0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz StepienTomasz Stepien

"Wołali do nas: »wypierdalać«, »młodość, wiara, nacjonalizm«. Niektórzy mitygowali: »Idźcie bokami, zostawcie je«, »jakie one brzydkie są, ja pierdolę”, »olejcie je«. Ale popychali nas z obu stron, trzymałyśmy się baneru [...] Jak zaczęli na serio atakować, to usiadłyśmy. Trwało to jeszcze może z 10 minut, nie miałam poczucia czasu” – tak Kinga Kamińska opisywała w rozmowie z OKO.press wydarzenia z 11 listopada 2017. Razem z 13 innymi kobietami, związanymi z Obywatelami RP i Warszawskim Strajkiem Kobiet, usiadła na trasie Marszu Niepodległości z transparentem "Faszyzm STOP".

Kobiety zostały poturbowane, ale prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko organizatorom Marszu Niepodległości, którzy odpowiedzialni byli za zapewnienie bezpieczeństwa podczas demonstracji.

W uzasadnieniu napisano, że celem ataków nie było zrobienie krzywdy, ale „okazanie niezadowolenia”, a „umiejscowienie obrażeń pokazuje, że przemoc nie była wymierzona w newralgiczne punkty ciała”.

We wrześniu 2018 dziewięć z czternastu kobiet ukarano grzywnami w postępowaniu nakazowym. Z niewiadomych przyczyn 5 kobiet pominięto, choć usiadły na trasie marszu dokładnie tak, jak pozostałe.

Sąd uznał, że siadając na trasie przemarszu i utrudniając przemieszczenie się uczestnikom zgromadzenia, kobiety usiłowały „przeszkodzić w przebiegu niezakazanego zgromadzenia publicznego Marsz Niepodległości 2017, co jest wykroczeniem z art. 52 ust. 2 pkt. 1 kodeksu wykroczeń”.

Wobec kilku z nich wyroki się uprawomocniły. Reszta, wnosząc sprzeciwy, skierowała sprawę na drogę sądową.

Ich proces rozpoczął się dziś, w piątek 14 czerwca 2019.

Przeczytaj także:

Wniosek o opinię biegłego

Proces rozpoczął się od zbierania danych od obwinionych. Ponieważ sędzia dopytywał szczegółowo o dane wrażliwe - adres, stanowiska pracy, konkretne zarobki, historię leczenia psychiatrycznego - obserwatorzy zostali poproszeni przez same kobiety o opuszczenie sali. Wrócili dopiero po załatwieniu tych formalności.

Pełnomocnik kobiet od razu poprosił o odroczenie rozprawy i złożył dwa wnioski dowodowe. "Ponieważ było to wykroczenie umyślne, sąd musi zbadać motywacje obwinionych" - argumentował mecenas. Powołał się na fakt, że w sprawie tamtej edycji Marszu Niepodległości prowadzone jest postępowanie przed Prokuraturą Okręgową w Warszawie. W ramach tego postępowania zapadło umorzenie, na które mecenas składał zażalenie. Stąd miał dostęp do tamtych akt, ale odmówiono mu dostępu do wielu dokumentów. Przede wszystkim - do opinii biegłego, który badał transparenty, banery i hasła, które niesione były przez uczestników Marszu.

"Z tego co wiem, biegły uznał, że były tam treści faszystowskie, ksenofobiczne, rasistowskie. Takie treści, przeciwko którym normalny człowiek powinien protestować. Sąd musi się zapoznać z tą opinią, zanim rozpoczniemy postępowanie dowodowe i zanim rozpoczniemy przesłuchanie pań obwinionych" - wyjaśniał mecenas.

Zawnioskował tym samym o to, by sąd dokonał oględzin akt tej sprawy, a następnie dołączył opinię biegłego, która się tam znajduje, do akt sprawy "kobiet na moście".

Dlaczego tylko 9 z 14?

Ale był też drugi wniosek:

"Minister i prokurator Zbigniew Ziobro podkreśla, że wszyscy są równi wobec prawa. W tym marszu poszło 14 kobiet, a obwinionych zostało jedynie dziewięć. Naszym zdaniem ta zasada została złamana. Część z uczestniczek prosiło samego Komendanta Głównego Policji o podjęcie działań, które skutkowałyby możliwością realizacji prawa do sądu.

Bo prawo do sądu rozumie się rozszerzająco - nie tylko jako procesowanie się o miedzę, ale też udowodnienie przed sądem, że zachowaliśmy się słusznie, przyzwoicie.

Komendant Główny Policji milczał i to zbył. To zastanawiające, że nic z tym nie zrobił. Może Komendant może powiedzieć coś, co rzuci nowe światło na zachowanie pań obwinionych?" - pytał mecenas.

Sędzia odrzucił pomysł o angażowaniu w postępowanie Komendanta Głównego. Przychylił się za to do oględzin akt sprawy toczącej się prokuraturze. Zaznaczył jednak, że prokurator może mimo wszystko odmówić dostępu do tego dokumentu.

"Ja, jako sędzia z wieloletnim stażem, wydałbym w takiej sytuacji postanowienie o przeszukaniu pomieszczeń prokuratury" - skomentował mecenas, za co zebrał oklaski sali.

Rozprawę odroczono.

Co jest w opinii biegłego?

Przypomnijmy: w 2017 roku w Marszu Niepodległości szło kilka zorganizowanych grup z rasistowskimi hasłami i neofaszystowskimi symbolami na transparentach i flagach. Wykrzykiwano także rasistowskie, antyislamskie i antysemickie hasła.

Zgodnie z art. 256 kodeksu karnego, za propagowanie faszyzmu i nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych oraz wyznaniowych, grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.

Art. 256 par. 1 „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”.

Podczas konferencji 11 listopada 2017 roku Mariusz Błaszczak, ówczesny szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, twierdził, że transparenty niesione przez uczestników marszu nie musiały wcale nawiązywać do faszyzmu ani propagować rasizmu.

Pytany o hasło „Europa tylko biała”, przekonywał, że „skojarzenia [dotyczące tych słów] mogą być różne”.

Ale dziewięć dni później Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie propagowania faszyzmu i nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych i rasowych. Informację o tym, co znajduje się w treści opinii biegłego, którego poproszono o analizę haseł i transparentów RMF FM podało w maju 2018 roku. Prokuratura nie ujawniła jego danych, poinformowano tylko, że to "profesor historyk". Według reportera stacji biegły zbadał 28 transparentów i kilka okrzyków, "wskazał na etymologię symboli i ich znaczenie, także w ujęciu historycznym". Zdaniem profesora część haseł "jednoznacznie wskazuje na związek z zakazanymi ideologiami, bądź nawołuje do różnic narodowościowych, rasowych i wyznaniowych". Część symboli ma z kolei "tak zwany zastępczy charakter w stosunku do znaków wizualnych, które są nielegalne".

Media donosiły, że policja zgromadziła około 100 godzin nagrań z marszu oraz liczne zdjęcia. Na ich podstawie udało się "wyodrębnić wizerunki" 10 osób. Przesłuchano je, ale w charakterze świadków. Okazało się, że część z nich jednak nie pasuje do postaci ze zdjęć, część rozpoznawała siebie na nagraniach. Ale zeznawali, że transparenty nie należały do nich.

Jak na razie nikomu nie postawiono zarzutów.

Kolejna rozprawa "kobiet z mostu" odbędzie się 3 września 2019 roku o 09:00 w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze