Wybory samorządowe 2018. Wysokie poparcie dla PiS na wsi może zadać taki cios ludowcom, po którym już się nie podniosą. Tak wydawało się jeszcze wiosną tego roku. Ale od kwietnia atmosfera wokół PSL nieco się poprawiła. Celem jest, by PiS nie mógł samodzielnie rządzić w sejmiku więcej niż w jednym województwie
Wybory samorządowe to koronna dyscyplina PSL, do tej pory partia zawsze w nich dobrze wypadała. I regularnie w tych wyborach dostawała więcej, niż dawały jej przedwyborcze sondaże. Dlatego i teraz w szeregach PSL panuje umiarkowany, ale jednak optymizm. Idą na te wybory z hasłem: "Samorząd - tu zaczyna się Polska".
Mało kto liczy na powtórkę z 2014 roku, kiedy PSL dostał 21 proc. głosów i zdobył aż pięć foteli dla swoich marszałków - w świętokrzyskim, lubelskim, podlaskim, mazowieckim i warmińsko-mazurskim.
Teraz ich ambicje zamykają się w zdobyciu wyniku dwucyfrowego, marzeniem jest dojście do 15 proc. I utrzymanie trzech urzędów marszałkowskich, bo w świętokrzyskim i lubelskim to się raczej nie uda, PiS zbytnio tu urósł w siłę.
Od początku objęcia władzy PiS nie ukrywał, że jego celem jest wykończenie Stronnictwa, tak by ta partia chłopska ostatecznie zeszła ze sceny politycznej. Chodziło o przejęcie wiejskiego elektoratu, gdyż zgodnie ze statystyką po 1989 -partia, która wygrywa na wsi z reguły wygrywa też wybory w kraju.
Już w 2015 r. PiS na wsi z ludowcami wygrał, teraz chce ich dobić. I opublikowany w kwietniu raport „Polska wieś 2018” przygotowany przez Fundację na Rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa wskazuje że jest to możliwe, bo takiego poparcia jakim PiS cieszył się wiosną tego roku na wsi jeszcze żadna partia po 1990 roku nie miała (ponad 50 proc.).
I nie było też aż tylu chętnych do pójścia na najbliższe wybory (ponad 66 proc.).
Wysoka frekwencja i wysokie poparcie dla PiS może zadać taki cios ludowcom, po którym już się nie podniosą. Tak wydawało się jeszcze wiosną tego roku. Ale od kwietnia atmosfera wokół PSL nieco się poprawiła.
Sprzyja ludowcom zła sytuacja w samym rolnictwie. Długotrwała susza oznacza poważne spadki dochodów plantatorów owoców, warzyw, ziemniaków, zbóż i kłopoty hodowców bydła, którym już w lecie zaczęło brakować siana. Rząd obiecuje co prawda pomoc, ale trafi ona tylko do najbardziej poszkodowanych. Reszta musi sobie radzić sama.
Hodowcy świń są coraz bardziej zaniepokojeni, bo Afrykański Pomór Świń systematycznie rozszerza się po kraju - kiedy PiS przejmował władzę mieliśmy trzy ogniska choroby w gospodarstwach rolników, teraz mamy ok. 200 ognisk i jest już jasne że władza sobie kompletnie z tym nie radzi. A ta choroba oznacza wybijane całych stad zwierząt.
Powoli na wsi dociera też, że cofnięcie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, którym PiS się tak chlubi, dla rolników ubezpieczonych w KRUS oznacza faktyczne jego podwyższenie.
Rząd PO-PSL podniósł co prawda wiek emerytalny do 67 lat, ale dla rolników zrobił wyjątek - zachował okres ochronny, czyli nadal mieli 55 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn. Teraz więc rolnicy, którzy idą do KRUS po emeryturę, ze zdumieniem dowiadują się że muszą na nią czekać kolejne pięć lat, do 65 roku życia.
Do wiejskich wyborców powoli dociera, że na „dobrej zmianie” PiS można też stracić. Może dlatego działacze PSL, którzy objeżdżają teraz kraj w ramach kampanii samorządowej nie spotykają się już z taką niechęcią jak w 2016 roku.
„Miłości nie ma, ale jest dyskusja, są spokojne rozmowy, coś się jednak zmieniło na naszą korzyść” - opowiadają.
Wiadomo, że PSL pójdzie do tych wyborów samodzielnie, nie wejdzie w żadną koalicję, bo im się to zwyczajnie nie opłaca.
Te wybory, jak do znudzenia powtarzają działacze, rządzą się innymi prawami niż parlamentarne. Tu, zwłaszcza w wyborach do gmin, głosuje się na nazwiska, na ludzi sprawdzonych w terenie. „A my w lokalność jesteśmy wrośnięci, rozumiemy potrzeby mieszkańców a mieszkańcy znają naszych ludzi” - mówi Urszula Pasławska, wiceprezes partii. „Tu się decyduje o wybudowaniu chodnika do szkoły, a nie o największym w Europie lotnisku.”
Idą więc starymi, utartymi drogami - dają na listy kandydatów ludzi o znanych w terenie nazwiskach.
Gorzej jest z wyborami do sejmików, znacznie bardziej upolitycznionych, tu liczy się szyld partyjny. A szyld PiS jest dziś w terenie bardzo mocny.
PSL ma dodatkowy kłopot, bo prawie połowa jego kandydatów do sejmików wcale do PSL nie należy, a tylko startuje z ich list wyborczych. A z sondaży, które ludowcy robili np. w lubelskim, wynika, że kiedy wyborca już wie, że kandydat X startuje z list PSL, to poparcie dla partii rośnie 3-, 4-krotnie. Dlatego zadaniem działaczy jest dziś informowanie wyborców, że X czy Y startuje z ich list.
W swojej „Rzeczpospolitej samorządowej” - programie na te wybory - PSL proponuje m.in. decentralizację. Czyli by np. 30 proc. pieniędzy, jakimi dysponuję urząd marszałkowski, przesunąć do dyspozycji władz powiatowych, o szczebel niżej. „Chodzi o to, by pokazać program pozytywny, na antypisie wyborów nie wygramy” - przekonuje Krzysztof Hetman, europoseł i szef struktur lubelskich Stronnictwa.
Dlatego PSL ma też pomysł pt. ”Emerytura bez podatku”. „To nasze 500 plus” - mówi poseł Piotr Zgorzelski, szef kampanii samorządowej całej partii. - Co prawda, to hasło bardziej zagra przed wyborami do parlamentu, ale już teraz może pomóc zdobyć ludowcom parę głosów spoza kręgów rolniczych.
I już dziś zapowiadają, że do wyborów parlamentarnych pójdą razem tylko z partią, która zobowiąże się do realizacji „emerytury plus” jeśli wygrają wybory.
Mimo to PiS może wygrać te wybory na wsi, bo ma za sobą ma dwie tuby - telewizję publiczną i kościół. TVP to główny program oglądany na wsi, który cały czas „urabia” wyborcę, sugerując mu, że poprzednia władza PO-PSL to grupa złodziei, która tego wyborcę systematycznie okradała i dlatego nie było pieniędzy na 500 plus.
Kościół też włącza się aktywnie w kampanię propisowską, czasem wprost, a czasem posługując się niedopowiedzeniami. Np. podczas pogrzebu w Lublinie ksiądz mówił, że rodzina, która właśnie chowa ojca, powinna być szczęśliwa, bo wie kto leży w tej trumnie, a są rodziny, które tego nie wiedzą.
Na wsi w Małopolsce ksiądz podczas Mszy mówił, że nareszcie mamy porządny rząd i partię, na którą warto głosować. Albo ogłasił z ambony, że tego i tego dnia odbędzie się spotkanie z kandydatem na prezydenta miasta (oczywiście z PiS, choć tego nie mówi).
PiS zdobędzie więc pewnie najwięcej głosów wyborców, ale - jak tłumaczą ludowcy - chodzi o to, by nawet kiedy wygra, nie zgarnął całej puli i nie mógł samodzielnie rządzić w sejmiku więcej niż w jednym województwie.
Komentarze