0:00
0:00

0:00

„Gdyby przyjąć takie progi alarmowania, jakie właśnie zaproponował minister Kowalczyk, to w Małopolsce w 2018 roku nie było ani jednego dnia z alarmem smogowym. Na Śląsku takich dni mieliśmy w całym roku tylko trzy!” - zżyma się ekolog Andrzej Guła

Smog kojarzymy raczej z zimową szarówką. Mogli się więc zdziwić warszawiacy, którzy dziś w ciepły, wiosenny ranek otrzymali esemesy z powiadomieniami o bardzo złej jakości powietrza. Między godz. 8 a 9 stężenie pyłu zawieszonego PM10 wynosiło 211,9 µg/m3, a PM2,5 - 90 µg/m3.

W pierwszym przypadku dopuszczalny dobowy poziom został przekroczony ponad czterokrotnie, w drugim - ponad trzykrotnie. Niedobrze było też w innych miastach, np. w Krakowie, gdzie smogowe „kontrolki” również świeciły się na czerwono.

Dlaczego tak jest? Dni są przecież już ciepłe, ale noce jeszcze nie. Wieczorem mieszkańcy hajcują w piecach, by nie marznąć. A rankiem, przy bezwietrznej pogodzie, w powietrzu zostaje dym, który drapie nas w gardło, drażni nos i truje.

Niestety, Ministerstwo Środowiska, póki co, raczej symuluje walkę ze smogiem niż rzeczywiście ją prowadzi.

Zaproponowane w ubiegłym tygodniu nowe normy smogowe - ich przekroczenie uruchamia alarmy dla mieszkańców - są najwyższe w Europie i rozczarowały ekspertów.

Według najnowszego raportu Komisji Europejskiej o wdrażaniu polityki ochrony środowiska Polska od 2017 r. nie zrobiła nic, by pozbyć się smogu. A toną w nim nie tylko duże miasta, ale - jak się okazało niedawno - również polska wieś. Tymczasem flagowy antysmogowy program PiS - Czyste Powietrze - na razie potyka się o własne nogi.

Przeczytaj także:

„Nie ma alarmu, nie ma problemu”

Tak napisała „Wyborcza”, trafnie komentując zaproponowane przez Ministerstwo Środowiska wysokości nowych norm smogowych, które szef resortu Henryk Kowalczyk ogłosił 5 kwietnia 2019 r.

Obecnie w Polsce normy dobowego stężenia pyłu PM10 - jednego z głównych składników smogu - wyglądają następująco:

  • 50 µg/m3 (poziom dopuszczalny);
  • 200 µg/m3 (poziom informowania) - w takiej sytuacji wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska powinny zadbać o to, by informacja stężeniu pyłu zawieszonego dotarła do jak największej liczby odbiorców; rekomenduje się, by osoby starsze, dzieci i kobiety w ciąży ograniczyły przebywanie na zewnątrz;
  • 300 µg/m3 (poziom alarmowy) - władze powinny podjąć specjalne działania na rzecz zmniejszenia smogu, tzn. nie tylko informować, ale również np. uruchomić centrum zarządzania kryzysowego, informować o zanieczyszczeniach, zawiesić lekcje w szkołach, czy ograniczyć ruch samochodowy.

Jak w wygląda w innych krajach, pokazuje poniższa grafika przygotowana przez Polski Alarm Smogowy:

Źródło: Polski Alarm Smogowy, źródło
Widać więc, że polskie normy smogowe i tak są obecnie najwyższe w Europie. A co zaproponował minister Kowalczyk? Obniżenie poziomu alarmowego z 300 na 250 a poziomu informowania z 200 na 150 µg/m3. Czyli zaledwie o... 50 µg/m3.

Tym samym całkowicie zignorował wskazania zespołu eksperckiego, w skład którego wchodzili uznani specjaliści, m.in. krajowy konsultant w dziedzinie zdrowia środowiskowego prof. Wojciech Hanke i alergolog dr Piotr Dąbrowiecki.

To grono pół roku pracowało nad ustaleniem wysokości nowych norm - dla pyłu PM10 zaproponowało poziom informowania na wysokości 60, a alarmowania - 80 µg/m3. Te propozycje poparło Ministerstwo Zdrowia.

Znacznie wyższe od proponowanych nowe progi alarmowe ogłoszone przez ministra Kowalczyka zbulwersowały też Andrzeja Gułę, który resortową propozycję nazwał „lekceważeniem oczekiwań społecznych".

„Zamiast wiarygodnych ostrzeżeń o zagrożeniu dostaniemy uspokajające słowa o braku alarmów smogowych w Polsce” - powiedział "Wyborczej".

Smog wiejski to również miejski problem

Tymczasem - jak się okazuje - smog nie jest tylko problemem dużych miast.

