. nagrała niedźwiedzia. Film pokazaliśmy specjalistom do analizy i dzięki temu dowiedzieliśmy się, że niedźwiedź nieprawidłowo chodzi, że jest za mały, nie ma pazurów i kłów. Uznaliśmy, że musimy przeprowadzić interwencję. Na miejscu okazało się, że niedźwiedź ma do dyspozycji część przyczepy samochodowej i maleńki wybieg zewnętrzny, który nie był wkopany w ziemię. Przepisy nakazują wkopanie go na 1,5 metra, żeby uniemożliwić zwierzętom ucieczkę. Z tego wybiegu niedźwiedź mógłby uciec bez problemu, a to by z pewnością oznaczało dla niego śmierć" - relacjonuje.

Przeczytaj także:

Niedźwiedź, któremu nadano imię Baloo, był wykorzystywany w przerwach pokazów. Wychodził na wybieg i był karmiony popcornem, po czym wracał do przyczepy.

"Lekarze weterynarii stwierdzili u niego zanik mięśni i próchnicę w kanałach zębowych. Niedźwiedź nie miał większości pazurów. Miał też niedobory witaminowe i silną stereotypię (wielokrotne powtarzanie tych samych ruchów, reakcja psychiczna na silny i przewlekły stres. Obserwuje się ją również m.in. u zwierząt hodowanych na futra - od aut.). Ale właściciele nie widzieli niczego złego w stanie zwierzęcia. Nigdy nie podjęli się jego leczenia" - mówi Anna Plaszczyk.

Krokodyl i trzy żółwie w koszmarnych warunkach

Inne zwierzęta również były przetrzymywane w fatalnych warunkach. Odebrany podczas interwencji krokodyl miał zbyt mały basen, w którym nie mógł nawet zanurzyć głowy. Co więcej, właściciele tłumaczyli się, że przecież posiadają kajmana okularowego, a nie krokodyla nilowego. To okazało się nieprawdą, mimo że wskazane przez nich dokumenty mówiły o kajmanie. Zwierzę jest krokodylem, dziś bezpiecznie mieszkającym w zoo w Poznaniu.

Żółwie jaszczurowate były trzymane w jednym pojemniku, co jest niezgodne z nich potrzebami. Powinny mieszkać osobno, a przetrzymywanie ich w parze skutkowało agresją. Jeden z żółwi miał wyraźne blizny po atakach. Odebrany z cyrku żółw pustynny był karmiony sałatą, co mu szkodziło. "Zwierzęta miały też problemy z pancerzami, miały krzywicę" - wymienia Anna Plaszczyk.

Rany, których nie uda się usunąć

Prokuratura w Jastrzębiu Zdroju postawiła właścicielom cyrku 12 zarzutów. Były to między innymi zarzuty znęcania się nad zwierzętami, nielegalnego komercyjnego wykorzystania niedźwiedzia oraz nielegalnego posiadania krokodyla nilowego.

"Już kiedy składaliśmy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, wiedzieliśmy, że wyrok może być tylko jeden. Dowody były mocne. Również opinia biegłej sądowej pokazywała ogrom cierpienia odebranych zwierząt" - informuje Fundacja Viva.

Krokodyl po przewiezieniu do poznańskiego zoo długo nie wychodził z wody. Baloo dostał swój kawałek lasu, ale nadal zachowywał się, jakby miał do dyspozycji tylko małą przyczepę.

"Wciąż był w niej uwięziony, mimo że jego ciało było już wolne" - mówi Anna Plaszczyk. "Większości schorzeń, które cyrk zgotował Baloo nie da się cofnąć. Nie odzyska zębów ani pazurów. Trzeba było amputować mu palec. Tego nie cofniemy" - relacjonuje nasza rozmówczyni. Jak tłumaczy, kły wyrwali mu właściciele cyrku. Pazury usunął sobie sam. Bardzo szybko odebrano go matce, a mały Baloo ze stresu zaczął ssać swoje palce. Robił to tak uporczywie, że wygryzł je aż do macierzy.

Chory niedźwiedź zmuszany do pracy

W takim stanie jako dwulatek przyjechał do Polski z hodowli w Hiszpanii. Właściciele widzieli, że niedźwiedź ma chore łapy i mimo to zmuszali go do pracy. To jest niezgodne z ustawą o ochronie zwierząt, która zakazuje wykorzystywania chorych osobników.

"Często się zastanawiam, co jest gorsze: jakby mu człowiek wyrwał te pazury, czy że doprowadził do sytuacji, że zwierzę samo się okalecza. I dochodzę do wniosku, że to samookaleczenie jest gorsze. Rozpacz Baloo musiała być niewyobrażalnie wielka" - komentuje Plaszczyk. Opowiada też, że dwa lata temu Baloo wykopał gawrę i w niej zasnął. To nie powinno dziwić, gdyby żył na wolności. Jest jednak rzadkością wśród niedźwiedzi żyjących w niewoli.

"Miał tak silny instynkt, że tymi chorymi, poranionymi łapami, wykopał gawrę. To pokazuje, jak bardzo musiał cierpieć, nie mogąc realizować swoich potrzeb w cyrkowej przyczepie" - dodaje aktywistka Vivy.

Wysokie kary finansowe i zakaz pracy ze zwierzętami

Po pięciu latach postępowania zapadł wyrok skazujący Katarynę S. i Sebastiana S. Sąd uznał ich za winnych wszystkich 12 zarzucanych czynów.

"Orzekł też, że zwierzęta nie wrócą do swoich oprawców" – mówi adwokat Katarzyna Topczewska, reprezentująca Vivę w tej sprawie. "Po pięciu latach możemy z ulgą odetchnąć. Zwierzęta odebrane przez nas interwencyjnie w 2016 roku z cyrku są wreszcie bezpieczne. Nie wrócą do maleńkich »terrariów«, ani na arenę. Nie będą obnoszone po niej w takt dudniącej muzyki i stroboskopowego światła. Baloo nie wróci do ciasnej przyczepy. Nie będzie jadł popcornu dla uciechy małych, niczego nieświadomych dzieci" – dodaje.

Kataryna i Sebastian zostali skazani na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, po 8 tys. zł grzywny, po 8 tys. zł nawiązki na rzecz Fundacji Viva, po 5 tys. zł nawiązki nas rzecz funduszu ochrony środowiska oraz pokrycie kosztów wieloletniego procesu.

Sąd zadecydował też o przepadku niedźwiedzia, żółwi i krokodyla. To oznacza, że zostaną w Ogrodzie Zoologicznym w Poznaniu. Orzekł również zakaz prowadzenia działalności cyrkowej związanej z wykorzystywaniem zwierząt przez pięć lat. Sebastian S. otrzymał także zakaz wykonywania zawodu tresera zwierząt. Wyrok jest nieprawomocny.

Coraz mniej zwierząt w cyrkach

Na pytanie, czy to odpowiedni wyrok za znęcanie się nad zwierzętami, Anna Plaszczyk odpowiada: "Jeśli miałabym go ocenić jako osoba, która walczy o los zwierząt, to nie. To zbyt łaskawy wyrok. Jednak jeśli mam go oceniać jako osoba, która od lat w fundacji zajmuje się sprawami karnymi, to ten wyrok mnie zadowala. Kilka lat temu podobna sprawa byłaby umorzona. Dla mnie ważne jest to, że w świat poszedł sygnał, że nie można się znęcać nad zwierzętami. Oskarżeni nie pójdą do więzienia, ale sąd zdecydował o przepadku zwierząt i wysokich karach finansowych. Ci ludzie nie mogą dłużej wykorzystywać zwierząt. Wszyscy właściciele cyrków będą mieli więc naukę. To wyrok edukacyjny" - mówi.

Jak dodaje, świadomość dotycząca cierpienia zwierząt w cyrkach rośnie. W 2016 roku, kiedy aktywiści odbierali Baloo, w spektaklach w całej Polsce pojawiało się 400 zwierząt. Dziś ta liczba nie przekracza 40. Fundacja Viva od lat domaga się całkowitego zakazu dla wykorzystywania zwierząt w cyrkach. "Zmuszanie zwierząt do pracy niezgodnej z ich naturą, uważamy za etycznie naganne" - piszą w petycji.

Podpisało ją już ponad 374 tys. osób.

Baloo lubi łososia, kalafiora topi w basenie

A jak dziś czuje się Baloo? "Ma nowe, wspaniałe życie" - odpowiada Anna Plaszczyk. Zoo w Poznaniu regularnie dokumentuje je na swojej stronie facebookowej. Możemy tam obejrzeć, jak Baloo zjada pierwszy posiłek po śnie zimowym, jak zajada się łososiem i biega po swoim lasku. Przeszedł kilka operacji i potrzebował czasu w przyjaznym otoczeniu, żeby stać się szczęśliwym niedźwiedziem.

Baloo na swoim wybiegu w Poznaniu, fot. Fundacja Viva!

"Baloo ma też swój basen, kocha wodę. Ma ulubione jedzenie, a niektórych rzeczy nie chce jeść. Ja to wiem, choć spędziłam z nim o wiele mniej czasu niż cyrkowi właściciele. Oni nic o nim nie wiedzieli" mówi Anna Plaszczyk.

"Baloo nie cierpi kalafiora, a kiedy go dostaje, idzie utopić w basenie. Lubi za to ryby, orzechy, kwaśne jabłka i młode listki. Jego wybieg wygląda jak klepisko, bo zjada wszystko, co wyrasta z ziemi" - opowiada.

Aktywistka Vivy zaznacza też, że Baloo stał się ambasadorem innych zwierząt wykorzystywanych do cyrkowych spektakli w Polsce. "Cudownie, że dzięki interwencji sprzed pięciu lat temat trafił do szerokiego grona i wiele osób się dowiedziało, jak wygląda rzeczywistość zwierząt cyrkowych".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze