Nieudane z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych i Europy spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem nie przyniosło żadnych rozstrzygnięć dotyczących zarówno wojny w Ukrainie, jak i jakiejkolwiek innej sprawy. Dyktator Rosji ma za to teraz mnóstwo nowych zdjęć z prezydentem USA
Donald Trump klaskał radośnie, gdy Władimir Putin wysiadał ze swego samolotu w amerykańskiej bazie wojskowej w Anchorage na Alasce. Potem długo ściskał dłoń dyktatora Rosji i poklepywał go po ramieniu. Choć Biały Dom wycinał później sceny z klaskaniem z oficjalnych relacji wideo w mediach społecznościowych, to właśnie one pozostaną tym najbardziej wymownym symbolem spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych z dyktatorem Rosji. Bo gorąco oklaskiwany gwiazdor potraktował swego fana obcesowo i instrumentalnie. Rozmowy potrwały nadspodziewanie krótko, nie przyniosły żadnego efektu i zakończone zostały zdawkowym wystąpieniem, w którym Putin, zamiast mówić o porozumieniu pokojowym z Ukrainą, opowiadał o historycznych związkach Alaski z Rosją.
Dla Stanów Zjednoczonych ta wizyta była porażką i upokorzeniem, choć trudno powiedzieć, czy Donald Trump w ogóle zdaje sobie z tego sprawę. Rosyjski dyktator osiągnął natomiast swój najważniejszy cel, z którym jechał na Alaskę. Cały świat zobaczył jego powrót na światowe salony, uściski dłoni z Trumpem i przejażdżkę limuzyną prezydenta USA (co jest rzadkim przywilejem zastrzeżonym dla najważniejszych gości z zagranicy). Putin wystąpił w roli przywódcy wielkiego mocarstwa, który jak równy z równym i traktowany z wszelkimi należytymi honorami, rozmawia o najważniejszych sprawach świata z innym przywódcą wielkiego mocarstwa. W dodatku rozmawia twardo i nieustępliwie, ani na moment nie schodząc z przyjętego wcześniej kursu.
W trakcie rozmów Putina z Trumpem jego armia wysłała nad ukraińskie miasta prawie 100 dronów kamikaze i co najmniej pocisk balistyczny.
Trump natomiast poniósł klęskę na wszystkich frontach. Nie udało mu się nakłonić Putina ani do porozumienia w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie, ani nawet do jakiejkolwiek, choćby ramowej czy ogólnej publicznej deklaracji w tej kwestii. Ale na tym nie koniec. Wyjeżdżając z Anchorage, Trump nie mógł się pochwalić dosłownie niczym, nie osiągnął bowiem literalnie nic w żadnej sprawie.
Spotkanie zaczęło się ok. 11:30 lokalnego czasu (w Polsce była 21:30 w piątek 15 sierpnia) i potrwało nieco ponad dwie godziny zamiast oczekiwanych sześciu. Skończyło się już po pierwszej rundzie rozmów, choć Biały Dom oficjalnie zaplanował dwie. Pomiędzy nimi przewidziano roboczy lunch – miała zostać zaserwowana m.in. polędwica wołowa, Putin nie skorzystał jednak z okazji do wspólnego posiłku z Trumpem. Być może dlatego, że on i jego ludzie byli już najedzeni. Bo, jak z lubością informowała rosyjska propagandystka, naczelna Russia Today Margarita Simonian, na pokładzie samolotu dyktatora Rosji w drodze na Alaskę podawano kurczaka po kijowsku.
Wspólne wystąpienie po spotkaniu trwało zaledwie 12 minut. Choć określane było mianem konferencji prasowej, przekrzykującym się dziennikarzom nie pozwolono zadać ani jednego pytania.
Jako pierwszy wystąpił Putin – co było zupełnym ewenementem. Jako pierwszy w takich sytuacjach bowiem przemawia gospodarz spotkania – co jest ogólnie przyjętym globalnym standardem w dyplomacji. Dyktator Rosji otrzymał zaś przywilej przemawiania na amerykańskiej ziemi przed prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Putin w sporej części mówił zresztą o tym, że Alaska nie jest do końca amerykańską ziemią. Przypominał o związkach sprzedanej Amerykanom przez cara krainy z Rosją, wymieniał rosyjskie nazwy alaskańskich miejscowości i prawosławne kościoły działające na terenie stanu. W trakcie wizyty Putin zresztą spotkał się z przywódcami prawosławnej społeczności na Alasce i złożył kwiaty na cmentarzu radzieckich marynarzy, którzy w trakcie II wojny światowej polegli na wodach Północy.
To, co dotyczyło Ukrainy, brzmiało zaś w ustach Putina mniej więcej tak: dyktator Rosji scharakteryzował działania Trumpa w sprawie Ukrainy jako „cenne” i dodał, że „wszystko, co się dzieje, jest dla nas tragedią i straszną raną”. Nie podając szczegółów, Putin stwierdził, że dzisiejsze „rozmowy” mogą pomóc w bezpieczeństwie Ukrainy i wezwał Europę, aby „nie wtrącała się w te działania” i „nie wykorzystywała zakulisowych układów”, aby je storpedować. Dorzucił, że „Ukraińcy i Rosjanie to bracia” – co w jego ustach stanowi nie znak braterskiej przyjaźni, lecz jedno z regularnie powtarzanych uzasadnień agresji przeciwko niepodległemu krajowi.
Wypowiedzi Donalda Trumpa w trakcie tych 12 minut nie niosły natomiast żadnej konkretnej treści, a większość wątków została urwana lub zawieszona. „Uważam, że odbyliśmy bardzo produktywne spotkanie”. „Było wiele, wiele punktów, co do których się zgodziliśmy… Nie ma porozumienia, dopóki nie będzie porozumienia. Zadzwonię do NATO… Oczywiście zadzwonię do prezydenta Zełenskiego i opowiem mu o dzisiejszym spotkaniu… Naprawdę poczyniliśmy duże postępy” – dokładnie tak to wyglądało.
Na koniec wystąpienia uśmiechnięty od ucha do ucha Putin rzucił do Trumpa „następnym razem w Moskwie!", po czym radośnie się zaśmiał. „Och, to ciekawe. Będę trochę podniecony tą sprawą, ale, no cóż, widzę, że to możliwe” – tak brzmiała odpowiedź wyraźnie ucieszonego tą propozycją Trumpa.
I na tym skończyło się zapowiadane z wielką pompą spotkanie, które w narracji Trumpa i jego zwolenników miało ostatecznie zakończyć wojnę w Ukrainie.
Kilka godzin po szczycie w Anchorage amerykańska prawicowa telewizja Fox News wyemitowała wywiad z Trumpem przeprowadzony przez usłużnego (aktywnie zaangażowanego w kampanie wyborcze Trumpa) prezentera Seana Hannity'ego. Trump w tej rozmowie usiłował przedstawić spotkanie na Alasce jako swój wielki sukces i zepchnąć odpowiedzialność za brak jakichkolwiek ustaleń w sprawie Ukrainy na prezydenta broniącego się przed Rosją kraju Wołodymyra Zełenskiego oraz Europę. „Teraz to naprawdę od prezydenta Zełenskiego zależy, czy uda się to osiągnąć, i powiedziałbym, że kraje europejskie muszą się trochę zaangażować" – mówił Trump, który zorganizował spotkanie z Putinem świadomie bez udziału Zełenskiego ani jakiegokolwiek przywódcy europejskiego.
Całkowity brak jakiegokolwiek sukcesu w Anchorage nie przeszkodził Trumpowi w chwaleniu się na antenie Fox News zdolnościami dyplomatycznymi. „Wojny są bardzo złe; wydaje mi się, że mam zdolność, by je zakończyć" – mówił Hanitty'emu. W tej samej rozmowie twierdził też, jakoby Putin poinformował go, że wybory prezydenckie w USA w 2020 roku były sfałszowane.
Już w sobotę 16 sierpnia rano według polskiego czasu rzeczniczka prasowa Białego Domu Karoline Leavitt poinformowała, że Trump odbył „długą” rozmowę telefoniczną z prezydentem Ukrainy Zełenskim w samolocie powrotnym do Waszyngtonu, a obecnie rozmawia przez telefon z przywódcami NATO. Brak jeszcze doniesień o szczegółach tych rozmów.
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Komentarze