Program PiS zawiera obszerny wykład historyczno-ideologiczny. Pełen przekłamań oraz kompletnych fantazji. Ateista dowie się, że bez katolicyzmu nie ma moralności, a Polski bez Kościoła. Rząd Tuska doprowadził państwo do rozkładu i traktował rządzenie jako zabawę - „haratając w gałę”. Przeciwnicy są traktowani przez PiS jako amoralni wrogowie i zdrajcy
Program PiS, opublikowany w sobotę 14 września 2019, zaczyna się od liczących łącznie 38 stron rozdziałów zatytułowanych „Wartości i zasady” oraz „Diagnoza”. Przeczytaliśmy je za was - żebyście nie musieli.
To wykład głównych wartości przyświecających partii Kaczyńskiego oraz streszczenie obowiązującej w PiS wykładni historii Polski.
Czytelnikowi zaznajomionemu nieco z historią przypomina to „Krótki kurs historii WKP(b)” — oficjalną historię partii komunistycznej zaakceptowaną przez Stalina (osobiście wprowadzał do niej poprawki). Zwaną też świętą księgą stalinizmu.
„Krótki kurs” był pełen przekłamań i manipulacji: wrogowie Stalina albo w nim nie istnieli, albo byli przedstawieni jako podłe kanalie, a wszystkie wybory polityczne podejmowane przez partię bolszewicką były zawsze dalekowzroczne i trafne.
„Krótki kurs” aktywiści musieli znać właściwie na pamięć - zawierał proste i jasne odpowiedzi na wszystkie trudne pytania. Poprawiano go także w zależności od zmieniających się okoliczności - jeśli linia partii się zmieniała, przepisywano odpowiedni fragment na nowo. (Zainteresowanym polecamy tę wyjątkową lekturę: polskie wydanie z 1940 roku można znaleźć w prowadzonym przez Bibliotekę Narodową serwisie „Polona”.)
Nie porównujemy PiS do partii Stalina - ale oba dokumenty są w intrygujący sposób podobne. Program PiS też zawiera aktualną wersję historii kraju i partii, odpowiada w podobnie prosty sposób na wszystkie wątpliwości. Także pokazuje historię w sposób głęboko zafałszowany a przeciwników jako amoralne potwory na obcym żołdzie.
Dla czytelnika oficjalnych przemówień czy innych produktów polityki historycznej PiS przekłamania, które znalazły się w programie, nie będą zaskoczeniem. Wyliczmy:
W swojej wizji historii Polski PiS idealizuje kościół katolicki, przedstawiając go jako główną ostoję narodu, idealizuje II RP oraz przedstawia PRL w jednolicie czarnych barwach - jako ustrój narzucony, któremu sprzeciwiał się cały naród.
„Kościół katolicki w Polsce odegrał i odgrywa wyjątkową rolę, odmienną niż w historii innych narodów. Była ona nie tylko narodowotwórcza i cywilizacyjna, ale także ochronna” - czytamy w programie.
Poza Kościołem nie ma moralności - twierdzą autorzy programu (co może być zaskoczeniem dla żyjących w Polsce ateistów):
„Kościół katolicki jest depozytariuszem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.
Niemal dokładnie to powiedział Jarosław Kaczyński na konwencji w Lublinie 6 września. Nie wiemy, czy przeczytał to w programie PiS, czy też to własnie on do programu to zdanie wpisał.
Wyjątkowej pozycji katolicyzmu w Polsce poświęcono w programie PiS łącznie kilka stron - więcej mówi się w programie o Kościele niż o demokracji.
Kościół ma mieć „specyficzny status” - czytaj: być uprzywilejowany.
„Status Kościoła katolickiego w naszym życiu narodowym i państwowym jest wyjątkowo ważny; chcemy go podtrzymać i uważamy, że próby niszczenia i niesprawiedliwego atakowania Kościoła są groźne dla kształtu życia społecznego”.
Co jest z tym nie tak?
Krótko: Polska nie jest Kościołem. Ateiści odgrywali w niej ogromną rolę, podobnie jak stronnictwa polityczne o świeckim charakterze. Dla socjalistów z PPS Kościół był jednym z przeciwników - współdziałał z kapitalistami i carską Rosją w uciskaniu polskiego ludu.
Z drugiej strony, Kościół zwalczał intensywnie wszystkie niekonserwatywne stronnictwa polityczne. Kościół też w XIX w. sprzeciwiał się powstaniom narodowym i współpracował z władzami zaborczymi (pisaliśmy o tym tutaj).
W programie partii Kaczyńskiego komunizm jest złem, ale złe są także prądy intelektualne płynące z Zachodu. Polska przechowuje prawdziwą (czyli chrześcijańską) cywilizację, podczas gdy Zachód uległ „destrukcyjnej ideologii” liberalizmu. W programie czytamy:
„Nasz bunt przeciwko komunizmowi był w dużej mierze podyktowany wschodnim rodowodem tegoż, jednakowoż inspirowanego destrukcyjną ideologią powstałą na zachodzie; komunizm odgradzał nas od wielkich nurtów europejskiej kultury. Walcząc o niepodległość Polski dążyliśmy także do bycia ponownie integralną częścią zachodniej cywilizacji”.
Po pierwsze: zupełnie nie było tak, że wszyscy Polacy buntowali się przeciw komunizmowi - istotny odsetek Polaków (chociaż mniejszość) popierał władzę, a większość społeczeństwa była bierna.
Po drugie, zwróćmy uwagę na symetrię: komunizm przyszedł ze wschodu, ale wymyślono go na Zachodzie. Zło idzie do Polski i stąd, i stąd.
Co jest złego w komunizmie? Podobnie jak w liberalizmie, najgorsze jest to, że - zdaniem twórców programu PiS - odrywają Polaków od tradycji i Kościoła. Czytamy:
„Wszystkie ideologie i siły zewnętrzne, które dążyły do odebrania Polakom podmiotowości i rozbicia wspólnot rodzinnych zaczynały od uderzenia w katolicyzm i w Kościół katolicki. Wszystkie ingerencje w polską tożsamość – w przeszłości i współcześnie – odrywają nas od europejskiego dziedzictwa, zastępując je ideologicznymi projektami nowego społeczeństwa i nowego człowieka, groźnymi dla Europy i Polski.”
Manipulacja w tym całym fragmencie polega na sprowadzeniu całej intelektualnej historii Europy do chrześcijaństwa, a ściślej - do katolicyzmu. Tylko on stanowi prawdziwą europejską kulturę. Cała reszta (socjalizm, liberalizm itd.) są złem, przed którym się trzeba bronić.
Jest to ultrakonserwatywny program - brakuje w nim tylko postulatu wprowadzenia w Polsce monarchii. Zwróćmy uwagę też na niespójność.
Program PiS chwali demokrację, ale krytykuje wszystkie nurty intelektualne, z których nowoczesna demokracja wyrosła.
Pamiętajmy, że w Europie XVIII i XIX w. Kościół był zaciętym wrogiem demokracji i podporą najbardziej autorytarnych reżimów.
W programie znalazł się także fragment mówiący wprost o tym, że w Polsce PiS będzie można swobodnie posługiwać się mową nienawiści.
„Odrzucamy polityczną poprawność, czyli ograniczenia wolności słowa i opinii coraz boleśniej uderzające w wielu Europejczyków, narzucane dziś już nie tylko poprzez przemoc kulturową, ale także drogą działań administracyjnych i represji karnych”.
Pod pojęciem „poprawności politycznej” prawica rozumie oczyszczanie języka debaty publicznej z języka ksenofobicznego, rasistowskiego, mizoginistycznego i homofobicznego.
PiS obiecał więc homofobom i rasistom wolność obrażania innych.
Fragment o odrzuceniu poprawności politycznej znalazł się zresztą w rozdziale o stosunku PiS do Unii Europejskiej, w którym partia Kaczyńskiego w istocie postuluje likwidacje UE w obecnym kształcie i stworzenie w to miejscu luźnego związku państw. PiS nazywa to eurorealizmem.
„Doceniając znaczenie i osiągnięcia Unii Europejskiej uważamy, że wymaga ona zmian. Unia Europejska jest dla nas przede wszystkim związkiem państw. Opowiadamy się za „Europą ojczyzn”.
"Nie akceptujemy niekontrolowanej erozji suwerenności europejskich ojczyzn. Naszej wolności będziemy bronić zdecydowanie, wprowadzając mocne bariery prawne przed możliwością takich praktyk wobec Polski. To jest nasz eurorealizm”.
Rozdział poświęcony III RP nosi ślad myśli prof. Andrzeja Zybertowicza, socjologa i polityka PiS. Jego dorobek opisywaliśmy w OKO.press. Jeżeli nie pisał go sam Zybertowicz, to z pewnością zrobił to ktoś, kto czytał jego książki.
III RP przedstawiona jest jako czasy „postkomunizmu” — system, w którym zmiana była pozorna, a komuniści utrzymali władzę.
Zacytujmy:
„Główni twórcy III RP odrzucali refleksję nad kwestią beneficjentów prywatyzacji i skutków utrzymania dawnego aparatu państwowego (…) Były nowe nominacje personalne, ale ciągle dominowały zdecydowanie stare kadry. Stare kadry pozostały też w bankach. Powolne i rzadkie były zmiany w przedsiębiorstwach, których kierownictwa także wywodziły się z części dawnego aparatu PRL”.
Jest to całkowity fałsz. Według badań socjologów (badań, a nie teorii spiskowych) nomenklatura z PRL prawie nie przeszła do biznesu, a jego kadry rekrutowały się głównie z robotników i chłopów - oraz kadry technicznej w zakładach pracy w PRL.
Badali to m.in. prof. Henryk Domański oraz prof. Juliusz Gardawski. Ta teza, powtórzona w programie więcej niż raz, jest zwyczajnie nieprawdziwa: to nie dawni komuniści zrobili w Polsce po 1989 roku największe majątki i trzymali władzę (chociaż wśród ludzi bogatych i wpływowych znaleźli się niektórzy byli komuniści, ale tylko niektórzy).
Pojawia się tutaj także - znana z publikacji prof. Zybertowicza i retoryki PiS z lat 2005-2007 - teoria postkomunistycznego „układu”. Do postkomunistów - czytamy w programie PiS - została „dokooptowana” część opozycyjnych elit.
Z „postkomunizmu” wzięło się całe zło: przestępczość, korupcja, słabość państwa polskiego (jego słabość była, zdaniem PiS, w interesie rządzących postkomunistów i ich towarzyszy z dawnej opozycji). Postkomuniści szybko stali się - według PiS - liberałami.
Czytamy w programie:
„W aparacie państwowym uruchomiono procesy dostosowawcze do nowej sytuacji. Najważniejszy z nich łączył się z ekspansją ideologii liberalnej, która w praktyce przybierała formy czegoś w rodzaju darwinizmu społecznego maskowanego hasłami wolności jednostki. Wolność ta oznaczała jednak bardzo często permisywizm, czyli daleko idące przyzwolenie na łamanie norm społecznych.”
W liberalizmie, przypomnijmy, chodzi o zupełnie co innego. „Darwinizm społeczny” oznacza przekonanie, że słabi muszą zginąć, jeśli sobie nie radzą — i że rządy silnych (bogatszych, bardziej wpływowych) są słuszne i usprawiedliwione.
Nikt w Polsce, poza Januszem Korwin-Mikkem, nigdy tak nie twierdził! Przeciwnie, w konstytucji z 1997 roku zapisano nawet „społeczną gospodarkę rynkową”.
Polska też zawsze była krajem o znaczących transferach socjalnych — według OECD znajdowaliśmy się mniej więcej w środku stawki pośród najbogatszych krajów świata (dane z 2018 roku, ale przed 500 plus również byliśmy wysoko).
Transformacja w Polsce przyniosła wzrost bezrobocia i nędzy oraz zwiększenie różnic w dochodach i majątku. To często - i od początku - krytykowano. Od stwierdzenia „w Polsce jest za dużo biedy” do stwierdzenia „żyjemy w kraju darwinizmu społecznego” droga jest jednak bardzo daleka.
Program PiS nie jest programem normalnej partii politycznej — przeciwników traktuje się w nim wyłącznie jako niemoralne kanalie na obcym żołdzie, zdrajców i sprzedawczyków.
Zacytujmy:
„Obok odrzucenia zasady pro publico bono duże znaczenie miały też predyspozycje nowo-starej elity do podporządkowywania się wpływom zewnętrznym, również na poziomie tożsamościowym.
Przybierało to różne formy, w tym najbardziej widoczną, niemal ostentacyjną, było kwestionowanie wartości polskości i przeciwstawianie jej «europejskości». Takie nastawienie łączyło się często z całkowicie bezkrytyczną gotowością, interesowną bądź bezinteresowną, przyjmowania płynących z zewnątrz postulatów odnoszących się do polskich spraw".
"Tego rodzaju postawę, spotykaną nie tylko wśród elity, naukowcy i publicyści nazywają postkolonializmem – z powodu analogii do poglądów i zachowań warstw przywódczych w koloniach uzyskujących niepodległość, ale ciągle podporządkowanych metropolii oraz odnoszących się z niechęcią do własnych obywateli. Niezależnie od poprawności naukowej pojęcia «postkolonializm»,
rezygnacja znacznej części elity z lojalności wobec państwa polskiego jest bez wątpienia poważną cechą systemu utworzonego po 1989 roku”.
To niesłychanie poważne oskarżenie. Po pierwsze (z czego autor zdaje sobie sprawę) słowo „postkolonializm” oznacza w nauce co innego: jest refleksją nad dziedzictwem zniewolenia, na różnym poziomie — np. studia postkolonialne badają zależność gospodarczą pomiędzy metropolią i dawną kolonią.
„Postkolonializm” nie oznacza podporządkowania nowych elit podbitych krajów starym! Bardzo często zresztą te elity w ostentacyjny sposób oraz znacznym kosztem gospodarczym próbowały zerwać zależność wobec dawnych kolonialnych panów.
Po drugie: program PiS „europejskość” utożsamia ze zdradą i podporządkowaniem. Nie ma tu w ogóle mowy o tym, że z Europą łączy nas wspólnota wartości i interesów.
„Bruksela” jest naszym wrogiem, a proeuropejskie elity — nie wskazane palcem, ale wiadomo, że chodzi tu o Tuska i Platformę Obywatelską - zdrajcami. Zrezygnowali bowiem z „lojalności wobec państwa polskiego”.
Oprócz zarzutu zdrady wobec opozycji w programie PiS znalazły się różne zarzuty szczegółowe — w większości fałszywe, niektóre w kuriozalny sposób zniekształcające przeszłość.
Podobne kłamstwa i fałsze w programie PiS można wyliczać długo. W skrócie: nie jest to program partii demokratycznej, tylko partii, która traktuje przeciwnika politycznego jako wroga, sprzedawczyka i zdrajcę, a Unię Europejską jako spadkobiercę okupantów uciskających Polaków.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze