0:000:00

0:00

Rząd przyjął projekt ustawy o finansowaniu zadań oświatowych wraz ze zmianami w Karcie Nauczyciela. 12 września 2017 roku na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pojawił się komunikat omawiający propozycje MEN.

Rewolucja czeka głównie nauczycieli, bowiem minister edukacji Anna Zalewska wywraca do góry nogami zapisy w Karcie Nauczyciela. Od wielu lat wokół dokumentu uznawanego za pracowniczą biblię toczą się spory. Najwięcej kontrowersji wzbudzają przepisy dotyczące pensum (to obowiązkowa liczba godzin dydaktycznych), które - jak wynika z przeglądu Eurydice z 2013 roku jest jednym z najniższych w Europie. [Eurydice to unijna Sieć Informacji o Edukacji w Europie przy Komisji Europejskiej].

W Polsce pensum wynosi 18 godzin lekcyjnych, czyli 13,5 godzin zegarowych. Oczywiście realny wymiar pracy nauczycieli w Polsce jest znacznie większy, bo dochodzi czas na przygotowanie zajęć i inne szkolne obowiązki. Formalnie nauczycieli obowiązuje 40-godzinny tydzień pracy, ale nikt tego nie rozlicza.

Według OECD polscy pedagodzy - w gimnazjach - mają tygodniowo średnio 18,6 godzin zegarowych pracy “przy tablicy” (co daje prawie 25 "lekcji" po 45 minut). Oznacza to też, że oprócz pensum średnio biorą 5,1 godzin zegarowych w ramach płatnych nadgodzin.

Przekraczają tym samym pensum o blisko 40 proc.

Do tego dochodzi 5,5 godz. tygodniowo przygotowań do zajęć.

Według badania Instytutu Badań Edukacyjnych w sumie nauczyciele pracują średnio aż 47 godzin tygodniowo. Tyle czasu – poza samymi “lekcjami” (wraz z nadgodzinami) – zajmuje im przygotowanie do zajęć, sprawdzenie testów, wypełnienie sprawozdań, uzupełnianie dokumentacji itp.

14 godzinne pensum (zaokrąglone 13,5) to zdecydowanie mniej niż w prawie całej Europie. Na poziomie gimnazjalnym (ISCED2) obowiązkowy wymiar prowadzenia lekcji to:

12 godzin w Bułgarii 12-14 w Chorwacji 14 w Polsce, 14-18 w Estonii 16-18 w Rumunii 17 na Słowenii i w Czechach 17-22 na Węgrzech 17-18 na Słowacji 18 w Finlandii, Grecji, Danii i Austrii 19 we Włoszech i na Cyprze 20 w Niemczech, Danii, Norwegii, 20-23 w Belgii 21 na Łotwie i w Luksemburgu 22 na Litwie i we Włoszech 23 w Szkocji 25 w Hiszpanii, Irlandii, Portugalii 26 na Malcie

Zmiany zaproponowane przez MEN idą pod włos wieloletniej debaty o Karcie Nauczyciela. Najbliżej im do argumentów liberałów, którzy od lat wskazywali, że lista przywilejów przysługująca nauczycielom jest zbyt długa.

Propozycje minister Anny Zalewskiej przewidują:

  • wydłużenie ścieżki awansu zawodowego z obecnych 10 lat do 15 lat, czyli później osiągną wyższe zarobki;
  • wprowadzenie nowych kryteriów do systemu oceniania nauczycieli;
  • zmianę systemu wynagradzania nauczycieli;
  • obcięcie uprawnień socjalnych przysługujących nauczycielom;
  • zmiany w urlopach i czasie pracy.

Według Centrum Informacyjnego Rządu, propozycje "wychodzą naprzeciw oczekiwaniom" samych nauczycieli. Ci jednak mają odmienne zdanie. Zmiany dotkną przede wszystkim ich portfeli. Przyjęło się, że niskie zarobki nauczycieli są rekompensowane niskim pensum, przywilejami urlopowymi i dodatkami gwarantującymi bezpieczeństwo socjalne.

Dochody nauczycieli spadną, budżet oszczędzi

Zalewska przyjęła strategię: zamiast przywilejów - podwyżki. Podczas ogólnopolskiej inauguracji roku szkolnego 2017/2018 premier Beata Szydło zapowiedziała 15 proc. podwyżki w ciągu trzech lat. Ta deklaracja jednak nie zrobiła wrażenia na nauczycielach. Dlaczego?

Pierwsza podwyżka zaplanowana jest na drugi kwartał 2018 roku (mimo że Zalewska obiecała podwyżki od 1 stycznia 2018) i – tak jak pisało już OKO.press – wyniesie 5 procent. Kolejne 5 proc. – 1 stycznia 2019, a ostatnie 5 proc. – 1 stycznia 2020 roku. Jednak wciąż brakuje szczegółów. Nie wiadomo czy podwyżki dotyczą całego uposażenia czy tylko wynagrodzenia zasadniczego. Nie wiadomo też czy będą powszechne – czy trafią do wszystkich nauczycieli bez względu na formę zatrudnienia i wykształcenie, czy będą jakieś obostrzenia.

15-procentowe podwyżki jako hasło wyglądają imponująco, ale rozłożone na trzy lata - ani nie odpowiadają postulatom związkowców (ZNP postulowało jednorazowo o 10 proc. od 2016 roku, a "S" - 15 proc. od stycznia 2018), ani nie dorównują największej fali podwyżek lat 2008-2012, kiedy zarobki wzrosły w sumie o 44 proc. No i pewną ich część zje inflacja, która wynosi ok. 1,5 proc. rocznie.

Zarobki nauczycieli 2007-2018
Zarobki nauczycieli 2007-2018

Przeczytaj także:

Odebranie dodatków

Przede wszystkim minister Zalewska likwiduje prawie wszystkie dodatki opisane w art. 54 Karty Nauczyciela. Chodzi o:

  • dodatek mieszkaniowy - wysokość dodatku uzależniona jest od sytuacji ekonomicznej nauczyciela i sytuacji na rynku nieruchomości w danym mieście. MEN szacuje, że obecnie taki dodatek otrzymuje "około jednej trzeciej (186 tys.) nauczycieli", co kosztuje 129 mln zł;

prawo do lokalu mieszkaniowego - dla nauczycieli z terenów wiejskich i miejscowości do 5 tys. mieszkańców;

  • prawo do mieszkania dla nauczyciela, który przeszedł na emeryturę, rentę lub nauczycielskie świadczenie kompensacyjne.

Ocalał jedynie dodatek wiejski - w wysokości 10 proc. wynagrodzenia - który przysługuje nauczycielom pracującym na wsi lub miejscowościach do 5 tys. mieszkańców.

Dodatkowo, nauczyciele utracą też:

  • prawo do działki - przysługujące tym pracującym na wsi (art. 56);
  • prawo do mieszkania w budynkach szkolnych i użytkowanych przez szkoły (art.58);
  • zasiłek na zagospodarowanie - jednorazowa wypłata w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla nauczycieli z dwuletnim stażem zawodowym po uzyskaniu stopnia nauczyciela kontraktowego (art. 61). MEN szacuje, że obecny koszt zasiłku to 5,6 mln dla 1300 etatów nauczycieli (co mniej więcej odpowiada liczbie nauczycieli korzystającyh z dodatku).

W "Ocenie skutków regulacji" MEN zapewnia, że zaoszczędzone "środki z dodatku mieszkaniowego i zasiłku na zagospodarowanie pozostaną w puli środków na wynagrodzenia nauczycieli" (ale nie wiadomo, co to konkretnie oznacza).

W miejsce odebranych dodatków i zasiłków, rząd wprowadza nowy zasiłek, tzw. 500 plus dla nauczyciela. Nie jest to jednak dodatek powszechny. Zarezerwowany ma być dla nauczycieli dyplomowanych (którzy stanowią 52 proc. całej kadry polskich szkół) i to tych, którzy otrzymali wyróżniającą ocenę pracy (ocena podlega weryfikacji co trzy lata).

Pierwsza transza "dodatku motywacyjnego" - jak nazywa go sama minister - ma być wypłacona w 2020 roku i ma wynosić 95 zł. W 2021 będzie to 205 zł, a dopiero w 2022 roku - 507 zł.

Dłuższa ścieżka awansu

Podstawowa ścieżka awansu zawodowego zostanie wydłużona z 10 do 15 lat. Jej skrócenie będzie możliwe, ale tylko dla nauczycieli z wyróżniającą się oceną pracy. W kontekście rozwoju nauczycieli, którzy pospiesznie przeskakiwali kolejne stopnie (zaledwie po roku stażu) i wiele lat spędzali jako nauczyciele dyplomowani - bez kolejnej możliwości awansu i podniesienia uposażenia, nie jest to jednoznacznie zła zmiana.

  • z 9 miesięcy do 1 roku i 9 miesięcy wydłuży się staż na stopień nauczyciela kontraktowego;
  • z 2 do 3 lat wydłuży się okresy pracy niezbędny do rozpoczęcia stażu na stopień nauczyciela mianowanego;
  • z 1 roku do 4 lat wydłuży się okres pracy potrzebny do stażu na stopień nauczyciela dyplomowanego.

Skrócenie ścieżki awansu zawodowego będzie zależeć od uzyskania oceny pracy na określonym poziomie. Nauczyciel kontraktowy i nauczyciel mianowany, legitymujący się wyróżniającą oceną pracy, będzie mógł rozpocząć staż na kolejny stopień awansu zawodowego po przepracowaniu w szkole co najmniej 2 lat od dnia nadania poprzedniego stopnia awansu zawodowego.

Jednak według Głosu Nauczycielskiego te zmiany mają przede wszystkim wymiar finansowy. Dla nauczycieli będą oznaczać niższe zarobki. Wydłużenie ścieżki awansu zablokuje im możliwość szybszego otrzymania wyższego uposażenia, które uzależnione jest od uzyskanego stopnia.

Dziś podstawowe wynagrodzenie nauczycieli jest bardzo niskie i wynosi (w zależności od wykształcenia):

  • dla nauczyciela stażysty - od 1 513 do 2 265 zł
  • dla nauczyciela kontraktowego - od 1 548 do 2 331 zł
  • dla nauczyciela mianowanego - od 1 724 do 2647 zł
  • dla nauczyciela dyplomowanego - od 2 006 do 3109 zł

Jak pisze "Głos", dla państwa będzie to oznaczać oszczędności. W 2019 roku budżet zaoszczędzi na tej operacji 23 miliony złotych. W 2020 będzie to 69 mln zł, w 2021 - 178 mln zł, w 2022 - 590 mln zł, w 2023 roku - 982 mln zł,

a w roku 2024 - aż 1 miliard 37 milionów złotych.

Takie wyliczenia pojawiają się w "Ocenie skutków regulacji" ("przy założeniu 15 proc. podwyżki w latach 2018-2020"). W kolejnych latach te oszczędności spadną do 800-900 milionów, a następnie jeszcze wzrosną aż do 1,3 mld w 2032 r. Jak ogólnikowo pisze MEN,

"środki pozostałe z oszczędności na awansie zawodowym nauczycieli będą umożliwiać dokonywanie dalszych głębokich zmian służących zwiększeniu jakości nauczania".

Ograniczenie urlopów dla poratowania zdrowia (o jedną czwartą?)

Maksymalnie rok oddechu przysługuje nauczycielom zatrudnionym na czas nieokreślony po minimum siedmiu latach pracy w szkole, czyli dotyczy to znacznej większości kadry. Urlopy utrudniają zwalnianie, a zarazem blokują etaty. Z drugiej strony, nauczyciele to grupa szczególnie narażona na wypalenie zawodowe.

Wielu nauczycieli w obawie przed deformą edukacji urlop zdrowotny potraktowało jako narzędzie odraczające zwolnienia. W 2016 „ratujących zdrowie” miało być już według szacunków 13 tys., czyli o jedną trzecią więcej niż w poprzednich latach.

MEN praktykę chce utrudnić. O udzieleniu urlopu - na podstawie wydanego przez dyrektora szkoły skierowania na badania lekarskie - będzie orzekał lekarz medycyny pracy, a nie jak do tej pory lekarz pierwszego kontaktu. W "Ocenie skutków regulacji" MEN stwierdza, że "obecnie na urlopie dla poratowania zdrowia przebywa ok. 12 tys. nauczycieli. Koszt ich wynagrodzeń szacuje się na 550 mln zł. Zmiana zasad udzielania urlopu będzie oznaczała zmniejszenie się liczby nauczycieli korzystających z urlopu. Przewiduje się, że zmniejszenie będzie istotne.

Jeśli założymy, że liczba nauczycieli przebywających na urlopie dla poratowania zdrowia zmniejszy się o 25 proc., oszczędności z tego tytułu szacuje się na 68 mln zł w roku 2018 i 137 mln zł w latach kolejnych" - ocenia MEN.

Wynagrodzenie płatne dopiero po miesiącu

Zmienia się też system wypłacania pensji. Dziś wynagrodzenie zasadnicze i wszystkie stałe dodatki wypłacane są z góry, czyli pierwszego dnia każdego miesiąca. Natomiast składniki uposażenia zależne od oceny pracy są wypłacane z dołu, czyli ostatniego dnia miesiąca. MEN proponuje, żeby całość wynagrodzenia była wypłacana "z dołu".

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze