0:000:00

0:00

Protesty w obronie Puszczy Białowieskiej nie tracą na intensywności. Od maja 2017 roku ekolodzy przeprowadzili dziesięć blokad ciężkiego sprzętu wycinającego drzewa na terenie puszczańskich nadleśnictw. W tym tygodniu pokojowy protest kolejny raz wstrzymał wycinkę na kilka godzin. Lasy Państwowe planują pozwać protestujących o odszkodowania, bo każda godzina blokady pozbawia je zysku.

Przeczytaj także:

Lasy Państwowe liczą stracone zyski

Wezwania do zapłaty odszkodowań na podstawie art. 441 kc wysyła po każdej blokadzie Zakład Transportu i Spedycji Lasów Państwowych w Giżycku. To przedsiębiorstwo zarządzające maszynami pracującymi w Puszczy. Cztery pierwsze blokady – trzy w nadleśnictwie Hajnówka i jedna w Browsku – zostały wycenione na kwoty od 9 tys. do 30 tys. złotych.

„Cały zakład i jego pracownicy utrzymują się z pracy na rzecz lasu” - wyjaśnia dyrektor zakładu, Jerzy Rosiński. „Kiedy maszyny stały bo były blokowane, to Lasy Państwowe traciły. I ja, jako zarządca, mam obowiązek dochodzenia tych strat”.

W pismach przedstawiono sposób ich wyliczenia:

  • Dzień pracy maszyn w Puszczy Białowieskiej trwa od 9 do 15 godzin. Podczas godziny pracy harwestery pozyskują przeciętnie 20 metrów sześciennych drewna. A więc przez pięć dni blokad straciły okazję do pozyskania i sprzedaży 1320 metrów sześciennych drewna.
  • Za pozyskanie metra sześciennego drewna dla Lasów Państwowych Zakład Transportu i Spedycji LP dostaje 44-51 złotych.

Dla porównania: w ubiegłym roku, w wyniku wycinki drzew w całej Polsce, Lasy uzyskały ponad 39 milionów metrów sześciennych. Z tego ponad 65 tysięcy pochodziło z nadleśnictw Puszczy Białowieskiej. W 2016 roku Lasy osiągnęły ponad 3,5 miliarda złotych zysku.

Według Zakładu Transportu i Spedycji LP, odpowiedzialność uczestników protestu jest solidarna: mogą podzielić się, ile kto ma zapłacić, ale gdy np. ktokolwiek z wezwanych do zapłaty ureguluje całą kwotę, przedsiębiorstwo zrezygnuje z egzekwowania jej od pozostałych osób.

Czy aktywiści mają się czego obawiać?

Pisma kierowane są do wszystkich uczestników poszczególnych protestów – dostało je do tej pory 78 osób. Na wezwanie do negocjacji spłaty nie odpowiedziała żadna z nich. Zakład planuje rozsyłanie kolejnych pism i nie wyklucza wystąpienia na drogę sądową. O tym, czy będzie to pozew zbiorowy czy sprawy indywidualne, zadecydują jego prawnicy.

Prawnicy, z którymi rozmawiało OKO.press, wyjaśniają, że

przedsądowe wezwanie do zapłaty to formalność, której Lasy muszą dopełnić przed ewentualnym skierowaniem sprawy do sądu. Nie ma ono żadnych konsekwencji dla wzywanych osób. Może je jednak mieć ewentualna odpowiedź na pismo.

Potwierdzenie swojej obecności na miejscu zdarzenia może być równoznaczne z uznaniem roszczenia i utrudnić ewentualną obronę.

„Jeśli osoba wezwana do zapłaty nie planuje przyjąć wezwania do ugody, czyli do zapłacenia z własnej kieszeni, nie musi nawet odpowiadać na pismo, czy w inny sposób reagować, może po prostu oczekiwać na ewentualne dalsze kroki ze strony pozywającego” – mówi adwokat Paweł Osik z kancelarii Pietrzak Sidor & Wspólnicy.

I dodaje: „Sytuacja będzie jasna dopiero wtedy, kiedy Zakład zdecyduje się na wniesienie pozwu. Wtedy będzie musiał udowodnić konkretnym osobom, że konkretnymi działaniami wyrządziły faktyczną szkodę i wykazać podstawę prawną do żądania od nich odszkodowania.”

Nieuzasadnione wezwania

A o to może być trudno. Niektóre z osób, które otrzymały wezwania do zapłat mają wątpliwości, czy są właściwym adresatem.

„Lasy Państwowe oczekują, że pokryję straty w wysokości 30 tysięcy złotych za dwudniową blokadę sprzętu do wycinki. Ale nie dość, że sposób wyliczenia strat budzi wątpliwości, to wezwanie jest pozbawione sensu ze względu na to, że przez większość czasu nie było mnie na miejscu blokady” – mówi Klaudia, wylegitymowana przez policję na jednym z protestów. Wezwania do zapłaty trafiły też do osób, które na miejscu protestu pojawiły się, by przywieźć żywność protestującym.

Dane osób, które uczestniczyły w proteście przeciwko wycinaniu Puszczy i blokadach maszyn, przekazała Lasom Państwowym policja.

„Zgłaszają się do nas osoby, które uważają, że doszło do nadużyć” – mówi Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Potwierdza, że w niektórych przypadkach policja miała prawo udostępnić Lasom Państwowym dane osób biorących udział w wyrządzeniu domniemanej szkody na potrzeby wytoczenia ewentualnego procesu, ale nie dotyczy to wszystkich protestujących. „Policja nie może udostępniać danych osobowych zbiorowo i powinna przeanalizować przesłanki udostępnienia danych wobec indywidualnych osób. Skala wysyłki oraz przypadkowi adresaci tych wezwań świadczą o czymś przeciwnym. Przekazywanie Lasom Państwowym danych osób, które brały bierny udział w proteście i nie utrudniały wykonywania pracy, jest bezzasadne i może być w mojej ocenie podstawą skargi do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych” – mówi.

Obrońcy Puszczy: „Nie ustąpimy”

Czy Lasom Państwowym faktycznie zależy na wyrównaniu straty finansowej, czy bardziej na wyrównaniu rachunków z aktywistami?

„Pojawia się pytanie o to, czy faktycznym celem tych działań jest wyegzekwowanie odszkodowania, czy uzyskanie tak zwanego „efektu mrożącego” wobec potencjalnych uczestników kolejnych protestów i odstraszenie ich od realizowania działań o charakterze ideowym, mających na celu okazanie sprzeciwu wobec wycinek” – komentuje adwokat Paweł Osik.

O to, czy jest takie ryzyko, zapytaliśmy samych aktywistów.

„Jest to dla nas pewien powód do niepokoju, bo zdecydowana większość protestujących nie należy do żadnych organizacji i przyjeżdża bronić Puszczy we własnym imieniu. W ramach niesformalizowanego ruchu wspólnie musimy zorganizować pomoc prawną i pokryć wiążące się z tym koszty. Ale walczymy o dobro ważniejsze niż pieniądze. Dlaczego mamy płacić za coś, co tak naprawdę w ogóle nie powinno mieć miejsca: czyli za interesy firm, które przyczyniają się do niszczenia Puszczy Białowieskiej?” – pyta Katarzyna Paterek wspierająca Obóz dla Puszczy, oddolną inicjatywę zorganizowaną wokół ochrony Puszczy Białowieskiej. Według Paterek „I tak ostatecznie zapłacimy za to wszyscy, nie tylko protestujący. Jeśli Komisja Europejska nałoży na Polskę kary za wycinkę, będą to przecież wielomilionowe kary płacone z kieszeni podatników”.

Komentarze