0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

„Jesteśmy rozgoryczeni i przerażeni tym, że nie ma pomysłu na poprawę systemu ochrony zdrowia” - powiedział OKO.press Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów po fiasku negocjacji z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem i szefem gabinetu politycznego premiera Markiem Suskim.

Rząd dołoży starań, jeśli warunki pozwolą

Kluczowe dla załamania piątkowych (5 stycznia) rozmów było stanowisko rządu w sprawie nakładów na służbę zdrowia. Minister Radziwiłł przedstawił projekt porozumienia, w którym pierwszy punkt przewidywał, że

"rząd dołoży wszelkich starań, żeby nakłady na służbę zdrowia osiągnęły 6 proc. PKB szybciej niż w 2025 roku, jeśli pozwolą na to warunki gospodarcze”.

Tak ogólnikowy zapis lekarze uznali to za kpinę z ich postulatów. Po miesiącach bezowocnego dialogu nie wierzyli, że Ministerstwo Zdrowia jest w stanie spełnić ich główny postulat – 6,8 proc. PKB do 2020 roku, przyszli więc z kompromisową propozycją.

„Z szacunku do tego, że premier desygnował ministra w swoim imieniu przedstawiliśmy postulat, który pokazuje nasze pójście na kompromis: osiągnięcie 6 proc. PKB w 2023 roku. Chodziło o to, żeby rząd pokazał, symbolicznie, że ochrona zdrowia jest priorytetem”.

Propozycja rezydentów oznaczała ogromne ustępstwo, bo przewidywała niższy niż wcześniej postulowany odsetek PKB na zdrowie (o 0,8 proc.) i dłuższy (o trzy lata) czas osiągnięcia go.

Jednak minister zdrowia i szef gabinetu politycznego premiera Mateusza Morawieckiego nie chcieli dyskutować takiej możliwości.

„Minister Suski na pytanie, co musiałoby się stać, żeby zaakceptowali nasze warunki powiedział: «cud». Rząd nie ma pieniędzy, są inne wydatki, niż ochrona zdrowia.

Na tym się rozstaliśmy i powiedzieliśmy, że spotkamy się kolejny raz, jeśli rząd odniesie się do naszego postulatu i przedstawi konkretne wyliczenia” - mówi OKO.press Biliński.

Przeczytaj także:

Suski musiał do telewizji

Rozmowy odbyły się w siedzibie rzecznika praw pacjenta, co według ministra Radziwiłła oddawało intencje strony rządowej, by skupić się na interesie pacjentów.

Jednak rozmowy zastopowała kwestia wydatków na zdrowie i nie omawiano ani problemu kolejek, ani odbiurokratyzowania służby zdrowia, ani dramatycznych braków kadrowych w służbie zdrowia.

Po spotkaniu Radziwiłł wielokrotnie powtarzał, że rezydentom "chodziło tylko o pieniądze", tak jakby młodzi lekarze walczyli o swoje zarobki. Przedstawiał ogólnikową i warunkową obietnicę rządu, że być może nakłady na służbę zdrowia wzrosną szybciej niż 6 proc. PKB do 2025 roku, jako ustępstwo władzy.

Lekarze są rozgoryczeni. Dodatkowo zirytował ich Marek Suski, który według relacji „Gazety Wyborczej" „wyszedł w połowie spotkania, tłumacząc, że ma zaproszenie do telewizji. Powiedział, że wróci, ale rezydenci nie chcieli czekać”.

Biliński podsumowuje:

„To jest zachowanie nie fair. Wyciągają mnie z pracy, gdzie ja dziś ratowałem ludzi z ostrą białaczką, biegnę z językiem na wierzchu, żeby spróbować coś zrobić, żeby nie było zapaści w ochronie zdrowia i dostałem obuchem w głowę”.

Podwyżki już dostali, protestują dalej - dla pacjentów

Od początku epopei rozmów ministerstwa z rezydentami, każda strona ma swoją wersję rzeczywistości. Radziwiłł twierdzi, że sytuacja jest pod kontrolą, ale zarazem apeluje do lekarzy o powrót do pracy ponad 48 godzin tygodniowo i obraża ich, twierdząc, że nie chcą tego, bo brakuje im "sił fizycznych i psychicznych".

Rezydenci donoszą, że do akcji dołączają kolejne szpitale oraz specjaliści, którzy już wypowiedzieli opt-out. Jak powiedział OKO.press Krzysztof Hałabuz, przed rozmowami z Radziwiłłem: "Wbrew opinii rządu do akcji dołączyło wczoraj Krosno".

Protestujący domagają się przede wszystkim zwiększenia nakładów na zdrowie, a także (co wiąże się z pierwszym postulatem) zmniejszenia kolejek, rozwiązania problemu braku rąk do pracy w ochronie zdrowia i opanowania biurokracji.

Rząd twierdzi, że nakłady na zdrowie zwiększył - tyle że według przyjętej ustawy o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia Polska ma przeznaczać na ten cel 6 proc. PKB, ale dopiero w 2025 roku.

W 2018 roku na zdrowie będzie przeznaczone 4,67 proc. PKB, w 2019 roku – 4,84 proc. Nie są to sumy rewolucyjne, wbrew temu, co mówi minister zdrowia.

Co ciekawe, rezydenci już otrzymali podwyżki – ale akcji protestacyjnej nie przerwali. Nie tylko dlatego, że nie został spełniony ich podstawowy postulat – 6,8 proc. PKB na zdrowie, zmniejszony do 6,0 proc. w 2023 roku.

Także dlatego, że są to - jak twierdzą - podwyżki niesprawiedliwe i dzielące środowisko.

Zdaniem rezydentów zaproponowany przez ministra plan podwyżek dzieli środowisko lekarskie na rezydentów i specjalistów (którzy często będą zarabiać mniej, niż niektórzy z tych pierwszych), a także samych rezydentów – na różne specjalizacje. Ponadto ci, którzy zaczną rezydenturę w przyszłym roku będą zarabiać więcej, niż ci na ostatnim roku. "Minister Radziwiłł nie ma nam nic do zaproponowania. To zaklinacz rzeczywistości” - mówią rezydenci.

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Przeczytaj także:

Komentarze