W koalicji z Kukizem PSL przejął część pomysłów koalicjanta. To m.in emerytura bez podatku i dobrowolne składki dla przedsiębiorców. Dobry pomysł? Raczej przepis na kryzys państwa i więcej ubogich emerytów. "To wyrzucanie kolejnych osób z systemu ubezpieczeń społecznych" - mówi OKO.press dr Janina Petelczyc, ekonomistka z SGH
Coraz więcej osób otrzymuje groszowe emerytury. Jak pisaliśmy w OKO.press w 2018 roku osób ze świadczeniem poniżej minimalnego było 218 tys. – ponad dwa razy więcej niż dwa lata wcześniej. A będzie ich coraz więcej. Jak temu zaradzić, jak zagwarantować wszystkim emerytom godne świadczenie na starość?
Próby reformowania systemu emerytalnego w ostatnich latach najczęściej nie odnoszą się w ogóle do tego problemu, a jeśli już, to obejmują tylko jego fragment. Tak jest w przypadku emerytury dla matek, które wychowały czwórkę lub więcej dzieci. Najważniejsza zmiana, jaką wprowadził PiS – obniżenie wieku emerytalnego – dla wielu osób oznacza niższe świadczenie.
Pomysły zmian, które ma opozycja, również często są na marginesie najważniejszych problemów.
18 lutego kandydat na prezydenta Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział w TOK FM:
„Jak dzisiaj zagwarantować lepszą emeryturę? Młode pokolenie w ogóle nie wierzy, że dostanie jakąkolwiek emeryturę. Ci, którzy mają dziś 30-40 lat nie wierzą, że będą w stanie utrzymać się z emerytury. Tu jest problem, wysokość emerytur. O tym się w ogóle nie mówi. Nie tylko wiek emerytalny, nie tylko staż pracy, ale przede wszystkim wysokość emerytury. To jest rzecz kluczowa, dlatego proponujemy emeryturę bez podatku, bo to jest na starcie podniesienie emerytury i renty o 20 proc”.
Główny problem z wypowiedzią Kosiniaka-Kamysza jest prosty: niskie emerytury są bezpośrednio powiązane ze stażem pracy i wysokością wieku emerytalnego. Podwyższanie tego wieku jest politycznym tabu, bo byłaby to decyzja bardzo niepopularna. Problemy z polskim systemem emerytalnym są kompleksowe. Nie da się go poprawić, zwalniając emerytów z podatku. Szczególnie, że ten pomysł nie odpowiada na najważniejsze wyzwania.
Według dr Janiny Petelczyc z Katedry Ubezpieczenia Społecznego Szkoły Głównej Handlowej, wysokość wieku emerytalnego rzeczywiście nie jest kluczowa. Ale wnioski ma zupełnie inne niż lider PSL.
„Co do wieku emerytalnego, ja akurat jestem zwolenniczką wydłużania" - mówi OKO.press Petelczyc. "Ale istnieją różne rozwiązania, wiek emerytalny może być elastyczny. Teoretycznie nie można teraz kogoś zwolnić z pracy ze względu na wiek, ale wiemy jak to wygląda w praktyce. Starsi pracownicy, szczególnie kobiety, nie są dobrze widziani na rynku pracy. Kobieta ma więc 60 lat i musi odejść na emeryturę. Odłożyła mało składek, bo zarabiała mniej od mężczyzny. Dalsze trwanie życia w momencie wcześniejszego niż mężczyźni przejścia na emeryturę kobiet jest więc aż o 5 lat dłuższe, czyli o tyle więcej dzielone są i tak mniejsze zgromadzone składki.
Przez to kobiety mają świadczenia mniejsze średnio o 1/3 niż mężczyźni. To efekty tego, jak wygląda nasz rynek pracy”
- podsumowuje ekspertka.
Jak wskazywaliśmy w OKO.press ogromnym problemem naszego systemu jest skokowo rosnąca liczba emerytów, którzy otrzymują świadczenie niższe niż minimalne. Ten pozornie sprzeczny wewnętrznie koncept jest integralną częścią prawa emerytalnego po 1999 roku.
W grudniu 2018 roku było to 218 tys. osób, ponad dwa razy więcej niż dwa lata wcześniej. Zmiana ma też związek z podniesieniem emerytury minimalnej, ale nie ulega wątpliwości, że skokowy wzrost nowosystemowych bieda-emerytur to problem, z którym społeczeństwo musi się jakoś zmierzyć - jeśli nie zmianami w systemie emerytalnym, to przy pomocy innych świadczeń socjalnych. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Rozwiązanie, jakie proponuje Kosiniak-Kamysz, będzie służyć przede wszystkim najbogatszym emerytom. Na wysokie emerytury nałożony jest stosunkowo wysoki podatek. Na najniższe – właściwie żaden. Zyskają ci pierwsi.
Od marca 2020 emerytura minimalna będzie wynosić 1200 złotych. Kwota netto to około 1030 złotych. To zysk 170 złotych. Niemało, ale im większa emerytura, tym ta kwota będzie wyższa. Dla średniego świadczenia w wysokości 2236 złotych, około 360 złotych. Emeryt, który dostaje świadczenie w wysokości 4 tys. złotych zyska prawie 700.
Tzw. trzynasta emerytura (w istocie wysokości minimalnej emerytury, więc w większości przypadków nie ma mowy o żadnej "trzynastej emeryturze") wprowadzona przez PiS jest świadczeniem niejako obok systemu - nie zależy od ilości wpłaconych składek do ZUS, jest jednorazowym transferem pieniężnym dla wszystkich emerytów. Nie rozwiązuje więc problemu ubogich emerytów, ale jest dla nich łaskawsza niż pomysł emerytury bez podatku.
PiS obiecywał podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. złotych, ale zrobił to tylko dla zdecydowanie najbiedniejszych. To jednak obejmie większość emerytów ze świadczeniem niższym niż minimalne. Ubodzy emeryci już dziś podatku nie płacą. Dlatego proponowane przez Kosiniaka-Kamysza rozwiązanie – emerytura bez podatku – najbardziej potrzebującym nie pomoże wcale.
W projekcie ustawy o emeryturze bez podatku z 2018 roku piszą w uzasadnieniu, że budżet państwa straci w podatku dochodowym 15 mld złotych, a składki na ubezpieczenie zdrowotne będą niższe o 20 mld złotych.
Państwo ma zbalansować ten ubytek zwiększonym wpływem z podatku VAT. Trudno to sobie wyobrazić. Emeryci musieliby wydać wielokrotnie więcej niż otrzymali, aby wydatki się wyrównały. A potencjał uszczelniania VAT z innych źródeł spada.
Na zniesieniu podatku PIT dla emerytów stracą też samorządy, które otrzymują znaczącą część tych wpływów. W projekcie PSL z 2018 roku zapisano, że dla samorządów zagwarantowano by wpływy na poziomie 102 proc. roku poprzedniego (oczywiście kosztem budżetu centralnego, bo innych źródeł nie ma). Ale to wymagałoby osobnej ustawy, a sam projekt nic nie mówi o tym, jak przeprowadzić tę zmianę. W opiniach do ustawy na ten brak konkretów zwraca uwagę przedstawiciel jednego z województw.
To niejedyny pomysł PSL na zmiany w systemie emerytalnym, który idzie zupełnie obok najważniejszych problemów systemu. W kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi w październiku 2019 PSL obiecywał zniesienie obowiązkowych składek na ubezpieczenie społeczne dla przedsiębiorców.
„Co jest dziś największą bolączką polskich przedsiębiorców? Zapytajcie ich, a odpowiedzą zgodnie: ZUS, ZUS i jeszcze raz ZUS. Dobrowolny ZUS to nasza propozycja dla nich” – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz na konwencji wyborczej w sierpniu 2019.
Dobrowolny ZUS pojawił się jako pomysł PSL przez koalicję z ruchem Pawła Kukiza. Jego orędownikiem był jeden z najwierniejszych współpracowników Kukiza w Sejmie, Stanisław Tyszka. Jeszcze przez zawiązaniem koalicji, Tyszka promował ten pomysł i zapewniał przedsiębiorców, że dzięki temu zyskają… 786 złotych miesięcznie na rozwój firmy.
Po wejściu w koalicję, Kosiniak-Kamysz zaczął mówić Kukizem.
„Zwolnienie przedsiębiorców z płacenia składek to jest bardzo zły pomysł" - mówi Janina Petelczyc. "To wyrzucanie kolejnych osób z systemu ubezpieczeń społecznych. Uważam, że ubezpieczenia społeczne to dorobek cywilizacyjny i prawo człowieka. W tej chwili mamy do czynienia z odrzuceniem tego dorobku. O ZUS ciągle pisze się źle. Że jest piramidą finansową, albo że niedługo upadnie. Opisuje się też pojedyncze przypadki, które prawdopodobnie są niewłaściwe, gdy ZUS odbiera komuś świadczenie.
Ale ZUS jest jedną z najbardziej efektywnych instytucji w Polsce i osiąga bardzo dobre wyniki stosunkowo niewielkim nakładem. Koszty obsługi wcale nie są tak wysokie jak na skalę, na jaką Zakład operuje”.
Umożliwiając 1,3 miliona samozatrudnionych rezygnację z odkładania na ubezpieczenia społeczne nie naprawi się systemu emerytalnego. Pomysły PSL to nic innego jak odwoływanie się do bieżących interesów jednostek i grup społecznych, aby zyskać ich poparcie - bez kalkulowania przyszłych konsekwencji dla całego społeczeństwa.
Dla ZUS to z kolei ubytek rzędu miliardów złotych, który należałoby jakoś uzupełnić. Ile dokładnie? Tego nie wiemy, bo trudno przewidzieć, ile osób samozatrudnionych zrezygnowałoby ze składek. Jeśli połowa - byłby to koszt około 8 mld złotych (przy wysokości składki w 2020 roku).
Co mówią politycy forsujący pomysł? Wyliczenia w uzasadnieniu ustawy Stanisława Tyszki są zastanawiające. Podaje on, że gdyby wszyscy prowadzący firmy w Polsce (3,1 mln osób) zrezygnowali z opłacania składek, koszt operacji wyniósłby około 4 mld złotych. Ponad połowa przedsiębiorstw w Polsce to działalności rolnicze, które rozliczają się w inny sposób - w ramach KRUS. O KRUS nie ma jednak w uzasadnieniu ani słowa - najwyraźniej o tym zapomniano.
Skąd się wzięły 4 mld zł? Jeżeli pomnożyć 3,1 mln przez wysokość comiesięcznych składek ZUS w 2019 roku faktycznie otrzymamy "około 4 mld". Problem w tym, że w roku mamy 12 miesięcy - i znów niewykluczone, że autorzy ustawy po prostu o tym zapomnieli.
Oczywiście, nie byłaby to tak wysoka kwota, bo najpewniej nie zrezygnowaliby wszyscy przedsiębiorcy, nie wiemy też co z rolnikami z KRUS. Na pewno jednak można by się spodziewać, że koszt dla FUS (a więc pośrednio i dla budżetu państwa, który wciąż zasila FUS dotacją) byłby znacznie większy niż 4 mld złotych.
Jak to zatem zrekompensować? Tyszka podaje tylko tradycyjne ultraliberalne zaklęcia: przedsiębiorcy zapłacą mniejsze podatki, firmy się rozwiną i wpłacą do budżetu państwa więcej. Od polityków zasiadających w Sejmie należałoby jednak wymagać nieco poważniejszych kalkulacji.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze