0:000:00

0:00

Zarówno w Polsce, jak i w całej Unii Europejskiej niechęć do biotechnologii rolniczej i genetycznie zmodyfikowanych organizmów (GMO) wciąż jest ogromna. Jest ona wszechobecna w kręgach elit politycznych, artystycznych, medialnych i aktywistycznych. Częściowo – choć w mniejszym stopniu – także wśród rolników oraz przyrodników.

Jednak nie wśród naukowców. Ci ostatni – biolodzy, biotechnolodzy, lekarze czy chemicy – widzą w nich raczej nadzieję, którą szybko mogłaby zmienić się w lepszą rzeczywistość. Warunek? Odrzucenie demonizowania GMO na rzecz polityki opartej na dowodach.

Sprzeciw ponad podziałami

W Polsce oraz w Unii Europejskiej panuje polityczny konsensus co do szkodliwości GMO. Ustalił się dzięki działaniom na wielu poziomach: politycznym, biznesowym, aktywistycznym i medialnym. Wiodącą siłą w sprzeciwie wobec GMO są aktywiści Greenpeace, a także działacze partii Zielonych, która – inaczej w Polsce – jest silna w kilku krajach unijnych. Na poziomie Parlamentu Europejskiego przeciwnicy GMO mają dobrą reprezentację i sprawny aparat lobbingowy.

W Polsce najbardziej zdecydowanie GMO sprzeciwia się Prawo i Sprawiedliwość, Polskie Stronnictwo Ludowe oraz Kukiz’15. Media – czasami również te mainstreamowe – niejednokrotnie donoszą o szkodliwości żywności z GMO czy o wykorzystywanym w niektórych uprawach roślin GMO glifosacie (będącym w rzeczywistości jednym z najlepiej przebadanych i najbezpieczniejszych herbicydów o toksyczności mniejszej od kofeiny).

Szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że GMO „to zagrożenie dla życia i zdrowia naszych mieszkańców, naszych rodaków, trzeba przeciwdziałać, Polska musi być wolna od GMO”. Pogląd ten wyraził więcej niż raz. Otrzymał za to nominację w plebiscycie Biologiczna Bzdura Roku 2017.

Prawo i Sprawiedliwość nowymi przepisami doprowadziło w praktyce do całkowitego zakazu uprawiania roślin GMO w Polsce, ze względu na wymóg wydania zgody wszystkich jednostek w odległości 30 km od uprawy.

Przeczytaj także:

Z kolei niektórzy działacze Kukiz’15 – z posłem z Lubelszczyzny Jarosławem Sachajko na czele – wywodzą się z organizacji sprzeciwiających się GMO. Przeciwko GMO, ramię w ramię z przedstawicielami ruchu Kukiz’15, wypowiadał się Jerzy Zięba – znany biznesmen promujący drogie parafarmaceutyki.

GMO, czyli samo zło

Przykładów nieopartych na faktach poglądów na temat GMO jest w przestrzeni i debacie publicznej całe mnóstwo. Pierwsze z brzegu to postrzegania GMO jako „wynaturzenia”. Żywność GMO rzekomo powoduje nowotwory, choroby mózgu lub też niepłodność. Jest zagrożeniem dla zdrowia ludzi. Rośliny GMO zabijają pszczoły, niszczą ekosystem, zanieczyszczają uprawy nieGMO. Mutują bez kontroli, służą jedynie do zarabiania pieniędzy przez duże firmy i szkodzą społeczeństwu.

Te i podobne tezy są po prostu nieprawdziwe. Lęk przed GMO, łączący populistów i tradycyjnych polityków, a nawet ruchy obrony przyrody i ruchy antyaborcyjne ma negatywne konsekwencje zarówno dla obywateli, jak i dla przyrody oraz środowiska.

Jak powstaje GMO

GMO, czyli organizm zmodyfikowany genetycznie, powstaje poprzez zmianę sekwencji DNA w genomie za pomocą inżynierii genetycznej. Na przykład w wyniku dodania jakiegoś fragmentu DNA, zawierającego odpowiedni, wybrany przez naukowców gen czy sekwencję DNA, która zmienia ekspresję (nasilenie odczytywania) tego czy innego genu.

Zmiany te dokonuje się za pomocą zmodyfikowanych wektorów, np. wirusowych, które „infekują” komórkę i wbudowują w nią odpowiednią sekwencję genetyczną. Efekt tej procedury zależy od dokonanych modyfikacji. Możliwe jest np. dodanie genów hormonu wzrostu i zwiększenie ich ekspresji, aby zwierzę szybciej rosło.

Tak zrobiono w przypadku łososia AquaAdvantage – pierwszego zwierzęcia GMO dopuszczonego na rynek spożywczy (w Ameryce Północnej). Badania nad nim trwały aż dwie dekady, choć wyhodowanie odmiany zdolnej szybciej rosnąć w sposób konwencjonalny i włączenie go w rynek nie wymagałoby tylu testów, ponieważ obostrzenia prawne są w tradycyjnej hodowli znacznie łagodniejsze. Taka odmiana łososia pozwala na wydajniejszą produkcję. Potencjalnie więc może się to wiązać z takimi korzyściami jak większa dostępność ryb dla ludzi czy zmniejszenie połowów dzikich łososi.

Czy GMO jest „nienaturalne”?

Jak wobec wyżej przytoczonego opisu ma się pogląd, że GMO jest czymś całkowicie nienaturalnym? Czy proces taki faktycznie nie zachodzi nigdy w przyrodzie bez udziału człowieka? Ten, kto odpowiedział twierdząco, nie mógł się bardziej pomylić.

Dokładnie tak samo dzieje się od milionów lat w przyrodzie. Wirusy naturalnie wbudowują się w genomy swoich ofiar. Gdy przechodzimy chorobę wirusową, jesteśmy modyfikowani genetycznie w obrębie zainfekowanych komórek, w taki sam sposób jak tworzy się GMO. Jeśli wirus wbuduje się w komórki płciowe – plemnik lub jajo – może zostać przekazany następnemu pokoleniu. W odpowiednich okolicznościach sekwencja wirusowego DNA może się tą drogą utrwalić w populacji i stać czymś powszechnym. Jako gatunek ludzki również nosimy w swoich genomach sekwencje wirusów, które wbudowały się w przeszłości w taki sposób w DNA naszych przodków.

Należy zwrócić też uwagę na fakt, że przy tworzeniu odmian GMO zmiany dokonywane w genomie są bardzo precyzyjne. Znana naukowcom sekwencja DNA zostanie zmieniona w zaplanowany przez nich sposób, tak aby zmodyfikowany organizm wykazywał określone cechy. W przypadku tradycyjnego tworzenia nowych odmian nie jest już tak kolorowo – zmianę DNA przeprowadza się poprzez wymuszoną mutagenezę np. za pomocą promieniowania jonizującego. Skutkuje to zmianami w różnych miejscach genomu, nad czym nie ma kontroli.

Ryzyko, że nowa odmiana będzie produkować jakieś szkodliwe białko, jest wyższe przy nowych odmianach konwencjonalnych, niż przy nowych odmianach GMO.

Niechęć do GMO ma często nieuzasadniony charakter wiary w czystość natury, dziewiczość, swojskość. Tymczasem organizmy, które na co dzień nas otaczają – psy, krowy, świnie, pszenica, banany, kukurydza czy arbuzy – zostały zmienione przez ingerencję człowieka o wiele bardziej i radykalniej.

Czy GMO jest bezpieczne?

Prawdziwy status bezpieczeństwa stosowania i spożywania GMO jest daleko odmienny od głoszonego przez negatywnie nastawionych do GMO polityków i aktywistów. Spróbujmy rozwiać ich obawy.

