Polacy wydają na żywność eko poniżej 10 euro rocznie, w Danii czy Szwajcarii – 350 euro. Jest w Polsce znacznie droższa – średnio o 50 proc. więcej od zwykłej. Tymczasem we Francji czy Niemczech o 10-20 proc. Przede wszystkim jednak w Polsce brak wiedzy o zaletach produkcji eko
Rozmowa z Urszulą Sołtysiak – współtwórczynią ruchu rolnictwa ekologicznego w Polsce, nauczycielką akademicką SGGW w Warszawie, współtwórczynią i wieloletnią szefową pierwszej polskiej jednostki certyfikującej żywność ekologiczną. Obecnie pełni funkcję rzecznika Polskiej Izby Żywności Ekologicznej.
Patrycja Wanat: Według danych Eurostatu, mieszkaniec Polski wydaje na żywność ekologiczną średnio 8 euro rocznie. Będziemy rozmawiać o czymś, co nikogo nie interesuje?
Urszula Sołtysiak: I tak, i nie. Pamiętajmy, że to jest wartość per capita, czyli wartość rynku detalicznego podzielona przez wszystkich mieszkańców, łącznie z osobami starszymi, dziećmi itd.
Poza tym te 8 euro było liczone wtedy, kiedy wartość rynku detalicznego produktów ekologicznych w Polsce wynosiła miliard trzysta milionów złotych, a za rok 2023 wzrosła ona do dwóch miliardów.
Oczywiście na tę sumę w dużym stopniu ma wpływ inflacja, nie tylko wzrost wolumenu sprzedanych produktów. Więc może z 8 euro podskoczymy teraz do 9 per capita, co w porównaniu ze Szwajcarią czy Danią, gdzie ten wskaźnik wynosi ponad 350 euro rocznie na mieszkańca, jest wciąż smutne.
Dlaczego zainteresowanie rynkiem produktów ekologicznych jest w Polsce takie małe? Czy chodzi tu o pieniądze? Żywność ekologiczna w Polsce jest bardzo droga.
Cenę postawiłabym na drugim miejscu, a na pierwszym – brak wiedzy, świadomości dotyczącej walorów rolnictwa ekologicznego i jego produktów, zarówno tych wpływających na kondycję zdrowotną konsumentów, jak i na środowisko.
Ciekawe jest jednak to, że świadomość jest wyższa w młodszym pokoleniu. Według raportu Nielsen IQ z 2021 r. „Żywność ekologiczna w Polsce” 80 proc. młodych ludzi, tzw. Generacji Z zadeklarowało, że kupuje żywność ekologiczną. Nawet jeśli to tylko deklaracje, to świadczą o tym, że dzisiaj nie wypada nie wiedzieć o tym, czym jest żywność eko.
Czyli można wysnuć wniosek, że nawet jeśli młodzi ludzie nie kupują produktów ekologicznych, to się do tego nie przyznają?
Tak, żywność ekologiczna jest à la mode. Inna sprawa, że ludzie myślą, że jak kupują warzywa na ryneczku osiedlowym, a nie w supermarkecie, to uważają, że to jest ekologiczne. A to najczęściej nie jest prawda. I tu właśnie wracamy do braku wiedzy o tym, czym jest rolnictwo ekologiczne, jaki jest jego wpływ, zwłaszcza na środowisko: glebę, wodę, powietrze, krajobraz, miejsce życia.
Za chwilę wrócimy do pieniędzy, ale skoro jesteśmy tacy pogubieni, to wyjaśnijmy krótko i klarownie – czym jest żywność ekologiczna?
Z punktu widzenia prawno-organizacyjnego, żywność ekologiczna to ta, która jest wytworzona według wymogów rozporządzenia unijnego. Z punktu widzenia konsumentów, sprowadza się to do wytwarzania żywności bez agrochemii, czyli bez nawozów sztucznych, bez chemicznych pestycydów i bez GMO.
Ponadto, z zapewnieniem podwyższonego dobrostanu zwierząt oraz dbałością o bioróżnorodność. Podkreślę jeszcze, że rolnictwo ekologiczne również stosuje środki ochrony roślin, ale niesyntetyczne, przeanalizowane i dopuszczone do stosowania w rolnictwie ekologicznym.
Dlaczego GMO zostało zawarte w tym rozporządzeniu?
Wymogi produkcji ekologicznej dotyczą nie tylko wykluczenia syntetycznych nawozów i pestycydów, ale także, na każdym szczeblu produkcji ekologicznej – GMO, czyli organizmów modyfikowanych genetycznie i ich pochodnych, np. enzymów. Dlaczego? Ponieważ tego rodzaju konstrukty nie powstają naturalnie w przyrodzie, są produktem zaawansowanej technologii, której dalekosiężnych i długoterminowych skutków jeszcze nie znamy.
Z badań naukowych nie wynika, by żywność zawierająca GMO była szkodliwa dla zdrowia. Stwierdza to np. Światowa Organizacja Zdrowia. Ale wróćmy do tej ceny – ile kosztuje żywność ekologiczna w Polsce?
Musimy za nią zapłacić średnio o 50 procent więcej, choć zdarza się, że dwukrotnie, a nawet i więcej, w porównaniu do konwencjonalnej. Tymczasem we Francji, w Niemczech czy w Austrii produkty ekologiczne są droższe o około 10-20 procent. W Polsce jednak te ceny też spadają, bo do gry weszły duże sieci handlowe.
Czyli wpływ na cenę ma dystrybucja? Żywność ekologiczna nie jest już ekstrawagancją z bio-butików w dużych miastach?
Tak, duże sieci handlowe mają potencjał, żeby dowieźć eko pod przysłowiowe strzechy. I to się dzieje, w popularnych sieciach już bez trudu znajdziemy pieczywo bio, sery, jogurty, pomidory, banany. Szkoda tylko, że sieci zamiast polskich produktów sprzedają głównie francuskie, włoskie lub niemieckie.
Może jednak i to będzie się zmieniać. Duża rewolucja zaszła na rynku jajek, teraz bez trudu możemy kupić jajka ekologiczne, tzw. zerówki i są one niewiele droższe od konwencjonalnych. Stało się to bez większego rozgłosu.
Certyfikowane produkty ekologiczne są w Unii Europejskiej opatrzone wspólnotowym logo, zwanym euroliściem. Problem w tym, że skoro eko jest teraz modne, to mamy do czynienia z wszechobecnym greenwashingiem. Niektóre firmy zmieniają barwy na zielone, inne powołują się na jakieś certyfikaty wątpliwego pochodzenia. Łatwo się w tym pogubić.
Rysuje się kogutki, pisze: jaja wiejskie, stare receptury, prosto z pola, mleko jak dawniej (na kartonach mleka UHT), dżemy babuni i tak dalej. Nawet zapewnienie na targu, że warzywa pochodzą z własnego gospodarstwa, jeszcze nie oznacza, że są one wyprodukowane bez chemicznych środków ochrony roślin i nawozów sztucznych. Niestety, również wśród rolników zdarzają się oszuści, to uzasadnia rezerwę i nieufność konsumentów.
Tych oszustw było sporo, tuż po wejściu do Unii Europejskiej. Pani również pisała o aferach z przyznawaniem wysokich dotacji na sto siewek orzecha włoskiego posadzonych na 1 hektarze, czy na bezwartościowe rolniczo użytki zielone. Ludzie doszli do wniosku, że cała ta ekologia to ściema. Będziemy płacić więcej, żeby ktoś inny napełnił sobie kieszeń?
Niestety takich kuriozów było dość dużo, za które zresztą później Polska musiała płacić kary. Do tego dochodzi niskie zaufanie społeczne do państwa i przepisów. Ludzie nie wiedzą, dlaczego produkty ekologiczne są w ogóle droższe.
A dlaczego są droższe?
W rolnictwie ekologicznym nie stosuje się dopingu w formie środków agrochemicznych, wydajność jest więc niższa. Maksymalna wydajność w rolnictwie ekologicznym nie przekracza możliwości naprawczych, czyli samoregulacyjnych danego siedliska. Jeśli dane siedlisko rolne jest w stanie „zatrzeć ślady” stosowanych środków produkcji, to jest okej, bo ten cykl działa, to się kręci. Jeśli jednak w środowisku powstają złogi nierozkładających się substancji chemicznych, to mamy problem.
Rolnicy ekologiczni akceptują więc niższą wydajność, która musi być skompensowana wyższą ceną, żeby zapewnić rentowność gospodarstwa. To oznacza środki na inwestycje, kapitał obrotowy, trzeba za coś kształcić dzieci, utrzymać rodzinę.
W Polsce zaledwie 3,5 procent użytków rolnych jest uprawianych w sposób ekologiczny. W Unii średnia to około 10 procent. Ambicje są jednak znacznie wyższe – 25 procent do 2030 roku. Proszę wybaczyć cynizm, czy te założenia nie są napisane patykiem po wodzie?
Te 25 proc. to jest cel ideowy, a nie plan operacyjny rozpisany na lata. Unia pozostawiła państwom członkowskim swobodę zdecydowania, jaki procent mają zamiar osiągnąć. Austria już jest na poziomie 26 procent i dąży do 30. Polska ma 3,5 – chce je podwoić, do 7 procent. Czy to jest realne? Obawiam się, że może być z tym trudno, bo nasza polityka społeczno-gospodarcza nie traktuje rolnictwa ekologicznego jako priorytetu rozwoju.
Dlaczego naszym sąsiadom wychodzi to znacznie lepiej? W Czechach, Słowacji, Estonii te wskaźniki są dużo wyższe.
Rolnictwo ekologiczne jest jednym z wymogów wspólnotowych, więc Polska też je wdraża. Brakuje jednak prawdziwych starań zapewniających realny rozwój. Przyznam, że w ministerstwie rolnictwa robi się naprawdę wiele, żeby to zmienić, ale te działania nie przekładają się na skuteczność.
Środki na to są, nawet większe niż w poprzednich planach, ale są administrowane w tak zbiurokratyzowany sposób, że bardzo wielu rolników po zrealizowaniu pierwszego 5-letniego planu, rezygnuje z tych dotacji.
Niektórzy wciąż produkują w sposób ekologiczny, poddają się kontroli jednostki certyfikującej, znaleźli swój rynek, sprzedają produkty, ale nie chcą mieć do czynienia z tą całą biurokracją. Tym bardziej że w przypadku niezgodności, czy niedopatrzenia ze strony rolników, nakłada się na nich bardzo surowe kary i obcina płatności.
Kolejna sprawa dotyczy kontroli – w Polsce mamy aż pięć inspekcji kontrolujących produkcję żywności:
Rolnik nigdy nie wie, z której strony spodziewać się kontroli, one nie są skoordynowane, nie wiedzą o swych działaniach. Zdarza się, że jedna ekipa wychodzi, druga przychodzi albo jedna jeszcze nie wyszła, przychodzi druga. Nie mamy jednego urzędu, który by się zajmował kompleksowo kontrolą produkcji żywności.
Rolnicy narzekają mocno i gdy ktoś mnie pyta, co jest najtrudniejsze dla rolnika ekologicznego, to powtarzam, że najtrudniejsze jest prowadzenie dokumentacji.
Jaki procent, Pani zdaniem, powinno zajmować rolnictwo ekologiczne w sektorze rolnictwa w Polsce?
Moje myślenie życzeniowe to dziesięć procent. Plan państwowy mówi o siedmiu. Jednak realnie myśląc, moim zdaniem, do 2030 roku dojdziemy może do pięciu procent. Do tej pory najwięcej gospodarstw ekologicznych mieliśmy w 2013 roku – 637 tysięcy hektarów. Obecnie, za miniony rok, mamy 636 tysięcy hektarów, czyli po dziesięciu latach, w trakcie których był spadek i drobne odbicie, nawet nie doszliśmy do tego poziomu z 2013.
Gdyby udało się przestawić na rolnictwo ekologiczne 7 proc., przekroczylibyśmy milion hektarów ekologicznych użytków rolnych.
Wszystkie odcinki cyklu Radio Wieś znajdziesz pod tym linkiem: Radio Wieś
Dziennikarka, zielarka, opiekunka zwierząt. Współpracuje między innymi z Radiem TOK FM, gdzie prowadzi Magazyn Filmowy "Do zobaczenia", pisała dla Wysokich Obcasów, Dużego Formatu i Nowej Polszczy. Związana również z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i festiwalem WATCH DOCS Prawa Człowieka w Filmie oraz Letnią Akademią Filmową w Zwierzyńcu. Autorka materiałów z Francji dla Dzień Dobry TVN oraz relacji z Festiwalu Filmowego w Cannes dla Canal+. Autorka podcastów: "Radio Wieś," "Tak rośnie jedzenie" oraz "Czy jest między nami chemia?".
Dziennikarka, zielarka, opiekunka zwierząt. Współpracuje między innymi z Radiem TOK FM, gdzie prowadzi Magazyn Filmowy "Do zobaczenia", pisała dla Wysokich Obcasów, Dużego Formatu i Nowej Polszczy. Związana również z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i festiwalem WATCH DOCS Prawa Człowieka w Filmie oraz Letnią Akademią Filmową w Zwierzyńcu. Autorka materiałów z Francji dla Dzień Dobry TVN oraz relacji z Festiwalu Filmowego w Cannes dla Canal+. Autorka podcastów: "Radio Wieś," "Tak rośnie jedzenie" oraz "Czy jest między nami chemia?".
Komentarze