0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

Jeśli podwyższymy na stałe rentę socjalną do wysokości minimalnego wynagrodzenia, czyli z obecnych 1588,44 zł brutto do 4242 zł, to mamy gwarancję dwóch rzeczy. Pierwszą i oczywistą jest skokowa poprawa sytuacji życiowej rencistów socjalnych. Drugą apele emerytów, pozostałych rencistów z całkowitą niezdolnością do pracy oraz osób pobierających rentę rodzinną, by ich świadczenia także wzrosły. Trzecią i mniej pewną, ale bardzo prawdopodobną w perspektywie kilku lat jest ustawa zmniejszająca liczbę uprawnionych do renty socjalnej.

Możliwe skutki obywatelskiego projektu podwyżki renty socjalnej – którego uchwalenie obiecał w sejmie w czwartek 25 stycznia Donald Tusk – analizuje prof. Paweł Kubicki, kierownik Katedry Polityki Społecznej w Szkole Głównej Handlowej.

Dla kogo renta socjalna

Na wstępie kilka oczywistości zaczynając od tego, że utrzymanie się za mniej niż 1500 zł na miesiąc jest ekstremalnie trudne i jest to mniej, niż wynosi kwota minimum socjalnego na III kw. 2023 roku. Jeszcze trudniejsze jest w przypadku osoby z niepełnosprawnością na tyle poważną, że orzeczono całkowitą niezdolność do pracy z powodu naruszenia sprawności organizmu. Nie ma tu mowy o prowadzeniu niezależnego życia i zazwyczaj niezbędne jest wsparcie – także finansowe, ale przede wszystkim opiekuńcze – najbliższych członków rodziny. Pytanie, czy idealnym narzędziem poprawy tej sytuacji jest obywatelski projekt skokowej podwyżki renty socjalnej, którego pierwsze czytanie odbyło się w czwartek 25 stycznia i który został po dyskusji skierowany do dalszego procedowania?

Moim zdaniem nie, choć przyznam uczciwie, że mówię to z wygodnej pozycji osoby, która nie jest rencistą. Inaczej mówiąc, stać mnie, by dyskutować o rozwiązaniach systemowych i oczekiwaniu na ich wprowadzenie, bo nie martwię się, jak przeżyję luty, marzec i kolejne miesiące 2024 roku.

Wyjaśnijmy, o kim mówimy oraz jakie są z tym związane koszty. By uzyskać prawo do renty socjalnej, trzeba być osobą pełnoletnią oraz mieć orzeczenie o całkowitej niezdolności do pracy z powodu naruszenia sprawności organizmu, które nastąpiło przed 18. rokiem życia, lub w trakcie nauki przed ukończeniem 25 lat, ewentualnie w trakcie kształcenia w szkole doktorskiej. Zgodnie z danymi ZUS za październik 2023 (tab. 25) było to 292,8 tys. osób.

Dokonując bardzo podstawowych obliczeń, czyli przemnożenia 293 tys. osób x kwota podwyżki o 2650 zł otrzymujemy 776 mln zł miesięcznie i 9,3 mld zł rocznie.

O tyle wzrosłyby wydatki na renty socjalne, których łączny koszt wynosiłby 14,9 mld zł.

Czy budżet państwa stać na taki wzrost? Z całą pewnością tak, trochę więcej kosztowała nas przykładowo 14. emerytura. I gdyby renciści socjalni żyli w swego rodzaju próżni, bez innych grup społecznych znajdujących się w podobnej sytuacji i bez innych form wsparcia, to na tym moglibyśmy w sumie zakończyć temat i przegłosować podwyżki. Tyle że tak nie jest.

Pozostali renciści też będą chcieli podwyżek

Kwoty najniższych gwarantowanych świadczeń emerytalno-rentowych od 1 marca 2023 roku wynoszą tyle samo dla emerytury, renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, renty socjalnej i renty rodzinnej, trochę niższe są dla renty z tytułu częściowej niezdolności do pracy, a minimalnie wyższe dla świadczenia przedemerytalnego. Czy zatem sytuacja rencistów socjalnych jest na tyle specyficzna, że uzasadnia prawie trzykrotnie wyższe świadczenia od pozostałych grup?

W przypadku emerytów kryterium jest przede wszystkim niezdolność do pracy. Można argumentować, że obecni emeryci mieli możliwość pracy, czyli to trochę „ich wina”, że nie mają wyższych emerytur. Oczywiście pomija to całą różnorodność biegu życia osób pobierających najniższe świadczenia emerytalne, w tym np. ponoszenie „winy” za transformację ustrojową czy start kariery zawodowej w okresie wysokiego strukturalnego bezrobocia. Wlicza się tu też bycie opiekunem osoby niepełnosprawnej, który nie miał zbyt wielu okazji do pracy, bo opiekował się swoim dzieckiem z niepełnosprawnością, czyli obecnym rencistą socjalnym.

Na marginesie warto też wyjaśnić, że orzeczenie o całkowitej niezdolności do pracy nie oznacza, że osoby te nie znajdują zatrudnienia. Może niezbyt często, ale zdarza się im pracować i jeśli kwota przychodu z tego tytułu jest niższa niż 70 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia za kwartał kalendarzowy, to rentę socjalną wypłaca się w pełnej wysokości. Oczywiście wśród rencistów znaczną część stanowią osoby, które nigdy pracować nie będą i to niezależnie od tego, jak bardzo dostosowane będzie miejsce pracy, ale to nie są wszyscy formalnie „niezdolni do pracy”.

Dużo trudniej użyć tego argumentu w stosunku do pozostałych rencistów, w tym w szczególności z orzeczoną całkowitą niezdolnością do pracy. Jedyną różnicą jest czas naruszenia sprawności organizmu, który miał miejsce po 18. roku życia (lub 25 roku, jeśli w tym czasie kontynuowana była nauka). Mówimy tu o spadającej z roku na rok, ale wciąż znaczącej liczbie 537 tysięcy osób, gdzie przeciętna renta to 2720 zł (tab. 14 i 16).

Wszyscy będą chcieli podwyżek, a uwzględnienie tych oczekiwań spowodowałoby skok wydatków z niecałych dziesięciu miliardów przy podwyżce samej renty socjalnej do kilkudziesięciu, jeśli objąć wszystkich rencistów.

Spowodowałoby to również nierównowagę między rencistami i emerytami, których przeciętne emerytury wynoszą niecałe 3500 zł (tab. 15), a w przypadku kobiet są jeszcze niższe.

Przeczytaj także:

Co ze świadczeniem wspierającym?

Można oczywiście użyć kolejnego argumentu o przeciętnie wyższych kosztach życia osoby z niepełnosprawnością, związanych choćby z kosztami rehabilitacji, dodatkowych wydatków na leczenie itp. Tyle że emeryci też je często ponoszą, a od 1 stycznia 2024 istnieje świadczenie wspierające, które dotyczy tylko zwiększonych kosztów życia wynikających z potrzeby wsparcia.

Można krytykować nową skalę wsparcia, na bazie której będzie wypłacane świadczenie czy stopniowy proces jego wchodzenia w życie. Można też krytykować skasowanie przy okazji uprawnień do świadczenia pielęgnacyjnego u części opiekunów.

Nie zmienia to jednak faktu, że w systemie pojawiło się nowe świadczenie pieniężne, które ma – choćby częściowo – rekompensować osobie z niepełnosprawnością wyższe koszty życia.

Kwota tego świadczenia będzie wynosić od 40 proc. renty socjalnej (w przypadku ustalenia poziomu potrzeby wsparcia między 70 a 74 punktów), do 220 proc. renty socjalnej (ustalenie poziomu potrzeby wsparcia na poziomie od 95 do 100 punktów). W zaokrągleniu daje to świadczenie wspierające w przedziale od 635 do 3500 zł miesięcznie. Samo narzędzie ma też charakter bardziej uniwersalny od podwyżki renty, bo dotyczy wszystkich osób z niepełnosprawnościami. Oczywiście na maksymalny próg wsparcia 220 proc. renty socjalnej może liczyć bliżej niesprecyzowana – musimy bowiem poczekać na pierwsze oceny poziomu potrzeb w ramach nowej skali – relatywnie mała grupa osób, w tym mniejszość osób pobierających obecnie rentę socjalną, więc tak znacząca poprawa sytuacji nie dotyczyłaby większości rencistów.

Co jednak stanie się ze świadczeniem wspierającym w przypadku ewentualnego zrównania renty socjalnej z minimalnym wynagrodzeniem? Trudno sobie bowiem wyobrazić podobny skokowy wzrost świadczenia wspierającego do maksymalnie 9330 zł, co w połączeniu z ewentualną rentą nowej wysokości dawałoby ponad 13,5 tys. zł.

Brak społecznej akceptacji i presja na podwyżki

Wracamy zatem do pytania, co takiego specjalnego jest w grupie rencistów socjalnych, że akurat ich świadczenie miałoby być prawie trzykrotnie wyższe od innych minimalnych świadczeń emerytalno-rentowych. Nie jest to sama niezdolność do pracy i bieżące potrzeby wsparcia, bo te są zróżnicowane i tylko zazwyczaj, ale jednak nie zawsze, większe niż u osób z niepełnosprawnością powstałą w późniejszym okresie.

Jedynym dotyczącym całej grupy wyróżnikiem jest czas powstania niepełnosprawności, co – jak orzekł Trybunał Konstytucyjny w 2014 w odniesieniu do świadczenia pielęgnacyjnego – jest niezgodne z Konstytucją.

Znaczną grupę osób uprawnionych do renty socjalnej stanowią osoby z niepełnosprawnością od urodzenia. Wiąże się to wprost z okresem zapotrzebowania na wsparcie. W przypadku większości rencistów socjalnych dotyczy to (prawie) całego życia, od urodzenia do śmierci i generuje dużo wyzwań dla całego gospodarstwa domowego, często wiążąc dożywotnio jednego z rodziców z rolą opiekuna i menadżera/ki niepełnosprawności własnego dziecka. Jest to też powodem, dla którego rodzice dzieci z niepełnosprawnościami są główną siłą lobbującą za zrównaniem rent socjalnych z minimalnym wynagrodzeniem.

Czy niepełnosprawność od urodzenia i wczesnego dzieciństwa oraz trudna sytuacja opiekunów rodzinnych to warunek wystarczający, by objąć całą grupę rencistów socjalnych taką podwyżką? I czy jest wystarczającym wytłumaczeniem dla pozostałych grup świadczeniobiorców, dlaczego ich świadczenia nie urosną w takim stopniu?

Moim zdaniem nie jest i nie zyska akceptacji społecznej oraz stworzy presję na podwyżki, z którą najłatwiej będzie sobie poradzić, obcinając uprawnienia do renty socjalnej. Miało to miejsce w przypadku świadczenia pielęgnacyjnego, które poprzez powiązanie z wynagrodzeniem minimalnym wybijało się ponad pozostałe i zostało ograniczone do rodziców dzieci niepełnoletnich przy okazji wprowadzania świadczenia wspierającego.

Potrzeba systemowej refleksji

Zamiast podwyższania wyłącznie renty socjalnej powinniśmy podejść do podwyżek bardziej kompleksowo i przy okazji poddać debacie publicznej kwestie fundamentalne. Z jednej strony system opieki długoterminowej i to komu, kiedy, jak i kto ma płacić? Z drugiej strony praktyczną realizację prawa do niezależnego życia przez osoby z niepełnosprawnościami. Ta niezależność ma charakter bardziej deklaratywny, a różne elementy systemu wsparcia są mało dostępne, bądź wciąż nie doczekały się rozwiązań ustawowych (asystencja osobista) i nie tworzą spójnej całości. Oczywiste w takim przypadku luki zapełniają zazwyczaj wspomniani wyżej opiekunowie rodzinni. Czy i w jakim stopniu im to rekompensować? Cytując jednego z polskich polityków sprzed kilku lat „odróżniamy tę opiekę rodzinną jako prawdziwy skarb, ale jednak wynikający z naszych obowiązków prawnych i moralnych”, a więc bezpłatną, co przy bardzo dużym obciążeniu opieką nie powinno mieć miejsca.

Dopóki nie uzgodnimy tych fundamentów, idealnie połączonych z lepszą oceną potrzeb w postaci nowego systemu orzecznictwa, trudno będzie zbudować dobry system wsparcia.

Jeszcze trudniej dobrze uzasadnić, dlaczego tylko osoby z rentą socjalną mają mieć świadczenie równe minimalnemu wynagrodzeniu i za co tak naprawdę tą podwyżką płacimy. Być może jedynie za możliwość powiedzenia tej grupie, że teraz musi sobie radzić sama i w tej kadencji już na nic więcej nie może liczyć. Wypadałoby to jednak uczciwie powiedzieć wprost.

;

Udostępnij:

Paweł Kubicki

Prof. SGH, kierownik Katedry Polityki Społecznej w Szkole Głównej Handlowej, współpracownik wielu organizacji pozarządowych działających na rzecz osób z niepełnosprawnościami. Specjalizuje się w badaniach polityki publicznej, w szczególności wobec niepełnosprawności i starości.

Komentarze