Pierwsza obawa dotyczy tego, że DNA organizmu genetycznie zmodyfikowanego po zjedzeniu przejdzie do naszej krwi i nas zmutuje. To nieuzasadniony strach: w naszym przewodzie pokarmowym produkowane są enzymy rozkładające cząsteczki DNA. Są one trawione i nie mamy się czego obawiać, niezależnie od tego, czy jest to DNA z GMO, czy nie z GMO.

Jednak pomimo tego prawo i tak wymusza na producentach przeprowadzanie bardzo dokładnych badań m.in. toksykologicznych. W istocie wszystko zależy od tego, jakiej modyfikacji się dokona. Teoretycznie możliwe jest stworzenie zarówno rośliny GMO produkującej jakieś silnie trujące toksyny, jak i rośliny GMO syntetyzującej prozdrowotne związki, potencjalnie chroniące ludzi przed niektórymi chorobami (przykład podam za chwilę).

Pomyłki, w wyniku których naukowcy mogliby stworzyć trującą odmianę GMO, są na szczęście dużo mniej prawdopodobne, niż przy tworzeniu odmian w sposób tradycyjny, „ekologiczny” – naukowcy wiedzą co i do czego wprowadzają i testują to bardzo dokładnie, zanim opuści ich pola badań.

Dwa mity o GMO

Poruszyć trzeba też wątek szczurów, na których badano wpływ kukurydzy GMO, a które pod koniec testów miały guzowate narośle na ciele – po prostu rozwinęły nowotwory. Eksperyment przeprowadził Gilles-Eric Séralini, będący również aktywistą anty-GMO – niektóre jego działania były współfinansowane przez zwalczający GMO Greenpeace. Już samo to wskazuje na oczywisty konflikt interesów.

Eksperyment, w którego trakcie szczury karmiono kukurydzą, kukurydzą GMO i dodatkowo glifosatem, trwał dwa lata (to istotny detal – na końcu zwierzęta były już stare). U wielu zwierząt powstały guzy, a ich okazałe zdjęcia rozpowszechniano. Szybko jednak się okazało, że badanie zostało źle wykonane i zmanipulowane.

Séralini wziął do badania rasę szczurów wyhodowaną tak, by jej przedstawiciele często chorowali na nowotwory, niezależnie od tego, co jedzą – była ona genetycznie podatna na choroby nowotworowe. Ten hodowlany zabieg służył do prowadzenia eksperymentów onkologicznych. Szczury zachorowałyby na nowotwory, niezależnie od tego, czy pokarm, jaki otrzymywały, byłby GMO, czy nie. W badaniu zabrakło też grupy kontrolnej, ponieważ nie było szczurów karmionych standardową paszą laboratoryjną.

Publikacja Séraliniego po miażdżącej krytyce i wytknięciu konfliktu interesów została wycofana z czasopisma naukowego, a naukowiec-autorytet ruchów anty-GMO po tej kompromitacji stracił wiarygodność w środowisku naukowym. Niestety, na jego poglądy przeciwnicy GMO wciąż się powołują.

Inny mit o niebezpiecznym wpływie GMO na przyrodę dotyczy pszczół. O ile w przypadku dzikich pszczół spekuluje się i donosi o obniżeniu liczebności populacji, tak pszczoły miodne, które przed GMO chcą chronić aktywiści, są liczne, a ich populacja – według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) – rośnie. Zjawisko osłabienia zdrowia pszczół jest efektem różnych czynników, w tym przede wszystkim pasożytniczych patogenów wywołujących nosemozę i warrozę. Wskazuje się także zmiany klimatyczne czy niezgodne z zasadami użytkowania opryskiwanie pól środkami ochrony roślin.

Czy politycy powinni zacząć wspierać wykorzystywanie GMO?

Jeśli odrzucimy demoniczną wizję GMO, okaże się, że korzystanie z technologii tworzenia organizmów zmodyfikowanych genetycznie – przy zachowaniu norm etycznych i społecznych – mogłoby być dla nas wszystkich niezwykle korzystne.

Złoty ryż

Żywność z GMO mogłaby w systemowy sposób pomagać zwalczać głód i niedobory żywieniowe już dzisiaj. Klasycznym przykładem jest tzw. złoty ryż. Został on opracowany charytatywnie, a udostępnianie go do wykorzystania również zaplanowano jako darmowe lub bardzo tanie. Na czym polega niezwykła wartość „złotego ryżu”? Syntetyzuje on prowitaminę A, której niedobory u dzieci w niektórych regionach Ziemi wciąż prowadzą do ślepoty lub nawet śmierci. Niestety działacze Greenpeace czy zielonych partii przez lata prowadzili skuteczną negatywną kampanię wokół „złotego ryżu” – problemy z wdrożeniem go dla potrzebujących napotykamy do dzisiaj.

Rośliny odporne na susze

Inny przykład pożądanych odmian GMO to zboża odporne na susze. Są opracowywane już nie tylko przez wzgląd na najbiedniejszych w gorących i osuszonych częściach świata, ale także przez postępujące zmiany klimatyczne. Odmianę GMO można stworzyć również tak, aby miała właściwości prozdrowotne i profilaktyczne wobec poszczególnych chorób, na przykład poprzez wszczepienie genów odpowiedzialnych za syntezę odpowiednich związków z rośliny drogiej i rzadko jadanej do gatunku powszechnego, lubianego i taniego. Właściwa odmiana ziemniaka GMO będzie miała natomiast mniej szkodliwego akrylamidu, co również sprawi, że potrawy z ziemniaków będą zdrowsze. W kontekście zdrowia, z wykorzystaniem bakterii GMO produkowane są leki, takie jak insulina, a zwierzęta GMO wykorzystywane w badaniach pomagają posuwać do przodu postępy w medycynie.

Mniejsza powierzchnia upraw

Genetycznie zmodyfikowane organizmy mogłyby pomóc również chronić przyrodę i środowisko – oczywiście nie jako cudowny lek na wszystkie problemy, ale jako element systemowych działań. Dlaczego? Rolnictwo jest destrukcyjne dla przyrody. Każde – to ekologiczne wbrew rozpowszechnionej opinii jest takie najbardziej. Jest tak, ponieważ na potrzeby rolnictwa człowiek istotnie przekształca środowisko, wpływając na przyrodę lokalnie, regionalnie i globalnie. Jest to koszt nie do uniknięcia, bo nie jesteśmy w stanie jako ludzkość porzucić rolnictwa – umarlibyśmy z głodu. To, co możemy zrobić, to ograniczyć powierzchnie upraw, tak aby zapobiegać wylesianiu, fragmentacji siedlisk i podobnym niekorzystnym procesom.

Mniejsza ślad węglowy, mniejsza ilość oprysków

W tym celu zwiększa się wydajność upraw, a zastosowanie GMO jest do tego świetnym narzędziem. To dlatego rolnictwo ekologiczne jest w ostatecznym rachunku szkodliwe dla planety, a jego ślad węglowy jest jednym z bardziej niekorzystnych – jest niewydajne i dla uzyskania tej samej ilości żywności trzeba zużyć znacznie więcej powierzchni ziemi.

Odmiany roślin GMO odporne na szkodniki, takie jak bawełna bt, wymagają mniejszej ilości oprysków insektycydami, które przy prawidłowym zastosowaniu nie powinny być szkodliwe, ale obniżone zużycie mniej obciąża organizmy glebowe. Mniejsza produkcja insektycydów to także mniej emisji gazów cieplarnianych.

Rozwiązanie? Jak zawsze: polityka oparta na dowodach

Jeżeli politykom i rządzonym przez nich społeczeństwom zależy na losie ludzi na Ziemi – jeśli chcą skutecznie poprawić sytuację materialną mieszkańców najbiedniejszych regionów świata, zmniejszać głód i niedożywienie, a także chronić przyrodę i środowisko – powinni sięgać po różne narzędzia dla systemowego działania. Jednym z nich jest rolnictwo oparte na bioinżynierii rolniczej, czyli również wykorzystanie GMO.

Łukasz Sakowski, biolog i autor bloga www.totylkoteoria.pl

;

Komentarze