0:000:00

0:00

Zawady Dworskie na Mazowszu to nieduża wieś niedaleko Ciechanowa, mieszka tu niewiele ponad 100 osób. Od kilku dni nazwa miejscowości często pojawia się w mediach, bo ma tu powstać grzebowisko dla ptaków zagazowanych w ramach walki z ptasią grypą, która szaleje w północnej części woj. mazowieckiego.

Ale mieszkańcy Zawad Dworskich grzebowiska nie chcą. To kolejna miejscowość, w której nie udało się go utworzyć w wyniku społecznego sprzeciwu.

"Problem, z jakim obecnie mamy do czynienia jest systemowy" - mówi OKO.press Bartosz Zając z Otwartych Klatek i Koalicji Społecznej STOP FERMOM PRZEMYSŁOWYM.

Przypomina, że w 2007 roku, podczas największej jak dotąd epidemii ptasiej grypy w Polsce, minister rolnictwa zapewniał, że spalarni jest wystarczająca liczba. A dziś sytuacja jest dużo poważniejsza.

"Zakłady utylizacji już nie wyrabiają, a żadna gmina nie chce, by zwierzęta zostały zakopane na jej terenie. Mówiąc wprost, państwo okazało się być niewydolne" - dodaje.

Przeczytaj także:

Epidemia na Mazowszu

Występujący obecnie w Polsce wirus grypy ptasiej nie jest tym samym, który w latach 2003-2006 odpowiadał za tzw. epidemię ptasiej grypy, na którą chorowali też ludzie. Jak dotąd znanych jest tylko siedem przypadków przeniesienia się wirusa na człowieka - wszystkie z Rosji, z lutego 2021 roku.

Ta niezwykle zakaźna i zaraźliwa choroba wirusowa ptaków powoduje nawet 100-procentową śmiertelność. Na Mazowszu jest ponad 100 ognisk. Najwięcej w powiecie żuromińskim - 70 - ale trudna sytuacja jest też w powiecie mławskim. Jednak według informacji podawanych przez referat zarządzania kryzysowego w Żurominie nowych zachorowań jest mniej.

"Ta tendencja troszeczkę zmalała, bo średnio mamy w tej chwili na każdy dzień około trzech podejrzeń, gdzie wcześniej było ich kilkanaście dziennie" - mówił 5 maja 2021 Radiu Dla Ciebie Jarosław Gałka, kierownik referatu.

Utylizatorzy nie wyrabiają

"Jeśli chodzi o ilość ptaków poddanych utylizacji, to zbliżamy się niestety do 10 milionów. To, co nas martwi, i to, co jest naszą największą troską, to fakt, że duża ilość tych przypadków dotyczy stad reprodukcyjnych. Wśród nich mamy już 1,1 miliona przypadków" - mówił tuż przed majówką Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej.

Tymczasem, jak "Portalowi Spożywczemu" mówił Tadeusz Wojciechowski, szef Fundacji Polskie Forum Bezpieczeństwa Żywności, okazało się, że firmy utylizacyjne nie mają wystarczającego taboru samochodowego, którym mogłyby wywieźć martwe ptaki do spalarni.

"Nie chcą zwiększać swoich kosztów stałych, wynajmując większą ilości samochodów, bo im się to po prostu nie kalkuluje, mając monopol na wykonywanie swoich czynności. Nie śpieszą się, bo nie otrzymają premii za szybsze działanie.

Zresztą spalarnie też już się zatykają ze względu na ograniczone moce przerobowe" - dodał.

Wtedy zrodził się pomysł, by zalegające już od połowy kwietnia na fermach północnego Mazowsza martwe ptaki zacząć grzebać, skoro nie ma gdzie ich spalić. I tu pojawiły się problemy.

"Ptaki powinny być grzebane tam, gdzie jest choroba"

"Jesteśmy gminą wolną od ptasiej grypy. Jak więc możemy zgodzić się na zagrożenie epidemiologiczne, jakim jest grzebowisko zagazowanych ptaków?

Nie możemy ryzykować skażenia wód gruntowych, stacji uzdatniania wody, czy przyłączy wodociągowych" - mówi OKO.press Anna Augustyniak, sekretarz gminy Gołymin-Ośrodek.

Zaznacza, że ptaki powinny być grzebane lub utylizowane tam, gdzie problem występuje. "A więc w granicach administracyjnych powiatów żuromińskiego i mławskiego, najlepiej w pobliżu ferm drobiu, a nie poza nimi" - dodaje.

To właśnie w leżącej w gminie Gołymin-Ośrodek (woj. mazowieckie) wsi Zawady Dworskie na 7 ha prywatny właściciel chce stworzyć grzebowisko. Dostał pozwolenie, choć - zdaniem gminy - nie dostarczył pełnej wymaganej dokumentacji do wniosku. Lokalna społeczność nie została zapytana o opinię w tej sprawie.

Inwestor wykopał doły i w nocy z czwartku na piątek (29 na 30 kwietnia) doszło do próby zrzutu martwych ptaków, która została zablokowana przez mieszkańców.

Doły, jak widać na poniższych zdjęciach, nie zostały w żaden sposób zabezpieczone, a na ich dnie wybiły wody gruntowe. Teren nie był też, zdaniem mieszkańców, właściwie ogrodzony, co stwarzało ryzyko rozwlekania padliny przez dzikie zwierzęta.

Grzebowisko. Na dnie rowu wybiły wody gruntowe. Fot. Otwarte Klatki.

1 maja właściciel terenu oświadczył, że zrezygnował z pomysłu stworzenia grzebowiska, a doły miały zostać zasypane. Jednak 4 maja przez powiatowego lekarza weterynarii poinformował władze gminne, że swoje oświadczenie złożył pod presją, i że się jednak z niego wycofuje. Przyszłość grzebowiska w Zawadach Dolnych pozostaje więc otwarta.

Mieszkańcy wsi Zawady Dworskie podczas czuwania przy blokadzie grzebowiska. Fot. Otwarte Klatki.

Jak dotąd protesty mieszkańców zatrzymały budowę grzebowiska w Lipowcu Kościelnym w powiecie mławskim (woj. mazowieckie) - 29 kwietnia 2021 roku powiatowy lekarz weterynarii wygasił zgodę na jego utworzenie. Był również pomysł zagrzebania ptaków na poligonie w Orzyszu, ale sprzeciwili się temu mieszkańcy oraz samorządowcy gmin Pisz, Biała Piska i Orzysz (woj. warmińsko-mazurskie). Nie zgodziło się też Ministerstwo Obrony Narodowej.

Epidemia na życzenie

"To, jak dużym problemem może stać się tego rodzaju grzebowisko, pokazuje choćby sytuacja z Danii z ubiegłego roku. Tam zakopano zbyt płytko tysiące norek, które zagazowano w związku z zagrożeniem koronawirusem.

Po kilku tygodniach, w wyniku gromadzących się gazów, ciała zwierząt zaczęły być wypychane na powierzchnię, stwarzając zagrożenie epidemiologiczne.

A w Zawadach Dworskich mają zostać zakopane nie tysiące, ale miliony ptaków. Błędy przy zakopywaniu mogą mieć podobne skutki jak w Danii" - mówi OKO.press Zając z Otwartych Klatek i Koalicji Społecznej STOP FERMOM PRZEMYSŁOWYM.

Dodaje, że w województwie mazowieckim mamy absurdalnie wysokie zagęszczenie ferm drobiarskich.

Tylko w powiatach żuromińskim i mławskim jest ich 605 i hoduje się w nich blisko 80 mln zwierząt, co jest sytuacją absolutnie unikalną w skali Europy.

Jak to się stało? Przez lata gminy nie posiadały planów zagospodarowania przestrzennego, na czym korzystali inwestorzy, więc ferma powstawała tu na fermie.

"Problem w tym, że tak duże zagęszczenie ferm i zgromadzonych na nich zwierząt stwarza wprost idealne warunki dla rozwoju ptasiej grypy, bo ułatwiają transmisję wirusa. Fatalną sytuację na Mazowszu mamy więc, powiedzmy to otwarcie, w znacznym stopniu na własne życzenie" - mówi Zając.
;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze