Zimowe zabawy na świeżym powietrzu od dawna obwinia się za przeziębienia i grypę. Nasi rodzice powtarzali nam ”ubierz się, bo się przeziębisz” i ich rodzice prawdopodobnie mówili im to samo. Jednak czy czapka naprawdę ma kluczowe znaczenie dla zabezpieczenia nas przed infekcją wirusową?
Wirusy grypy i przeziębienia unoszą się w powietrzu w postaci kropelek wody, gdy ktoś kicha lub kaszle. Po 2020 roku wszyscy wiemy, że należy trzymać się sześć stóp od osoby chorej na grypę albo inną chorobę zakaźną przenoszoną drogą kropelkową. Wirus może żyć na dłoniach i powierzchniach, których dotykamy, a zakażać, gdy dotkniemy błony śluzowej na przykład oczu, ust lub nosa. Nie wiadomo więc, co w tym przypadku miałaby dać czapka – przecież grypą nie można się zarazić przez czubek głowy.
Badania wykazały, że gdy jesteśmy wyziębieni, możemy odczuwać więcej objawów przeziębienia – rzeczywistych lub wyimaginowanych, ale sama temperatura nie czyni nas bardziej podatnymi na wirusy. Wiadomo o tym co najmniej od 1968 roku, kiedy badanie opublikowane w The New England Journal of Medicine wykazało, co się dzieje, gdy wystawia się zmarzniętych ludzi na działanie rinowirusa (jednej z przyczyn przeziębienia). Okazało się, że niezależnie od tego, czy badani drżeli w zimnym pomieszczeniu, czy w lodowatej kąpieli, to nie byli narażeni na zachorowanie w wyniku wdychania drobnoustrojów w większym stopniu niż w bardziej komfortowych temperaturach. Zimne powietrze nie ma również wpływu na czas powrotu do zdrowia po przeziębieniu.
Tak naprawdę, choć badania są na wczesnym etapie, możliwe, że wystawienie na działanie zimna może nawet w jakiś sposób pomóc organizmowi. Nie jest jednak jasne, jak chłodne warunki mogą wpływać na same drobnoustroje. Badania wykazały, że dwie najczęstsze przyczyny przeziębienia – rinowirusy i koronawirusy – mogą rozwijać się i w niższych temperaturach.
I jest.
Naukowcy z Harvardu przyjrzeli się tematowi i postanowili przetestować teorię „choroby z zimna”. Wybrano grupy świnek morskich (które mogą zostać zakażone grypą) i trzymano je w oddzielnych klatkach z tym samym przepływem powietrza. Początkowo żadna świnka morska nie była zakażona wirusem grypy. Bytowały w temperaturze 5°C, 20°C i 30°C – zawsze bez czapki.
Następnie badacze zainfekowali świnki morskie tylko w pierwszej klatce. W tej klatce wszystkie cztery świnki złapały grypę. Stało się to w różnych temperaturach i wilgotności względnej.
Naukowcy porównali również dane pogodowe z 78 miejsc na całym świecie (od 1° do 60° szerokości geograficznej) z historycznymi wskaźnikami aktywności wirusa grypy w latach 1975–2008. Ustalili z dokładnością od 75 proc. do 87 proc., że grypa występowała najczęściej w miesiąc po miesiącu, w którym niska wilgotność właściwa (stosunek pary wodnej do powietrza) zbiegała się z niższymi temperaturami. „W miejscach, gdzie miesięczna wilgotność właściwa spadła poniżej około 11–12 gramów wody na kilogram powietrza, a temperatura spadła poniżej 18–21°C na co najmniej miesiąc, aktywność grypy osiągnęła szczyt zimą”. Tak jest w naszej szerokości geograficznej.
Także badania epidemiologiczne pokazują, że sezonowe wzrosty zachorowań na grypę są ściśle związane z warunkami pogodowymi – w naszym klimacie z chłodnym i suchym powietrzem.
Chorujemy częściej jesienią niż zimą, bo nagłe zmiany temperatury mogą wpływać negatywnie na układ odpornościowy.
Kiedy organizm jest narażony na przegrzanie (np. w wyniku założenia zbyt ciepłej odzieży względem temperatury na zewnątrz), a następnie na nagłe wychłodzenie, może dojść do osłabienia funkcji immunologicznych. Przegrzanie prowadzi do pocenia się, co z kolei może prowadzić do wychłodzenia organizmu, gdy temperatura otoczenia spada. Takie nagłe zmiany mogą osłabiać mechanizmy obronne organizmu, co ułatwia wirusom wnikanie i namnażanie się w organizmie. Badania wskazują, że sytuacja, w której naczynia krwionośne są rozszerzone w wyniku przegrzania, a następnie zwężone w wyniku ochłodzenia mogą prowadzić do zmniejszenia przepływ krwi w drogach oddechowych, a więc miejscu inwazji wirusów, co z kolei ogranicza dostępność komórek układu odpornościowego do tych rejonów. W rezultacie wirusy mogą łatwiej infekować komórki nabłonka oddechowego.
Nie do końca.
Z powodu ogrzewania ciepłe i suche powietrze może powodować wysuszenie jamy nosowej i sprawić, że będzie ona słabiej broniła przed wnikaniem wirusów do organizmu.
Z kolei przegrzanie, zwłaszcza w ciepłych pomieszczeniach, może powodować pocenie się, co prowadzi do częstszego dotykania twarzy i błon śluzowych. A dotykanie twarzy jest jednym z głównych sposobów przenoszenia wirusów z powierzchni na błony śluzowe nosa, ust i oczu.
W zamkniętych przestrzeniach, gdzie częściej przebywamy w chłodniejszych miesiącach, również bliski kontakt sprzyja transmisji wirusów.
Poza tym pozostanie w domu i ograniczenie ekspozycji na słońce może powodować spadek poziomu witaminy D. A niski poziom witaminy D powiązano z zapadalnością na grypę A i osłabieniem układu odpornościowego.
Farmaceutka, absolwentka International MasterClass w obszarze onkologii. Cechuje ją wszechstronna wiedza medyczna. Zdobyła tytuł Dziennikarza Medycznego Roku i Mistrza Prasowego Przekazu. Od lat związana z kwartalnikiem Służba Zdrowia i portalem farmacja.net.
Farmaceutka, absolwentka International MasterClass w obszarze onkologii. Cechuje ją wszechstronna wiedza medyczna. Zdobyła tytuł Dziennikarza Medycznego Roku i Mistrza Prasowego Przekazu. Od lat związana z kwartalnikiem Służba Zdrowia i portalem farmacja.net.
Komentarze