"Ludzie muszą wiedzieć, że skargi nadzwyczajne to nie jest kolejna instancja ani sposób na dokopanie sąsiadowi, czy komuś z rodziny, kto za bardzo się nachapał" - apelują pracownicy RPO. Ale prezydent Duda otworzył puszkę Pandory, a raczej setki, tysiące puszek - bo jak ktoś ma poczucie, że sąd go 20 lat temu skrzywdził, może składać skargę
Skarga nadzwyczajna wymyślona przez Andrzeja Dudę weszła w życie 3 kwietnia 2018 wraz z nową ustawą o Sądzie Najwyższym.
OKO.press rozmawiało z pracownikami Biura Rzecznika Praw Obywatelskich (po majowej nowelizacji tylko RPO i Prokurator Generalny mogą wnosić do SN skargi nadzwyczajne). O ile w Zespole Prawa Karnego RPO skargi nadzwyczajne raczej nie będą wykorzystywane, o tyle w Zespole Prawa Cywilnego wywołują popłoch.
Procedura cywilna przewidywała do tej pory trzy tryby podważania prawomocnych orzeczeń, które składały się na spójny system. Były to: skarga kasacyjna, wniosek o wznowienie postępowania oraz skarga o stwierdzenie niezgodności orzeczenia z prawem. Skarga nadzwyczajna, przez brak obostrzeń, otwiera niezwykle szeroko zupełnie nowe drogi podważania orzeczeń. W przypadku spraw cywilnych, w przeciwieństwie do karnych, podstawową trudnością jest fakt, że w takim procesie są wygrani i przegrani. Dla strony wygranej z orzeczenia wynikają pewne prawa.
Małgorzata Świętczak, zastępca dyrektora Zespołu Prawa Cywilnego w BRPO opowiada OKO.press: “Wzruszanie wyroku po 5, 10 latach, kiedy ktoś już z niego skorzystał, ma ustabilizowana sytuację, działa w zaufaniu do stabilności takiego orzeczenia, to jest okoliczność, którą zwłaszcza Rzecznik musi brać pod uwagę.
Konstytucyjne prawo do sądu zakłada dostęp do dwóch instancji. Wtedy postępowanie kończy się prawomocnym wyrokiem. Podobnie prawo do sądu jest rozumiane na gruncie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Tymczasem w większości skarg wnioskodawcy uważają, że to kolejna instancja, kolejna próba podważenia, na zasadzie “wszystkie chwyty dozwolone”. Małgorzata Świętczak:
“Trudno się temu dziwić - jeśli człowiekowi otwiera się możliwość podważenia orzeczenia, z którego jest niezadowolony, to czemu miałby z tego nie skorzystać?"
Skarga kasacyjna, która jest podstawowym środkiem kwestionowania prawomocnych orzeczeń - ma krótkie terminy na wniesienie oraz rygorystyczne ograniczenia formalne.
Skargi kasacyjne:
Często wnioski do BRPO spływały po terminie albo na granicy terminu. W wielu wypadkach były też niedopuszczalne ze względu na uchybienia formalne. Z powodu takich obostrzeń w sprawach cywilnych trudno było złożyć skargę kasacyjną.
Skargi nadzwyczajne zdecydowanie różnią się pod tym względem od skarg kasacyjnych. Te podstawowe różnice to:
Ta ostatnia przesłanka otwiera szeroko możliwość zaskarżania orzeczeń. Żeby skonfrontować ustalenia sądu z materiałem dowodowym trzeba przeanalizować całe akta sprawy. Brak pozostałych obostrzeń sprawia również, że
teraz właściwie każde orzeczenie można podważyć. I pracownicy BRPO muszą rozpatrywać wszystkie napływające wnioski.
Małgorzata Świętczak: “Rzadko zdarzają się wnioski z konkretnymi zarzutami. Zazwyczaj pisane są one przez osoby nieporadne, nie do końca orientujące się w systemie prawnym. Czasem ludzie piszą takie pisma: »tu jest lista spraw do załatwienia, proszę wnieść skargę nadzwyczajną«.
Zarzuty są różne, czasem ludzie piszą ogólniki - że sąd był niesprawiedliwy, sędziowie skorumpowani, świadkowie kłamali. Albo po prostu - proszę wnieść skargę”.
Zdecydowana większość spraw, która wpływa do zespołu prawa cywilnego, to wnioski w tak zwanych sprawach działowych. To najbardziej żmudne, skomplikowane rozliczenia, które w sądach były rozpatrywane po kilka, kilkanaście lat. Sprawy działowe to na przykład: działy spadku, stwierdzenie nabycia spadku połączone z działem spadku, połączone z obliczaniem dorobku małżonków, połączone ze zniesieniem współwłasności.
Małgorzata Świętczak:
“Czasem ktoś chce dwa, trzy pokolenia wstecz uporządkować sprawy majątkowe. Jakieś majątki, nieruchomości. W takich sprawach nawet same sentencje wyroku - zazwyczaj kilkuzdaniowe - mają po kilka stron: ta działka, taka, ten dziedziczy po tym, i to w takiej części, potem tamten dzieli gospodarstwo na ileś części, ten ma taką spłatę w takim terminie. Jeśli to jest liczna rodzina, to oczywiste jest, że ktoś będzie niezadowolony i będzie prosił o podważenie takiego orzeczenia”.
A rzadko kiedy w takich sprawach nieruchomościowych, rozliczeniowych jest jedna sprawa sprawa sądowa. Do tego dochodzą uzgodnienia księgi wieczystej, ustalenie stanu prawnego nieruchomości, różne sprawy rozliczeniowe o zapłatę, o zasiedzenie, o posiadanie.
Małgorzata Świętczak: “To wszystko ma znaczenie w takiej sprawie i
trudno jest taki domek z kart burzyć tylko przez to, że ktoś uważa, że ileś lat temu jakiś biegły źle wyliczył wartość nakładu w postaci dachu domu zbudowanego na działce 30 lat temu.
Rozliczenie całości czyjejś sytuacji rodzinnej i majątkowej - iluś osób, które sobie działają przez wiele lat - to karkołomne zadanie. Dla przykładu: z czyjegoś majątku ustanowiono lokatę, która została zlikwidowana, żeby kupić mieszkanie lokatorskie. Potem to mieszkanie było przekształcone w spółdzielcze, a potem była odrębna własność lokalu, a potem jeszcze eksmisja, a potem jeszcze jakieś rozliczenie związane z posiadaniem.
Sąd musi ocenić niemalże całą historię rodziny. Być może łatwo tu o błędy w ustaleniach faktycznych, ale miejscem, gdzie te analizy się odbywają jest postępowanie sądowe. Te akta są spuchnięte do granic wytrzymałości, te sprawy ciągną się latami, angażują mnóstwo emocji”.
Te emocje dobrze widać we wnioskach. Ludzie czują się pokrzywdzeni. Najczęściej sprowadza się to do konstatacji, że sąd po prostu ich zdaniem źle podzielił majątek. Że dostali jego zbyt małą część.
Największy ładunek emocjonalny niosą ze sobą oczywiście sprawy dotyczące podziału majątku małżonków.
Małgorzata Świętczak: “To pokłosie własnych frustracji, ciężkiego, nieudanego procesu rozwodowego, zaangażowania dzieci.
On pisze: »bo ja ciężko pracowałem, a ona leżała do góry brzuchem, to ja powinienem dostać więcej«. A ona z kolei: »Jego w ogóle w domu nie było, zaniedbywał rodzinę, ja cały czas siedziałam z dziećmi, musiałam wszystko ogarniać. A teraz on chce nierówno ustalać udziały w majątku wspólnym«".
Istnieje oczywiście taka możliwość, że sąd może wziąć pod uwagę nie równy podział majątku na pół, ale procentowy. I takie wnioski spływają do BRPO - ludzie proszą, żeby policzyć wszystko jeszcze raz, bo ktoś “więcej zarabiał, więcej się dokładał”. I pracownicy biura takie sprawy są zobowiązani jeszcze raz analizować.
Zdarzają się skargi na koszty postępowania albo o podważenie wyroku w sprawie ochrony naruszonego posiadania. Takie proste postępowania np. gdy ktoś się komuś zaorał kawałek pola lub zagrodził drogę, były z założenia niekasacyjne.
Ten sam problem pojawia się przy niekasacyjnych sprawach rozwodowych. Biuro dostaje wnioski o ponowne rozpatrzenie w zakresie orzeczeń o winie, spraw alimentacyjnych, o opiekę nad dziećmi. Kwestię alimentów i opieki zawsze można wzruszać i zmieniać w innym trybie. Ale ludzie słyszą, że są skargi nadzwyczajne, że nie ma tam takiego wyłączenia jak w przypadku kasacji, więc te wnioski składają. A pracownicy biura nadal nie mają wytycznych i nie wiedzą, jak te sytuacje traktować. Więc rozpatrują.
Kolejnym problemem jest fakt, że skomplikowane sprawy majątkowe nigdy nie mają łatwych rozstrzygnięć. Zawsze sąd ma kilka wariantów. I pojawia się pytanie - jeśli sąd wybiera wariant drugi zamiast trzeciego, to gdzie tu jest błąd?
Małgorzata Świątczak: “Mieliśmy taki przypadek, kiedy ktoś przysłał nam wniosek w skomplikowanej sprawie o zniesienie współwłasności. Twierdził, że w sumie to on się zgadza z orzeczeniem, bo każdy ze współwłaścicieli dostał kwotę odpowiadająca wielkości jego udziałów, ale jednak sąd powinien wybrać nie 8.wariant jakiejś kwestii przebiegu służebności, tylko sąd powinien inaczej pokroić. Nie zgłosił się do nas jeszcze nikt, kto wyszedł z sądu z niczym. Płyną wyłącznie głosy niezadowolenia - źle wyliczone nakłady, sąd nie wziął pod uwagę, że ktoś przywiózł w skarpecie z Ameryki pieniądze i kupił za to, to i tamto”.
Sprawy cywilne rzadko kiedy są w próżni. Są uwikłane w inne sprawy, w inne postępowania, niosą ze sobą konsekwencje. Czasem podważenie jednego wyroku będzie za sobą pociągało podważenie 10 innych.
Pracownicy z trudem nadążają z napływającymi skargami. Dziennie przychodzi do nich nawet kilka, kilkanaście nowych wniosków. Od 3 kwietnia 2018 w całym biurze pojawiło się ich ponad 800. W zespole cywilnym, który zajmuje się sprawami majątkowymi, spadkowymi, rodzinnymi - ponad 200. Pracuje tam zaledwie kilka osób.
Biuro nie dostało żadnego wzmocnienia kadrowego, pomimo znacznego rozszerzenia ustawowych obowiązków. Rzecznik zwracał się do władz w tej sprawie - prosił o wsparcie kadrowe i finansowe, ale nic nie wskórał.
Małgorzata Świętczak:
“To o 1/3 więcej pracy. Jedno, to sam napływ wniosków, druga sprawa - sposób procedowania Nie ma obostrzeń, wszystko musimy rozpatrywać, prosić o akta sprawy. Nie jesteśmy w stanie fizycznie zająć się tymi wnioskami, a to i tak jest zaledwie ułamek spraw, którymi musimy się zajmować”.
Pracownicy biura mają żal o to, w jaki sposób media przedstawiają skargi nadzwyczajne - jako środek, którym można podważać wszystkie orzeczenia. A coś, co nawet w nazwie ma słowo “nadzwyczajna”, powinno mieć też nadzwyczajny charakter. Tymczasem ludzie uważają to za trzecią, a nawet czwartą instancję. Zdarzają się sprawy, w których wypowiedział się już Sąd Najwyższy, odrzucając wcześniej kasację. Nagle po 10 latach od zakończenia sprawy do Rzecznika zwracają się ludzie z wnioskiem o ponowne jej rozpatrzenie w trybie skargi nadzwyczajnej. Uważają, że SN musi spojrzeć jeszcze raz, bo “coś jest nadal nie tak”.
Dominika Janicka-Tomczyk, starszy specjalista w Zespole Prawa Cywilnego:
“Trudno się dziwić ludziom. Mają taką możliwość, to z niej korzystają”.
Małgorzata Świętczak:
“Jeśli to jest układ ustabilizowany od iluś lat, to zastanowimy się 10 razy, czy należy go wzruszać. Ludzie układają swoje stosunki życiowe w zaufaniu do stabilnego prawomocnego orzeczenia”.
Jak wiele jest spraw, w których występują rażące błędy sądu? Zdaniem BRPO niewiele. Najczęściej kierują sprawy do SN w sytuacji, gdy dotychczasowe orzecznictwo jest niejednoznaczne.
Małgorzata Świętczak:
“Jednego możemy być pewni - mnóstwo osób pozostanie rozgoryczonych dodatkowo faktem, że rozbudzono w nich nadzieje. Że rozbudzono w nich oczekiwania. A takich sprawach, które będą się nadawały na skargi nie będzie dużo”.
Pracownicy BRPO nie wykluczają, że instrument podobny do skargi nadzwyczajnej mógłby się przydać. W ciągu kilkunastu ostatnich lat zdarzyło im się rozpatrywać kilka przypadków pomyłek sądowych, w których nie było już trybu, w którym można się było odwołać. Trzeba było uruchamiać kilka postępowań, żeby to odkręcić, co wymagało już znacznego nakładu sił.
Jednak warunkiem wprowadzenia jakiegokolwiek mechanizmu jest jego staranne przygotowanie. Musiałby być odpowiednio wkomponowany w całą procedurę, zsynchronizowany. Tymczasem
w sprawach cywilnych skarga nadzwyczajna idzie w poprzek całego żmudnie budowanego systemu, w którym istniał jakiś porządek.
Małgorzata Świętczak: “Przede wszystkim trzeba zadbać o komunikację tego w mediach, o opinię publiczną.
Ludzie muszą wiedzieć, że to nie jest kolejna instancja, ani sposób na dokopanie sąsiadowi, czy nielubianemu członkowi rodziny, który naszym zdaniem za bardzo się nachapał.
Skarga w obecnej formie ma tak ogólne przesłanki, że każdy może uznać, że może zaskarżać. Ludzie uważają, że coś, co jest niesprawiedliwe w ich subiektywnej ocenie, jest niesprawiedliwe społecznie".
Dominika Janicka-Tomczyk:
“Powinien być bardziej restrykcyjny limit czasowy na składanie takich skarg. I też kryterium wartości przedmiotu. Warto się zastanowić, czy tworzyć takie mechanizmy dla błahych spraw, których ponowne uruchomienie będzie generowało nie tylko koszty sądowe, organizacyjne, ale także koszty społeczne”.
Konstytucyjne prawo do sądu polega też na tym, że sprawa musi się kiedyś skończyć. Prawo do rozpoznania w rozsądnym terminie gwarantuje polska konstytucja i Europejska Konwencja Praw Człowieka.
Małgorzata Świętczak:
“Po co nam skargi nadzwyczajne w sprawach, w których po 10 latach procesu zapada prawomocny wyrok, potem jest pięć lat przerwy i komuś się nagle przypomina, że zaszła niesprawiedliwość? Chyba nie o to nam chodziło”.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze