Prof. Małgorzata Kossowska z zespołem od trzech lat bada postawy wobec uchodźców i widzi zmianę na gorsze. Zdaniem badaczki odpowiada za to klasa polityczna, polaryzacja, media społecznościowe, media prawicowe, ale też... te, które tę nagonkę piętnują
Katarzyna Sroczyńska: Kilka dni po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie zaczęłaś badać pomocowe postawy Polaków wobec Ukraińców. Od tamtej pory nasz stosunek do uchodźców z Ukrainy się zmienił. Twoim zdaniem to nagła zmiana?
Prof. Małgorzata Kossowska*: Nie, zmiana postaw nigdy nie dokonuje się w jednym, konkretnym momencie. To proces, który narasta, eskaluje i rozwija się w czasie. Nasze badania panelowe, prowadzone od marca 2022 na reprezentatywnej, ponad dwutysięcznej grupie Polaków i kontynuowane do dziś, pokazały, że w 2022 roku spośród wszystkich czynników sprzyjających pomocy Ukraińcom, dwa miały kluczowe znaczenie. Pierwszym była norma społeczna – niemal połowa ankietowanych zaangażowana była w niesienie pomocy. Wszyscy, którzy pomagali, uważali to za właściwe oraz konieczne. Niezależnie od tego, z jaką grupą czy środowiskiem ktoś się identyfikował, pomoc była wszędzie uznawana za ważną, adekwatną i słuszną.
Drugim czynnikiem był fundamentalny lęk przed tym, co mogłoby się wydarzyć nam samym. Myślenie prospektywne – „za chwilę możemy być w takiej samej sytuacji jak Ukraińcy” – było wówczas bardzo silne. Ten lęk jednak dość szybko się obniżył: już dwa–trzy miesiące po wybuchu wojny przestaliśmy realnie obawiać się, że ta wojna dotknie także nas. W badaniach widać wyraźnie, że od tego momentu lęk przestał być czynnikiem, pozwalającym przewidywać gotowość do pomagania. Wpływ normy społecznej utrzymał się – nadal poczucie, że pomoc jest społecznie akceptowana i doceniana, sprzyja podejmowaniu zachowań prospołecznych.
Na początku inne wymiary, w tym socjodemograficzne i te związane z przekonaniami politycznymi i religijnymi, nie miały znaczenia. Ich wpływ na postawy pomocowe ujawnił się znacznie później. Nawet później, niż przewidywałyśmy.
Na zdjęciu: lipiec 2025, dwie manifestacje na Małym Rynku w Krakowie: ukraińska i „antybanderowska". Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Badacie cały czas te same osoby?
Tak. Zakończyłyśmy już siódmą falę badań. Na początku skupiałyśmy się przede wszystkim na postawach pomocowych i czynnikach emocjonalno-motywacyjnych, które uznajemy za kluczowe dla ich kształtowania. W dłuższej perspektywie widać jednak, że wpływają one także na szerzej rozumianą prospołeczność i nastawienie wobec Ukraińców w Polsce.
Widzimy na przykład, że zmieniła się percepcja uchodźców z Ukrainy – w pierwszych miesiącach wojny postrzegaliśmy ich przede wszystkim jako ofiary, osoby w potrzebie, wobec których odczuwaliśmy empatię i współczucie. Dziś częściej traktujemy ich jak obcych, z którymi dzielimy przestrzeń życiową i dostęp do reglamentowanych dóbr. Po części ze zmiany postrzegania tej grupy wynikają emocje i zachowania.
Czy widzicie wzrost niechęci wobec Ukraińców?
Tak, pozytywny afekt i postawy wobec uchodźców stopniowo słabną. Wciąż utrzymują się na relatywnie wysokim poziomie, choć są wyraźnie mniej pozytywne niż na początku wojny. Skala tej pozytywności zależy jednak od wielu czynników – płci, wieku, sytuacji materialnej, przekonań politycznych, afiliacji wyborczych oraz intensywności korzystania z mediów. To one decydują, czy postawy wobec uchodźców mają raczej charakter przychylny, neutralny czy negatywny.
