0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Wydawałoby się, że po wydaniu drugiego już postanowienia przez Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE) 20 listopada 2017 roku Puszcza Białowieska mogła wreszcie odetchnąć. Harvestery wyjechały, skończyła się ostra wycinka motywowana walką z kornikiem drukarzem czy konsekwencjami ekspansji tego chrząszcza. A Jan Szyszko, główny odpowiedzialny za "leczenie" ostatniego naturalnego nizinnego lasu Europy za pomocą tzw. cięć sanitarnych, przestał być ministrem środowiska.

Tymczasem Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ) w Białymstoku przygotowała projekty zarządzeń, które umożliwiają wjazd ciężkiego sprzętu do puszczańskich rezerwatów:

Lasów Naturalnych Puszczy Białowieskiej, Rezerwatu Krajobrazowego Władysława Szafera, Berezowa, Sitek i Starzyny.

Po co? O tym mowa w uzasadnieniu projektu decyzji: by można było wywozić drzewa wycięte rzekomo z powodu konieczności zapewnienia bezpieczeństwa publicznego w Puszczy Białowieskiej.

Sprawa stanęła 19 stycznia 2017 roku na posiedzeniu Regionalnej Rady Ochrony Przyrody. To ciało opiniodawczo-doradcze w sprawach ochrony przyrody, działające przy RDOŚ. Ostatecznie jednak RDOŚ wycofała się z dalszego procedowania wszystkich trzech rozporządzeń i ich nie głosowano.

To wynik protestów organizacji ekologicznych z Koalicji "Kocham Puszczę" i Obozu dla Puszczy, który nie wykluczył nawet blokad wycinki. Szybko powstała też petycja w tej sprawie.

Ale - jak zaznaczyła Beata Bezubik, białostocka Regionalna Dyrektor Ochrony Środowiska, sprawa zostaje zamknięta do momentu ogłoszenia wyroku w sprawie Puszczy Białowieskiej przez TSUE.

To znaczy, że pomysł wycinki w rezerwatach Puszczy Białowieskiej może jeszcze wrócić.

Przeczytaj także:

"Padnie do rezerwatu - zostawiamy, padnie na drogę - sprzedajemy"

Uzasadnienia rozporządzeń przewidują wycięcie "drzew niebezpiecznych", które rosną przy drogach w rezerwatach. Chodzi tu m.in. o drzewa - jak czytamy w dokumentach - "z poderwanymi systemami korzeniowymi" i "zawieszone w sąsiedztwie szlaków komunikacyjnych".

Wątpliwości budzi nie tylko sama decyzja, ale też sposób obchodzenia się ze ściętymi drzewami. "Zaleca się, aby drzewa po ścince pozostawić w rezerwacie do naturalnego rozkładu" - czytamy. Jest jednak jedno "ale". To wzorcowy sposób działania tylko w przypadku drzew, które udało się ściąć w taki sposób, że przewróciły się w stronę rezerwatu.

"Jednakże w momencie, gdy brak jest możliwości obalenia wszystkich drzew stwarzających zagrożenie w kierunku drzewostanu [...] istnieje możliwość wywiezienia i zagospodarowania drewna, które po ścince znalazłoby się w obrębie szlaków" - pisze RDOŚ. Oficjalnie dlatego, że zrywka powalonych drzew do wnętrza rezerwatów "mogłaby mieć niekorzystny wpływ na zasoby przyrodnicze drzewostanu".

Spieniężanie rezerwatów

"To uzasadnienie jest kuriozalne. Jakoś w przeszłości w puszczańskich rezerwatach nigdy nie istniał problem, by powalić suche drzewo w kierunku wnętrza lasu" - mówi OKO.press dr hab. Przemysław Chylarecki z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN. Badacz wskazuje, że wszystko jest kwestią odpowiedniego podcięcia, by drzewo przewróciło się w oczekiwanym kierunku.

"A jeśli już rzeczywiście nie ma możliwości powalenia drzewa w kierunku drzewostanu, to jaki problem ścięte i przewrócone drzewo pociąć na mniejsze części i przetoczyć je na pobocze, by tam się rozłożyły?" - zaznacza badacz. I dodaje, że to żadna nowość, bo tak już robiono.

"Te rozporządzenia są bezczelne, ponieważ otwierają wrota do ekonomicznej eksploatacji rezerwatów w Puszczy Białowieskiej. Pokazuje to skalę desperacji puszczańskich nadleśnictw, które skłonne są wycinać nawet na obszarach chronionych, byle tylko zmniejszyć swój deficyt"

- tłumaczy dr hab. Chylarecki. Na spotkaniu Regionalnej Rada Ochrony Przyrody nadleśniczowie próbowali odcinać się od takiej argumentacji. A nawet zaznaczali, że nie mają z tym pomysłem nic wspólnego. Ale trudno uwierzyć, by białostocki RDOŚ przygotował te projekty przynajmniej bez wiedzy puszczańskich nadleśnictw.

Granie na nosie

"Te rozporządzenia to jawne granie na nosie Komisji Europejskiej i Trybunału Sprawiedliwości UE" - irytuje się dr hab. Chylarecki. Podkreśla, że w swoim ostatnim postanowieniu z 20 listopada 2017 roku TSUE jasno wyartykułował, że wycinka w pobliżu dróg i ważnej infrastruktury jest rozwiązaniem ostatecznym, gdy inne opcje nie są realne.

"Tym bardziej w rezerwatach, gdzie ruch jest minimalny, a obszary tak cenne przyrodniczo, że wchodzenie do nich z piłą to czyste barbarzyństwo" - mówi badacz.

Mówią o tym art. 81 i 82 postanowienia TSUE:

  • "81. [...] należy wyłączyć z zakresu środków tymczasowych [...] działania aktywnej gospodarki leśnej, jeżeli są one bezwzględnie konieczne i w zakresie, w jakim są proporcjonalne dla zapewnienia w sposób bezpośredni i natychmiastowy bezpieczeństwa publicznego osób, pod warunkiem, że z obiektywnych przyczyn nie są możliwe inne mniej radykalne środki.
  • 82. W konsekwencji wspomniane działania mogą być kontynuowane tylko pod warunkiem, że stanowią jedyny środek zachowania bezpieczeństwa publicznego osób w bezpośrednim otoczeniu dróg komunikacyjnych lub innej ważnej infrastruktury, jeżeli z powodów obiektywnych nie jest możliwe zachowanie tego bezpieczeństwa poprzez przyjęcie innych mniej radykalnych środków, takich jak właściwa sygnalizacja zagrożeń lub czasowy zakaz, któremu w danym wypadku towarzyszą odpowiednie kary, publicznego wstępu do tego bezpośredniego otoczenia".

A na dodatek - wskazuje Chylarecki - art. 84 postanowienia TSUE zobowiązuje Polskę do każdorazowego wykazania, że przesłanki, na podstawie których dokonano każdej wycinki ze względu na zachowanie bezpieczeństwa publicznego, zostały zachowane. "W szczególności poprzez wykonanie zdjęć przed przeprowadzeniem rozpatrywanych działań aktywnej gospodarki leśnej i po nim" - czytamy w dokumencie.

"Tymczasem te rozporządzenia dają zezwolenie na odstępstwa generalne, dla niesprecyzowanych drzew i terminów. To jest wbrew zapisom TSUE" - zaznacza Chylarecki.
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze