0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Wladyslaw Czulak / Agencja Wyborcza.plWladyslaw Czulak / A...

Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) na razie nie wskazuje jasno winnych katastrofy na Odrze, choć przyznaje, że ma swoje typy. To najważniejsza informacja, którą przynosi ostateczny raport dotyczący zeszłorocznych dotyczący kryzysu, w którym ucierpiała Odra.

Dokument przygotował zespół naukowców pod przewodnictwem ekspertów GIOŚ . Potwierdził wcześniejsze ustalenia naukowców z obu stron Odry. Do przypadków masowej śmierci ryb doprowadził zakwit występującej w wodzie złotej algi Prymensium parvum.

Sama jej obecność nie byłaby problemem, pojawiły się jednak warunki sprzyjające uwalnianiu przez nią toksyn. GIOŚ potwierdza, że chodziło o niski stan wody i jej wysoką temperaturę. Tragedii nie byłoby też bez wysokiego stopnia zasolenia wody. Za to z kolei mają odpowiadać zrzuty zanieczyszczonej solanki.

Raport GIOŚ: winni wskazani, Odra nadal w niebezpieczeństwie

"Żeby wystąpiła alga, musi być woda słona; żeby ona zakwitła, musi mieć pożywienie - czyli biogeny. I oczywiście odpowiednie warunki atmosferyczne - czyli temperaturę i nasłonecznienie. To w tamtym roku było ekstremalne i było przyczyną tej całej sytuacji" - mówił prezentujący wyniki raportu Krystian Szczepański z GIOŚ.

"Chcieliśmy znaleźć w pierwszej kolejności - i wyeliminować - tę hipotezę, która się pojawiła: że jeden podmiot był odpowiedzialny za całość sytuacji. Z naszych działań wynika, że to nie był jeden podmiot, i też to potwierdziliśmy i przekazaliśmy do prokuratury. Stwierdziliśmy nieprawidłowości i oczywiście podejmujemy odpowiednie działania i wymierzamy kary. Zawiadamiamy też organy ścigania" - stwierdził szef Inspektoratu, Krzysztof Gołębiewski.

GIOŚ nie ujawnił na razie, kto odpowiadał za zrzuty, które doprowadziły do katastrofy.

Diagnoza przedstawiona przez GIOŚ w znacznej mierze powtarza to, co już wiadomo o zeszłorocznym kryzysie. Bardzo podobne wnioski przyniósł poprzedni raport o katastrofie, po której Odra stała się martwą rzeką.

Na zlecenie rządu przygotowała go grupa naukowców między innymi z Instytutu Ochrony Środowiska i IMGW. Dokument szczegółowo opisuje sytuację na Odrze w czasie kryzysu, wymieniając między innymi substancje obecne wtedy w wodach rzeki. Jego konkluzja jest jednak podobna do wniosków przedstawionych przez GIOŚ pod koniec marca - do katastrofy doprowadziło zasolenie i pojawienie się warunków korzystnych dla złotych alg.

Aktywiści mówią otwarcie: za kryzys odpowiadają kopalnie

GIOŚ jest więc zachowawczy, a na bardziej zdecydowane działanie zdobył się po dziewięciu miesiącach od katastrofy. O wiele bardziej bezpośrednio mówią o niej eksperci organizacji pozarządowych.

Winnych w swoim marcowym raporcie wskazywał Greenpeace. Według dokumentu złote algi miały idealne warunki do rozwoju przez ciągły dopływ ścieków i solanki ze śląskich zakładów i kopalń. Na dalszym odcinku rzeki sytuację pogorszyły zrzuty z dolnośląskich przedsiębiorstw.

„Eksperci są zgodni, że za wysokie zasolenie Odry i Wisły odpowiadają w znacznym stopniu zrzuty ścieków z górnośląskich kopalń węgla kamiennego. Brakuje jednak szczegółowych informacji, ponieważ w ogromnej większości kopalń wydobywa się węgiel bez ocen oddziaływania na środowisko” – piszą autorzy raportu.

„Dzieje się tak dlatego, gdyż kopalnie otrzymały pierwotne koncesje górnicze jeszcze w latach 90. XX w., kiedy Ustawa OOŚ (o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko – od aut.) nie obowiązywała”.

Co więcej, Greenpeace jasno wskazuje, które kopalnie wpłynęły na zeszłoroczny kryzys. Według aktywistów wzrosty przewodowości wody (wskazującej na zasolenie) w dopływach Odry zbiegały się w czasie ze zrzutami z kopalni Ruda i Knurów Szczygłowice.

Glinka uratuje Odrę?

O wpływie przemysłu wydobywczego na zasolenie w Odrze nie mówią nic przedstawiciele GIOS-iu. Podczas prezentacji wniosków ze swojego raportu przyznali jednak, że kopalnie muszą liczyć się z możliwością zakazu zrzutu zanieczyszczeń do dopływów Odry. GIOŚ mógłby zdecydować się na taką interwencję w przypadku ryzyka wystąpienia kolejnego kryzysu.

"W niektórych przypadkach są odpowiednie możliwości zatrzymania wód kopalnianych na kilkanaście dni, nawet na kilka tygodni" - mówił Krystian Szczepański.

A kolejny kryzys jest możliwy - twierdzą zgodnie autorzy obu raportów.

Dlatego GIOŚ przygotowuje scenariusz na wypadek ponownego wystąpienia toksyn. Według ekspertów rozwój złotych alg spowolnić może glinka betonitowa wzbogacana lantanem.

"Ten preparat był już w Polsce stosowany do rekultywacji jezior. W tym przypadku preparat ma ograniczyć możliwość rozwoju algi i przyblokować toksynę"- mówił współpracujący z Inspektoratem prof. Tomasz Hesse z Politechniki Koszalińskiej.

Naukowcy sprawdzili działanie glinki na algę na kanale gliwickim, przy śluzie Łabędy. "Glinka rozpuszcza się w wodzie i kieruje się w stronę dna i na zasadzie absorpcji zbiera złote algi kierując je w stronę dna. W niektórych przypadkach udało nam się zbić 10-15 proc. wyjściowej wartości toksyny" - wyjaśniał prof. Hesse.

Odra woła o pomoc, żaden raport sam nie pomoże. Potrzebne lepsze przepisy

Wyniki eksperymentu mogą budzić nadzieję. Najważniejsze jednak jest zapobieganie kolejnym kryzysom. GIOŚ obiecuje dokładniejszą kontrolę stanu wody i szybszą reakcję na jej podwyższoną przewodowość. Monitoring to jednak za mało - mówił nam hydrolog dr Sebastian Szklarek:

"Biorąc pod uwagę wielkość ekosystemu, ciężko tym zakwitom przeciwdziałać. Jeśli zakwit wystąpi, a wystąpi na pewno, to monitoring będzie takim przykładaniem kompresu do czoła chorego. Raczej nikogo nie uleczy.

Tutaj trzeba pochylić się nad zasoleniem wody, nad tym, co do niej jest wpuszczane. Odra przez swoje uregulowanie i stosunkowo małą liczbę dopływów słabo się rozcieńcza, słabiej niż Wisła, która również otrzymuje zasolone zrzuty z kopalni. Ale zamiast ten problem jakoś rozwiązać, stosuje się wybryki prawne, jak podniesienie normy przewodnictwa wody, żeby ocena stanu rzeki nie wyglądała w papierach aż tak źle, a zrzucającym było łatwiej dalej zasalać rzeki” – komentuje specjalista.

Według niego w uniknięciu następnych katastrof może zapobiec zaostrzenie przepisów określających jakość odprowadzanych przez przemysł ścieków. Na razie - jak wskazuje Szklarek - nawet zrzuty spełniające normy określone pozwoleniem wodnoprawnym mogą być niebezpieczne dla rzeki. Nie ma też gwarancji, że przedsiębiorstwa ściśle przestrzegają reguł ustalonych w zezwoleniu przez cały czas.

„Pozwolenia wodnoprawne powinny zapewniać rzeczywistą kontrolę nad tym, co, kiedy i w jakiej ilości trafia do rzek. Jednak organy publiczne nie analizują, jak na stan rzeki wpłyną łącznie pozwolenia wydane różnym podmiotom” – komentowała z kolei Agata Szafraniuk z Fundacji ClientEarth - Prawnicy dla Ziemi.

W praktyce więc nie wiemy, co dostaje się do Odry z 10 287 rur wyrzucających ścieki do rzeki. Tyle naliczyli ich eksperci GIOŚ. Prawie 3 tys. z nich to rury odprowadzające wyłącznie zanieczyszczenia przemysłowe.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze