0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na dyplomatycznym froncie we wtorek 15 lutego 2022 roku działo się dużo - jednak nic, co by pozwoliło prognozować, w którą stronę będzie się rozwijał wywołany przez Rosję kryzys wokół Ukrainy.

Najpierw szef polskiego MSZ i rotacyjny przewodniczący Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie Zbigniew Rau spotkał się w Moskwie z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem. Po rozmowie Ławrow stwierdził, że przewodnictwo w OBWE powinno „sprzyjać osiągnięciu kompromisu". To krok do przodu, bo jeszcze niedawno Rosjanie nie chcieli słyszeć o Odnowionym Dialogu OBWE, czyli rozmów z Moskwą o europejskim bezpieczeństwie w szerokim, wychodzącym poza Europę formacie.

Rosyjski dyplomata nie omieszkał jednak skrytykować zachodnich gróźb sankcji wobec Rosji w przypadku agresji tej ostatniej na Ukrainę. "Istnieje wiele problemów w ramach OBWE, które wymagają pilnych rozwiązań. Agresywna retoryka i konfrontacyjne podejście przepełniają naszą wspólną przestrzeń. Dominują nad duchem współpracy, nad kulturą wzajemnego poważania w ramach OBWE, która była właściwa dla tej organizacji po jej stworzeniu, i chcielibyśmy wszyscy to odbudować" - mówił Ławrow.

Spotkanie w Moskwie

"Nie jest tak, jak nasi koledzy na Zachodzie próbują przedstawić, że każdy ma wybór sojuszników. Chodzi o to, że nie można robić tego kosztem innych. Jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa w regionie euroatlantyckim, to omówiliśmy wznowienie dialogu w ramach OBWE na ten temat. Najważniejszym jest nasz dialog z USA i NATO, w ramach którego omawiamy długoterminowe gwarancje bezpieczeństwa" - tłumaczył szef rosyjskiej dyplomacji. Kurs Ukrainy na Zachód, jej dążenie do członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim oraz otwartość NATO wobec tych aspiracji to główna kość niezgody pomiędzy Moskwą, Kijowem i państwami NATO.

Kolejnym znakiem „odwilży" była decyzja rosyjskiego ministerstwa obrony narodowej o wycofaniu części wojsk z południowego i zachodniego okręgu wojskowego w związku z zakończeniem wspólnych rosyjsko-białoruskich ćwiczeń „Sojusznicza stanowczość 2022".

Przeczytaj także:

Przypomnijmy, że amerykańska administracja ogłosiła, iż do inwazji Rosji na Ukrainę może dojść w najbliższych dniach. Portal Politico powołując się na trzy niezależne źródła we władzach USA, Wielkiej Brytanii i Ukrainy, pisał o 16 lutego. Sekretarz stanu USA Antony Blinken mówił: „Nadal obserwujemy bardzo niepokojące oznaki eskalacji, w tym nowe rosyjskie siły na granicy z Ukrainą. Inwazja może rozpocząć się w każdej chwili".

Niepokojący apel

Rosja zaprzecza, że planuje inwazję na Ukrainę. Jednak po wtorkowym spotkaniu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem prezydent Rosji Władimir Putin stwierdził, że w Donbasie - spornym regionie kontrolowanym w większości przez siły sprzyjające Rosji - ukraińskie wojsko dopuszcza się ludobójstwa. To słowa, które mogą służyć jako usprawiedliwienie do działań w ofensywnych w tym regionie i kolejny w ostatnich dniach sygnał, że osią konfliktu w najbliższych dniach mogą być właśnie samozwańcze państewka na wschodzie Ukrainy: Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa.

Rosyjska Duma wezwała we wtorek 15 lutego Putina, aby uznał obie republiki - oczywiście za wiedzą i na polecenie Kremla. "To niepokojące działanie. Prowokacja, która narusza prawo międzynarodowe i przekreśla mińskie porozumienie pokojowe [protokoły zawieszające działania wojenne w regionie - red.]. Rosja zobowiązała się go przestrzegać. Jeżeli obierze taką drogę, oznacza to, że udaje, że zachowuje się w sposób pokojowy. Uznanie niepodległości dwóch wschodnich regionów Ukrainy samo w sobie będzie agresją wymierzoną w Ukrainę" - mówi OKO.press Pszczel, były przedstawiciel NATO w Moskwie.

W kontrze do apelu rosyjskiej Dumy parlament Ukrainy wystosował swój. Wezwał Organizację Narodów Zjednoczonych, Komisję Europejską, Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, Zgromadzenie Parlamentarne OBWE oraz Zgromadzenie Parlamentarne NATO, a także rządy i parlamenty innych krajów do nieuznawania niepodległości separatystycznych republik, które zostały powołane do życia na okupowanych terenach obwodów donieckiego i ługańskiego. W rezolucji zaznaczono, że Rada Najwyższa Ukrainy potępia wszelkie próby, które podejmuje Rosja w celu zalegalizowania tych bytów. Dokument został przyjęty większością 331 głosów na 369 biorących udział w głosowaniu.

Robert Pszczel w rozmowie z OKO.press analizuje, co oznacza spotkanie Ławrowa z Rauem oraz czy deklaracje Rosji o wycofaniu wojsk możemy traktować jako zapowiedź deeskalacji konfliktu.

Zapowiedź wycofania wojsk to nie deeskalacja

"Spotkanie ministra Ławrowa z ministrem Rauem było ważne, bo pokazało, że Polska i OBWE to jedna z platform, która może być wykorzystana w sytuacjach kryzysowych do rozmów z Rosją. Nie zapominajmy też, że OBWE to najszersza formuła, w której spotykają się nie tylko państwa NATO czy UE, ale również kraje Azji Środkowej, Stany Zjednoczone, Kanada, itp. i jest to forum, na którym uzgadniane są najważniejsze środki budowy zaufania bezpieczeństwa" - mówi Robert Pszczel.

Minister Rau podziękował Ławrowowi za zaproszenie do Moskwy. „Temu spotkaniu towarzyszy napięta sytuacja międzynarodowa, dlatego jest szczególnie ważne. Mamy przed sobą rozmowy o wielu sprawach z agendy OBWE. Polska w roli przewodniczącego organizacji zaproponowała wznowienie dialogu na temat bezpieczeństwa europejskiego" - mówił Rau.

"Problem polega jednak na tym, że Rosja przez wiele lat twierdziła, że OBWE jest ważną strukturą, ale w rzeczywistości nie przestrzegała jej uzgodnień.

Chodzi chociażby o Dokument wiedeński, który zobowiązuje do zgłaszania ćwiczeń wojskowych wymagających obserwatorów. Rosja nigdy swoich ćwiczeń nie zgłosiła".

Według Pszczela Ławrow wysłał sygnały, że Rosja jest gotowa do dalszych rozmów. Jednak deklaracje ze strony rosyjskiej to jedno, a rzeczywistość, to drugie. "Zapowiedź wycofania wojsk, same ich ruchy, to nie jest powód, żeby mówić o deeskalacji" - mówi Pszczel. "Deklaracja wycofania wojsk może świadczyć o tym, że Rosja przemyślała sytuację i wykona krok to tyłu. Nie ma bowiem nic gorszego dzisiaj w Europie, niż groźba wojny przez sztucznie wywołany przez Rosję kryzys. Ale to tylko słowa, które trzeba zweryfikować".

Sprzeczne sygnały Rosji

"Najważniejsze jest to, żeby doszło do faktycznej deeskalacji, a Rosja odstawiła pistolet, który przystawiła do skroni Ukrainy. Zarówno NATO jak i niezależni eksperci muszą potwierdzić, że Rosja faktycznie zawraca jednostki do miejsc stałego bazowania. Musimy też wiedzieć, gdzie udadzą się wojska.

Pamiętajmy, że teraz wzdłuż granicy z Ukrainą rozstawione są dwie trzecie bojowych sił rosyjskich, w tym cała masa sił ściągniętych z okolic Syberii"

- mówi Pszczel.

Ekspert zaznacza, że Rosja wysyła sprzeczne informacje. Jeszcze tydzień temu ambasador Rosji przy OBWE Aleksander Łukaszewicz poinformował, że Rosja nie popiera polskiej inicjatywy ws. odnowionego dialogu dotyczącego bezpieczeństwa w Europie.

"Moskwa chce teraz odtrąbić sukces, że to Zachód poniósł porażkę, bo Rosja deklaruje, że wycofa wojska. Podczas konferencji prasowej minister Ławrow mówił o terroryzmie informacyjnym, podkreślał, że na Zachodzie panuje histeria. To hipokryzja, bo jeżeli kogokolwiek można oskarżyć o dezinformację, to właśnie Rosję. To tam, w propagandowej telewizji pokazywane są mapy z symulacjami potencjalnego ataku na kraje Zachodu. Sam Ławrow stwierdził w zeszłym tygodniu, że Wielka Brytania wysłała kilka tysięcy żołnierzy na Ukrainę. To oczywiście piramidalne bzdury i absurdalny prowokacyjny język" - mówi Pszczel.

;

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze