0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

Główne hasło Partii Razem brzmi „Razem budujemy inną Polskę”. Jeśli ktoś, tak jak autor tego tekstu, a także wiele innych osób, które mają serce po lewej stronie, spodziewał się, że oznacza to budowanie innej Polski razem z całą Lewicą i w ramach koalicji prodemokratycznej, która odsunęła rządy narodowych populistów z PiS od władzy, to fatalnie się rozczarował.

Okazuje się, że „razem” znaczy „Razem”.

Dziewięć argumentów, zero gwarancji

W przeddzień podpisania umowy koalicyjnej przez Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Nową Lewicę 10 listopada 2023 Rada Krajowa partii Razem „przygniatającą większością głosów” zdecydowała, że siedmioro posłów i posłanek ma głosować za wotum zaufania dla rządu, ale do rządu nie wchodzić.

Jak tłumaczył Adrian Zandberg, „do rozmów programowych podeszliśmy gotowi na rozwiązania kompromisowe, zależało nam jednak na gwarancji dla kilku priorytetowych dla Razem rozwiązań. Nie uzyskaliśmy ich”.

Nie było zgody na:

  • kompromisową ustawę ratunkową depenalizującą aborcję,
  • 8 proc. PKB na ochronę zdrowia,
  • 3 proc. PKB na naukę,
  • 1 proc. PKB na publiczny program mieszkaniowy,
  • wprowadzenie pełnopłatnego chorobowego,
  • wzmocnienie związków zawodowych,
  • rozszerzenie prawa do strajku,
  • stopniowe skracania czasu pracy,
  • skuteczną walkę z umowami śmieciowymi.

Razem „było gotowe wziąć odpowiedzialność za konkretne resorty. Nie będzie jednak obejmować pozycji ministerialnych bez gwarancji finansowania programów rządowych”.

„Podeszliśmy poważnie do negocjacji programowych. Rozumieliśmy, że trzeba będzie pójść na kompromisy” – powtarzała tę argumentację w „Wyborczej” Magdalena Biejat, współprzewodnicząca partii Razem, która właśnie została senatorką. Powtórzyła narrację z uchwały: tego się nie dało, tamtego też nie, rządzić się po naszemu nie da, więc robimy wypad.

Pułapka rewolucyjnej zmiany?

Stanowisko Razem, które w mediach powtarza para jej liderów, wygląda na spójne i logiczne. Chcieliśmy wejść do rządu, ale rozmowy okazały się bezowocne, bo nie zostały spełnione warunki programowe 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9.

Trudno mi jednak uwierzyć, że wszystkie dziewięć postulatów programowych zostało odrzuconych w całości, że przynajmniej tu i ówdzie nie otworzyło się pole do negocjacji, które można było kontynuować, jak nie od razu, to w przyszłości.

Być może razemici i razemitki zbyt poważnie potraktowali umowę koalicyjną?

Rysuje ona główne kierunki zmian, ale elementy programowe powstawały często na kolanie, bez przemyślenia, jako kontynuacja wyborczych haseł pod publiczkę. Jak już zwracałem uwagę, w całej umowie koalicyjnej pada jedna jedyna liczba – to 20 proc. powierzchni lasów, które mają być chronione przed wycinką. Nawet gdyby udało się wynegocjować podane wyżej budżetowe konkrety, nie zostałyby wpisane, bo koalicja boi się na razie tak konkretnych deklaracji.

Obawiam się, że każdy z warunków Razem przyjął w ich podejściu postać albo tak – albo nie, a to w polityce się nie sprawdza. Czy np. nie dałoby się podnieść zasiłku chorobowego z obecnych 80 do 90 proc.? I jednocześnie zaproponować system zabezpieczeń przed lewymi zwolnieniami? Bo lewicowość zakłada wiarę w człowieka i pracownika, ale no cóż, każdy czasem trochę zgrzeszy.

3 proc. PKB na naukę to kosmiczna wartość, ale zgodna postulatami środowiska naukowego. Dla porównania na edukację w 2022 roku od przedszkola do matury poszło 98,6 mld zł, co stanowiło 3,2 proc. PKB*, z czego budżet państwa finansował 57,8 mld (1,88 proc.) a resztę (1,32 proc. PKB) – samorządy. W tym samym roku nakłady na szkolnictwo wyższe i naukę w PKB wyniosły zaledwie 1,1 proc. PKB.

Trzecia Droga żądała 6 proc. PKB na edukację i naukę, to już prawie zbieżne z warunkami Razem. Wcześniej Polska 2050 postulowała zwiększenie finansowania nauki i szkolnictwa wyższego do 2 proc. PKB (w 2030 roku). Partia Hołowni, jeszcze osobno, uznawała, że nauka i szkolnictwo to konieczny impuls do rozwoju kraju i chciała wprowadzić zabezpieczenia płac minimalnych dla naukowców, łącząc je z kwotą bazową (tak jak średnie płace nauczycielskie).

A może wydatki na naukę – tak jak na edukację – mogłyby pochodzić także z innych źródeł niż PKB? Fundusze unijne? Samorządy, przynajmniej niektóre? Biznes?

A może Partia Razem za mało szukała sojuszników dla stopniowego wprowadzania tych i innych postulatów w życie?

Może nie doceniła czynnika czasu? To, co dziś niemożliwe, za miesiąc może okazać się do realizacji, choćby częściowej.

Poza tym wejście do koalicji nie musi od razu oznaczać stanowisk ministerialnych. Lewica będzie miała wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego i pewnie dwoje, może troje ministrów. Ale ma obowiązywać zasada, że w każdym resorcie na czele będą przedstawiciele wszystkich trzech sił.

Energiczny i kompetentny wiceminister czy wiceministra np. rodziny i polityki społecznej może odwalić kawał dobrej roboty. Reforma edukacji ministra Mirosława Handkego (gimnazja i więcej) w końcówce XX wieku została de facto przeprowadzona przez wybitną specjalistkę i społeczniczkę wiceministrę Irenę Dzierzgowską.

Może więc nad decyzją Razem wisiała klątwa wiary w zmianę totalną?

Przekonania, że trzeba zmienić wszystko, a jeśli się nie da wszystkiego, to przynajmniej w kilku dziedzinach trzeba tak przestawić zwrotnice, żeby pociąg od razu pojechał zupełnie nową trasą. Przy założeniu, że partyjny zawiadowca ma dostać pełną swobodę działania.

Może stało za tym typowe dla lewicy – jak to opisuje Adam Gopnik, liberał o wrażliwej społecznie duszy – odrzucenie liberalnej wiary w reformę? Bo „tylko rewolucyjna zmiana może przynieść sprawiedliwość i równość do karygodnie niesprawiedliwego świata”?

W odróżnieniu od liberalizmu (cały czas w ujęciu Gopnika), który „realistycznie patrzy na wielkie zadania przeobrażania świata. Jednocześnie żywi idealistyczną wiarę w możliwość poprawy choćby nieznacznej poprawy losu jak największej liczby ludzi żyjących na świecie”.

To może zaszkodzić Lewicy

„Dobrze oceniamy współpracę na Lewicy i chcemy ją kontynuować” – stwierdza Razem i zapowiada międzypartyjny klubu Lewicy. Inaczej partia byłaby skazana na koło siedmiorga posłanek i posłów. Miłe słowa, ale wymowa rezygnacji z rządu raczej niemiła.

W porównaniu z 2019 rokiem Lewica jest największą przegraną, utraciła aż 461 tys. wyborczyń i wyborców, jeszcze więcej niż PiS (411 tys.), i to pomimo ogromnego wzrostu frekwencji – do urn poszło 3,5 mln więcej osób niż w poprzednich wyborach.

Włodzimierz Czarzasty robi dobrą minę do nieudanej gry, argumentując, że Lewica po 18 latach wraca do rządu i odzyskuje wpływ na sprawy kraju. Decyzja Razem dodatkowo rozbraja ten argument.

Postępowanie Partii Razem stawia w dwuznacznej sytuacji partnerów z Nowej Lewicy.

Podjęli przecież ryzyko, wchodząc w koalicję z KO, która na szczęście mocno skręciła w lewo, ale także z Trzecią Drogą, która w części PSL-owskiej jest kościółkowatą konserwą, i z Polską 2050, której liderzy także blokują z gruntu liberalny ruch społeczny.

Jakby się Partia Razem nie starała, wyjdzie na to, że prawdziwymi lewicowcami są oni. Każdy krok wstecz od postulatów lewicowych będzie dowodem, że Włodzimierz Czarzasty, Katarzyna Kotula, Robert Biedroń, Krzysztof Gawkowski czy Joanna Scheuring-Wielgus zdradzają interesy kolejnych grup społecznych.

Zresztą czy Razem będzie się starać tłumaczyć ustępstwa kolegów i koleżanek z Lewicy? Raczej wręcz przeciwnie będzie budować swoją własną legendę jedynej siły, która chciała upomnieć się o prawa kobiet, pracowniczek i pracowników, osób chorych, wykluczonych przez biedę czy miejsce zamieszkania, zadbać o wyrównywanie szans , przeciwstawić się polityce liberalnej i deformacjom kapitalizmu.

Bo tak działa polityka odróżniania się.

Może nawet dojść do sytuacji, że Partia Razem będzie głosować przeciwko ustawom koalicji rządowej wynegocjowanym przez Lewicę w ramach kompromisów, które są przecież sposobem uprawiania polityki, zwłaszcza przez słabszego partnera. Już sobie wyobrażam świetne (bo to doskonały mówca) przemówienie Adriana Zanberga tłumaczące, dlaczego Partia Razem nie może poprzeć ustawy proponowanej przez lewicową ministrę.

Czyli z 26 marnych głosów Lewicy zrobi się 19 pewnych i 7 fakultatywnych.

To wszystko nie tylko osłabi pozycję Nowej Lewicy w koalicji rządowej, ale skompromituje lewicę jako całość i zdezorientuje jej obecnych i potencjalnych wyborców. Bo przecież część z nich głosowała taktycznie na najsilniejszego i na zagrożonego i są gotowi wrócić.

„Notatnik Pacewicza” to subiektywny przegląd tematów wyborczych i powyborczych, w formie analityczno-felietonowej. Siłą rzeczy tylko autor ponosi odpowiedzialność za głoszone tu poglądy, herezje i absurdy, które także mogą się trafić.

Mądry i uczciwy program to jeszcze nie jest polityka

Czytając stronę Partii Razem, mam poczucie, że wyraża lepiej niż inne partie fundamentalne dla Unii Europejskie wartości ze słynnego art. 2 Traktatu:

„Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości (...) w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”.

W tym sensie, oskarżana o lewactwo, neomarksizm itp. Parta Razem w wielu kwestiach mówi językiem europejskiego liberalnego centrum. „Wierzymy w zjednoczoną, solidarną i demokratyczną Europę. Chcemy być jej częścią i wspólnie decydować o naszej przyszłości” – słusznie deklaruje Razem, tym razem używając słowa „wspólnie”.

Przeglądam stanowiska Rady Krajowej Pierwsze, z 17 maja 2015 krytykuje koncepcję Pawła Kukiza jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) i uznaje, że „forsowanie przez prezydenta Komorowskiego przed II turą wyborów prezydenckich referendum w sprawie naprędce przygotowanych zmian w Konstytucji RP to zachowanie niestosowne i niedopuszczalne w demokratycznym państwie”.

Ostatnie, z 30 października 2023 potępia atak terrorystyczny Hamasu, ale także odwet Izraela w strefie Gazy: „Działania Hamasu, niezależnie od ich brutalności, nie mogą służyć jako usprawiedliwienie izraelskich ataków na palestyńską ludność cywilną. Zasada odpowiedzialności zbiorowej zawsze zasługuje na potępienie”.

Przez osiem i pół roku partia wyprodukowała 270 takich rozbudowanych wypowiedzi. Niemal każda wydaje się przemyślaną i ugruntowaną na wyżej wymienionych wartościach UE, w dodatku są dobrze napisane i redakcyjnie dopieszczone. Program eduakcyjny z 1 września 2023 – trochę odleciany, jak marzenie o dobrej szkole – jest znacznie bliższy idei autonomicznej oświaty niż poglądy byłej członkini Razem Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.

Szkoła samorządowa

Szkoła, jako instytucja prowadzona przez jednostkę samorządu terytorialnego, powinna być sercem lokalnej wspólnoty. Musi być otwarta dla lokalnej społeczności i stanowić centrum aktywności i aktywizacji mieszkańców. Ponieważ budynki szkół stoją wieczorami oraz w weekendy i święta puste, mogłyby stanowić swego rodzaju filie domów kultury, użyczając nieodpłatnie pomieszczeń na zajęcia dla dzieci, młodzieży, dorosłych i seniorów, próby lokalnych zespołów i chórów, czy występy miejscowych artystów. Biblioteki szkolne, po poszerzeniu księgozbioru, mogłyby po zajęciach dydaktycznych pełnić funkcje bibliotek publicznych. Dyrekcje szkół powinny współpracować ze społecznością lokalną, aby wspólnie budować i wzmacniać poczucie przynależności, patriotyzm lokalny oraz rozwijać kulturę i gwarantować dostęp do niej.

Żeby było to możliwe, niezbędne jest adekwatne finansowanie z budżetu centralnego. Trzeba za godziwą płacę zatrudnić personel do obsługi projektów kulturalnych i oświatowych, opłacić media w czasie funkcjonowania budynku szkoły jako placówki kultury, zapewnić utrzymanie porządku na terenie należącym do placówki.

Konieczne jest także zagwarantowanie i respektowanie przez władze centralne kompetencji władz lokalnych w zakresie organizacji pracy placówek i zarządzania nimi.

Dobre teksty, średnio co 11 dni, jak ze strony op-ed (opinie wyrażające stanowisko redakcji) jakiejś lewicowej prasy typu El Pais czy Liberation. Ale polityka to coś więcej niż gazeta, to sztuka wygrywania wyborów, a jak się uda wygrać, brania odpowiedzialności za rządzenie.

Przed wyborami 2015 Partia Razem zgłaszała duże aspiracje: „rozpad SLD i Twojego Ruchu, a także pogłębiające się społeczne rozczarowanie rządami PO otwierają przed nami realną szansę na wprowadzenie do Sejmu posłów i posłanek lewicy społecznej (...) przez ostatnie dwa miesiące Razem przyciągnęło dosłownie tysiące nowych osób”.

Partia zapraszała „środowiska demokratycznej lewicy do wspólnego i opartego na partnerskich zasadach startu w wyborach do Sejmu w ramach list Razem. Jesteśmy przekonani i przekonane, że – ze względu na skalę mobilizacji i medialnego zainteresowania wokół Razem – ta formuła daje dziś największe szanse na sukces”.

Skończyło się na świetnych występach Zandberga w telewizyjnych debatach. W wyborach Razem dostało 550 tys. głosów, co stanowiło 3,62 proc. Lewica zjednoczyła się bez Razem, zdobyła 7,55 proc. Do progu wyborczego zabrakło niecałe 70 tys. głosów.

Ani razemowa ani zjednoczona lewica nie weszła do Sejmu, a PiS psim swędem zdobył samodzielną większość, bo na domiar złego jeszcze Korwin otarł się o próg (4,76 proc.), że tak powiem, od dołu.

W 2015 roku Adrian Zandberg uzyskał w Warszawie 49,7 tys. głosów, co stanowiło 4,54 proc.; w 2019 zanotował wynik życia 140,9 tys. (10,2 proc.), w 2023 roku uzyskał 64,4 tys. i tylko 3,76 proc. W tych ostatnich wyborach ponad 44 tys. głosów zdobyła jednak koleżanka Zandberga z PR: Dorota Olko (z czwartego miejsca!) a Anna Maria Żukowska z NL (dwójka) miała 38,4 tys.

Trudno to uznać za wielki sukces, ale otworzyło się okno na politykę, z jej blaskami i cieniami. Można było spróbować. A gdyby faktycznie koalicyjny rząd olał lewicowe postulaty, to taki Czarzasty mógł Tuska naciskać, że „tego to Zandberg naprawdę nie wytrzyma”.

Księga wyjścia została otwarta zbyt wcześnie.

Dziecięca choroba lewicowości?

Na pocieszenie zostanie Partii Razem praca w parlamencie, w ramach klubu. Jest już pierwsza wspólna inicjatywa wszystkich 12 posłanek wybranych z list Nowej Lewicy ze wsparciem senatorki Biejat, dwóch projektów liberalizujących prawo aborcyjne.

Może takich inicjatyw będzie więcej, może nie dojdzie do licytacji na to, kto bardziej lewicowy, przed czym przestrzegałem wyżej? Do tego ludzie Razem sprawdzą się w komisjach sejmowych, bo są kompetentni i pracowici.

Ale patrząc na koniec z perspektywy samych liderów Zandberga (rocznik 1979) czy Biejat (1982)... Mogli nauczyć się czegoś nowego, sprawdzić w nowej roli. Pokazać wyborcom i wyborczyniom, że ich głos miał znaczenie nie tylko symboliczne.

Pamflet Lenina z 1923 roku na zachodnie partie komunistyczne w obronie dyktatury bolszewickiej, nosił tytuł „Dziecięca choroba lewicowości”. 100 lat później to hasło jakoś pasuje do losów najmądrzejszej polskiej lewicowej partii.

*Według rządowych danych = 3 078 mld

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze