Julia Przyłębska nie dopełniła procedur prawa napisanego przez PiS specjalnie po to, by uczynić z niej prezes Trybunału Konstytucyjnego. Jednocześnie ośmieszyła Andrzeja Dudę, którego kancelaria powinna dostrzec błąd w dokumentacji skierowanej do głowy państwa przez - wówczas "pełniącą obowiązki" prezes Trybunału Konstytucyjnego
19 grudnia 2016 roku zakończyła się dziewięcioletnia kadencja prof. Andrzeja Rzeplińskiego na stanowisku sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Do tego dnia prezydent nie powołał żadnego z przedstawionych mu przez Zgromadzenie Ogólne trzech sędziów na stanowisko prezesa. Andrzej Duda twierdził, że złamano zapisy poprzedniej, lipcowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, w której znalazł się wymóg, by uchwały Zgromadzenie Ogólne podejmowało w składzie co najmniej 10-osobowym.
19 grudnia wieczorem prezydent podpisał, a Kancelaria Premiera wydrukowała w Dzienniku Ustaw nowe prawo o Trybunale Konstytucyjnym. To trzy napisane przez Stanisława Piotrowicza ustawy: o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, o trybie postępowania przed Trybunałem oraz "ustawa wprowadzająca" dwie poprzednie, która zawierała przepisy pozwalające władzy przejąć Trybunał - wprowadzała bowiem instytucję osoby "pełniącej obowiązki prezesa Trybunału Konstytucyjnego" w sytuacji, w której nie będzie osoby powołanej na to stanowisko. Przepisy zostały tak napisane, że na p.o. prezydent mógł powołać Julię Przyłębską - jedną z trojga sędziów powołanych do TK już przez PiS.
Ustawa wprowadzająca nie miała vacatio legis, więc przepisy weszły w życie w dniu następującym po publikacji w dzienniku urzędowym i nie zostały ocenione przez Trybunał Konstytucyjny, choć w wielu punktach są niezgodne z ustawą zasadniczą. Zgodnie z konstytucją nie można powołać ustawą osoby "pełniącej obowiązki" prezesa Trybunału, ponieważ konstytucja wprowadza urząd wiceprezesa TK.
Ustawy PiS weszły w życie 20 grudnia. Tego dnia prezydent powołał Przyłębską na p.o. prezes Trybunału. W tej roli - zgodnie z ustawą PiS - miała ona możliwość zwołania Zgromadzenia Ogólnego sędziów TK, które - jeszcze 20 grudnia - wybrało kandydatów na prezesa Trybunału Konstytucyjnego. 21 grudnia Andrzej Duda mianował Julię Przyłębską na prezes Trybunału Konstytucyjnego.
20 grudnia miał być wielkim zwycięstwem PiS nad Trybunałem. Ewa Siedlecka z "Gazety Wyborczej" dowiodła jednak, że Julia Przyłębska nie dopełniła obowiązków, które nakładało na nią pisowskie prawo. W efekcie jej nominacja na prezesa Trybunału Konstytucyjnego odbyła się z naruszeniem prawa - i nie wiadomo nawet, czy jest ważna.
Chodzi o to, że podczas Zgromadzenia Ogólnego sędziów TK, zwołanego przez p.o. prezesa w głosowaniu wybrano co prawda kandydatów na prezesa, ale nie podjęto "uchwały o o przedstawieniu" ich prezydentowi jako kandydatów na prezesa. A takiej uchwały wymaga art. 21 ust. 8 ustawy uchwalonej przez PiS ustawy.
Pod dokumentem "Uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK z 20 grudnia w sprawie przedstawienia kandydatów na prezesa TK Prezydentowi RP" jest tylko jeden podpis - Julii Przyłębskiej. Również obecni na zgromadzeniu sędziowie potwierdzają, że odbyło się tylko jedno głosowanie: nad kandydatami.
Wiadomo nawet, dlaczego tak się stało - błyskawiczne tempo pracy nad wyborem oprotestował jeden z sędziów PiS, Piotr Pszczółkowski. Bez niego Przyłębska nie mogła liczyć na to, że pod uchwałą zdobędzie większość głosów. Dlatego dokument podpisała sama.
Na tekst Ewy Siedleckiej zareagował Trybunał Konstytucyjny. Biuro prasowe opublikowało komunikat, w którym zarzucono Siedleckiej, że "podejmując próbę dyskredytacji Prezesa TK, autorka dla uzasadnienia swoich tez przywołuje rozwiązania zawarte w przepisach, które nie weszły w życie w dniu przeprowadzania wyboru kandydatów na Prezesa TK".
Problem w tym, że nie tylko Siedlecka powołuje się na te przepisy. W oparciu o przepisy, które według biura prasowego TK "nie weszły w życie", Julia Przyłębska została powołana przez Andrzeja Dudę na p.o. prezesa Trybunału - instytucji p.o. prezesa nie ma bowiem nigdzie indziej, niż w "ustawie wprowadzającej".
Nie będąc "pełniącą obowiązki", Przyłębska nie mogłaby zwołać Zgromadzenia Ogólnego, które z kolei nie mogłoby głosować nad kandydaturami, które - gdyby przyjęto odpowiednią uchwałę - trafiłyby do prezydenta. Komunikat TK nie tylko nie zdezawuował, ale wręcz potwierdził oskarżenia Siedleckiej.
Sprawa ma jeszcze jeden wątek. Pokazuje, że w Kancelarii Prezydenta są podwójne standardy weryfikacji dokumentów przesłanych przez Trybunał Konstytucyjny. Gdy do Andrzeja Dudy uchwałę kierowało Zgromadzenie Ogólne złożone z dziewięciu sędziów, którzy - podejmując uchwałę - przedstawili prezydentowi trzech kandydatów na prezesa TK, Andrzej Duda zakwestionował jej ważność, powołując się na zapisy ustawy PiS z lipca.
Nikt natomiast nie zweryfikował zgodności z ustawą uchwały Zgromadzenia Ogólnego sędziów TK, pod którą podpisała się tylko Przyłębska. Na podstawie wadliwego dokumentu, wydanego niezgodnie nawet z prawem PiS, prezydent powołał prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze