0:000:00

0:00

Adam Bodnar zwrócił się do Prokuratury Okręgowej o wszczęcie z urzędu postępowania w sprawie Jacka Międlara. Zdaniem RPO organy ścigania powinny niezwłocznie wszcząć postępowanie. Chodzi o to, że Międlar miał pochwalać czyn zamachowca z Nowej Zelandii.

Akt terroru nadawany na żywo na Facebooku

15 marca 2019 w miejscowości Christchurch w Nowej Zelandii 28-letni Australijczyk zastrzelił 50 osób, a kilkadziesiąt ranił. Zamachów dokonał w dwóch meczetach. Wcześniej umieścił w internecie 74-stronicowy manifest, a sam zamach transmitował na Facebooku. Nagranie krążyło później w mediach społecznościowych. Twitter i Facebook oświadczyły co prawda, że usuwają wszystkie zapisy tego aktu terroru, ale wciąż można je znaleźć w sieci.

Publicysta „New York Timesa”, Kevin Roose, nazwał ten zamach pierwszym w historii „internet-native mass shooting” (masowa strzelanina zgodna z wymogami ery internetu).

Zamach wywołał nie tylko głosy współczucia dla ofiar, ale też międzynarodową debatę o odpowiedzialności platform społecznościowych za to, co jest na nich publikowane. Debatuje się również o „kulturze ekstremizmu”, która opanowała internet, a zwłaszcza media społecznościowe.

Międlar: Ja tylko odczytałem manifest, nie pochwalam mordowania

W Polsce upowszechnianiem manifestu terrorysty zajął się Jacek Międlar. Dawniej duszpasterz narodowców, obecnie publicysta. W lutym 2018 został prawomocnie skazany za znieważenie posłanki Joanny Scheuring-Wielgus. Był jednym z organizatorów Marszu Niepodległości we Wrocławiu.

Konto Międlara na YouTubie śledziło ponad 50 tys. osób. Zostało jednak skasowane przez właściciela YT.

23 marca 2019 Międlar zamieścił na YouTubie filmik „Przeczytałem manifest zamachowca z Nowej Zelandii”. Jego fragmenty nadal można zobaczyć na Twitterze na koncie użytkownika, który twierdzi, że zabezpieczył całość nagrania.

Część filmików ze skasowanego konta Międlara jest dostępna na portalu CDA. Opublikował tam też wideo-oświadczenie w sprawie manifestu terrorysty.

Międlar twierdzi, że padł ofiarą manipulacji i nagonki. Jego zdaniem cytowane są tylko fragmenty jego wypowiedzi. Komentatorzy pomijają według niego m.in. ten fragment:

„Rozwiązywanie tego typu problemów nie jest przez karabin. Do walki nie winien prowadzić miecz, odcinanie głów. Bo Brenton zamordował niewinnych ludzi. Nie mogę, drodzy państwo, popierać mordowania niewinnych ludzi”.

Były ksiądz wymienia też osoby, które jego zdaniem prowadzą „nagonkę” i są „oszczercami”. Należą do nich Samuel Pereira (szef portalu TVP Info) i Dorota Kania (redaktor naczelna Telewizja Republika). „Oddaję sprawę do prokuratury. Nie pozwolę, żeby robiono ze mnie potwora popierającego mordowanie niewinnych ludzi” – mówi.

Międlar jest też oburzony zawiadomieniem Rzecznika Praw Obywatelskich, a wtóruje mu Krzysztof Bosak z Ruchu Narodowego.

Władze Nowej Zelandii: Ten manifest to coś więcej niż mowa nienawiści

Międlar uważa, że skoro tylko odczytał manifest, ale dodał, że nie pochwala zabijania niewinnych ludzi, to nie ma problemu.

Tymczasem nowozelandzka policja ściga osoby, które udostępniają w mediach społecznościowych manifest. Premier Nowej Zelandii oświadczyła, że nigdy nie użyje nazwiska zamachowca, jej śladem poszła część mediów. Karane będzie nie tylko rozpowszechnianie manifestu, ale nawet posiadanie go w komputerze.

Za samo przechowywanie manifestu na komputerze albo posiadanie jego wydruku grozi 10 lat więzienia. A za rozsyłanie go za pośrednictwem internetu - 14 lat. Zakaz nie dotyczy dziennikarzy i badaczy.

W sprawie wypowiedział się nowozelandzki urzędnik – chief censor (naczelny cenzor). Stwierdził, że manifest to „prymitywna broszura, która promuje mordowanie i terroryzm. Promuje, zachęca do mordowania i terroryzmu wobec określonych grup ludzi i usprawiedliwia takie akty.

Wskazuje konkretne miejsca potencjalnych ataków w Nowej Zelandii i wymienia narzędzia, za pomocą których takie ataki mogą zostać przeprowadzone. Zawiera uzasadnienia dla niesamowicie okrutnych aktów, takich jak zabijanie dzieci z premedytacją”.

Urzędnik pisze, że ten manifest nie jest potocznie rozumianą mową nienawiści, ale przemyślaną publikacją, stworzoną, by zachęcać do kolejnych morderstw i terroryzmu. „Obywatele Nowej Zelandii mogą stawić czoła tym, którzy nawołują do nienawiści, mordowania i terroru. Jeśli posiadasz kopię tej publikacji, skasuj lub zniszcz ją. Jeśli zauważysz ją [u kogoś innego], poinformuj o tym.

Nie wspieraj morderczych zamiarów autora poprzez publikację lub rozpowszechnianie”.

Wiele mediów zdecydowało, że nie będą cytować nawet fragmentów dokumentu, żeby nie upowszechniać jego treści.

Przeczytaj także:

RPO: Międlar usiłuje usprawiedliwić postępowanie sprawcy zamachu

Jesteśmy jednak w Polsce, a nie w Nowej Zelandii. I – zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich – Międlar mógł naruszyć polskie prawo. Kodeks karny zakazuje bowiem

  • nawoływania do nienawiści,
  • pochwalania zamachu,
  • pochwalania użycia przemocy wobec grupy ludzi.

Wszystko to zdaniem RPO uczynił Jacek Międlar.

art. 256 § 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

art. 126a Kto publicznie nawołuje do popełnienia czynu określonego w art. 118 ludobójstwo, art. 118a udział w masowym zamachu, art. 119 dyskryminacja § 1, art 120–125 lub publicznie pochwala popełnienie czynu określonego w tych przepisach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Rzecznik Praw Obywatelskich pisze:

„W dostępnym fragmencie nagrania Jacek Międlar odnosi się do manifestu zamachowca z Christchurch stwierdzając, że

wiele spośród wypowiedzi sprawcy zamachu to są wypowiedzi istnie szlachetne, z którymi sam autor nagrania się identyfikuje.

Przechodząc do samego zamachu autor stawia pytanie: czy sprawca miał prawo, żeby tak postąpić? I odpowiada: (…) to nie jest tak, że mamy walczyć książkami (…). Sprawca[1] miał troszeczkę prawo, miał prawo do tego, żeby tak się zachować. Dalej, po pytaniu dlaczego?

autor nagrania usiłuje usprawiedliwić zamach słowami: bo spostrzegł, w jakim kierunku idzie ten rzekomo cywilizowany świat.

Kontynuując swoją analizę zachowania sprawcy Jacek Międlar formułuje tezy, czy jak to określa, główne mianowniki manifestu sprawcy: stanąć w obronie białej rasy, białej Europy. Mianowniki te autor nagrania nazywa słusznymi. Zdaniem Jacka Międlara, przeprowadzając atak, zamachowiec kierował się poglądem, że obywatele, ludzie na całym świecie, przedstawiciele białych, zostali skazani na pożarcie. Sądząc po następującym po tych słowach komentarzu, że jest to skazanie absolutnie świadome, wnosić można, że autor nagrania również ten pogląd podziela”.

A jeśli Międlar faktycznie powiedział również, że karabin nie jest rozwiązaniem „tego typu problemów” oraz że nie pochwala mordowania ludzi? Zdaniem RPO nie ma to znaczenia:

„to nie umniejsza to faktu, że w innym, cytowanym w poprzednim akapicie fragmencie autor wypowiada słowa usprawiedliwiające zamach” – pisze RPO.

Rzecznik nie ma wątpliwości:

„Analiza wypowiedzi Jacka Międlara nie pozostawia wątpliwości, że usiłuje on usprawiedliwić postępowanie sprawcy zamachu. Zarówno skutki tego zamachu, jak i motywacja sprawcy są przy tym autorowi nagrania znane. Autor analizuje manifest zamachowca, a zawarte w nim tezy o charakterze rasistowskim uznaje za szlachetne i słuszne. W swojej wypowiedzi wprost stwierdza, że się z nimi identyfikuje. Sam wypowiada również hasła, które wśród odbiorców mają wywołać poczucie zagrożenia i wrogości w stosunku do osób, którym autor przypisuje inną przynależność rasową”.

„Obserwowana agresja może stanowić model do naśladowania”

Wkrótce po zamachu internauci masowo szukali w sieci manifestu terrorysty. Dziennikarka amerykańskiego wydania „Guardiana” skomentowała wyniki analizy Google Trends: „Im częściej w tradycyjnych media powtarzamy te słowa kluczowe, tym bardziej pomagamy zamachowcowi w osiągnięciu jego celu – by inni szli jego śladem”.

View post on Twitter

„Istnieją silne związki między agresją obserwowaną, poziomem jej akceptacji a gotowością obserwatorów do agresywnego zachowania się” – mówiła „Gazecie Wyborczej” prof. Krystyna Skarżyńska.

Psycholożka powołuje się na wyniki badań „przeprowadzonych przez różne zespoły badawcze w wielu krajach, w których wzięły udział dzieci, młodzież i osoby dorosłe”: „istnieją różne mechanizmy psychologiczne prowadzące do tego, że obserwacja agresji – w realnym życiu czy w mediach – zwiększa gotowość obserwatorów do aktów agresji”.

Na czym polega ten mechanizm? Wyjaśnia Skarżyńska:

  1. „Po pierwsze, obserwowana agresja może stanowić model do naśladowania, szczególnie jeśli obserwowany sprawca agresji jest atrakcyjny, np. jest popularny, ma wysoką pozycję społeczną, osiąga cel i nie spotyka go żadna kara.
  2. Po drugie, częsta obserwacja agresji słownej lub fizycznej tworzy „normatywne przekonanie” (jak nazywają to cenieni badacze Rowell Huesmann i Nancy Guerra), przyzwolenie na jej stosowanie.
  3. Po trzecie, wielokrotnie wskazywana jest rola dostępności poznawczej agresywnego wzorca zachowania się, który płynie od polityków (w ostatniej dekadzie dowodziły tego m.in. prace Nathana Kalmoe).

Mówiąc najprościej: gdy widzimy dużo agresji wokół siebie, w mediach, to zachowania agresywne – niekoniecznie takie same, jak obserwujemy – stają się dla nas nie tylko bardziej normalnym, lecz także bardziej usprawiedliwianym wzorem zachowania, dodatkowo łatwiej i szybciej przychodzą nam do głowy niż inne.

Także badania, które prowadziłam z Piotrem Radkiewiczem nad akceptacją agresji w polityce, dowiodły, że gdy ludzie uznawali, że agresja i używanie przemocy w życiu codziennym są wyraźnie obecne i dozwolone, to nie tylko bardziej akceptowali różne przejawy agresji w polityce, lecz także silniej wierzyli, że świat społeczny jest społeczną dżunglą, w której przemoc jest właściwym sposobem postępowania”.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze