Dwie rodziny irackich Kurdów z dwójką małych dzieci, o których pisaliśmy w OKO.press, są bezpieczne. W obecności pełnomocniczki prawnej złożyły wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce
"PILNE: Nieopodal Michałowa dwa małżeństwa irackich Kurdów, każde z małym dzieckiem, proszą o azyl. Ludzie są wyczerpani i zmarznięci" - pisaliśmy 6 października. Dowiedzieliśmy się o nich po tym, gdy aktywistki z Fundacji Ocalenie odebrały telefon od mieszkanki Michałowa (woj. podlaskie) ws. dwóch rodzin z dziećmi, które schroniły się w pobliskim lesie.
Młodszy chłopiec o imieniu Mir właśnie skończył roczek, starsza dziewczynka ma 3 lata. Z ich opowieści wynikało, że już wcześniej byli wypchnięci na granicę przez polską Straż Graniczną i od pięciu dni błąkali się po lasach. Dzieci były przeziębione, głodne, jeden z dorosłych skarżył się na ból nerek.
Aktywiści z Ocalenia najpierw nakarmili Kurdów, ubrali w ciepłe i suche ubrania i wyjaśnili, jak wygląda ich sytuacja. Dorośli zdecydowali się podpisać pełnomocnictwa i ubiegać się o pomoc międzynarodową w Polsce. Dopiero po tym została wezwana Straż, a rodziny zostały odwiezione na placówkę do Michałowa. Stamtąd już następnego dnia przewieziono ich do placówki w Dubiczach Cerkiewnych, gdzie prawdopodobnie do dziś przebywają.
W sobotę 9 października 2021 w obecności pełnomocniczki Kurdów i tłumacza, rodziny oficjalnie złożyły wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce. To oznacza, że przynajmniej na razie są bezpieczne.
Tamtej nocy z 6 na 7 października aktywiści Ocalenia otrzymali kolejną informację. Tym razem lokalizacja wskazywała okolice Sokółki, a dokładnie pobocze Drogi Krajowej nr 19 z Sokółki do Kuźnicy. Po kilku godzinach udało się tam odnaleźć skrajnie wykończonego Kurda o imieniu Hemin. Mężczyzna był wychłodzony i nie mógł jeść. Wszystko co dostał od aktywistów, natychmiast zwracał.
On również postanowił ubiegać się o pomoc międzynarodową w Polsce. Ok. o5:00 nad ranem została wezwana Straż Graniczna z Kuźnicy oraz karetka pogotowia. Lekarz miał zbadać Irakijczyka w placówce, do której aktywiści nie mieli wstępu, bo znajduje się w strefie zamkniętej.
Niestety, od tej pory ślad po Heminie zaginął. Mimo podpisanego pełnomocnictwa i poznaniu personaliów zatrzymującego go chorążego Straży Granicznej z Kuźnicy, ani pełnomocniczce, ani dziennikarzom do poniedziałkowego (11 października) południa nie udało się niczego ustalić. Kilkadziesiąt telefonów oraz interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich nie pomogły.
O godz. 14:00 przyszedł SMS: "Dzień dobry, wobec osoby, o którą Pan pyta, zastosowano procedury z Rozporządzenia i zawrócono go na linię granicy".
Przekładając ten komunikat na język rzeczywistych zdarzeń, Hemin został wypchnięty na granicę, a fakt, że mężczyzna w obecności dziennikarzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej zadeklarował chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce, po prostu zignorowano.
Stan zdrowia Hemina w momencie zatrzymania był bardzo zły. Mężczyzna był skrajnie wyczerpany i chory. Wymagał natychmiastowej opieki lekarza i hospitalizacji. Czy przeżyje kolejny push back?
Na prośbę aktywistów z Fundacji Ocalenie nie publikujemy twarzy osób spotkanych na granicy. Mimo, że osoby te zgadzają się na taką publikację, ze względów bezpieczeństwa postanowiliśmy zanonimizować ich wizerunki
Komentarze