0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Katarzyna Kojzarfot. Katarzyna Kojza...

Na zdjęciu: rzeka Wieprzówka płynąca przez las, niedaleko zaczyna się rezerwat Madohora

Latem 2012 roku płynącą przez Andrychów rzekę Wieprzówkę można było przejść piechotą i nie zmoczyć butów. Wyschła, zostały po niej kamienie i kilka kałuż. Trzy lata później, w sierpniu, mieszkańcy wiosek pod Andrychowem zobaczyli dna swoich studni. Wodę dowozili im strażacy, w plastikowych zbiornikach. W Matki Boskiej Zielnej na mszy w pobliskiej Kalwarii Zebrzydowskiej modlono się o deszcz.

W 2020 roku kryzys przyszedł już w kwietniu. Wieprzówka znów zniknęła, w ogrodach uschły pierwsze wiosenne kwiaty.

Bezcenny rezerwat Madohora

Źródła Wieprzówki wypływają ze zboczy Beskidu Małego, w pobliżu rezerwatu Madohora. Jej kruche życie chronią stare drzewa, które zapewniają naturalną retencję – są jak gąbka, zachowują wodę w glebie. Bez nich strumyki spływałyby szybko i bez przeszkód w dół. Jedynym sposobem na ratunek Wieprzówki jest powiększenie rezerwatu i zatrzymanie wycinki drzew.

Walczą o to nie tylko przyrodnicy, ale też mieszkańcy i miejscy urzędnicy. To się nie zdarza – mówią mi aktywiści Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. Najczęściej samorządy są w porozumieniu z nadleśnictwami, rzadko sprzyjają pomysłom przyrodników. Traktują tereny chronione jak kulę u nogi.

Tymczasem burmistrz Andrychowa Tomasz Żak już w 2019 roku wysłał do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Krakowie pismo w tej sprawie. Napisał: „W dobie zmian klimatycznych, coraz mniejszych opadów śniegu i deszczu, dłuższych okresów suszy, niezbędne jest podjęcie działań w celu zwiększenia ochrony źródlisk Wieprzówki. Obszar proponowany do włączenia w granice rezerwatu (...) ma piękne, stuletnie okazy świerka, jodły i buka. Pragniemy zachować ten drzewostan z uwagi na jego wodochronny charakter, jak również na walory turystyczne i edukacyjne”.

Dodał, że „podjęcie działań jest konieczne już teraz”.

Szum źródeł

Stoję na skarpie, a przede mną zbocze i źródlisko Wieprzówki. Po prawej panorama Andrychowa niewyraźna i oddalona. Po lewej – granica rezerwatu Madohora. Serce Beskidu Małego. Ostoja wilka, rysia i niedźwiedzia, dom dla ponad 40 gatunków ptaków, chronionych roślin i 140-letnich drzew.

Przeczytaj także:

Rezerwat, choć chroniony, jest otoczony tak zwanym lasem gospodarczym, który Nadleśnictwo Andrychów chce wycinać, żeby zrobić miejsce dla nowych drzew, a drewno tych starych sprzedać.

– Tam już zaczęły się przygotowania do wycinki – Marcin Drużkowski, mieszkaniec Andrychowa, który oprowadza mnie po Beskidzie Małym, odwraca się plecami do zbocza i zatacza krąg ręką. – W innych częściach, w pobliżu rezerwatu Madohora, Nadleśnictwo chce wycinać drzewa do końca przyszłego roku. Tłumaczą, że zrobią nowe nasadzenia, więc równowaga w lesie zostanie zachowana.

Problem w tym, że jeśli wytną te stare drzewa, zaszkodzą nie tylko lasowi, ale też źródłom Wieprzówki, która może zupełnie wyschnąć

– mówi.

Wsłuchujemy się wspólnie w dźwięk lasu. Dociera do nas nie tylko szelest liści poruszanych wiatrem, ale też spokojny, cichy szum wody. Niewielkie strumyki spływają po stromym zboczu. Kończą swoją krótką wędrówkę, łącząc się w jeden nurt. To właśnie tutaj zaczyna się Wieprzówka.

Cięcia wokół rezerwatu

Zanim wyruszymy na wędrówkę po Beskidzie Małym, spotykamy się z Marcinem na kawie. Jest skrupulatnie do spotkania przygotowany, na ekranie komputera włącza leśne mapy, pokazuje nagrania z terenu i wylicza wydzielenia lasu, w których ma być prowadzona wycinka. Każdy las jest podzielony na konkretne fragmenty, czyli właśnie numerowane wydzielenia. To ułatwia leśnikom prowadzenie prac, a społecznikom – nadzór nad nimi.

– Tutaj widać rezerwat Madohora – Marcin wskazuje na teren o powierzchni niecałych 72 ha, przebiegający przez granicę województw śląskiego i małopolskiego. – Obok mamy wydzielenia 154 i 155. Tutaj na razie cięcia zostały wstrzymane, choć były planowane. Pytanie, kiedy się zaczną? Ale na wydzieleniu 156 już jest droga zrywkowa, czyli ta, którą transportowane jest drewno, a w 157 zaczęła się wycinka.

mapa, na której widać powierzchnię rezerwatu
Rezerwat Madohora i przylegające do niego wydzielenia. Źródło: Bank Danych o Lasach

Wędrówka szlakiem zrywkowym

Marcin nie jest przyrodnikiem, nie jest członkiem żadnej z ekologicznych fundacji. Kiedy wspinamy się pod górę w lesie graniczącym z Madohorą, opowiada o swoim społecznym zaangażowaniu w obronę Turnickiego Parku Narodowego i Karpat. – Tutaj też są Karpaty, choć mało kto o tym miejscu wie. Turyści przyjeżdżają najdalej na wyciąg narciarski Czarny Groń. Ale po sezonie robi się cicho.

Czasami słychać tylko maszyny, które służą do wycinki, transportu drewna albo tworzenia szlaków zrywkowych. Żeby dotrzeć na skarpę, z której widać Andrychów i słychać źródła Wieprzówki, idziemy właśnie takim szlakiem. Wygląda tak, jakby przejechał tędy czołg, tworząc szeroką drogę. Z jednej strony jeszcze nienaruszone zbocze, oznaczone pomarańczowym sprejem drzewa do wycinki i jeden z potoków, spływający z góry. Z drugiej ziemista ściana, która powstała po wytyczeniu szlaku zrywkowego. Wystają z niej uszkodzone przez ciężki sprzęt korzenie drzew.

szlak zrywkowy, widać na nim korzenie drzew i osuwisko
Szlak zrywkowy w Beskidzie Małym, fot. Katarzyna Kojzar

Głos mieszkańców

Jest koniec kwietnia, na zmianę świeci słońce i pada deszcz ze śniegiem, na błotnistej drodze zrywkowej robią się ogromne kałuże, które musimy przeskakiwać. Połyskują w nich kolorowe plamy oleju, który wyciekł z leśniczych pojazdów. Dwa tygodnie później Marcin powie mi, że plamy są coraz większe, a olej zanieczyszcza potok, który płynie obok. Zgłosił sprawę służbom, czeka na ich reakcję.

Idziemy ścieżkami poza szlakiem, oglądamy ślady zwierząt i zaczynające dopiero kwitnąć rośliny.

– Mam do tego miejsca ogromny sentyment. Przez lata przyglądałem się staraniom przyrodników, żeby ten teren ochronić, ale miałem wrażenie, że wciąż brakuje w całej debacie głosu mieszkańców. Postanowiłem tym głosem zostać.

Czas się kurczy, bo Plan Urządzenia Lasu (PUL), czyli dziesięcioletni dokument, w którym zapisane są wszystkie planowane wycinki i nasadzenia, kończy się w 2024 roku. To oznacza, że prace w lasach przy rezerwacie Madohora mogą przyspieszyć.

Marcin mówi: zamiast ciąć, powinniśmy poszerzyć Rezerwat.

RDOŚ działa, ale powoli

Burmistrz w swoim piśmie z 2019 roku zaproponował powiększenie Madohory o 30 hektarów. Zaproponował Nadleśnictwu zamianę: za oddanie lasów przy Madohorze, Lasy Państwowe dostałyby 30 hektarów należącego do Andrychowa terenu.

Lasy Państwowe na taką wymianę zgodzić się nie chcą. Bardziej entuzjastycznie zareagowała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ). Poszła nawet o krok dalej i wyrysowała plan zakładający o 10 hektarów więcej. Rezerwat miałby urosnąć o dwa leśne wydzielenia, przylegające do jego obecnych granic.

Po pierwszym sukcesie sprawa stanęła w miejscu. RDOŚ ogłosił, że na razie pieniędzy na konieczną do poszerzenia rezerwatu inwentaryzację przyrodniczą nie ma. Najwcześniej – zapowiedzieli urzędnicy – zajmiemy się tym w 2023 roku.

W połowie kwietnia pytam RDOŚ, czy pieniądze już przyszły. Rzeczniczka Ada Słodkowska-Łabuzek odpowiada, że Dyrekcja „pozyskała środki z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie”. W sumie, jak się później dowiaduję, 67 tys. zł.

„Projekt jest na wczesnym etapie realizacji, więc na chwilę obecną, nie znając ostatecznych wyników prac terenowych, nie można rzetelnie odpowiedzieć na pytanie dotyczące, jaki obszar ostatecznie będzie zajmował rezerwat przyrody Madohora” – dodaje w mailu rzeczniczka.

40 czy 108 hektarów?

Na kilka dni przed majówką zwolennicy poszerzenia Rezerwatu spotykają się w urzędzie gminy. Jedziemy na to spotkanie z prof. Mariuszem Czopem, hydrogeologiem z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Po drodze prof. Czop mówi, że Madohora powinna być powiększona o znacznie większy teren niż 40 hektarów, żeby skutecznie chronić zlewnię Wieprzówki. Rzeka jest przecież jedynym własnym źródłem zaopatrzenia w wodę blisko 45-tysięcznej gminy. Jego postulat popierają aktywiści i przyrodnicy. Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot wyliczyła, że rezerwat mógłby powiększyć się nawet o 108 hektarów.

Jadąc między zielonymi i mokrymi od deszczu polami, zastanawiamy się, czy ktoś z Lasów Państwowych pojawi się na spotkaniu. Siedzibę leśników i urząd dzieli zaledwie siedmiominutowy spacer przez centrum Andrychowa.

Na miejscu okazuje się, że leśników nie będzie.

Przy stole w dużej sali konferencyjnej siedzą więc: Marcin, który oprowadzał mnie po lesie, lokalny przyrodnik Jan Zieliński, prof. Mariusz Czop, biolog dr Jerzy Parusel, dwoje aktywistów Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, dwóch przedstawicieli RDOŚ, wiceburmistrz Andrychowa Wojciech Polak i Jan Mrzygłód, prezes andrychowskich wodociągów.

– Konieczna jest rewizja PUL, który zakłada rębnię przerębową. Jej tam, ze względu na wodochronny charakter lasu, w ogóle nie powinno być – mówi dr Parusel do wszystkich zebranych. Rębnia przerębowa to taki sposób gospodarki leśnej, w której nie wycina się wszystkich drzew jednocześnie. Zamiast tego regularnie przerzedza się las. Stąd jej inna nazwa: rębnia ciągła. – Rębnia przerębowa to ingerencja w drzewostan, która doprowadzi do tego, że stracimy całe połacie drzew – dodaje.

Madohora i ping-pong z Lasami

Wybucha dyskusja. Augustyn Mikos z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot mówi: – Lasy Państwowe odsyłają nas w tej sprawie do RDOŚ, RDOŚ odsyła nas do Lasów.

Ten ping-pong musi się skończyć.

Przypomina, że w 2021 roku, po pierwszych, pobieżnych oględzinach terenu, RDOŚ wysłał pismo do Lasów Państwowych, informując, że „nie ma przeszkód prawnych do realizacji cięć”.

– Leśnicy powołują się na to pismo, a przecież wiemy, że wycinki mają wpływ na funkcje wodochronne lasu. To jest przeszkoda do realizacji cięć – tłumaczy Mikos.

DCIM100GOPROGOPR8790.JPG
Granica rezerwatu Madohora. fot. Marcin Drużkowski

– Leśnicy rzekomo argumentują, że wycinka nie ma wpływu na stosunki wodne. To bzdura, przecząca światowej nauce – wyjaśnia zgromadzonym prof. Mariusz Czop. – Argument, według którego małe sadzonki utrzymują stabilność zboczy tak samo, jak stare drzewa, również jest nieprawdziwy. Jedynym sposobem ochrony tej unikalnej zlewni jest objęcie jej całej rezerwatem albo przynajmniej ograniczenie tam gospodarki leśnej. Taka możliwość jest zresztą przewidziana w ustawie prawo wodne.

Budowa dróg leśnych, szlaków zrywkowych, ścinanie drzew na stokach – to wszystko ma destrukcyjny wpływ na zlewnię.

Nie rozumiem presji na wycinkę, szczególnie że zlewnia rzeki jest tak ważna nie tylko dla lepszej ochrony Madohory, ale też stanowi bezcenną wartość dla całej społeczności mieszkańców miasta i gminy Andrychów. Powiększenie rezerwatu Madohora łączy problem ochrony przyrody i wody – niezbędnej do życia, która kreuje bogactwo bioróżnorodności.

Wiceburmistrz Polak podsumowuje: – Chodzi nie tylko o interes przyrody, ale również ekonomię.

Woda z Bielska-Białej

O ekonomię dopytuję Jana Mrzygłoda, prezesa Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie.

– Na Wieprzówce i jej dopływie Targaniczance mamy własne ujęcia wody, które w normalnych warunkach zaopatrują 75 proc. obszaru gminy Andrychów. Pozostałe 25 proc. musimy kupić. Część kupujemy od Andrychowskiej Elektrociepłowni, która również ma ujęcie na Targaniczance, a część kupujemy od spółki Aqua Bielsko-Biała – wyjaśnia.

To, jak tłumaczy mi prezes, pozwala na zaspokojenie w stu procentach zapotrzebowania na wodę w gminie.

– Jednak woda kupowana z Bielska-Białej jest droższa od wody pobieranej z ujęć własnych. W ubiegłym roku cena metra sześciennego kupowanej z Bielska wody była ponad dwukrotnie wyższa. To oczywiście przenosi się na rachunki płacone przez andrychowian – dodaje Mrzygłód.

Tylko w ubiegłym, 2022 roku, andrychowskie wodociągi kupiły z Bielska 176 tysięcy metrów sześciennych wody i zapłaciły za to 667 tysięcy złotych.

Aqua z Bielska-Białej największe ujęcia wody ma na rzece Sole, na Wapienicy i Żylicy w Szczyrku. Rocznie dostarcza do kilku śląskich i małopolskich gmin ponad 14 mln metrów sześciennych wody. Woda z bielskiej spółki trafia nie tylko do Andrychowa, ale też do Kęt w Małopolsce, czy Czechowic-Dziedzic na Śląsku. W ten sposób wspomaga gminy, którym własne źródła nie wystarczają.

Spółka Aqua ma stację uzdatniania wody w Kobiernicach, kilkanaście kilometrów od Andrychowa. Stamtąd woda jest pompowana do zbiornika w miejscowości Czaniec, połączonego z andrychowskimi wodociągami starym, ale wyremontowanym niedawno rurociągiem.

– W warunkach suszy tracimy własne ujęcia. Nie możemy też korzystać z wody z Andrychowskiej Elektrociepłowni, która przecież ma swoje ujęcia na tej samej rzece, co my. Wtedy musimy więcej kupować z Bielska-Białej – mówi prezes wodociągów. – Nie ma niebezpieczeństwa, że woda z kranów nagle przestanie płynąć. Ale zaopatrzenie w wodę całej gminy jest ekonomicznie trudne.

W naszym interesie leży ochrona własnych źródeł, czyli niewycinanie lasów wodochronnych w zlewniach obu potoków.

Cisza w Nadleśnictwie

Spacerujemy z Marcinem Drużkowskim po leśnych ścieżkach, które mogłyby wejść w skład rezerwatu. Jest tu górzyście, wybieramy strome podejścia, miejscami tak wąskie, że nie możemy iść obok siebie. - To nie jest łatwy teren do prowadzenia gospodarki leśnej. Nadleśnictwo nie straciłoby wiele, gdyby przeznaczyło ten teren pod rezerwat - mówi Marcin.

Sprawdzam w Planie Urządzenia Lasu: na terenie Nadleśnictwa Andrychów są cztery rezerwaty, w tym Madohora (a dokładnie jej część: 38 ha). W sumie stanowią zaledwie 1,28 proc. powierzchni całego Nadleśnictwa.

Niewiele. Zbyt mało, żeby uzasadnić i zrozumieć upór.

Wysyłam więc do Nadleśnictwa serię pytań. Chcę się dowiedzieć, co sądzą o poszerzeniu rezerwatu, jakie prace prowadzą w jego otoczeniu, jak chcieliby chronić Wieprzówkę i co mogą odpowiedzieć na protesty mieszkańców. Nadleśnictwo odsyła mnie do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach. Ta na moją wiadomość już nie reaguje.

Madohora w dwóch petycjach

Podejmuję kolejną próbę i razem z Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot idę do siedziby andrychowskich leśników.

Ja w głowie powtarzam pytania z maila, a aktywiści niosą dwa pisma, które chcą złożyć na ręce nadleśniczego. Pierwsze to apel o ochronę lasów Beskidu Małego z podpisami 50 organizacji ekologicznych i listą negatywnych skutków, które przyniesie w tym miejscu wycinka starodrzewu. Wśród nich: ograniczenie retencji wód w glebie i głębiej, erozja górskich stoków, szybsze spływanie wody po zboczach prowadzące do podtopień i pogorszenie jakości wody. Drugie pismo podpisali również miejscy urzędnicy i naukowcy, którzy badają ten teren.

“Dostęp do czystej wody to jedno z podstawowych praw każdego człowieka”

- piszą.

Nadleśniczego nie zastajemy. Jest - jak słyszymy w sekretariacie - na spotkaniu w Katowicach. Nasza niespodziewana wizyta wywołuje popłoch i poszukiwanie zastępcy nadleśniczego. Namierzenie go w sporej, niedawno wybudowanej siedzibie Nadleśnictwa okazuje się niemożliwe. Pani z sekretariatu wzrusza ramionami: nigdzie go nie ma.

Ustawowy obowiązek cięcia

Mogę się jednak domyślać, co powiedzieliby leśnicy. Linia obrony od lat się nie zmienia: las jest gospodarczy, więc trzeba prowadzić w nim gospodarkę. Tak zresztą w marcu 2023 napisał Damian Sieber, dyrektor RDLP w Katowicach w odpowiedzi na interpelację małopolskiej posłanki KO Doroty Niedzieli: “Las, o którym się mówi, że jest cenny, to de facto las gospodarczy, sadzony i pielęgnowany rękami leśników”. Dodatkowym argumentem jest “ustawowy obowiązek” realizacji PUL.

A w PUL zapisano przecież cięcia.

Marcin Drużkowski kontruje: Nie ma ustawowego obowiązku wypełnienia tego Planu w 100 procentach. Nadleśnictwo nie musi wycinać dokładnie w tych wydzieleniach, mimo umieszczenia ich w PUL. Nie musi, ale chce i to jest sedno problemu.

Widok na Andrychów między drzewami
Las przy granicy z Madohorą, fot. Katarzyna Kojzar

Podpisz: Chrońmy Beskid Mały

Kiedy wracamy z Marcinem z leśnej wyprawy, na jednym ze słupów ogłoszeniowych mijamy plakat z napisem “Chroń Beskid Mały”. Marcin opowiada, że chciałby zachęcić mieszkańców do zaangażowania się w sprawę. Założył facebookową stronę, zorganizował spotkanie w domu kultury, na które przyszło kilka osób chętnych do pomocy i stworzył petycję w obronie Beskidu Małego.

Pisze w niej:

“Lasy Beskidu Małego są najcenniejszym skarbem naszej górskiej przyrody – jako mieszkańcy beskidzkich miejscowości bardzo dobrze zdajemy sobie z tego sprawę. To te lasy bezpośrednio ochraniają źródła naszej Rzeki Wieprzówki, tworząc naturalny system retencyjny niezbędnej dla wszystkich wody. To one są naszymi płucami, odpowiadając za produkcję tlenu – zbawiennego dla naszych pokrytych smogiem miejscowości. To one tworzą schronienie dla pereł naszej karpackiej fauny. To także po prostu wspaniałe, karpackie lasy, które dają odpoczynek i radość nam samym”.

Słowa Marcina podpisało na razie 1500 osób.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze