„Decyzja ministra stoi w sprzeczności z jego założeniami i pokazuje jawne lekceważenie społeczeństwa, w które najbardziej uderzą skutki zmian klimatu” – mówi dr hab. Leszek Pazderski, ekspert do spraw polityki ekologicznej w Greenpeace Polska
W kwietniu 2020 roku minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka przedłużył koncesję kopalni Turów o sześć lat. PGE, właściciel kopalni, zapowiadało jednak, że wciąż będzie się ubiegać o dalsze wydobycie – aż do 2044 roku. Minister uległ i wczoraj, 28 kwietnia, wydłużył koncesję do 2044 roku.
„Dla interesu jednej spółki i kopalni [ministerstwo] ryzykuje dobre dotąd stosunki z sąsiadami w czasach, w których solidarność jest szczególnie potrzebna”
– komentował w OKO.press Paweł Pomian z organizacji EKO-UNIA.
W lutym Czesi pozwali Polskę za Turów do Trybunału Sprawiedliwości. Niemcy, a dokładnie władze i obywatele miasta Żytawa (Zittau), posłowie do Parlamentu Saksońskiego i powiatu Görlitz, złożyli skargę na Polskę do Komisji Europejskiej.
Bo problem kopalni odkrywkowej Turów na Dolnym Śląsku dotyczy wszystkich trzech krajów.
Odkrywka, dostarczająca węgiel do elektrowni w Bogatyni, leży na trójstyku granic.
Czesi od lat skarżą się na coraz niższe poziomy wody w studniach. Pod wydobycie trzeba osuszyć teren, a na przyległych obszarach powstaje tak zwany lej depresyjny, czyli obniżony poziom wody gruntowej.
Ten sięga aż do terenów naszych południowych sąsiadów. Mieszkańcy przygranicznych czeskich wiosek widzą kopalnię ze swoich okien. Niemcy z kolei skarżą się na osiadanie gruntów i zanieczyszczenie powietrza, które jest powodowane przez nawiewanie pyłów z Turowa.
19 kwietnia TSUE opublikowało pozew Czechów. Oznacza to rozpoczęcie sześciotygodniowego okresu, w którym inne państwa członkowskie mogą przystąpić do postępowania. Czesi domagają się także zastosowania tzw. środków tymczasowych. Gdyby sąd je przyznał, wydobycie w Turowie musiałoby zostać wstrzymane do czasu wydania wyroku.
Resort klimatu idzie jednak pod prąd i chce kopać węgiel w Turowie do 2044. Pomimo głosów naukowców i aktywistów, sprzeciwu sąsiednich krajów, celów klimatycznych i opublikowania sprzecznych z tym planem rządowych projektów energetycznych, zakładających wyłączenie elektrowni węglowych do 2037 roku.
„W opinii Ministra Klimatu i Środowiska kontynuacja wydobycia węgla brunatnego i kopalin towarzyszących ze złoża »Turów« jest zgodna z zasadą racjonalnego gospodarowania złoża kopaliny, zatem zasadne było wydanie decyzji, umożliwiającej dalsze funkcjonowanie istniejącego zakładu górniczego” – takie wyjaśnienie decyzji ministra Kurtyki można znaleźć na stronie internetowej resortu.
Dalej czytamy o tym, że kopalnia zapewnia dalsze działanie pobliskiej elektrowni, zapewniającej „kilka procent krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną”. W zamian za pozwolenie na dalsze wydobycie PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, spółka zarządzająca odkrywką Turów, została zobowiązana m.in. do budowy ekranu przeciwfiltracyjnego i akustycznego, zamontowania systemu zabezpieczenia przed emisją pyłów oraz ograniczenie emisji zanieczyszczeń.
Jednocześnie PGE walczy o Turów reklamami outodoorowymi w Pradze i Brukseli. Widać na nich czarno-białe zdjęcie smutnej dziewczynki z podpisem po angielsku „Dlaczego chcesz zabrać mojej rodzinie źródło utrzymania?” i hasłem „Green Deal, not a Grim Deal” (PGE tłumaczy to jako „Zielony Ład, a nie dzika transformacja”). Niżej zamieszczono link do strony www.turow2044.pl, na której możemy przeczytać, że „wisząca nad kopalnią w Turowie groźba zamknięcia z dnia na dzień, stanowi najgorszy z możliwych scenariuszy transformacji energetycznej”.
Dalej czytamy o tym, że przecież Czesi i Niemcy też mają kopalnie, a zatrzymanie wydobycia w Turowie zachwiałoby polskim systemem energetycznym.
„Apelujemy o uczciwe traktowanie blisko 80 tysięcy pracowników i współpracowników oraz ich rodzin” – pisze PGE. To – jak zauważyli zaangażowani w sprawę eksperci podczas czwartkowej konferencji zorganizowanej przez EKO-UNIĘ – bardzo wysoka liczba. Aż zbyt wysoka, by można było w nią uwierzyć.
Jeszcze w ubiegłym roku rzeczniczka PGE, Sandra Apanasionek, informowała w mailu do OKO.press, że w samej kopalni zatrudnionych jest około 2,5 tysiąca osób. 1250 osób pracuje w elektrowni. Podobne liczby zapisano w Terytorialnym Planie Sprawiedliwej Transformacji Dolnego Śląska. Do tego należy doliczyć około 1,8 tys. pracowników powiązanych z Turowem branż – wyliczał podczas konferencji Radosław Gawlik, prezes EKO-UNII, były wiceminister środowiska w rządzie Jerzego Buzka. To daje w sumie ponad 5 tysięcy osób. Skąd więc aż 80 tysięcy poszkodowanych ewentualnym zamknięciem Turowa? – zastanawiają się ekolodzy.
„Świat i technologie w reakcji na katastrofę klimatyczną zmieniają się bardzo szybko. Kto na to zamyka oczy zachowuje się jak »w bajce, w której król był nagi, a nikt tego nie chciał widzieć«” – komentuje Radosław Gawlik. „Dziś polityka patriotycznego narcyzmu, obrony węgla do końca, obrażania i hejtu wobec inaczej myślących, powtarzania zaklęć, że będziemy wydobywać i spalać węgiel do 2044 roku są nierozsądne” – przekonuje.
Anna Meres koordynatorka kampanii klimatycznych w Greenpeace Polska nazywa decyzję ministra Kurtyki i proces jej podejmowania „skandalem”.
„By uniknąć dopuszczenia organizacji ekologicznych do postępowania koncesyjnego, Minister Klimatu i Środowiska wydał koncesję chwilę przed wejściem w życie nowelizacji ustawy OOŚ - mimo niezakończonej procedury oceny oddziaływania na środowisko i jawnej niezgodności z prawem UE” – ocenia. Ustawa OOŚ dotyczy udostępniania informacji o środowisku i jego ochronie, udziału społeczeństwa w ochronie środowiska oraz ocen oddziaływania na środowisko. Przyjęcie tej nowelizacji zwiększyłoby udział aktywistów i mieszkańców w decyzjach takich jak ta z Turowa.
Z kolei dr hab. Leszek Pazderski, ekspert do spraw polityki ekologicznej w Greenpeace przypomina, że dalsze wydobycie węgla może mieć nieodwracalne skutki dla dalszego rozwoju regionu.
„Brak przyspieszonej daty zamknięcia kompleksu energetycznego Turów sprawi, że region zgorzelecki nie będzie mógł skorzystać z europejskiego funduszu na rzecz sprawiedliwej transformacji, a proces odchodzenia od węgla będzie chaotyczny i niezaplanowany” – mówi ekspert. „Już teraz produkcja energii z węgla staje się nieopłacalna poprzez rekordowo wysokie ceny za uprawnienia do emisji CO2. Realny scenariusz to niekontrolowany upadek kopalni i elektrowni Turów za 10 lat – bez planu awaryjnego i bez funduszy unijnych. Wizja działalności Turowa do 2044 roku to nic innego jak mydlenie oczu lokalnej społeczności i umywanie rąk od odpowiedzialności za przyszłość regionu” – dodaje.
Sprawę skomentował już także czeski Greenpeace. „Zezwolenie na wydobycie w kopalni Turów do 2044 roku to absolutna kpina z sąsiednich państw i ich mieszkańców, a także z międzynarodowych celów klimatycznych” – napisała w oświadczeniu Nikol Krejčová, koordynator kampanii węglowej w czeskich strukturach organizacji. „Nie można kontynuować wydobycia, jednocześnie kradnąc wodę z terytorium Czech przez kolejne 24 lata. Prawie 14 tysięcy osób podpisało się pod apelem do polskiego ministra klimatu, by nie pozwolił na bezsensowne wydobycie” – przypomina aktywistka. Jak dodaje, Czesi są przez polską stronę ignorowani. „Dlatego rząd czeski nie może odpuszczać i musi bronić praw swoich obywateli wszelkimi dostępnymi środkami” – dodała.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze