"Rząd prowadzi katastrofalną narrację, chce stworzyć atmosferę zagrożenia, wywołać szok poznawczy u osób, które nie orientują się w sprawach bezpieczeństwa" - mówi OKO.press były szef Agencji Wywiadu Grzegorz Małecki. Punkt po punkcie komentuje pokaz z sejmowej komisji
Szef resortu spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński w poniedziałek 27 września 2021 roku, na posiedzeniu sejmowej komisji mówił, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest „nadzwyczajna”.
„To nie jest spontaniczny masowy ruch uchodźców, którzy chcą być w bezpiecznym miejscu. To nielegalny przerzut dużych grup migrantów na teren Polski, Litwy i Łotwy". MSWiA poinformowało, że od sierpnia 2021 roku odnotowano ponad 9 tysięcy nielegalnych prób przekroczenia polskiej granicy, 8 tys. zakończyło się niepowodzeniem, a 1,2 tysięcy osób, które dostały się na teren Polski, zostało umieszczonych w ośrodkach dla cudzoziemców.
Siedzący obok Kamińskiego rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn mówił:
"Ustaliliśmy tożsamość kilkuset nielegalnych imigrantów. Są wśród nich osoby stwarzające zagrożenie dla RP, w tym powiązane z organizacjami terrorystycznymi, formacjami zbrojnymi i z przeszłością kryminalną. 20 proc. zatrzymanych w Polsce nielegalnych imigrantów ma związki z Federacją Rosyjską, wśród zatrzymanych jest m.in. osoba powiązana z Państwem Islamskim".
Żaryn poinformował, że służby zbadały tożsamość i wiarygodność 50 z 200 wyselekcjonowanych osób przebywających w ośrodkach strzeżonych. "Zidentyfikowaliśmy dowody na działalność pedofilską oraz dowody zoofilii” - mówił. I wyświetlał zdjęcia, które miały zostać znalezione w telefonach uchodźców.
„Obywatel Iraku Husham M.H. to jest pierwsza osoba, na którą chcemy zwrócić uwagę. On posiadał kontakty z osobą mającą związki z Państwem Islamskim. Posiadał kontakty z osobą będącą powiązaną ze specjalistą od materiałów wybuchowych i uzbrojenia" – mówił Stanisław Żaryn. Na ekranie pojawił się zdjęcie wiadomości napisanej w języku arabskim.
Potem kolejne zdjęcia:
Zdaniem Kamińskiego to dowody, które potwierdzają, że niektórzy z zatrzymanych uchodźców są powiązani z Talibami czy z Państwem Islamskim. Jedna "jest bezpośrednio powiązana z terrorystą aresztowanym w jednym z państw UE, kilka miesięcy temu, w związku z przygotowaniami do zamachu terrorystycznego". A inne — przed przyjazdem do Polski przebywały na terenie Rosji.
„Żadna informacja podana przez MSWiA nie wskazuje na to, że mamy do czynienia ze zidentyfikowanymi uczestnikami organizacji terrorystycznych ani nie jest sensacyjna" - mówi w rozmowie z OKO.press Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu, prezes i współtwórca fundacji Instytut Bezpieczeństwa i Strategii, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego. Wyjaśnia, że pokazane podczas komisji zdjęcia nie są dowodami, wskazującymi na działalność przestępczą osób, które miały je w telefonach.
Ale po kolei.
Po pierwsze, nie wiadomo czy telefony, z których służby wyciągnęły zdjęcia, rzeczywiście należą do uchodźców. "Nie wiadomo czy to te osoby umieściły zdjęcia, które się na nich znajdują. Te osoby mogły mieć przy sobie telefony, które ktoś im dał” - mówi Małecki. Mogli to być na przykład przemytnicy ludzi, którzy często zabierają migrantom ich telefony.
„To, że ktoś ma zdjęcie z egzekucji z Iraku, nie oznacza, że był w tę egzekucję uwikłany. Mógł np. być jej świadkiem. Nie oznacza to też, że był autorem zdjęcia". Mógł je po prostu ściągnąć z internetu. To byłoby zachowaniem dziwnym, ale nie przestępstwem.
"Jeżeli ktoś ma kontakty z ISIS nie oznacza, że jest członkiem ISIS" - mówi Małecki. W krajach Bliskiego Wschodu wiele ludzi na wśród znajomych czy krewnych członków Państwa Islamskiego.
"Nic nie wynika też z tego, że ktoś ma obsceniczne filmy na telefonie, czy sceny zoofilii. To nie jest dowód, że sam dopuszczał się takich czynów. Epatowanie tego typu zdjęciami jest szkodliwe z punktu widzenia interesu publicznego. Rząd prowadzi katastrofalną narrację, chce stworzyć atmosferę zagrożenia, wywołać szok poznawczy u osób, które nie orientują się w sprawach bezpieczeństwa”.
„Zdjęcia pokazywane przez rząd powinny być dla służb jedynie punktem zaczepienia do dalszych działań rozpoznawczych. Powinny być traktowane jako poszlaka, sygnał, że trzeba zweryfikować, sprawdzić daną osobę. Przedstawianie tego typu zdjęć jako na takim etapie to błąd, który świadczy o tym, że służby specjalne nie znalazły niczego poważnego, że nie mają dowodów".
Rząd argumentuje, że uchodźcy są groźni, bo mieli kontakt z przemytnikami ludzi. "Myślę, że 90 proc. spośród forsujących polską granicę osób miało kontakt z organizacjami zajmującymi się przemytem ludźmi. To nic nadzwyczajnego”.
A co ze zdjęciami dokumentów, które były w telefonach migrantów? Jak twierdził Kamiński — dokumentów fałszywych? „To mało prawdopodobne, by osoba, która produkuje masowo fałszywe paszporty, sama uczestniczyła w przemycie albo miała zdjęcia tych paszportów w telefonie, próbując się przedostać do innego kraju" - mówi były szef Agencji Wywiadu.
Osoby, które uczestniczą w procederze przemytu ludzi wiedzą przecież doskonale, że przy nielegalnym przekraczaniu granicy jest ryzyko, że przekraczających granicę zatrzymają służby i że zarekwirują im sprzęt.
"Nie możemy wykluczyć, że niektóre z tych telefonów zostały specjalnie wręczone uchodźcom, aby wywołać ferment” - kontynuuje Małecki.
„Służby wydobyły informacje z telefonów, a politycy, którzy stoją na czele tych służb, chcą zrobić z tego użytek, wykorzystują je do celów politycznych. Tego rodzaju materiały nie powinny być przedstawiane opinii publicznej. Służby powinny przedstawiać dowody przestępstw". Jego zdaniem, Kamiński takich dowodów nie przedstawił.
Czy ze zdjęć ludzi z bronią i podczas ćwiczeń można wnioskować, że migranci to szkoleni terroryści?
"Mamy do czynienia z klasyczną nadinterpretacją faktów. W Iraku i Afganistanie od lat trwa wojna, dlatego informacja, że te osoby przechodziły przez szkolenia wojskowe, nie jest zaskakująca" - mówi Małecki. Od kilku dekad nie zaskakuje też nikogo w Afganistanie to, że mężczyźni noszą broń.
"Te osoby przyjeżdżają z państw znajdujących się w permanentnym konflikcie o charakterze militarnym. Robienie z tego widowiska oceniam krytycznie. Władza urządza sobie sąd kapturowy” - przekonuje Małecki.
Były szef wywiadu wyjaśnia, że informacje przedstawione przez rząd powinny być weryfikowane przez unijne podmioty, obiektywnych obserwatorów, doradców czy przez media. Tymczasem władza przekazuje opinii publicznej niezweryfikowane informacje, które mają szokować i pokazać, że rząd działa "w odpowiedni sposób" tak, by bronić państwa przed "niebezpieczeństwem." Taki mechanizm działania prowadzi do stworzenia negatywnego wizerunku uchodźcy, który jest "przestępcą", "zagrożeniem" i po prostu patologią.
"Pamiętajmy, że władza mówi sama o sobie, o swoich ustaleniach bez kontroli zewnętrznej. Jeżeli władza chce, jak mówi minister Kamiński, by społeczeństwo jej ufało, powinna dopuścić do czynności zewnętrzne, obdarzone zaufaniem społecznym, podmioty, które będą uwiarygadniać jej działania, to, co robi. Powinna wysłuchać doradców i obserwatorów z Unii Europejskiej, dopuścić media do relacjonowania tego, co się dzieje na granicy".
Kamiński mówił w piątek, że służby białoruskie są "coraz bardziej ostentacyjne" w działaniach na granicy i prowokują polskie służby. Bo celują w Straż Graniczną z długiej broni i oddają strzały w powietrze, rzucają w pograniczników petardami, symulują podkładanie bomby.
„Jeżeli władza chce, żebyśmy wiedzieli, w jaki sposób postępują służby białoruskie na granicy, powinna przedstawić nam dowody zautoryzowane przez podmioty cieszące się zaufaniem publicznym, które potwierdzą, że tak rzeczywiście jest" - mówi Małecki.
„Rząd twierdzi, że Łukaszenko prowokuje na granicach i ma rację, jednak eskalując napięcie wokół sytuacji na granicach, wpisuje się w scenariusz pisany w Mińsku. Zamiast obniżać napięcie, jednocześnie wzmacniając granice, bierzemy udział w spektaklu Łukaszenki. To igranie z ogniem, narasta ryzyko wymknięcia się sytuacji spod kontroli. W końcu komuś mogą puścić nerwy i dojdzie do tragedii na granicy, którą Łukaszenka z Putinem bezwzględnie wykorzystają do swoich agresywnych celów".
Małecki wyjaśnia, że rząd przedstawił pseudo-dowody po to, aby uzasadnić swoje działania przy granicy i zmanipulować opinię publiczną. "Rząd zasypuje ludzi artefaktami i mówi o rzekomo wstrząsających materiałach. Ma to służyć manipulowaniu opinii publicznej tylko po to, by uzasadnić przedłużenie stanu wyjątkowego”.
"Dzisiejsza konferencja udowodniła, że po 30 dniach stanu wyjątkowego sytuacja na granicy nie uległa poprawie. Przedstawiając bezmiar prowokacji i narastającą nielegalną migrację rząd dowodzi tego, że dotychczasowy stan wyjątkowy jest nieskuteczny. Warto zapytać, czego spodziewa się rząd, wprowadzając stan wyjątkowy na kolejne 60 dni i w jaki sposób chce to osiągnąć, skoro dotychczasowe działania nie powstrzymały naporu migrantów?".
Propaganda
Uchodźcy i migranci
Mariusz Kamiński
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Białoruś
kaminski
migranci
rząd
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze