0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Marek Podmokly / Agencja GazetaMarek Podmokly / Age...

Przy okazji sprawdzania wypowiedzi Radziwiłła o wydatkach na zdrowie OKO.press ze zdziwieniem zauważyło, że Wieloletni Plan Finansowy Państwa (WPFP) na lata 2017-2020 nie przewiduje żadnego wzrostu. W 2020 roku wydatki na zdrowie mają wynieść tyle, ile obecnie - 4,7 proc. PKB. To czyni postulat głodujących lekarzy-rezydentów - domagających się 6,8 proc. PKB - tym bardziej aktualnym.

Żądania rezydentów postawiły Konstantego Radziwiłła w kłopotliwej sytuacji. Oprócz podwyżek płac głodujący od 2 października lekarze domagają się bowiem zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB w ciągu trzech lat. Jako lekarz i minister zdrowia Radziwiłł musi się zgodzić, że system zdrowia powinien zostać dofinansowany. Ale mówi tak:

Rezydenci mówią o tym, żeby zwiększyć te nakłady natychmiast (...) o kwoty, które są astronomiczne. Mówią o tym, żeby w ciągu trzech lat dojść do 6,8 procent PKB, a lekko licząc to około 45 miliardów złotych w stosunku do tego, co mamy dzisiaj.

Sygnały Dnia, Program I Polskiego Radia,05 października 2017

Sprawdziliśmy

To duże pieniądze, ale niezbędne dla funkcjonowania polskiej służby zdrowia

Rezydenci to lekarze, którzy ukończyli studia i ponoszą już pełną odpowiedzialność prawną za swoje działania, ale ich pensje – na czas robienia specjalizacji, czyli rezydentury, która trwa aż 4-6 lat – wypłacają nie szpitale, ale ministerstwo zdrowia. Zarobki lekarza rezydenta ustala rozporządzenie ministra. Po sześciu latach studiów i rocznym staży lekarz-rezydent wykonuje te same czynności, co lekarz specjalista.

Tyle tylko, że zarabia od 3170 zł brutto – minus obowiązkowa składka na Izbę Lekarską, co daje około 2200 zł na rękę (14 zł za godzinę) do maksymalnie 3890 (17 zł/godz.).

Porozumienie Rezydentów OZZL (organizacja zrzeszająca lekarzy w trakcie specjalizacji afiliowana przy Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy) od dwóch lat walczy o podwyżki, poprawę warunków leczenia pacjentów i bezpieczeństwo pracy lekarzy. 28 września 2017 Ministerstwo Zdrowia zaprosiło przedstawicieli Porozumienia Rezydentów na "rozmowy ostatniej szansy". Nieusatysfakcjonowani wynikami rozmów lekarze zdecydowali się nie odwoływać protestu. Połączyli go z akcją oddawania krwi 2 października. Głodować będą wybrani rezydenci, inni wesprą protest oddając krew. Protest głodowy z założenia jest bezterminowy – może się zakończyć polubownie, gdy rząd przedstawi zapewnienia, że zrealizuje postulaty.

Protest nie dotyczy jednak wyłącznie podwyżek płac. Jak oświadczyło Porozumienie Rezydentów,

"głównym postulatem jest wzrost nakładów na ochronę zdrowia oraz konkretne działania poprawiające sytuację personelu ochrony zdrowia, którego już prawie nie ma".

Protestujący mają oficjalne poparcie Porozumienia Zawodów Medycznych, czyli pielęgniarek i położnych, techników farmaceutycznych i psychologów.

Faktycznie, postulaty Porozumienia Rezydentów OZZL dotyczą całego systemu zdrowia:

  1. zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu europejskiego nie niższego niż 6,8 PKB w przeciągu trzech lat,
  2. likwidację kolejek,
  3. rozwiązanie problemu braku personelu medycznego,
  4. likwidację biurokracji w ochronie zdrowia,
  5. poprawę warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia.

Porozumienie Rezydentów: nie damy się, propozycje Ministerstwa Zdrowia "niesatysfakcjonujące"

Po spotkaniu 28 września minister zdrowia Konstanty Radziwiłł przedstawił projekt rozporządzenia dotyczącego wynagrodzeń miesięcznych lekarzy i dentystów-rezydentów. Porozumienie Rezydentów uznało jednak te propozycje za niesatysfakcjonujące.

Źródło: http://www.mz.gov.pl/aktualnosci/spotkanie-ministra-zdrowia-z-rezydentami/

Najważniejsze punkty propozycji ministra:

  • wynagrodzenie będzie wzrastać z każdym rokiem rezydentury,
  • rezydenci, którzy zakwalifikowali się do szkolenia przed dniem wejścia w życie rozporządzenia, w 2017 roku będą mogli liczyć na wynagrodzenie od 3263 do 4013 zł. W kolejnych latach wynagrodzenia rosną; w 2019 roku ich wysokość będzie między 3562 a 4381 zł (patrz tabela wyżej).
Ministerstwo wprowadziło podział na 16 "lepszych" specjalizacji i całą resztę kilkudziesięciu gorzej płatnych i to aż o kilkanaście procent.
  • Lekarze którzy zakwalifikują się do szkolenia po dniu wejścia w życie rozporządzenia, w 2017 roku będą mogli liczyć na wynagrodzenie od 3263 do 4920 zł. W 2019 roku wysokość ich wynagrodzeń określono na między 3562 a 5581 zł (tych danych nie w tabeli).
  • Wynagrodzenie zasadnicze rezydentów w dziedzinach: chirurgia ogólna, choroby wewnętrzne, medycyna rodzinna, medycyna ratunkowa, pediatria i psychiatria będzie wyższe o dodatkowe o 1,2 tys. zł.

Ministerstwo przedstawiło plan podwyżek na lata 2017-2019 tłumacząc, że "jedynie w tym horyzoncie czasowym znane są wszystkie parametry niezbędne do ich określenia". Nie wspomniało nawet o innych postulatach rezydentów, w tym o podniesieniu ogólnych wydatków na służbę zdrowia do poziomu co najmniej 6,8 proc. PKB.

Porozumienie Rezydentów odpowiedziało w komunikacie:

"Ministerstwo Zdrowia znów próbuje nas podzielić - na tych bardziej i mniej potrzebnych, mimo że doskonale wiemy jak tragiczna jest sytuacja kadrowa w każdej specjalizacji.

Nowe rozporządzenie dopuszcza sytuację, w której lekarz zaraz po ukończeniu stażu będzie zarabiał więcej niż specjalista z wieloletnim doświadczeniem.

Po raz kolejny pokazuje, że Kodeks Pracy nie dotyczy lekarzy - tym razem nie tylko w kwestii czasu pracy, który może być wydłużany w nieskończoność - teraz dopuszcza sytuację, gdzie dwie osoby na tym samym stanowisku, z tym samym zakresem obowiązków otrzymują diametralnie różne wynagrodzenie!

Propozycje nadal daleko odbiegają nie tylko od tych docelowych postulowanych przez nas, ale również od minimalnego poziomu, jaki moglibyśmy zaakceptować".

Określenie "astronomiczny" w ustach Radziwiłła dziwi tym bardziej, że jego własny resort stwierdza, że 6 proc. PKB to "kwota niezbędna do sprawnego działania ochrony zdrowia". Takie stwierdzenie pada w ministerialnym dokumencie z lipca 2016 "Strategia zmian w systemie ochrony zdrowia w Polsce".

Zamiast rozwijać metafory, lepiej policzyć, o jakich kwotach mówimy. Ministerstwo Zdrowia zrobiło to zresztą za nas:

"W 2016 roku wysokość środków publicznych (na szczeblu centralnym) przeznaczanych na służbę zdrowia to kwota 76.967.604 tys. zł. Zakładając wielkość środków publicznych gwarantującą sprawne działanie ochrony zdrowia na poziomie 6 proc. PKB, kwota powinna wynosić ok. 102.120.396 tys. zł. Brakujące środki to ok. 26 miliardów zł".

Czy to suma "astronomiczna"? Podniesienie nakładów na zdrowie do 6 proc. PKB kosztowałoby niewiele więcej niż roczny koszt programu 500 plus, który według przyjętego we wrześniu budżetu na 2018 rok wynosi 24 mld zł.

6,8 proc. jakich żądają rezydenci kosztowałoby budżet nieco więcej - 29,5 mld zł, ale to wciąż "tylko" 1,22 razy więcej niż flagowy projekt socjalny PiS.

Mrzonki ministerstwa?

Ministerstwo postuluje stopniowe zwiększenie wydatków na zdrowie by dojść do 6 proc. PKB w 2025 roku. Ale może min. Radziwiłł wie, że większe pieniądze na zdrowie to mrzonki i dlatego używa określenia "astronomiczne"?

OKO.press zajrzało bowiem do Wieloletniego Planu Finansowego Państwa (WPFP) na lata 2017-2020, czyli aktualizowanego corocznie dokumentu, wyznaczającego kierunek rozwoju budżetu.

Okazuje się, że WPFP - opublikowany przez Ministerstwo Finansów w kwietniu 2017 - nie przewiduje w ogóle wzrostu nakładów na zdrowie. Może Radziwiłł zdaje sobie sprawę, że rząd nie traktuje poważnie ochrony zdrowia.

Źródło: Wieloletni Plan Finansowy Państwa, wydatki według funkcji.

Powyższa tabela ujawnia interesującą prawidłowość. Do 2020 roku zmniejszają się - w sensie odsetka PKB - wydatki na edukację (aż 0,4 pkt proc.) i na bezpieczeństwo (0,2 pkt proc.). W porównaniu z 2015 rokiem zyskuje tylko "ochrona socjalna" o 0,8 pkt proc. To pokazuje na budżetowe realia państwa PiS: nakłady na program 500 plus wymuszają oszczędności na innych dziedzinach, w tym zdrowiu.

Przeczytaj także:

Dlaczego zwiększenie nakładów na zdrowie jest niezbędne?

System opieki zdrowotnej był zaniedbywany przez wszystkie rządy. Efekt? Zadłużone szpitale, kolejne protesty przedstawicieli różnych zawodów medycznych i zaledwie 2,3 lekarza na 1000 pacjentów (dane OECD z 2015 roku). To najmniej w naszym regionie.

Z wydatkami na zdrowie na poziomie 4,6 proc. PKB (dane Eurostatu z 2015 roku) jesteśmy w ogonie Europy – średnia Unii Europejskiej wynosi 7,2 proc. PKB. Gorzej jest tylko na Cyprze, Łotwie, Estonii i Rumunii.

Wydatki Polska i UE
Wydatki Polska i UE

Brak radykalnego wzrostu wydatków na zdrowie oznacza, że będzie gorzej niż jest. W miarę starzenia się społeczeństwa pacjentów będzie przybywać, a opieka nad nimi stanie się coraz kosztowniejsza.

A lekarzy regularnie ubywa, zwłaszcza tych młodych. Już teraz średnia wieku lekarza w Polsce to 60 lat.

Według danych Komisji Europejskiej to właśnie osoby wykonujące zawody lekarzy i pielęgniarek najczęściej migrują za pracą wewnątrz Unii Europejskiej. Nie ma twardych liczb lekarzy i pielęgniarek, którzy wyjechali z Polski, ale OECD szacuje, że w 2015 roku było to ok. 10 procent wszystkich.

Z kolei według danych Komisji Europejskiej o nostryfikacji dyplomów z Polski wyjechało ok. 6,5 tysiąca lekarzy i 6 tysięcy pielęgniarek – głównie do Wielkiej Brytanii i Niemiec.

Według badań Naczelnej Izby Lekarskiej, o emigracji myśli 40 proc. młodych lekarzy.

Strajk głodowy lekarzy-rezydentów jest oznaką desperacji. Jak powiedziała OKO.press Ania Stępień, jedna z głodujących rezydentek chirurgii ogólnej: "Zanim wyjadę z Polski, chcę wyczerpać wszystkie możliwości. Ale jeśli głodówka nie przyniesie skutku i nic się nie zmieni, wyjeżdżam. Chcę uprawiać swój zawód z godnością. Wszyscy rezydenci myślą o wyjeździe."

W dodatku zapotrzebowanie na lekarzy z Europy Środkowo-Wschodniej będzie rosło: wg. danych Komisji Europejskiej na zachodzie Europy w 2020 wiek emerytalny osiągnie 60 tysięcy lekarzy i tylu będzie rocznie odchodziło na emeryturę. Polskich lekarzy w kraju będzie można zatrzymać jedynie podwyższając zarobki i dają lepsze warunki pracy.

;
Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze