0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Evan Vucci / POOL / AFPFot. Evan Vucci / PO...

„To ogromne ryzyko, ale i historyczna chwila” – powiedział w rozmowie TVN24 ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski, potwierdzając, ku powszechnemu zaskoczeniu, przyjazd Joe Bidena do Kijowa w poniedziałek 20 lutego 2023.

Pogłoski o sekretnych planach amerykańskiego prezydenta, który miał tego dnia pojawić się w Warszawie, pojawiły się już wcześniej. Gdy na konferencji prasowej dziennikarze zapytali Bidena, dlaczego wybiera się właśnie do Polski, ten tylko tajemniczo się uśmiechnął.

View post on Twitter

Dzisiejsza wizyta w Kijowie to pierwsza, którą Biden odbył do stolicy Ukrainy jako prezydent USA. Wcześniej sześciokrotnie odwiedzał to miasto jako wiceprezydent.

Biden potwierdził, że jego kraj przekaże Ukrainie pomoc wojskową o wartości pół miliarda dolarów. Ma chodzić między innymi o pociski do systemów HIMARS oraz przewciwpancerne systemy rakietowe Javelin. Dalsze szczegóły dotyczące wsparcia ze strony USA i NATO będą wyjawiane w następnych dniach. Prezydent USA zamierza też ogłosić nowe sankcje przeciwko Rosji.

Przeczytaj także:

Jutro ok. 17:30 prezydent USA będzie przemawiał w Warszawie, w Arkadach Kubickiego. Wcześniej ma także spotkać się z Andrzejem Dudą. 22 lutego obaj prezydenci mają uczestniczyć w spotkaniu liderów wschodniej flanki NATO w formacie bukareszteńskiej dziewiątki, B9. Na koniec zaplanowana jest rozmowa amerykańskiego przywódcy z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem. We wtorek, o godzinie 10.00 polskiego czasu telewizyjne orędzie ma wygłosić prezydent Rosji Władimir Putin.

O znaczeniu niespodziewanej wizyty Bidena w Kijowie mówi OKO.press Eugeniusz Smolar*, analityk Centrum Stosunków Międzynarodowych. Całość rozmowy poniżej.

Maria Pankowska OKO.press: Wszyscy byliśmy zaskoczeni, że Joe Biden zamiast w Warszawie pojawił się dziś w Kijowie.

Eugeniusz Smolar: Organizacja przejazdu została znakomicie zaplanowana, w kompletnej tajemnicy. Potem kilka godzin w Kijowie i podróż z powrotem. Z wizytą było związane ryzyko dla jego osobistego bezpieczeństwa, które Biden postanowił ponieść.

Ale nie była to pierwsza wizyta amerykańskiego prezydenta w kraju w stanie wojny – zdarzało się to w Wietnamie, Iraku czy Afganistanie.

Biden przybył do Kijowa w rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę. Przypomnę, że rok temu 24 lutego powszechne było przekonanie, że Ukraina i jej stolica padną pod naporem sił rosyjskich w ciągu dni, jeśli nie tygodnia.

Stało się inaczej, ale Ukraina nadal potrzebuje międzynarodowego wsparcia. Co jej daje wizyta Bidena?

W Kijowie Biden zapowiedział udzielenie dodatkowej pomocy w wysokości pół miliarda dolarów, w tym więcej amunicji i haubic. To będzie już w sumie ponad 40 mld zaplanowanych wydatków. Pomoc nie obejmuje jednak cięższego uzbrojenia, takiego, jak rakiety o większym zasięgu czy myśliwce, którego Ukraina oczekuje.

Największe znaczenie ma symbolika tej podróży, jako wyraz, że zacytuję prezydenta: „nienaruszalnego poparcia dla Ukrainy w jej walce o integralność terytorialną”. Także jako wyraz uznania dla odwagi, niezłomności i heroizmu Ukraińców, co tylko ich wzmocni moralnie i wzmoże pragnienie zwycięstwa. Prezydent Zełenski skomentował, że wizyta Bidena przybliża zwycięstwo.

Problem jest z definicją zwycięstwa.

Wizja tego, co Ukraina i Stany Zjednoczone uważają za zwycięstwo w tej wojnie, jest różna?

Ukraińcy za zwycięstwo uznają odbicie wszystkich terytoriów zagarniętych przez Rosję po 2014 roku, razem z Krymem, co wielokrotnie powtarzał Zełenski podczas wizyty w Waszyngtonie i w przemówieniu do Amerykanów w Kongresie. Użył słowa "zwycięstwo" aż jedenastokrotnie.

Ani razu natomiast nie użył go prezydent Biden, ani nikt z administracji amerykańskiej. Wyrażali regularnie poparcie dla Ukrainy „tak długo, jak długo będzie go potrzebowała”. To mógł być, podejrzewano, wyraz intencji dla zachowania otwartej furtki do rozmów z Rosją, w dyplomacji bardzo ważnej. Ukraina taką możliwość odrzuca, ponieważ zdaje sobie sprawę, że negocjacje mogłyby oznaczać kompromis. A kompromis to dla Ukrainy potencjalne straty terytorialne, np. utrata Krymu.

Rosja już poniosła ogromną porażkę: strategiczną, taktyczną, gospodarczą i polityczną.

Ale porażka Rosji nie musi oznaczać zwycięstwa Ukrainy, zgodnego z ukraińską definicją.

Niektórzy komentatorzy wskazywali, że Biden przybył do Kijowa dokładnie w Dzień Pamięci Bohaterów Niebiańskiej Sotni, święta ustanowionego ku pamięci poległych na Majdanie w 2014 roku. Czy to nie znak, że Stany Zjednoczone są gotowe przyjąć narrację Ukrainy, że należy jej się odzyskanie całego terytorium?

Sądzę, że prezydent Biden nawet o tym nie wiedział, akurat takie szczegóły do niego nie docierają. Co nie znaczy, że nie jest świetnie zorientowany: od ponad 40 lat uczestniczy w formułowaniu polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, był członkiem Komisji Spraw Zagranicznych Kongresu i wiceprezydentem.

Z całą pewnością stosunek do działań Rosji ewoluuje – zarówno w USA, jak i w innych krajach Zachodu. W 2014 roku Zachód nałożył sankcje, ale reakcja była bardzo stonowana. Dlatego liczne państwa rozpoczęcie wojny Rosji z Ukrainą zaczęły liczyć nie od 2014 roku, ale dopiero od lutego 2022 roku. Wcześniej realia zamazywali słowotokiem dyplomatycznym, wierząc, iż dogadanie się z Putinem będzie możliwe.

Poziom konfliktu bardzo podwyższyły ostatnie słowa wiceprezydent Harris w Monachium, że Rosja dopuściła się w Ukrainie "zbrodni przeciwko ludzkości".

Dzisiejsza wypowiedź Bidena, że „Stany Zjednoczone udzielają niezachwianego poparcia dla Ukrainy w jej walce o integralność terytorialną”, uzupełnia obraz sytuacji i sprowadza się do tego samego: nie ma mowy o rokowaniach z Putinem na rosyjskich warunkach, co mogłoby prowadzić do jakiegoś brudnego kompromisu kosztem terytorium Ukrainy.

Negocjacje z reżimem, który dopuścił się takiej zbrodni, nie wchodzą w grę?

Można negocjować z chuliganem, który sprowokował wojnę. Ale nie z bandytą, który dopuścił się zbrodni w Irpiniu, Buczy i innych miejscach. Określenie ich jako "zbrodni przeciwko ludzkości" sprawia, że te czyny stają się nieakceptowalne także w duchu Karty Narodów Zjednoczonych.

O Karcie Biden wspomniał także w oświadczeniu wydanym na okoliczność podróży do Kijowa.

Jak najbardziej, bo bardzo ważnym elementem starcia z Rosją, a także potencjalnie z Chinami, jest określenie, czym jest ten konflikt. Tutaj nastąpiła bardzo pozytywna zmiana. Wcześniej określano go jako konflikt między autokracjami a demokracjami. To umożliwiło wielu krajom na świecie, które nie są demokracjami, stanięcie niejako z boku.

Uważam, że Biały Dom i amerykańska dyplomacja słusznie przeformułowały tę definicję na "obronę podstawowych zasad międzynarodowego porządku". Chodzi o pojęcia integralności terytorialnej i suwerenności. A to rozumieją wszystkie państwa, niezależnie od ustroju politycznego.

Wspominał Pan też o Chinach. W tej chwili minister spraw zagranicznych Chin jest w Moskwie, a w weekend w Monachium rozmawiał z nim amerykański sekretarz stanu Anthony Blinken. Z rozmów tych wywnioskował, że Chiny szykują się do przekazania broni Rosji. Czy to także mogło mieć wpływ na tę wizytę i na podniesienie rangi konfliktu?

Decyzja o odbyciu wizyty zapadła już jakiś czas temu, nie wiemy dokładnie kiedy. Musiała być rozpatrywana od tygodni, jeśli nie od miesięcy. Ostatnie rozmowy na pewno nie miały na to bezpośredniego wpływu.

Sekretarz stanu Blinken podzielił się natomiast swoim niepokojem, że Chiny mogą dostarczyć broń Rosji. Nie powiedział, że zrobią to na pewno, a w dyplomacji taka wypowiedź może mieć charakter ostrzegawczy. Chiny zaprzeczyły już dzisiaj publicznie tym słowom, podtrzymując jednak niepewność.

Dotychczas Pekin popierał pryncypialnie Rosję, jak przystało na zdeklarowanego sojusznika. Ale ta wojna z pewnością wpłynęła na myślenie Chin o potencjalnym konflikcie ze Stanami Zjednoczonymi czy z Zachodem. Liczne koncerny chińskie wycofały się z kontraktów w Rosji, także w istotnej branży energetycznej. Zrobiły to z obawy o zachodnie sankcje, głównie amerykańskie. Chiny więc zachowywały się wstrzemięźliwie, kilkakrotnie ogłaszały też oficjalnie, że uważają ewentualne użycie broni jądrowej za niedopuszczalne w stosunkach międzynarodowych. To musiało wpłynąć na Putina i bliskich mu strategów, którzy wspominali przecież o takiej możliwości. Ostatecznie fakt, że ta niby potężna Rosja musi kupować amunicję w Korei Północnej, a drony w Iranie, dowodzą słabości technologicznej i zapóźnienia tego kraju.

Jeszcze w kontekście Chin: proszę pamiętać, że przez Ukrainę i Polskę płynie bardzo ważny szlak kolejowy projektu "Jeden Pas i Jedna Droga", którym towary chińskie płyną do Europy Zachodniej. Kiedy pół roku temu Rosja zbombardowała linie kolejowe w Ukrainie, Chiny mocno zareagowały i Rosjanie zaprzestali bombardowań na linii zachód-wschód. To istotny element ograniczający Putina i rosyjskie wojska, bo w wojnie zniszczenie linii kolejowych, którymi płynie pomoc dla Ukrainy z Polski, to wydawałoby się podstawowy krok. Rosja z pewnością dba w ten sposób o interesy chińskie.

A w zamian oczekuje militarnego wsparcia?

Na pewno oczekuje. Ale czy dostanie? Dowiemy się w przyszłości.

Czyli ta wizyta to sygnał dla Ukrainy, ale także dla Rosji i dla Chin. Potwierdza determinację Stanów Zjednoczonych do wspierania Ukrainy. Czy Rosjanie się tego spodziewali? Są na ten temat rozbieżne relacje.

Z całą pewnością wizyta nie została z Rosją "uzgodniona". Amerykanie na bardzo krótko przed wizytą jednostronnie poinformowali o niej Rosjan. Chodziło o to, by uniknąć wypadku, w którym doszłoby do ostrzelania Kijowa tego dnia. I chociaż w Kijowie rozległy się syreny alarmowe, to w tym czasie nie było ataku na stolicę Ukrainy.

Jutro prezydent Putin ma wygłosić przemówienie. Czy wiemy, jak Rosja może zareagować?

Putin musi być rozwścieczony. Biden tą wizytą upokorzył Rosję. Tak to też widzą komentatorzy w Moskwie – jeden z nich zauważył w internecie: „Rok po rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej, czekamy w rosyjskim mieście Kijowie na prezydenta Federacji Rosyjskiej, a nie na prezydenta Stanów Zjednoczonych". Putin musi mierzyć się z wewnętrznymi naciskami, oczekuje się od niego sukcesów. Wielu byłych i obecnych wojskowych chce dużo bardziej radykalnego ataku na Ukrainę, także Kadyrow, przywódca Czeczenii. Tymczasem widzą, że to nie Rosja zdobywa Kijów i nie Putin świętuje tam zwycięstwo, tylko w atmosferze radości i optymizmu przybywa tam Biden.

W jutrzejszym przemówieniu Putin zapewne standardowo obarczy USA winą za całe zło świata. To na pewno będzie ważne przemówienie, dowiemy się, jak rosyjski prezydent odpowie na nowe parametry konfliktu, określone przez Stany Zjednoczone.

A jak wizyta w Kijowe ma się do spotkań zaplanowanych przez Joe Bidena w Polsce we wtorek 21 lutego?

W świetle podróży do Kijowa wizyta Bidena w Warszawie i spotkanie z bukaresztańską dziewiątką [zrzeszenie państw wschodniej flanki NATO: Polski, Rumunii, Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier, Słowacji, Czech i Bułgarii - red.] nabierają charakteru raczej politycznego, mobilizującego. Zarazem obecność w Warszawie sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga będzie zdecydowanie ważna. To mocny sygnał jedności Sojuszu Północnoatlantyckiego.

*Eugeniusz Smolar, analityk z dziedziny stosunków międzynarodowych w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Specjalizuje się w problematyce bezpieczeństwa międzynarodowego i NATO, relacjach transatlantyckich, polityce wschodniej UE i Rosji, a także w kwestiach praw człowieka i demokracji. Wcześniej m.in. współpracownik KOR, współtwórca wydawnictwa „Aneks”, dyrektor Sekcji Polskiej BBC, wiceprezes zarządu Polskiego Radia SA i prezes CSM. Jest członkiem Rady Programowej Forum Polsko-Czeskiego przy MSZ.

;
Na zdjęciu Maria Pankowska
Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze