Sąd Rejonowy w Jastrzębiu Zdroju skazał dwójkę właścicieli cyrku za znęcanie się nad zwierzętami. Muszą zapłacić grzywnę i nie mogą już prowadzić działalności cyrkowej. "To wyrok edukacyjny" - komentuje Anna Plaszczyk z Fundacji Viva
Sprawa cyrku należącego do Kateryny S. i Sebastiana S. ciągnie się od 2016 roku. Wtedy aktywiści Fundacji Viva!, razem z funkcjonariuszami Śląskiej Policji weszli do cyrku stacjonującego w miejscowości Pawłowice. Interwencyjnie odebrano niedźwiedzia brunatnego, dwa żółwie jaszczurowate, żółwia pustynnego i krokodyla nilowego. Od tamtej pory zwierzęta mieszkają w zoo w Poznaniu.
Jeśli najnowszy wyrok Sądu Rejonowego w Jastrzębiu Zdroju się uprawomocni, będzie można stwierdzić z pewnością, że zostaną tam już na zawsze.
"W 2016 roku prowadziliśmy śledztwo na temat cyrków. Koleżanka odwiedzała cyrki jako widz i rejestrowała telefonem komórkowym wszystko, co zobaczyła" - mówi Anna Plaszczyk z Vivy w rozmowie z OKO.press.
"W cyrku należącym do Kateryny S. i Sebastiana S. nagrała niedźwiedzia. Film pokazaliśmy specjalistom do analizy i dzięki temu dowiedzieliśmy się, że niedźwiedź nieprawidłowo chodzi, że jest za mały, nie ma pazurów i kłów. Uznaliśmy, że musimy przeprowadzić interwencję. Na miejscu okazało się, że niedźwiedź ma do dyspozycji część przyczepy samochodowej i maleńki wybieg zewnętrzny, który nie był wkopany w ziemię. Przepisy nakazują wkopanie go na 1,5 metra, żeby uniemożliwić zwierzętom ucieczkę. Z tego wybiegu niedźwiedź mógłby uciec bez problemu, a to by z pewnością oznaczało dla niego śmierć" - relacjonuje.
Niedźwiedź, któremu nadano imię Baloo, był wykorzystywany w przerwach pokazów. Wychodził na wybieg i był karmiony popcornem, po czym wracał do przyczepy.
"Lekarze weterynarii stwierdzili u niego zanik mięśni i próchnicę w kanałach zębowych. Niedźwiedź nie miał większości pazurów. Miał też niedobory witaminowe i silną stereotypię (wielokrotne powtarzanie tych samych ruchów, reakcja psychiczna na silny i przewlekły stres. Obserwuje się ją również m.in. u zwierząt hodowanych na futra - od aut.). Ale właściciele nie widzieli niczego złego w stanie zwierzęcia. Nigdy nie podjęli się jego leczenia" - mówi Anna Plaszczyk.
Inne zwierzęta również były przetrzymywane w fatalnych warunkach. Odebrany podczas interwencji krokodyl miał zbyt mały basen, w którym nie mógł nawet zanurzyć głowy. Co więcej, właściciele tłumaczyli się, że przecież posiadają kajmana okularowego, a nie krokodyla nilowego. To okazało się nieprawdą, mimo że wskazane przez nich dokumenty mówiły o kajmanie. Zwierzę jest krokodylem, dziś bezpiecznie mieszkającym w zoo w Poznaniu.
Żółwie jaszczurowate były trzymane w jednym pojemniku, co jest niezgodne z nich potrzebami. Powinny mieszkać osobno, a przetrzymywanie ich w parze skutkowało agresją. Jeden z żółwi miał wyraźne blizny po atakach. Odebrany z cyrku żółw pustynny był karmiony sałatą, co mu szkodziło. "Zwierzęta miały też problemy z pancerzami, miały krzywicę" - wymienia Anna Plaszczyk.
Prokuratura w Jastrzębiu Zdroju postawiła właścicielom cyrku 12 zarzutów. Były to między innymi zarzuty znęcania się nad zwierzętami, nielegalnego komercyjnego wykorzystania niedźwiedzia oraz nielegalnego posiadania krokodyla nilowego.
"Już kiedy składaliśmy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami, wiedzieliśmy, że wyrok może być tylko jeden. Dowody były mocne. Również opinia biegłej sądowej pokazywała ogrom cierpienia odebranych zwierząt" - informuje Fundacja Viva.
Krokodyl po przewiezieniu do poznańskiego zoo długo nie wychodził z wody. Baloo dostał swój kawałek lasu, ale nadal zachowywał się, jakby miał do dyspozycji tylko małą przyczepę.
"Wciąż był w niej uwięziony, mimo że jego ciało było już wolne" - mówi Anna Plaszczyk. "Większości schorzeń, które cyrk zgotował Baloo nie da się cofnąć. Nie odzyska zębów ani pazurów. Trzeba było amputować mu palec. Tego nie cofniemy" - relacjonuje nasza rozmówczyni. Jak tłumaczy, kły wyrwali mu właściciele cyrku. Pazury usunął sobie sam. Bardzo szybko odebrano go matce, a mały Baloo ze stresu zaczął ssać swoje palce. Robił to tak uporczywie, że wygryzł je aż do macierzy.
W takim stanie jako dwulatek przyjechał do Polski z hodowli w Hiszpanii. Właściciele widzieli, że niedźwiedź ma chore łapy i mimo to zmuszali go do pracy. To jest niezgodne z ustawą o ochronie zwierząt, która zakazuje wykorzystywania chorych osobników.
"Często się zastanawiam, co jest gorsze: jakby mu człowiek wyrwał te pazury, czy że doprowadził do sytuacji, że zwierzę samo się okalecza. I dochodzę do wniosku, że to samookaleczenie jest gorsze. Rozpacz Baloo musiała być niewyobrażalnie wielka" - komentuje Plaszczyk. Opowiada też, że dwa lata temu Baloo wykopał gawrę i w niej zasnął. To nie powinno dziwić, gdyby żył na wolności. Jest jednak rzadkością wśród niedźwiedzi żyjących w niewoli.
"Miał tak silny instynkt, że tymi chorymi, poranionymi łapami, wykopał gawrę. To pokazuje, jak bardzo musiał cierpieć, nie mogąc realizować swoich potrzeb w cyrkowej przyczepie" - dodaje aktywistka Vivy.
Po pięciu latach postępowania zapadł wyrok skazujący Katarynę S. i Sebastiana S. Sąd uznał ich za winnych wszystkich 12 zarzucanych czynów.
"Orzekł też, że zwierzęta nie wrócą do swoich oprawców" – mówi adwokat Katarzyna Topczewska, reprezentująca Vivę w tej sprawie. "Po pięciu latach możemy z ulgą odetchnąć. Zwierzęta odebrane przez nas interwencyjnie w 2016 roku z cyrku są wreszcie bezpieczne. Nie wrócą do maleńkich »terrariów«, ani na arenę. Nie będą obnoszone po niej w takt dudniącej muzyki i stroboskopowego światła. Baloo nie wróci do ciasnej przyczepy. Nie będzie jadł popcornu dla uciechy małych, niczego nieświadomych dzieci" – dodaje.
Kataryna i Sebastian zostali skazani na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, po 8 tys. zł grzywny, po 8 tys. zł nawiązki na rzecz Fundacji Viva, po 5 tys. zł nawiązki nas rzecz funduszu ochrony środowiska oraz pokrycie kosztów wieloletniego procesu.
Sąd zadecydował też o przepadku niedźwiedzia, żółwi i krokodyla. To oznacza, że zostaną w Ogrodzie Zoologicznym w Poznaniu. Orzekł również zakaz prowadzenia działalności cyrkowej związanej z wykorzystywaniem zwierząt przez pięć lat. Sebastian S. otrzymał także zakaz wykonywania zawodu tresera zwierząt. Wyrok jest nieprawomocny.
Na pytanie, czy to odpowiedni wyrok za znęcanie się nad zwierzętami, Anna Plaszczyk odpowiada: "Jeśli miałabym go ocenić jako osoba, która walczy o los zwierząt, to nie. To zbyt łaskawy wyrok. Jednak jeśli mam go oceniać jako osoba, która od lat w fundacji zajmuje się sprawami karnymi, to ten wyrok mnie zadowala. Kilka lat temu podobna sprawa byłaby umorzona. Dla mnie ważne jest to, że w świat poszedł sygnał, że nie można się znęcać nad zwierzętami. Oskarżeni nie pójdą do więzienia, ale sąd zdecydował o przepadku zwierząt i wysokich karach finansowych. Ci ludzie nie mogą dłużej wykorzystywać zwierząt. Wszyscy właściciele cyrków będą mieli więc naukę. To wyrok edukacyjny" - mówi.
Jak dodaje, świadomość dotycząca cierpienia zwierząt w cyrkach rośnie. W 2016 roku, kiedy aktywiści odbierali Baloo, w spektaklach w całej Polsce pojawiało się 400 zwierząt. Dziś ta liczba nie przekracza 40. Fundacja Viva od lat domaga się całkowitego zakazu dla wykorzystywania zwierząt w cyrkach. "Zmuszanie zwierząt do pracy niezgodnej z ich naturą, uważamy za etycznie naganne" - piszą w petycji.
Podpisało ją już ponad 374 tys. osób.
A jak dziś czuje się Baloo? "Ma nowe, wspaniałe życie" - odpowiada Anna Plaszczyk. Zoo w Poznaniu regularnie dokumentuje je na swojej stronie facebookowej. Możemy tam obejrzeć, jak Baloo zjada pierwszy posiłek po śnie zimowym, jak zajada się łososiem i biega po swoim lasku. Przeszedł kilka operacji i potrzebował czasu w przyjaznym otoczeniu, żeby stać się szczęśliwym niedźwiedziem.
"Baloo ma też swój basen, kocha wodę. Ma ulubione jedzenie, a niektórych rzeczy nie chce jeść. Ja to wiem, choć spędziłam z nim o wiele mniej czasu niż cyrkowi właściciele. Oni nic o nim nie wiedzieli" mówi Anna Plaszczyk.
"Baloo nie cierpi kalafiora, a kiedy go dostaje, idzie utopić w basenie. Lubi za to ryby, orzechy, kwaśne jabłka i młode listki. Jego wybieg wygląda jak klepisko, bo zjada wszystko, co wyrasta z ziemi" - opowiada.
Aktywistka Vivy zaznacza też, że Baloo stał się ambasadorem innych zwierząt wykorzystywanych do cyrkowych spektakli w Polsce. "Cudownie, że dzięki interwencji sprzed pięciu lat temat trafił do szerokiego grona i wiele osób się dowiedziało, jak wygląda rzeczywistość zwierząt cyrkowych".
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze