Badania pokazują, że tym, co najmocniej wpływa na postawy osób, którym nie po drodze z prawami osób LGBT, jest progresywna legislacja. Tak było w Stanach Zjednoczonych, gdzie zaledwie dwa lata po wprowadzeniu równości małżeńskiej słupki poparcia dla tęczowych małżeństw przebiły próg 60 proc., a liczba niechętnych zmalała o 1/3.
Z najnowszych badań Gallupa, który sprawdza stosunek Amerykanów do społeczności LGBT od 1996 roku, wynika, że dziś prawie trzech na czterech badanych jest za równością małżeńską. Za ten rekordowy wynik odpowiadają przede wszystkim grupy, które do tej pory były najbardziej oporne: osoby po 65 roku życia, protestanci i wyborcy Republikanów. Jedynymi hamulcowymi, grupą, w której wciąż można znaleźć więcej przeciwników niż zwolenników, są osoby, które deklarują, że co tydzień chodzą do Kościoła (40 proc. za, do 50 proc. przeciwko).
Ameryka oswoiła się z osobami LGBT, ale oswaja się też Polska. Mimo że równość małżeńska i związki partnerskie to wciąż political fiction, społeczna akceptacja dla postulatu równouprawnienia stale rośnie i utrzymuje się na poziomie, który popchnął wielu konserwatywnych polityków na całym świecie do dostosowania prawa do zmieniającej się rzeczywistości.
Rekordowe poparcie dla związków partnerskich, małżeństwa w górę
W najnowszym sondażu Ipsos dla OKO.press po razy kolejny sprawdziliśmy, co by się stało, gdyby Polacy zagłosowali nad postulatami równości małżeńskiej i związków partnerskich w krajowym referendum. Nasze pytanie odnosiło się więc do kształtu normy prawnej, a nie stosunku do osób LGBT. I brzmiało: „Obecnie para kobiet lub para mężczyzn, która żyje ze sobą w związku jednopłciowym, nie ma prawa w Polsce do zawarcia ani związku partnerskiego, ani małżeństwa. Jaki jest Pana/Pani pogląd? Czy parom jednopłciowym należałoby…
- dać prawo zawierania związków partnerskich,
- dać prawo do zawierania małżeństw,
- niczego nie zmieniać w prawie,
- nie wiem, trudno powiedzieć.
Wyniki mówią same za siebie. 64 proc. Polaków opowiada się co najmniej za wprowadzeniem w naszym kraju związków partnerskich dla osób tej samej płci (w tym 28 proc. opowiada się równością małżeńską). 33 proc. badanych uważa zaś, że prawo nie powinno się zmieniać, a więc osoby nieheteronormatywne nie powinny mieć prawa ani do związków małżeńskich, ani do małżeństw.
To o 8 pkt. proc. lepszy wynik niż ten uzyskany w październiku 2021, a także najwyższe poparcie dla postulatu związków partnerskich uzyskane w sondaż Ipsos dla OKO.press. Warto zwrócić też uwagę, że mając do wyboru dwie drogi zmiany legislacji, badani coraz chętniej wskazują na postulat równości małżeńskiej — wzrost z 21 do 28 pkt. proc. w ciągu 9 miesięcy.
To oczywiście nie najwyższy wynik dla równości małżeńskiej uzyskany w sondażach. W naszym pytaniu badani musieli wybrać pomiędzy związkami partnerskimi i równością małżeńską. Część z nich kalkulowała, co jest możliwe i wybierała plan minimum. Mimo wszystko widać, że różnica pomiędzy postulatami – małżeństwa wciąż budzą więcej emocji – powoli się zasypuje.
W 2019 roku w badaniach Eurobarometru aż 45 proc. Polek i Polaków zgodziło się, że małżeństwa jednopłciowe powinny być dozwolone w całej Europie. Najwyższy wynik, który uzyskaliśmy w sondażu Ipsos, pytając oddzielnie o różne prawa dla par jednopłciowych, wynosił 41 proc. Za to gdy Stowarzyszenie „Miłość nie wyklucza” w 2021 roku zapytało, czy osoby tej samej płci powinny móc wziąć ślub, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom, „za” było 56 proc. badanych.
Prawico, tej siły już nie zatrzymacie
Już w październiku 2021 pisaliśmy, że „ideologia LGBT” wygrywa i nawet największy hejt nie jest w stanie zawrócić Wisły kijem. Mimo ohydnej kampanii, w której osoby LGBT były nazywane nowymi bolszewikami, pedofilami zagrażającymi dzieciom, a także obcymi agentami depczącymi najświętsze wartości, polskie społeczeństwo obrało kurs normalizacji i akceptacji. Szczególnie patrząc na rozkład odpowiedzi w różnych grupach wiekowych, można śmiało powiedzieć, że tej zmiany społecznej po prostu nie da się zatrzymać.
Wśród najmłodszych Polek i Polaków poparcie dla co najmniej postulatu związków partnerskich wynosi 82 proc., z czego aż 46 proc. z nich wskazało równość małżeńską. Do 50 r.ż. zmiany prawa oczekiwałoby trzy czwarte badanych. Za to w grupie 50+ odpowiedzi rozkładają się niemal po równo: 48 proc. za związkami lub małżeństwami, 46 proc. za utrzymaniem status quo. To zasługa dużego wzrostu poparcia wśród pięćdziesięciolatków.
Tylko wśród osób po 60-tce liczba przeciwników związków i małżeństw jest wyższa niż zwolenników zmian. A i tak 41 proc. nie widzi nic zdrożnego w uchwaleniu prawa, które pozwoliłoby osobom LGBT uporządkować życie rodzinne.
Także wykres poparcia partyjnego pokazuje, że w homofobiczną panikę wpadli tylko wyborcy PiS, wśród których dominuje najstarsza generacja. Politycy prawicy, a także polscy biskupi, dla których wrogość wobec osób LGBT jest elementem tożsamościowym, tylko w tej grupie są w stanie obudzić uprzedzeń, które ci wynieśli z katolickiego, konserwatywnego wychowania.
Reszta polskiego społeczeństwa jest odporna na hejt, a tym, co najmocniej ją chroni, jest bliskości doświadczeń. Dla większości Polek i Polaków osoby LGBT nie są już trudnym tematem w debacie publicznej, czy obcą ideologią, tylko żywymi ludźmi, z krwi i kości — dziećmi, rodzeństwem, przyjaciółmi, współpracownikami, sąsiadami, uczniami, celebrytami, czy dziennikarzami.
Nikogo oczywiście nie zdziwi, że najbardziej progresywny jest elektorat Lewicy, który jako jedyny w większym stopniu popiera równość małżeńską niż związki partnerskie (za oba rozwiązania łącznie 93 proc.).
Coraz mniej zaskakuje też postępowość wyborców KO, dla których tożsamościowym trzonem jest europejskość — także w wymiarze równouprawnienia mniejszości (90 proc. co najmniej za związkami, w tym aż 43 proc. za małżeństwami).
Ale już fakt, że nawet 54 proc. wyborców Konfederacji popiera co najmniej związki partnerskie, pokazuje, że równe (lub chociaż równiejsze) prawa dla osób LGBT wychodzą poza podział prawicowe-liberalne-lewicowe.
Zdesperowani politycy, którzy chcieliby znów wzniecić wojnę kulturową wokół społeczności LGBT, nie mogą też liczyć na podział miasto-wieś. Oczywiście, największe ośrodki miejskie, gdzie statycznie mieszka najwięcej osób LGBT, są najbardziej progresywne (81 proc.). Ale na polskiej wsi lepszego prawa dla par jednopłciowych chce dziś 50 proc. badanych.
Cameron, Merkel… Tusk? Ewolucja europejskich konserwatystów
Nasz sondaż to kolejny dowód na to, że w ostatnich latach wokół praw osób LGBT zbudował się silny, społeczny konsensus. Jedyne, czego nam brakuje to ewolucji konserwatywnych i liberalnych polityków, którzy popchnęliby ustawodawstwo do przodu. Co prawda, 7 kwietnia przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk potwierdził deklarację partii, że po wygranych wyborach wprowadzi związki partnerskie, ale to wciąż dalekie od transformacji, które obserwowaliśmy za granicami.
W Polsce wciąż politycy jak ognia unikają akronimu LGBT, a także słów gej, lesbijka, czy osoba homoseksualna. Wszystko z obawy przed zarzutami skrajnej prawicy, że wspierają coś „obcego”, a więc zagrażają państwu. Konserwatyści w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, by wprowadzić równość małżeńską, sięgnęli głębiej, absolutnie zmieniając doktrynę i redefiniując to, co obce.
W 2011 roku, trzy lata przed wprowadzeniem równości małżeńskiej, premier Wielkiej Brytanii David Cameron mówił nie tyle o równych prawach, ile o zobowiązaniu i stabilności życia rodzinnego.
„Konserwatyści wierzą w więzy, które nas łączą; wierzą, że społeczeństwo jest silniejsze, kiedy składamy sobie nawzajem przyrzeczenia i się wspieramy” — tłumaczył.
Angelę Merkel, do porzucenia dyscypliny w głosowaniach nad równością małżeńską, skłonił koniunkturalizm polityczny i dynamika kampanii wyborczej. Mimo to publicznie przyznała, że zmieniła swoje zdanie ws. adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, co otworzyło jej drogę do rewizji całego postulatu równości małżeńskiej. Merkel opowiadała, że podczas kampanii spotkała dwie lesbijki, które wspólnie opiekują się ósemką dzieci. „Skoro opieka społeczna ufa lesbijkom z ósemką przybranych dzieci, więc państwo nie może dłużej używać argumentu dobra dzieci przeciwko adopcji” — mówiła.
Mamy więc argument propaństwowy, mamy też argument stałych więzów rodzinnych. Mamy też w końcu konserwatyzm, który jest zdolny do zmiany.
Ale to nie wszystko, z czego można czerpać. Świetnym przykładem konserwatywnej narracji o równości małżeńskiej jest film „Art. 18”, który stanowi rzetelną dokumentację działań na rzecz równości małżeńskiej w Polsce.
Opowiada historię negocjacji z konserwatyzmem Platformy Obywatelskiej i jej przekonaniem, że partia nie może pozwolić sobie na więcej, niż pozwoli jej społeczeństwo; że do zmian społecznych powinna przekonywać się jako ostatnia. Tytułowy art. 18, to historia niespełnionych obietnic i opowieść o prawie, które, choć nie zostało ustanowione po to, by ograniczać – okazało się narzędziem dla tych, którzy chcą jednoczyć swój elektorat przez wskazywanie wroga.
Ale pokazując historie ludzi, którzy w tym absurdzie próbują nawigować, film jednocześnie wskazuje konserwatywnym politykom drogę do włączenia osób LGBT do programów politycznych. To nie jest opowieść o prawach człowieka, standardach europejskich, czy nawet słupkach poparcia.
To raczej język społecznego pragmatyzmu, w którym opieką obejmujemy wszystkich tych, którzy chcą zakładać rodziny, płacić podatki, dbać o symboliczny i materialny dobrobyt państwa i pomnażać jego zyski.
Takiej wyobraźni polskim politykom wciąż jednak brakuje.
Oczywiście, że trend jest oczywisty nawet postkomuniści z mentalnością Rosjan widzą oczywistości, ale niestety Polska nadal jest krajem łamiącym prawa człowieka. Niezależnie – na szczęście coraz więcej ludzi myśli tak jak społeczeństwo obywatelskie – że najważniejsza jest rodzina i każda rodzina powinna być chroniona. Istotą państwa są rodziny i zapewnienie im bezpieczeństwa (52 000 dzieci w Polsce wychowywanych jest przez osoby homoseksualne, biseksualne i pary jednopłciowe, i Polska nie zgadzając się na zawarcie małżeństwa Ich rodziców, łamie również prawa tych dzieci i oczywiście samych rodziców). Istotą demokracji nie jest, jak myślą postkomuniści, dyktatura większości, ale społeczeństwo równości. Odniosę się do jeszcze jednej kwestii – z moim partnerem mieszkam na nowopowstałym osiedlu w Warszawie (choć Zielona Białołęka, na szczęście, jeszcze spełnia moje kryteria wsi pod Warszawą). Naprzeciwko nas wprowadziło się małżeństwo 60+, wyborcy PiS-u. Kumplujemy się od lat, ostatnio spędziliśmy wspólny weekend na Ich działce, wprawdzie nigdy na ten temat nie dyskutowaliśmy, ale nigdy nie usłyszeliśmy z partnerem złego słowa na temat naszego związku, a sąsiad stwierdził, że jeszcze się doczekamy zawarcia związku, może i Oni tego doczekają. Z kontekstu zrozumiałem, że tego by chcieli, mimo że oboje są wyborcami PiS 60+…
Otóż to – łatwiej się akceptuje kogoś, kogo zna się osobiście. Ja, stuprocentowy heteryk, dawno dojrzałem do tolerancji wobec osób LGBT (bo np. na lekcjach przedmiotu "Higiena" w klasie maturalnej, rok szkolny 1977/78, jeszcze uczono o homoseksualizmie jako o dewiacji seksualnej), ale co do wychowania dzieci przez pary jednopłciowe miałem mieszane uczucia. Ale nastał taki moment, kiedy moja własna chrześniaczka, córka kolegi z liceum, ujawniła się jako lesbijka. Potem wyemigrowała do Irlandii i znalazła tam partnerkę, z którą najpierw zarejestrowała związek, a później, gdy irlandzkie prawo ostatecznie zreformowano, wzięły oficjalny ślub i doczekały się dziecka – skorzystały z usług banku nasienia, a biologiczną matką została partnerka mojej chrześniaczki. Na koniec przyjechały odwiedzić Polskę i tak poznałem całą rodzinkę… i wyleczyłem się z wątpliwości co do wychowania dziecka przez dwie mamy lub dwu ojców. Tak to działa, a Tobie życzę pomyślności – także w zalegalizowaniu związku.
Dziękuję i gratuluję 🙂
"52 000 dzieci w Polsce wychowywanych jest przez osoby homoseksualne, biseksualne i pary jednopłciowe"
Skąd ta informacja? Portal Demagog uznał ją za nieweryfikowalną "z racji braku oficjalnych danych dotyczących zarówno osób LGBT, jak i ich życia rodzinnego w Polsce. Wszelkie dostępne raporty i badania opierają się na obliczeniach szacunkowych."
https://demagog.org.pl/wypowiedzi/ile-dzieci-w-polsce-jest-wychowywanych-przez-pary-jednoplciowe/
Skąd te dane? Ze źródła, które sam demagog wskazał – z raportu Marty Abramowicz "Tęczowe rodziny". Oczywiście, że są to liczby szacunkowe i to na rok 2012. Czy dane szacunkowe są w czymkolwiek gorsze? Według mnie ta liczba dziś jest znacznie wyższa, bo staranie się o dziecko jest dużo łatwiejsze dziś niż było 10 lat temu. Natomiast nawet jeśli przyjąć, że dzieci wychowywanych w takich rodzinach jest min. 40 000, to co to zmienia? Tzn., że można takie rodziny prześladować jak się prześladuje w Polsce? Od jakiej liczby dzieci osób homo-, biseksualnych, par jednopłciowych uznaje Pan, że nie można się na dzieciach mścić? Typowe myślenie postkomunistyczne (czy liczby tu coś zmieniają jeśli chodzi o prawa dziecka i prawa człowieka?)… Demagog nie zaprzecza istnieniu takich rodzin i nie stwierdza, że zdanie jest nieprawdziwe, a dodatkowo wskazał jeszcze jedno badanie, które potwierdza, że tęczowe rodziny wychowujące w Polsce dzieci istnieją. Jest to raport PAN "Rodziny z wyboru". Wynika z tego raportu, że 9% osób homo- i biseksualnych w Polsce ma dziecko. Istnieją pary wychowujące 4. dzieci… Tak. Zdecydowanie raport Marty Abramowicz niedoszacowuje liczby dzieci wychowywanych przez osoby homoseksualne, biseksualne pary jednopłciowe. Jeśli dorosłych Polaków jest 22 mln., z tego osób homo-, biseksualnych jest ok. 3%, to jest to 684 tys. osób homo-, biseksualnych, jeśli 9% takich osób ma dzieci to liczba przekracza 60 000… I to zakładając najniższe wskaźniki, czyli: osób nieheteronormatywnych jest 3%, a szacuje się, że może ich być 3-7%, że mają tylko jedno dziecko, a nie np. czwórkę, choć takie przypadki były. Dziękuję, że dał mi Pan dodatkowy argument i dodatkowe badanie, z jednego wynika, że dzieci w takich rodzinach jest 52 000, z drugiego że minimum 60 000. A Pan zaprzecza istnieniu takich rodzin? Demagog wskazując dwa raporty, stwierdził, że nie można powiedzieć w 100%, ale oba raporty wskazują podobne liczby i to przy bardzo ostrożnych założeniach.
Właśnie o to mi chodziło, żeby przytoczyć różne źródła.
A komunizm wpłynął na postawy wszystkich Polaków, chociaż w różny sposób. Nie ma więc sensu dzielić Polaków na komunistów, postkomunistów i całą resztę stosując kryterium wieku. Ci, którzy poznali rzeczywistość PRL, mogą być mniej przesiąknięci komunizmem, niż ci młodsi.
Oczywiście. Tylko niestety homofobia w naszej części Europy ma ewidentnie źródła w postkomunizmie (i wynika z tego, że za komuny po prostu nie było dyskusji, które miały miejsce na Zachodzie). Wystarczy posłuchać co mówi na temat osób LGBT Putin, Orban, Ziobro, Jaki, Duda.
A jak ktoś lubi PRL-owskie komedie, to na pewno pamięta cytat dotyczący LGBT z serialu "Alternatywy 4" (emisja w 1986):
https://www.youtube.com/watch?v=b2gLQ8rBV4c
Nadzieja w młodych. Aczkolwiek kiedy dorastają zmieniają zdanie i to jest problem.
Szczerze powiedziawszy nie spotkałem się z taką tendencją. Tzn. w swoim życiu nie spotkałem się z kimś (niezależnie od wieku), kto był otwarty i nieograniczony przez uprzedzenia, a po upływie jakiegoś czasu, zmienił zdanie. Spotkałem się z ludźmi, którzy przeżyli coś odwrotnego, będąc homofobami, zmienili to. Myślę, że to nie jest tak, że w wieku 20. lat jesteś otwarty i z biegiem czasu się zmieniasz, a gdy dożywasz 60. stajesz się zamknięty i całkowicie wywracasz swój światopogląd. Wygląda to tak raczej dlatego, że ludzie w wieku 60. urodzili się w okresie komuny, w wieku 40. lat urodzili się w okresie komuny, w wieku 30. lat urodzili się w postkomunie i niestety komunizm (czy postkomunizm) wywarł na nich olbrzymie piętno. Widać to w krajach postkomuny (wyjątek Estończycy) na tle Europy Zachodniej.
jestem gejem i obserwuje ludzkie nastawienie do mojej osoby, bo niestety nie jestem jak hetero, który może z każdym sobie porozmawiać tylko najpierw muszę gruntownie zbadać z kim mam do czynienia. Przynajmniej jeśli chodzi o temat mojej orientacji, związku, mieszkania i wielu kwestii z tym związanych. I przez całe życie również nie spotkałem osoby, która byłaby tolerancyjna, a potem zmieniłaby się w homofoba. to działa tylko w odwrotną stronę. na szczęście
Dodam jeszcze jedną refleksję. Autor dziwi się, że wyborcy Konfederacji w większości popierają związki par jednopłciowych. Kiedyś miałem okazję dyskutować z wyborcą Konfederacji. Powiedziałem Mu, że w Polsce, na szczęście, nie mogę być konserwatystą, bo niestety polski konserwatyzm mi, jako gejowi, nie ma nic do zaoferowania, jedynie "szafę" i wrogość. Na co ów konfederata odpowiedział, że dla Niego (jako konserwatysty) jedną z najważniejszych kwestii jest rodzina i możliwość jej założenia, dlatego popiera związki par jednopłciowych. Zauważa ponadto, że takie włączenie par jednopłciowych w społeczeństwo i stworzenie silnych więzi rodzinnych wzmocniłoby jedynie ojczyznę, bo inaczej jest, gdy masz 30 lat i jesteś samotny, a inaczej jest gdy masz rodzinę i w ojczyźnie rodzinę, masz większą motywację, żeby o ojczyznę dbać, albo jeśli to za duże uproszczenie, to z powodów posiadanej rodziny starasz się dbać o jej przyszłość, a to z automatu kieruje się na wzrost siły Twojego kraju. Wykluczanie powoduje niestety osłabianie kraju i potencjału jego obywateli. I tu się zgodziliśmy. Mój oponent z tamtej dyskusji stwierdził, że żałuje, że polski konserwatyzm nie ma mi nic do zaoferowania, bo przez to i Konfederacja jest słabsza (wykluczając ludzi), a i ja, jak stwierdziłem, z automatu staję się lewakiem. Akurat tego nie żałuję i mam nadzieję, że nawet gdyby Konfederacja zaoferowała mi możliwość małżeństwa, nie uległbym prawicy 😉 Uważam, że konserwatyzm dziś skupia się na rodzinie (nieważne jakiej), to co reprezentuje polska prawica nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem, to jest raczej putinizm.
Sondaż zlecony przez OKO.Press ma jedną zasadniczą wadę – nie porusza ważnego problemu, który jest częścią debaty o prawach osób o orientacji homoseksualnej. A mianowicie prawa do adopcji dzieci.
*
Błędem jest zakładanie, że ten kto optuje za prawem do zawierania małżeństw przez partnerów tej samej płci jest jednocześnie za prawem do wychowywania i adoptowania przez nich dzieci.
*
Z powyższego powodu jestem bardzo sceptycznie nastawiony do wiarygodności przeprowadzonego sondażu i nie wykorzystywałbym go do udowadniania tez opisanych w artykule.
Tylko dlaczego sondaże IPSOS tak się różnią w wynikach od sondażów CBOS…?
Ja wiem czy się różnią? Warto zwrócić uwagę na to, jakie pytania się zadaje. Tutaj pytaniom chyba niczego zarzucić nie można. Gdy w październiku 2021 roku CBOS zapytało o prawo do małżeństw dla par jednopłciowych (nie dając alternatywy w możliwości zawarcia związku partnerskiego), 34% ankietowanych opowiedziało się za małżeństwem, czyli nawet więcej niż w sondażu IPSOS, ale chyba nawet Pan zauważy, że brak pytania o możliwość zawarcia związku partnerskiego robi różnicę i zdradza intencje pytającego, prawda? Zresztą CBOS również stwierdza, że społeczeństwo się liberalizuje, więc tendencja jest oczywista i nawet przez CBOS zauważalna, a pytanie się tylko o małżeństwo, nie zadając pytania o związek partnerski, było założone na z góry ustalony wynik (to chyba też oczywiste)… Gdyby CBOS zapytało o możliwość zawarcia związku partnerskiego, myślę że wyniki byłyby bardzo podobne, tylko niestety CBOS, nie lubi zadawać pytania o związek partnerski (pytanie dlaczego)… 😉
Pary jednopłciowe wychowujące dziecko istnieją jak najbardziej. Powtarzam za Martą Abramowicz, która bardzo wiele wie na ten temat, że jest ich 50.000. Jak dodać rodziców, rodzeństwa, dziadków, itp, wychodzi nam populacja Lublina. Katoprawica głosi straszliwe zagrożenie z istnienia chociaż jednego dziecka w rodzinie LGBT, jednocześnie nie przyjmując do wiadomości istnienia Lublina. Druga, tęczowa strona, też nie porusza tego tematu, bo dzieciaki mogą mieć kłopoty. I tak, wszyscy razem ignorujemy rzeczywistość.
I kolejna sprawa: Ordo Iuris i s-ka walczą z przyznawaniem polskiego obywatelstwa dzieciom par jednopłciowych. Najczęściej chodzi o dzieci legalnych związków zawartych zagranicą. Polskie prawo obywatelstwa jest prawem krwi: dziecko polskich obywateli jest obywatelem polskim. Czyli, Ziobro&Co łamią polskie prawo. Nie dość tego: niszczą polskie rodziny. Wobec braku dokumentu tożsamości dziecko nie może wjechać do Polski (póki nie zostaną załatwione formalności w kraju osiedlenia). Nie ma prawa do normalnej europejskiej opieki medycznej. Znam historię babci, która źle chodzi, nie bardzo może polecieć samolotem i dotrzeć na miejsce i zobaczyć wnuczkę. Czyli: Ordo Iuris/Ziobro szkodzą najbardziej dziecku, trochę mniej dziadkom, a najmniej parze jednopłciowej, która może sobie wjeżdżać do Polski ile chce. Paranoja? Oczywiście! Ale w całej kampanii anty-LGBT bzdura goni głupotę.
Stek bzdur. Szkoda czasu na prostowanie każdej kolejnej. Ogólnie, sposób (bez)myślenia zwolenników adopcji dzieci na rzecz homoseksualistów…
Jeśli komuś przychodzi do głowy parzyć się z osobnikiem tej samej płci to raczej z definicji dzieci mieć nie chce i nie powinien…