Kobiety i osoby młodsze częściej wykazują bardziej pozytywne nastawienie, natomiast osoby o wyższych dochodach częściej deklarują realną pomoc.
Najsilniejszym czynnikiem różnicującym okazują się jednak przekonania polityczne i wybory partyjne, które znacząco polaryzują postawy wobec uchodźców.
Intensywność korzystania z mediów – szczególnie społecznościowych – zdecydowanie czyni postawy bardziej negatywnymi.
U osób negatywnie nastawionych do uchodźców pojawia się także poczucie zagrożenia z ich strony.
Przestaliśmy się bać Rosjan, a zaczęliśmy się bać Ukraińców?
Na to wygląda. Poczucie zagrożenia ze strony uchodźców z Ukrainy jest ważnym czynnikiem kształtującym postawy wobec tej grupy. Wyróżnia się tu dwa aspekty: realistyczny i symboliczny.
Zagrożenie realistyczne dotyczy obawy, że inni „odbiorą nam” miejsca pracy, dostęp do lekarza czy szerzej – ograniczonych zasobów i usług. W relacjach z Ukraińcami ten typ zagrożenia od początku był stosunkowo silnie odczuwany.
Z kolei zagrożenie symboliczne wiąże się z lękiem, że obca grupa zmieni nasz dotychczasowy porządek – wpłynie na przyzwyczajenia, nawyki czy tradycje. W przypadku Ukraińców, ze względu na bliskość kulturową i językową, ten wymiar zagrożenia od początku był niski i taki pozostaje. Nie odgrywa więc kluczowej roli w kształtowaniu negatywnych postaw, choć odwołania do trudnej historii bywają wykorzystywane jako emocjonalny kontekst sprzyjający ich wzmacnianiu.
Natomiast poczucie zagrożenia realistycznego jest realne, podtrzymywane i dodatkowo podsycane w debacie politycznej. To właśnie ono stanowi dziś główny czynnik negatywnych postaw wobec Ukraińców.
Prezydenckie weto wobec ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy być może najlepiej uzasadnił więc doradca prezydenta Błażej Poboży, wypowiadając się w Polsat News: „Mogę odwołać się [sic – red.] albo na opinię lekarzy, albo konkretnych ludzi, pacjentów, którzy taką emocję wyrażają. Osoby, obywatele ukraińscy szybciej ich zdaniem trafiali do lekarzy specjalistów”. Sprawa uprzywilejowania Ukraińców właśnie w kwestii opieki medycznej pojawia się w debacie publicznej od lat, a teraz wybrzmiała w szczególnie mocny sposób.
Kiedy badaliśmy akceptację dla polityk wspierających Ukraińców w codziennym funkcjonowaniu w Polsce – czyli w dostępie do instytucji publicznych – wyraźnie widać było trzy szczególnie wrażliwe obszary: opieka zdrowotna, edukacja i wsparcie dla osób starszych.
To właśnie te elementy państwa Polacy postrzegają jako najsłabsze. Służba zdrowia „nie działa”, edukacja „jest kiepska”, a system opieki nad seniorami „praktycznie nie istnieje”. Niezależnie od tego, czy ta ocena w pełni oddaje rzeczywistość, niemal każdy Polak ma jakieś negatywne doświadczenia z tymi systemami. Co ważne, to poczucie nie zależy od podziałów politycznych czy społecznych, jest powszechne.
I właśnie dlatego pojawia się silna obawa: jeśli do systemu, który i tak nie spełnia oczekiwań, wpuścimy dodatkowych beneficjentów, wywoła to poczucie zagrożenia, niesprawiedliwości i frustrację. W efekcie powstaje konglomerat lęków i niezadowolenia, który później łatwo wykorzystać w debacie publicznej.
Eksperci agend ONZ ds. kryzysu humanitarnego, którzy tuż po wybuchu wojny przyjechali do Polski, by doradzać w organizacji pomocy uchodźcom, zwracali uwagę na jeden kluczowy element:
pomagając jednemu, trzeba pamiętać o emocjach drugiego – tego, kto tej pomocy nie dostaje.
Jeśli komuś damy 5 zł, to ktoś, kto tych pieniędzy nie dostał, może poczuć, że został potraktowany niesprawiedliwie. Dlatego skuteczna pomoc wymaga nie tylko organizacji wsparcia, ale też uważnej komunikacji i strategii, które uwzględniają emocje wszystkich stron.
Masz wrażenie, że z tych rad skorzystano?
Być może organizacje pozarządowe, te, które są najbliżej potrzebujących, dysponują taką wiedzą. Natomiast na poziomie strategii krajowych – nie. Często słyszymy, że „coś się komuś zabiera” – na przykład 800 plus płacone z naszych podatków – i że to właściwa droga. Stąd takie poparcie dla weta prezydenta.
Nie chcę powiedzieć, że komunikacja w tej dziedzinie nie istnieje, ale jest po prostu nieadekwatna. Powinna trafiać nie tylko do umysłów, lecz także do serc.
Prezydencki doradca odwołał się w cytowanej wypowiedzi do serc, a na pewno do emocji.
No tak, ale po co to zostało powiedziane? Aby uzasadnić decyzję prezydenta o odebraniu Ukraińcom świadczeń. Jeśli celem polityki jest podejmowanie działań, które w oczach opinii publicznej wspierają Polaków kosztem migrantów, to nic nie działa lepiej niż stwierdzenie: „Patrzcie, oni zalewają nasz system, przez nich nie macie dostępu do usług, więc odbierzmy im ten przywilej”.
Ta wypowiedź jest również dowodem na to, że w debacie publicznej coraz trudniej oddzielić fakty od opinii i zorientować się, jak wygląda rzeczywistość oraz jakie działania należałoby podjąć. Kluczowe wydaje się uporządkowanie przestrzeni komunikacyjnej tak, aby informacje były jasne, rzetelne i mogły prowadzić do przemyślanych decyzji.
Oddzielając opinie od faktów, warto przypomnieć, że 70 proc. dorosłych Ukraińców przebywających w Polsce ma stałą pracę.
Tak, tylko że to nie jest temat nośny politycznie. Nawet jeśli mógłby być, nie jest wykorzystywany do uzasadniania konkretnych działań. Rzeczywiście, świadczenie 800 plus powinny otrzymywać osoby, które pracują – to ogólna zasada. Czasami jednak zdarza się, że ktoś nie może pracować, i takie sytuacje powinny być regulowane innymi przepisami. I tyle.
Tymczasem politycy, zamiast wyjaśniać rzeczywistość, odwołują się do emocji społecznej – to ostatnio modne wyrażenie. Robimy coś, bo „taka jest emocja społeczna”. Problem w tym, że emocja społeczna to raczej coś, co się wywołuje. Kiedy ktoś długo czeka w kolejce do lekarza, odczuwa frustrację, ale to nie jest jeszcze emocja społeczna. Taka pojawia się, dopiero gdy ktoś wchodzi na trybunę i mówi: „Wszyscy Polacy nie mogą czegoś zrobić, bo ktoś im coś odbiera”. Wtedy frustracja jednostki staje się narzędziem polityki i emocją masową.
Obok nas mieszka dziś rzeczywiście coraz więcej migrantów i uchodźców. Pięć lat temu w polskich szkołach uczyło się około 50 tys. dzieci cudzoziemskich. W czerwcu rok szkolny zakończyło 240 tys. dzieci z doświadczeniem uchodźczym. Może ta zmiana wywołuje w niektórych lęk?
Na pewno. Skala zmian jest naprawdę duża, więc naturalnie może wywoływać u niektórych poczucie lęku czy niepewności. Zapominamy jednak, że obecność większej liczby dzieci uchodźczych w szkołach to przede wszystkim efekt koniecznej reakcji humanitarnej – wsparcia dla tych, którzy uciekli przed wojną. Na początku wojny rozumieliśmy to dobrze, dziś tego nie pamiętamy. Po prostu nie widzimy w tych dzieciach uciekinierów, lecz „obcych” – migrantów.
Lęk nie wynika zwykle z obaw o zasoby – miejsca w szkołach, nauczycieli, program nauczania, a także o to, że dobrze wykształcone dzieci mogą zabrać nam dobrze płatne miejsca pracy. Dodatkowo wzrasta poczucie, że zmiany zachodzą szybko i nie zawsze są odpowiednio komunikowane.
Pojawia się też obawa o tu i teraz, że nauczycielki zajmą się tamtymi dziećmi, a nie naszymi, bo tamte mają więcej trudności.
Czyli w gruncie rzeczy boimy się nie cudzoziemskich dzieci, lecz tego, że system jest źle zorganizowany. Moim zdaniem z organizacją nie jest tak źle, bo jednak dzieci uchodźcze są skutecznie integrowane w szkołach. Nie można więc powiedzieć, że nic nie działa. To, co działa, nie jest przedmiotem dyskusji, dyskutujemy, jak nie działa. Stąd też poczucie, że jest źle.
Trzeba jasno rozdzielić dwie kwestie w narracji o migrantach w Polsce: z jednej strony liczba cudzoziemców rzeczywiście rośnie, z drugiej – polska demografia jest nieubłagana.
W perspektywie czasu pojawi się wiele wolnych miejsc pracy w różnych sektorach gospodarki, więc dobrze, że imigranci zdobywają wykształcenie. Myślenie w kategoriach włączania ich do systemu i ułatwiania integracji daje większą pewność, że w przyszłości nasze funkcjonowanie społeczne i gospodarcze będzie harmonijne. Dla nas lepiej, żeby stali się częścią naszej wspólnoty, zamiast żyć w gettach, na obrzeżach społeczeństwa i w konsekwencji wchodzić w konflikt z nami o przetrwanie.
Mówisz o przyszłości, ale sprawdźmy, co dzieje się teraz. Albina Trubenkowa pisze w OKO.press, że boi się na ulicy mówić po ukraińsku. Niedawno usłyszała od swojej sąsiadki: „Pani to grzeczna, porządna, ale wśród Ukraińców jest dużo złych ludzi, złodziei”.
Nie sądzę, żeby ta sąsiadka miała bezpośredni kontakt z nieuczciwymi ludźmi czy przestępcami. Swoje opinie opiera na tym, co przeczytała, a najpewniej usłyszała w mediach, które często dezinformują. Oczywiście sytuacje przemocy czy łamania prawa przez Ukraińców mogą się zdarzać, ale nie są specyficzne dla tej grupy. Statystyki jasno pokazują, że nie obserwujemy nagłego wzrostu przestępczości za sprawą Ukraińców.
Pokazują natomiast coś innego: liczba zgłoszonych przestępstw z nienawiści z powodu narodowości w samej Warszawie wzrosła w ciągu roku niemal o 100 proc.
Dzieje się tak, bo po pierwsze, istnieje na nie przyzwolenie, a po drugie, prowadzona jest agresywna narracja antyukraińska, która do takich aktów podburza.
Dlaczego norma społeczna tak się zmieniła? Dlaczego w 2022 roku normą było pomaganie, a dzisiaj normalizuje się wrogość wobec Ukraińców?
Wrogość generalnie staje się coraz bardziej normalizowana – rośnie przyzwolenie na przemoc wobec osób, które traktuje się jak wrogów z powodów ideologicznych, światopoglądowych czy religijnych. W konsekwencji przemoc pojawia się w przestrzeni publicznej. To zjawisko ogólne.
W kontekście dyskusji o migracji, jeżeli media, w tym społecznościowe, serwują nam pełne nienawiści opowieści o tym, jacy Ukraińcy są źli lub do czego mogą być zdolni, agresja naturalnie kieruje się na nich. Te przekazy często są dodatkowo opakowane w poczucie dumy, także patriotycznej, a ataki przedstawiane jako obrona kraju i wartości.
Na prawej stronie sceny politycznej dominuje wyraźny antysystemowy przekaz: państwo nie działa, rząd nie działa, instytucje nie działają. „Nikt nas nie chroni, musimy wziąć sprawy w swoje ręce” – i w ten sposób powstają zastępy tzw. bohaterów, wspieranych przez prawicowe media. A teraz i prezydenta.
Jednocześnie mam wrażenie, że media demokratyczne potrafią znakomicie analizować działania opozycji i obozu prezydenckiego, wskazywać ich błędy i ostrzegać, że wzmacniają one negatywne emocje społeczne, ale brakuje im narracji wspierającej, niezależnie od tego, czy chodziłoby o wsparcie rządu, czy po prostu o promowanie pozytywnych emocji i konstruktywnej debaty.
Czy widzisz ten przekaz ze strony polityków, tylko media go nie podejmują?
Oczywiście, że nie.
Media demokratyczne w pewnym sensie wpisują się w narrację prawicową, bo wciągają się w dyskusję, co sprawia, że alternatywna opowieść nie przebija się do świadomości odbiorców.
Skupiają się na walce z argumentami często kłamliwymi i dezinformującymi. W ten sposób dostarczają relacji fragmentarycznych lub koncentrują się na sensacji, zamiast pokazywać mechanizmy prowadzące do eskalacji przemocy i wrogości. Paradoksalnie utrwalają poczucie niepokoju oraz lęków społecznych. Same natomiast rzadko tworzą pozytywny, niespolaryzowany dyskurs.
Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Po pierwsze, łatwiej reagować na ataki i krytykę – to szybka narracja, która angażuje odbiorców i pozwala pokazać błędy przeciwnika. Media działają pod presją natychmiastowego reagowania, co utrudnia tworzenie długofalowych, konstruktywnych narracji. W efekcie w przestrzeni publicznej dominuje jedna narracja, np. antyimigrancka, oraz jej krytyka. Żadna inna narracja wokół migracji – bardziej pozytywna, realistyczna, wspierająca – nie przebija się do opinii publicznej. A pole do polaryzacji i negatywnych emocji pozostaje otwarte.
Czyli to media są winne?
Tak, ale dziś media to także w dużej mierze my sami – a przynajmniej wszyscy korzystający z mediów społecznościowych. Wpisy, komentarze i opinie dowolnej osoby – mądrej albo niekompetentnej, dobrze poinformowanej lub mającej wyraźną agendę – bywają traktowane na równi z analitycznymi, kompetentnymi ekspertyzami. A jako że naiwnych opinii jest więcej niż wiarygodnych ekspertyz, mają realny wpływ na dynamikę opinii publicznej.
Nasz umysł naturalnie ujmuje rzeczywistość w schematy – także te, które napotykamy w mediach.
Podążamy za nimi, za związanymi z nimi emocjami i tym, co rezonuje z naszymi doświadczeniami. W pewnym momencie przestajemy dostrzegać cokolwiek poza tym. Jesteśmy w bańce – widzimy świat przez pryzmat opinii, które w niej krążą.
Jest na to rada?
Tak, ale nie łatwa do wdrożenia, bo wymaga społecznej zgody i kolektywnego wysiłku. Ważne jest budowanie wyważonej, a jednocześnie szerokiej, uogólnionej perspektywy, zwłaszcza w odniesieniu do społecznie wrażliwych tematów, takich jak migracje. I zupełnie nie chodzi o samo naiwnie pozytywne myślenie, nierealistycznie optymistyczne.
Wiemy, że tworzenie takich narracji wymaga spojrzenia w przyszłość, uwzględnienia prognoz i rozwinięcia różnych scenariuszy. Niezależnie od naszych zdolności intelektualnych, łatwiej myślimy o przeszłości – to, co znane i doświadczone przez nas lub innych, można łatwiej poddać refleksji, własnej lub zapośredniczonej przez innych. Trudniej jest myśleć o teraźniejszości, bo jest zbyt blisko i brakuje nam dystansu. Najtrudniej natomiast wybiegać myślą w przyszłość.
Tymczasem bez takiej refleksji niełatwo wydostać się z utartych kolein myślowych i dostrzec, że za kilka lat migranci mogą stać się dla nas znaczącym wsparciem.
Wiemy, jaką rolę odgrywają w polityce negatywne emocje – wiele tomów na ten temat już napisano. Natomiast emocje pozytywne – szczególnie w okresach zmęczenia politycznymi konfliktami – są praktycznie niedoceniane, choć mają ogromny potencjał budowania spójności i zaufania społecznego.
Pytamy o negatywne emocje, bo na tym negatywnym afekcie rosną uprzedzenia.
Negatywne emocje pojawiają się błyskawicznie, ale warto rozróżniać sferę indywidualną od społecznej. To, czy te uczucia przerodzą się w działania agresywne lub dyskryminujące, zależy od wielu czynników – przede wszystkim od tego, czy inni dają nam sygnał, że jest to dozwolone.
Kiedy najważniejsze osoby w państwie mówią, że takie zachowanie jest wręcz konieczne, ścieżka od emocji do działania staje się wyjątkowo prosta. Powstaje społeczna akceptacja przejścia od „nie lubię kogoś” do „mogę uderzyć go kamieniem”. Pojawia się również narracja, która uzasadnia, dlaczego akt karalny może nabrać pozornie pozytywnego znaczenia.
Zbliżamy się do sfery symbolicznej, o której już mówiłaś.
Ze wszystkich badań wynika, że znacznie trudniej radzić sobie z zagrożeniem symbolicznym niż realistycznym. W naszym kontekście napływ młodych dobrze wykształconych osób, które łatwo się integrują, są nam bliskie kulturowo i szybko uczą języka, może stanowić długofalową strategię zmniejszania obaw realistycznych. Krótko mówiąc, istnieje wiele możliwości, by w stosunkowo prosty sposób zredukować to, czego Polacy w tym wymiarze się obawiają.
Znacznie trudniej jest natomiast oddziaływać na zagrożenia o charakterze symbolicznym – te związane z różnicami religijnymi, światopoglądowymi czy kulturowymi.
Czy zagrożenie symboliczne w wypadku relacji polsko-ukraińskich może zacząć rosnąć?
Pewnie, że tak. Zagrożenie symboliczne w relacjach polsko-ukraińskich jest dziś stosunkowo niskie, głównie ze względu na bliskość kulturową i językową obu narodów. Nie można jednak wykluczyć, że w pewnych okolicznościach może zacząć rosnąć – na przykład, gdy napięcia polityczne, medialne narracje pełne stereotypów czy nieporozumienia społeczne podkreślają różnice kulturowe, religijne lub światopoglądowe. Historia może w tym kontekście działać jako zapalnik, podobnie jak różnice w postrzeganiu pozycji kobiet w społeczeństwie, co może działać na bardziej otwartą, lewicującą i kobiecą część społeczeństwa: „Spójrzcie, oni wprowadzają konserwatywne wzorce oparte na przemocy i nierówności w relacjach interpersonalnych i związkach – czy naprawdę tego chcecie?”, Łatwo sobie wyobrazić, jak taki przekaz może być wykorzystany.
Podobny potencjał mają przestępstwa przedstawiane w sposób, który osłabia poczucie bezpieczeństwa i jednocześnie wzmacnia przekonanie, że migranci zagrażają naszemu uporządkowanemu sposobowi życia.
Weto prezydenckie poparło – jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez SW Research dla portalu Onet – 60 proc. ankietowanych.
Gdyby poparcie dla tej decyzji nie było wysokie, to pewnie nie zostałaby ona podjęta.
Nadal myślę o tym, dlaczego tak szybko przeszliśmy od normalizowania pomocy do normalizowania wrogości.
Myślę, że wiele już powiedziałyśmy na ten temat, ale jest jeszcze jeden element – może nie kluczowy, ale uzupełniający ten skomplikowany obraz zależności – rozczarowanie brakiem wdzięczności i niezrozumienie zachowań oraz emocji uchodźców. Wiemy, że pomaganie często wiąże się z niekoniecznie uświadomionym oczekiwaniem odwzajemnienia, a przynajmniej docenienia i wdzięczności. Pamiętamy relacje osób intensywnie angażujących się w pomoc – jak niektóre z nich były rozczarowane i zniechęcone postawą uchodźców. Dziś także słyszymy opinie, że Ukraińcy są niewdzięczni, że nie dziękują wystarczająco i nie doceniają naszego zaangażowania.
Wrogość łatwiej urosła na gruncie spontanicznej, nieprofesjonalnej pomocy?
Nie. Wrogość rośnie przede wszystkim dzięki mediom, dezinformacji i politykom. Ale jeśli taki wrogi przekaz trafia na podatny grunt – na osoby rozczarowane zachowaniem uchodźców – negatywne emocje mogą się wzmocnić.
Tymczasem zapominamy, że często mamy do czynienia z ludźmi w traumie wojennej: osobami, które uciekły przed wojną, straciły bliskich, doświadczyły ekstremalnego stresu. Cały kontekst wojennej traumy i stresu pourazowego niemal znika z naszej publicznej dyskusji. Różne zachowania uchodźców, których nie rozumiemy – zarówno w sferze indywidualnej, jak i społecznej – mogą wynikać właśnie z tego. Nie mamy do czynienia z komfortowo funkcjonującą społecznością, lecz z ludźmi mierzącymi się z wojną, tragedią, cierpieniem, niepewnością o los bliskich i koniecznością adaptacji do nowej rzeczywistości.
Warto pamiętać, że jeśli ktoś nie jest dla nas sympatyczny, nie musi to oznaczać, że jest złym człowiekiem i zasługuje na karę. Może po prostu nie radzi sobie ze swoimi emocjami. Wycofanie czy zamknięcie w sobie to często naturalny sposób przeżywania traumy – i jako społeczeństwo powinniśmy o tym wiedzieć.
Jako państwo zaś powinniśmy rozważyć świadczenie interwencyjnej pomocy na dużą skalę osobom dotkniętym kryzysem wojennym i PTSD. To praktyczny krok, który pozwala nie tylko lepiej rozumieć uchodźców, ale także minimalizować konflikty i redukować negatywne emocje w społeczeństwie.
*Prof. Małgorzata Kossowska kieruje Zakładem Psychologii Społecznej oraz Centrum Badań nad Poznaniem Społecznym w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prowadzi program Behaviour in Crisis Lab, poświęcony badaniu zachowań w sytuacjach globalnych kryzysów, w tym wojny w Ukrainie. Interesuje się poznawczymi i motywacyjnymi podstawami złożonych zjawisk społecznych (m.in. ideologii politycznej, uprzedzeń, nierówności społecznych w kontekście kulturowym), zjawiskami odporności na wiedzę, sztywności poznawczej oraz jej związków z rozwiązywaniem problemów społecznych i podejmowaniem decyzji społeczno-politycznych.
Komentarze