"Polska jest [...] jedynym państwem UE, gdzie wykazywany jest trend wzrostowy udziału pyłu PM10 na obszarach wiejskich"

- czytamy w opublikowanym 4 kwietnia 2019 r. raporcie "Wykorzystanie potencjału OZE w walce ze smogiem na obszarach wiejskich" przygotowanym na zlecenie Fundacji Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej. Z taką samą sytuacją mamy do czynienia również w przypadku rakotwórczego benzo(A)pirenu.

Jest jeszcze jeden problem na wsi - z monitoringiem zanieczyszczeń: "jakość powietrza na obszarach wiejskich jest badana sporadycznie z uwagi na ograniczoną ilość mobilnych stacji pomiarowych".

Raport wskazuje również na to, że wiejski smog to również miejski problem, ponieważ "napływ smogu z obszarów wiejskich można obserwować w każdym większym mieście wojewódzkim". Na przykład w Krakowie czy w Warszawie, w której jakość powietrza w centrum często jest lepsza niż na obrzeżach aglomeracji.

I choć procentowy udział emisji napływowych - jako że zależy od wielu zmiennych - jest trudny do określenia, to w Krakowie może wynosić 15 proc., a w Warszawie nawet 50 proc.!

"Zjawisko napływu emisji wskazuje, iż przeciwdziałanie zjawisku smogu na obszarach wiejskich może przynieść korzyści mieszkańcom nie tylko wsi, ale również miast" - czytamy w raporcie.

Czyste Powietrze wciąż brudne

Raport zaznacza, że na wsi chmury smogu mógłby rozwiać rządowy program „Czyste Powietrze” - zakładający dofinansowanie termomodernizacji budynków i wymiany pieców - ale na razie tak nie jest.

I trudno się dziwić, bo - jak pisaliśmy wcześniej w OKO.press - do końca lutego podpisano ponad 1 tys. umów z beneficjantami ze złożonych aż 35 tys. wniosków. To niewiele, jeśli program ma zmodernizować 4 mln budynków w ciągu 10 lat. By spełnić ten cel należałoby termomodernizować rocznie 400 tys. domów.

A na dodatek jego przyszłe finansowanie ze środków unijnych stoi pod znakiem zapytania, ponieważ UE w przyszłej perspektywie finansowej nie chce dokładać do pieców opalanych węglem, a Czyste Powietrze uwzględnia taką opcję.

W tym kontekście nie powinno też dziwić, że przygotowany przez Komisję Europejską „Przegląd wdrażania polityki ochrony środowiska 2019” w części dotyczącej Polski wystawia nam surową, ale sprawiedliwą ocenę.

„Nie odnotowano żadnych postępów w zakresie poprawy jakości powietrza. Wartości dopuszczalne dla cząstek stałych, benzo(a)pirenu i tlenków azotu nadal są przekraczane. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest spalanie niskiej jakości węgla w kotłach o niskim standardzie wykorzystywanych do ogrzewania domów jednorodzinnych” - czytamy w dokumencie.

Pozostaje iść do sądu

Skoro nie można od państwa oczekiwać skutecznej walki ze smogiem, to niektórzy wpadli na pomysł, by iść do sądu. Tak zrobiła aktorka Grażyna Wolszczak, która w grudniu 2018 r. pozwała Skarb Państwa i zażądała zadośćuczynienia na rzecz opiekującego się chorymi na raka stowarzyszenia Unicorn. Są przyznał jej rację, że jej prawo do oddychania czystym powietrzem zostało naruszone.

Sprawę wytoczył również aktor Lesław Żurek, żądając od państwa i samorządu Warszawy zadośćuczynienia w wysokości 5 tys. zł. Podobne pozwy złożyli też: aktor Jerzy Stuhr, dziennikarz Mariusz Szczygieł i aktorka Katarzyna Ankudowicz. Powstaje również pozew grupowy, do którego na stronie internetowej pozywamsmog.eu może dopisać się każdy Polak i Polka.

"Celem pozwu grupowego jest przede wszystkim przesądzenie o tym, że za szkodę i krzywdę członków grupy, powstałą albo mogącą powstać w przyszłości, a wynikającą z deliktu Skarbu Państwa, odpowiedzialność ponosi Skarb Państwa" - czytamy na stronie inicjatywy.

Takie rozstrzygnięcie ma otworzyć członkom postępowania grupowego drogę do uzyskania odszkodowania/zadośćuczynienia, w którym trzeba tylko wykazać jego wysokość. „W kolejnym procesie sądowym zadaniem sądu nie będzie więc udzielenie odpowiedzi na pytanie, CZY Skarb Państwa ponosi odpowiedzialność wobec członków grupy, a tylko ILE wynosi odszkodowanie/zadośćuczynienie należne członkom grupy od Skarbu Państwa".

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze