0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Regina SkibińskaFot. Regina Skibińsk...

Grupa ludzi stoi przy drodze przy dwóch samochodach wojskowych: ciężarowce i Fordzie Rangerze. Nagle szybka akcja. Mężczyzna w mundurze kopniakiem w okolice tułowia powala drugiego na ziemię. Ten zwija się w pół i upada, ale wtedy dosięga go kolejny kopniak, po czym atakujący przytrzymuje go nogą, żeby nie wstał.

Taki widok mi się ukazuje, gdy w towarzystwie znajomej jadę szutrową drogą przez las od wsi Biała Straż w stronę Opaki. Na widok przemocy zatrzymujemy samochód i wybiegamy. Żołnierze stoją wzdłuż rowu nad dwoma imigrantami. Jeden cudzoziemiec siedzi w rowie, drugi chłopak klęczy dłońmi skutymi za plecami. Na twarzy ma ciemne plamy, na skroni plaster, świeżą krew na spierzchniętych ustach, skrzep na wardze i pod nosem, i wybitą górną jedynkę. Obaj są przerażeni i łamanym angielskim proszą o pomoc.

– Co im robicie! Przestańcie! – krzyczy moja towarzyszka i biegniemy zobaczyć, w jakim stanie są cudzoziemcy. W tym czasie kilku mężczyzn wskakuje do Forda Rangera i błyskawicznie odjeżdżają. Pozostali zasłaniają twarze.

Funkcjonarusz stoi na drodze. W tle osoby siedzące na poboczy z rękami w kajdankach
Fot. Regina Skibińska

Traumatyczne wspomnienia z Białorusi

Na miejscu bardzo szybko pojawiają się funkcjonariusze Straży Granicznej (jeden z grupy poszukiwawczo-ratowniczej), ale przed ich przyjazdem dajemy cudzoziemcom wodę i pytamy, skąd są. Ten, który został skopany, pochodzi z Jemenu, zaś klęczący chłopak podaje się za studenta ekonomii z Syrii. Moja znajoma dzwoni na nr 112 oraz powiadamia Grupę Granica.

Pogranicznicy nas legitymują i nakazują zachować odległość od cudzoziemców, ale na to ostatnie się nie zgadzamy, gdyż jeden z chłopaków ma skute z tyłu ręce i nie jest w stanie sam się napić. Chcemy też ustalić, co im dolega, gdyż ich stan wydaje się niepokojący: Jemeńczyk skarży się na kłucie w klatce piersiowej i wymiotuje, jego kolega z przerażeniem błaga, żeby go nie wyrzucać na Białoruś, gdyż spędził w lesie trzy miesiące, został pobity przez białoruskich pograniczników, którzy wybili mu ząb oraz poszczuli psem, który go pogryzł, na twarzy ma też ślad po oparzeniu, które również ma być dziełem białoruskich służb. Chłopak trzęsie się z przerażenia, płacze, mówi o mamie, skarży się, że żołnierze go uderzyli i się z niego wyśmiewali i deklaruje, że popełni samobójstwo, jeśli go wyrzuca na Białoruś, bo tego, co tam go czeka, więcej nie zniesie.

Na moją prośbę pogranicznik uwalnia ręce chłopaka, który od razu obmywa sobie twarz z kurzu i resztek krwi. Widać, że oprócz starszych obrażeń ma też świeży ślad po mocnym uderzeniu w twarz. Pokazuje też stwardnienie na ręce, w którą miał go uderzyć polski żołnierz. Obaj młodzi mężczyźni jasno mówią przy funkcjonariuszu SG i przy nas, że chcą się ubiegać o azyl w Polsce.

Karetka nie przyjedzie

Funkcjonariusz jest zdziwiony naszymi twierdzeniami o przemocy stosowanej przez żołnierzy. Tłumaczy, że lekkie szturchnięcie nogą to nie przemoc. Nie wiem, czy widział zajście, ale to, co ja zobaczyłam, nie było lekkim szturchnięciem nogą. Bardziej przywodzi mi na myśl kiboli rozprawiających się z sympatykiem przeciwnej drużyny. Niemniej jednak trudno odmówić funkcjonariuszowi profesjonalizmu. Przez cały czas zachowuje spokój, choć wymykają mu się drobne uszczypliwości.

W pewnym momencie pogranicznik informuje, że policja nie przyjedzie, gdyż wojsko podlega Żandarmerii Wojskowej. Później podaje, że nie przyjedzie również karetka pogotowia, a cudzoziemcy zostaną zabrani do placówki SG. Przypadkiem okazuje się, że w pobliżu przebywa pielęgniarz z międzynarodowej organizacji humanitarnej, który po zbadaniu Jemeńczyka nie odnotował poważniejszych obrażeń, tylko ból w okolicach żeber.

Człowiek z rękami w kajdankach klęka na poboczu drogi. Widać pojazd Śtraży Granicznej
Fot. Regina Skibińska

Przerażeni cudzoziemcy jadą na placówkę SG, my do Hajnówki na komendę policji, poinformować o pobiciu cudzoziemców. Policjantka sporządza notatkę i wysyła ją do żandarmerii w Białymstoku, gdzie następnego dnia jedziemy złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez żołnierzy.

Zapytałam o incydent rzeczniczkę podlaskiej SG mjr Katarzynę Zdanowicz oraz biuro prasowe MON. Rzeczniczkę SG poprosiłam o informacje o dalszym losie ujętych cudzoziemców.

Przeczytaj także:

Wojsko tłumaczy, że nie stosuje przemocy

MON przekierował pytanie do wojska. W imieniu Wojskowego Zgrupowania Zadaniowego Podlasie odpowiedziała oficer prasowy mjr Magdalena Kościńska, która wyjaśniła, że 8 maja 2024 roku ok. 18:20 doszło do ujęcia dwóch migrantów (obywatela Syrii i Jemenu), którzy przekroczyli granicę państwową wbrew przepisom.

”W momencie dojazdu żołnierzy do tego miejsca migranci uciekali. Żołnierze zaczęli biec za nimi. Jednego udało się zatrzymać. Natomiast drugi cały czas uciekał. Żołnierz dobiegł do niego. Migrant był agresywny w stosunku do żołnierza. Żołnierz przyprowadził go do miejsca, gdzie już był drugi migrant. Nadal cudzoziemiec nie stosował się do poleceń wydawanych w języku angielskim oraz gestami, łapał się gałęzi i wymachiwał rękoma. Jego zachowanie mogło zagrozić bezpieczeństwu innych żołnierzy. Proszono migranta, aby usiadł i czekał. Nie reagował na żadne polecenia. Żołnierz zastosował środek przymusu bezpośredniego w postaci techniki obezwładniania, uważając, aby migrant nie uderzył się o pojazd i nie upadł na twarz. Po ujęciu żołnierze powiadomili Straż Graniczną o tym fakcie. Jeden z migrantów poinformował żołnierzy, że Białorusini wybili mu zęba. Komunikował się w języku angielskim”.

Zaskoczenie budzi, że „środek przymusu bezpośredniego” polega na kopaniu człowieka, także wtedy, gdy już znajduje się na ziemi. Niepokojąco brzmi też to, że zastosowanie środka miało miejsce po tym, gdy żołnierz przyprowadził migranta w miejsce, gdzie znajdował się drugi z migrantów, tym bardziej że w miejscu tym znajdowało się kilku żołnierzy. Logiczne wydaje się bowiem, że w tej sytuacji kilku żołnierzy mogłoby obezwładnić cudzoziemca w mniej inwazyjny sposób.

„Wszystkie procedury są ściśle przestrzegane”

Mjr Magdalena Kościńska podała też, że na miejsce został skierowany przez SG Nieetatowy Zespół Interwencyjny oraz sanitariusz z organizacji humanitarnej. Po przebadaniu stwierdzono, że nie ma podstaw do hospitalizacji. Karetka pogotowia została odwołana, zanim pojawił się pielęgniarz (nie sanitariusz) i nie został on przez nikogo skierowany, tylko akurat był w okolicy i przyjechał po kontakcie z osobą cywilną, która była na miejscu.

„Żołnierze nie mają prawa stosować przemocy wobec migrantów, którzy nielegalnie przekraczają granicę państwa. Mogą jednak zastosować środek przymusu bezpośredniego w postaci techniki obezwładniania, gdy zachowanie innych osób może zagrozić bezpieczeństwu żołnierzy. Po ujęciu takich osób natychmiast powiadamiają Straż Graniczną i funkcjonariusze wtedy przystępują do wykonania wszystkich koniecznych czynności służbowych. Gdyby dochodziło do przekroczenia uprawnień ze strony żołnierzy, to wtedy organem właściwym do przeprowadzenia czynności wyjaśniających jest Żandarmeria Wojskowa. Wszystkie procedury są ściśle przestrzegane, a przełożeni na żadnym szczeblu nie tolerują aktów przemocy. Żołnierzom każdorazowo są udzielane instruktaże dotyczące uprawnień, jakie mają w czasie ujęcia migrantów” – tłumaczy Magdalena Kościńska.

Migranci od dawna skarżyli się na przemoc ze strony służb

Rzeczniczka podlaskiej Straży Granicznej obiecała udzielić odpowiedzi 10 maja, ale nie dotrzymała słowa.

Wiadomo jednak, że obaj cudzoziemcy mają trafić do ośrodków zamkniętych. Straż Graniczna miała wątpliwości co do pochodzenia chłopaka z Syrii. Niezależnie jednak od tego, skąd chłopak przybył (finalnie został on uznany za Syryjczyka), nie zmienia to jednak istoty sprawy, że zachowanie żołnierzy wobec obu mężczyzn były przemocowe, a stosowanie przez wojsko przemocy wobec bezbronnych i przerażonych ludzi jest niedopuszczalne. Niezależnie od tego, skąd pochodzą i czy mają realne szanse na uzyskanie międzynarodowej ochrony w Polsce, czy też nie.

Od dawna imigranci sygnalizują, że polscy funkcjonariusze SG i żołnierze są wobec nich brutalni. Widziałam obrażenia osób, które twierdziły, że to rezultat działań polskich służb. Aktywiści często mówią o takich sytuacjach. Niemniej jednak w takich przypadkach trudno o stuprocentową pewność, czy sprawcami byli polscy mundurowi, gdyż cudzoziemcy mogą się pomylić, mogą wprowadzać w błąd albo nieścisłości wynikają z tłumaczenia.

Teraz zobaczyłam na własne oczy stosowanie przemocy, a natychmiastowa ucieczka kilku żołnierzy z miejsca zdarzenia pozwala przypuszczać, że chcieli oni uniknąć konfrontacji.

Niepokojące są też próby bagatelizowania zdarzenia przez SG i wojsko. Żandarmeria Wojskowa, która przesłuchała mnie w charakterze świadka, poprosiła mnie o zgodę na badanie wariografem. Zgodziłam się i mam nadzieję, że dojdzie do takiego badania i potwierdzi się, że nie oszukałam służb. Mam również nadzieję, że badaniu wariografem zostaną poddani również żołnierze uczestniczący w zdarzeniu.

;

Udostępnij:

Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu. Angażuje się w działania pomocowe na granicy z Białorusią.

Komentarze