0:00
0:00

0:00

Atak na Jacka Harłukowicza nastąpił po jego publikacjach z marca i kwietnia 2020. Dziennikarz ujawnił na łamach „Gazety Wyborczej”, że sprowadzone przez KGHM z Chin maseczki mają lewe certyfikaty - wystawione przez firmę, która nie ma uprawnień do wydawania takich dokumentów. Później badania zlecone przez Ministerstwo Zdrowia potwierdziły, że maseczki nie chronią przed koronawirusem, ani w ogóle przed żadnymi wirusami.

Harłukowicz

  • opisał sprawę ważną dla wszystkich Polaków - bo dotyczącą naszego bezpieczeństwa zdrowotnego;
  • ujawnił, że może ono być zagrożone, gdy ludzie będą stosować maseczki zakupione przez KGHM jako antywirusowe;
  • być może zapobiegł tym samym zakażeniom części personelu medycznego, do którego trafiły maseczki z KGHM;
  • ograniczył dalszy napływ do Polski bezwartościowych środków ochrony, bo po publikacji inni importerzy zaczęli zwracać uwagę na lewe certyfikaty;
  • wymusił na państwowych służbach - które wcześniej bezradnie patrzyły jak do Polski napływa drogi chłam - by zaczęły wreszcie kontrolować kupowane środki medyczne.
  • Działał więc z pewnością w interesie publicznym,
  • a przy tym dochował zasad dziennikarskiej staranności.

Za ujawnienie sprawy lewych certyfikatów powinien mu być wdzięczny rząd (który przecież chyba chce walczyć z epidemią, a nie dawać Polakom pozory bezpieczeństwa i narażać na zakażenie) i państwowe służby (bo dziennikarz wykonał za nie ich robotę).

Przede wszystkim jednak powinien podziękować Harłukowiczowi KGHM i jego akcjonariusze - bo być może publikacje „Gazety Wyborczej” uchroniły koncern przed odpowiedzialnością odszkodowawczą, która groziłaby mu, gdyby okazało się, że np. pracownicy służby zdrowia, którzy używali maseczek, zachorowali albo nawet zmarli na COVID-19.

Tymczasem dziennikarz został zaatakowany i zmieszany z błotem przez koncern, szefa kancelarii premiera (to Mateusz Morawiecki zlecił spółce zakup maseczek) i medialną machinę stojącą za PiS-em.

KGHM zarzucił mu:

  • oszczerstwa,
  • manipulacje,
  • niewiedzę i brak rzetelności,
  • myślenie w kategoriach „im gorzej dla Polski, tym lepiej dla nas”,
  • stworzenie zagrożenia ciągłości dostaw sprzętu,
  • działania, które „wyglądają jak sabotaż”,
  • rozpowszechnianie fake newsów,
  • hejt
  • oraz wpisywanie się w nurt „kłamstw pisanych w imieniu spekulantów zbijających fortunę na pandemii albo oszczerstw powtarzanych za rosyjskimi mediami”.

Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk ogłosił, że teksty Harłukowicza nie tylko „dyskredytują działania Państwa polskiego” i mogą „realnie wywoływać społeczne zaniepokojenie”.

„Wcześniej podobnie nierzetelne informacje ukazywały się w mediach takich jak »Russia Today«. Czy naprawdę warto wpisywać się w ten scenariusz? Raz jeszcze apelujemy o dziennikarską rzetelność!” - pisał minister Dworczyk.

Gdy okazało się, że dziennikarz miał rację, nikt nie cofnął ciężkich słów, które padły pod jego adresem, nie przeprosił za nie. Obrzucające go błotem komunikaty KGHM i wpisy w mediach społecznościowych do dziś wiszą w internecie. Według redakcji OKO.press, dla dobra debaty publicznej, tej sprawy nie można tak zostawić. Jako obywatelskie narzędzie kontroli władzy i portal, który docenia wkład dziennikarstwa śledczego w ujawnianie rozmaitych nieprawidłowości i nadużyć władzy,

domagamy się więc od szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka i od szefa KGHM Marcina Chludzińskiego, by przeprosili Harłukowicza za wszystkie oszczerstwa i insynuacje wysuwane pod jego adresem.

Od siebie dodajemy: dzięki Jacku za dobrą dziennikarską robotę!

Przeczytaj także:

PR-owa akcja dla Dudy i rządu

Przypomnijmy. Od drugiej połowy marca 2020 kontrolowany przez państwo KGHM sprowadzał do Polski kolejne partie sprzętu medycznego i środków ochrony, które miały pomóc w walce z epidemią koronawirusa.

Zamówił kilka samolotów z takim transportem i z ich przylotów robił kolejne PR-owe akcje - chwaląc zaangażowanie i pomoc prezydenta Andrzeja Dudy, premiera Mateusza Morawieckiego i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina.

Największy show zorganizowano, gdy 14 kwietnia na warszawskim lotnisku wylądował Antonow An-225. Witali go premier Morawiecki, wicepremier Sasin i świta innych działaczy PiS. Publiczne i prawicowe media przez kilka dni mówiły o transporcie, przedstawiając go jako wielki sukces rządu PiS. Chwaliły przy tym szczodrość koncernów,

które kupiły towar - Lotosu i KGHM.

Jak informował potem rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz, sprzęt z tego transportu trafił do Agencji Rezerw Materiałowych. Stamtąd został przekazany m.in. do placówek służby zdrowia.

17 kwietnia prezes KGHM Marcin Chludziński pisał na Twitterze: „Dziś maski ochronne i kombinezony z transportów KGHM z Chin trafiły do kolejnych dolnośląskich medyków.

Wyprzedzę absurdalne Fake News: mają wszystkie niezbędne certyfikaty i sprawdzają się w szpitalach”. Wpis zilustrował zdjęciami sprzętu i certyfikatów potwierdzających zgodność maseczek z unijnymi normami.

Gdy Chludziński publikował wpis, dziennikarze dopytywali już KGHM o jakość chińskich środków ochrony.

Wpis Marcina Chludzińskiego na Twitterze z 17 kwietnia 2020

Harłukowicz: samolotem przyleciały lewe maseczki

23 kwietnia ukazał się artykuł Jacka Harłukowicza. Dziennikarz sprawdził certyfikaty, których zdjęcia opublikował Chludziński. Okazało się, że

wydała je włoska firma Ente Certificazione Macchine, która nie ma uprawnień do nadawania znaku CE, potwierdzającego zgodność produktów z normami UE.

Potwierdził to z resztą w rozmowie z Harłukowiczem przedstawiciel samej ECM. A Centralny Instytut Ochrony Pracy (CIOP), który pilnuje zgodności sprowadzonych towarów z normami unijnymi stwierdził, że o problemie z dokumentami wydawanymi przez ECM wie od dawna. I gdy ktokolwiek pytał wcześniej o certyfikaty ECM, Instytut zawsze informował, że „nie potwierdzają one zgodności środków ochrony indywidualnej z wymaganiami zasadniczymi Rozporządzenia (UE) 2016/425.”

I że „bez przeprowadzenia badań podstawowych parametrów ochronnych oferowanych wyrobów brakuje gwarancji właściwego poziomu ochrony”.

Harłukowicz zwrócił się w tej sprawie z pytaniami do KGHM. Usłyszał jednak tylko zapewnienia o autentyczności opublikowanych przez Chludzińskiego certyfikatów. „W przypadku podawania nieprawdziwych informacji będziemy zmuszeni podjąć kroki prawne w celu przeciwdziałania naruszaniu dóbr osobistych Spółki” - zagroził mu koncern.

Nagonka na Harłukowicza

Po publikacji Harłukowicza władze KGHM jakby dostały szału.

Spółka wydała oświadczenie, pod którym podpisała się Lidia Marcinkowska-Bartkowiak, dyrektor naczelna ds. komunikacji, jedna z najbliższych współpracowniczek prezesa Chludzińskiego (ściągnął ją do KGHM w 2018 roku, razem z innymi osobami powiązanymi z Fundacją Republikańską, której kiedyś szefował).

W oświadczeniu Marcinkowska-Bartkowiak po raz kolejny powtórzyła, że maseczki kupione przez KGHM mają certyfikaty. Informacje „Gazety Wyborczej” nazwała oszczerstwami i manipulacjami. „Tego typu informacje mają wywołać niepokój oraz sprawić, że społeczeństwo straci zaufanie nie tyle do organizatora dostawy czy poszczególnego producenta, ile do całego systemu dostaw dla służby zdrowia.

To niebezpieczne i wygląda jak sabotaż, a nie dbałość o bezpieczeństwo i jakość. Autor nie jest w stanie pojąć, że takie oszczerstwa zagrażają ciągłości dostaw,

między innymi poprzez podważenie zaufania pomiędzy partnerami handlowymi” - pisała.

Koncern informował też, że wystąpił do redakcji „Gazety Wyborczej” o sprostowanie artykułu i groził dalszymi krokami prawnymi.

komunikat KGHM z 23 kwietnia 2020
Fragment komunikatu KGHM z 23.04.2020 r. KLIKNIJ na zdjęcie, aby przejść do pełnej treści dokumentu.

Prezes KGHM Marcin Chludziński w rozmowie z TVP Info przekonywał, że artykuł Harłukowicza nie tylko godzi w dobre imię spółki, ale też w bezpieczeństwo państwa.

„Jest to sianie niepokoju, jest to burzenia zaufania, można sobie zadać pytanie, czy to nie jest sabotaż działań państwa, instytucji, które robią to w sposób skuteczny” - mówił.

I przekonywał: „»Gazeta Wyborcza« zachowuje się według znanej maksymy: jeśli fakty są przeciwko nam, tym gorzej dla faktów. To sytuacja kompletnie niezrozumiała, szczególnie w sytuacji, gdy wszyscy solidarnie: my, inne firmy (...) służba zdrowia, ratownicy, policja - działają na pierwszej linii walki z epidemią, a krajowi udaje się to skutecznie robić” .

Przypominając, że wkrótce ma wylądować ósmy samolot z transportami medycznymi, przygotowany przez KGHM perorował: „Ludzie nie śpią w nocy, żeby te transporty były odprawiane logistycznie i lądowały w Polsce.

Ale są tacy, którzy wychodzą z założenia, że im gorzej dla Polski, tym lepiej dla nas - z tym będziemy konsekwentnie walczyć”.

Po raz kolejny zapewnił, że maseczki mają potrzebne certyfikaty i kpił: „Nie mamy jednej rzeczy - i to chyba kogoś boli. Nie mamy certyfikatu „Gazety Wyborczej”. I to jest chyba cały problem w tej całej sytuacji (…)

boli po prostu to, że skutecznie można wyposażyć ludzi w środki ochrony. I robić to zdecydowanie bardziej skutecznie niż inne kraje w Europie” - mówił,

dając do zrozumienia, że Harłukowicz, a może i cała redakcja „Gazety Wyborczej” chcieliby żeby Polacy byli pozbawieni środków ochrony i żeby Polska radziła sobie z koronawirusem gorzej niż inne państwa.

„Już dawno dziennikarstwo realne i prawdziwe skończyło się w wydaniu niektórych mediów. Będziemy wyciągać kroki prawne. Najpierw prosić o sprostowanie tych fake newsów i kłamstw, a potem - jeśli to się nie wydarzy - będziemy występować na drogę sądową” - zapowiadał prezes KGHM.

Wypowiedzi Chludzińskiego cytowało wiele mediów, te propisowskie - eksponując ciężkie słowa rzucane pod adresem Harłuhowicza i jego redakcji.

Wpis TVP Info na Twitterze z 23 kwietnia 2020

30 kwietnia „Wyborcza” opublikowała jednak kolejny tekst Harłukowicza o maseczkach kupionych przez KGHM. Potwierdzał wcześniejsze ustalenia i dodawał, że są one bezużyteczne dla służby zdrowia. Pisał też, że w sprowadzeniu towaru pomagała koncernowi fundacja założona przez byłego pierwszego sekretarza ambasady Chińskiej Republiki Ludowej w PRL, a później także kierownika ds. ZSRR i Europy Wschodniej w Państwowej Komisji ds. Planowania ChRL.

Po publikacji KGHM pisał na Twitterze:

„Kolejny #FakeNews »Gazety Wyborczej«. Przez niewiedzę i brak rzetelności - »GW« wprowadza Polaków w błąd.

Nie będzie oświadczeń, wyślemy pozew. Maseczki już pomagają w walce z #koronawirus, ich jakość jest potwierdzona badaniami. Hejt nie zatrzyma pomocy dla polskich szpitali”.

Marcin Chludziński - podając dalej wpis KGHM - komentował: „Co raz bardziej kłamliwe teksty, jutro okaże się, że w naszych kopalniach wyzyskujemy dzieci, a za dwa dni, że reptilianie opanowali świat Pozew pozostał”. [pisowania oryginalna]

Wpis Marcina Chludzińskiego na Twitterze z 30.04.2020

A Lidia Marcinkowska-Bartkowiak dodawała: „Dla GW nie ma już zapewne ratunku.

Gdyby te fake newsy nie były groźne, jak większość kłamstw pisanych w imieniu spekulantów zbijających fortunę na pandemii albo oszczerstw powtarzanych za rosyjskimi mediami, to mogłoby nawet śmieszyć.

Szkoda energii. Robimy swoje-pomagamy dalej”.

Wpis Lidii Marcinkowskiej na TT z 30 kwietnia

Do publikacji Harłukowicza odniósł się też szef KPRM Michał Dworczyk. Na Twitterze pisał, że „sprzęt sprowadzony przez KGHM spełnia wymagania polskie i europejskie oraz rekomendację krajowego konsultanta.

Niestety kolejny tekst »Gazety Wyborczej« nie tylko bezpodstawnie dyskredytuje działania Państwa polskiego, ale może realnie wywoływać społeczne zaniepokojenie”.
Wpis Michała Dworczyka na Twitterze z 30 kwietnia 2020

„Wcześniej podobnie nierzetelne informacje ukazywały się w mediach takich jak »Russia Today«. Czy naprawdę warto wpisywać się w ten scenariusz? Raz jeszcze apelujemy o dziennikarską rzetelność!” - dodał w kolejnym wpisie.

Wpis Michała Dworczyka na Twitterze z 30 kwietnia 2020

I znów wpisy Chludzińskiego, KGHM, Dworczyka powielały publiczne i prawicowe media.

Badania potwierdzają ustalenia Harłukowicza, nikt nie przeprasza

Po publikacjach Harłukowicza i kolejnych doniesieniach mediów o problemach z certyfikatami maseczek, Ministerstwo Zdrowia zleciło Centralnemu Instytutowi Ochrony Pracy badania partii towaru sprowadzonego w czasie epidemii koronawirusa. Objęto nimi m.in. maseczki kupione przez KGHM, które przyleciały 14 kwietnia Antonowem. Okazało się, że nie spełniają norm "nie spełniają norm FFP", czyli nie chronią przed niebezpiecznymi cząstkami.

16 maja KGHM napisał w komunikacie, że spółka „uzyskała raport z badania, które wskazuje na niedostateczną jakość partii masek sprowadzonych przez Spółkę.” I że

„maski, zgodnie z oceną Centralnego Instytutu Ochrony Pracy - Państwowego Instytutu Badawczego, nie spełniają norm, które zostały zadeklarowane przez producentów”.

Zapewniała, że poinformowała o tym odbiorcę masek. A równocześnie zwróciła się do dostawcy „z oczekiwaniem wyjaśnienia i podjęcia jak najszybszych kroków w celu prawidłowej realizacji zamówienia”.

Lidia Marcinkowska informowała o tym również na Twitterze.

Wpis Lidii Marcinkowskiej na Twitterze z 18 maja 2020
Marcinkowska, Chludziński, KGHM i Dworczyk ani słowem nie odnieśli się jednak do oskarżeń, które wcześniej rzucali pod adresem Jacka Harłukowicza. Nie wycofali ich i nie przeprosili za nie.

Komunikaty i wpisy z oszczerstwami do dziś wiszą w internecie.

;

Udostępnij:

Bianka Mikołajewska

Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.

Komentarze