Rzecznik Konferencji Episkopatu przyniósł do studia TVN24 Konstytucję, żeby udowodnić, że nie wolno "wyrzucać religii ze szkół", czego zresztą nie postulują projekty Nowackiej i "Świecka szkoła". Jego zdaniem z ustawy zasadniczej wynika, że to państwo musi fundować kurs katolickiej tożsamości, na który nie ma wpływu i za który nie odpowiada. Tak nie jest
Rozmowa Konrada Piaseckiego z rzecznikiem Konferencji Episkopatu Polski ks. Pawłem Rytlem-Andrianikiem była zdumiewającym przykładem stosowania uników i polemizowania z propozycjami, których nie ma, a także zaskakująco chrześcijańską interpretacją Konstytucji.
Piasecki pytał, czy Kościół zgodziłby się na ponoszenie kosztów nauczania religii, tak jak postuluje ogłoszony w niedzielę 6 stycznia 2019 projekt ustawy o rozdziale Kościoła od państwa liderki Inicjatywy Polskiej Barbary Nowackiej, a także czekający w sejmowej zamrażarce od 2015 roku obywatelski projekt "Świecka szkoła".
W odpowiedzi rzecznik polemizował z tezą o "wyrzuceniu religii ze szkół". Wskazywał, że "tradycja polska jest taka, że religia zawsze była w szkole, od początku naszego kraju, z wyjątkiem około 40 lat czasów komunistycznych". I dalej:
Miejscem religii w naszej kulturze jest szkoła. Wyrzucanie religii ze szkoły jest wracaniem do czasów komunistycznych
Nieporozumienie polega na tym, że Nowacka nie chce "wyrzucenia" religii ze szkół. W zaproponowanej nowelizacji ustawy oświatowej mowa nawet, że "publiczne szkoły podstawowe i ponadpodstawowe mogą udostępniać bezpłatnie sale kościołom i związkom wyznaniowym na naukę religii w ramach zajęć pozalekcyjnych".
Nowacka nie zmienia de facto obowiązującego obecnie zapisu, że "publiczne przedszkola i szkoły podstawowe organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadpodstawowowe na życzenie bądź rodziców, bądź samych uczniów; po osiągnięciu pełnoletności o pobieraniu nauki religii decydują uczniowie".
Propozycja Nowackiej zawiera za to zasadniczą zmianę finansowania nauczania religii:
"Organizacja nauki religii, w szczególności wynagrodzenie osób nauczających religię, nie mogą być finansowane ze środków publicznych". Oznacza to, że Kościół nie ponosiłby kosztu wynajmu sal, ale musiał płacić katechetom i katechetkom.
Także projekt "Świecka szkoła" przygotowany w 2015 roku w środowisku Liberte (m.in. przez Katarzynę Lubnauer i Leszka Jażdżewskiego), pod którym zebrano 150 tys. podpisów, stanowi, że "publiczne przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie samych uczniów. Kosztów związanych z organizacją nauki religii nie można w części ani w całości finansować ze środków publicznych". Projekt został w 2016 roku skierowany do komisji edukacji, gdzie czeka do dziś na rozpatrzenie.
Nie jest zatem prawdą, że nauczanie religii w szkołach jest zagrożone, zagrożone są finanse Kościoła.
"Wyrzucenie religii ze szkół" wymagałoby zresztą zmiany Konkordatu zawartego między Watykanem a Polską w 1993 roku. W art. 12 stwierdza on, że "Uznając prawo rodziców do religijnego wychowania dzieci oraz zasadę tolerancji Państwo gwarantuje, że szkoły publiczne podstawowe i ponadpodstawowe oraz przedszkola organizują zgodnie z wolą zainteresowanych naukę religii w ramach planu zajęć szkolnych i przedszkolnych".
Projekt Nowackiej przewiduje też inne zmiany, które sprawią, że osłabnie presja na uczestnictwo w zajęciach z religii i ich wybór będzie bardziej niż obecnie wyrazem przekonań i potrzeb religijnych, a nie kalkulacji czy wygody:
Ks. Rytel-Andrianik przyniósł do studia TVN24 Biblię i Konstytucję. Z tej drugiej próbował czerpać argumenty na rzecz zachowania status quo. W chaotycznym wywodzie używał dwóch artykułów Konstytucji 53 i 70.
Jak widać, artykuł 53 Konstytucji gwarantuje rodzicom prawo do nauczania swoich dzieci religii, ale nie obliguje szkoły, by to organizowała.
Konstytucyjny zapis skupia się przy tym na ochronie praw osób niewierzących, co stanowi także troskę autorów propozycji zmian ustawy oświatowej. Chodzi o to, by niewierzące dziecko nie musiało np. na szkolnym korytarzu czekać aż skończy się lekcja religii, albo brać (biernego) udziału w modlitwie przed lekcją czy posiłkiem w stołówce.
Szkoła MOŻE, ale NIE MUSI umożliwiać edukację religijną i - oczywiście jako instytucja świecka - nie może jej prowadzić w formie katolickiej katechezy.
Celem "nauki religii" nie jest bowiem zdobycie żadnej wiedzy lecz - jak to opisuje dyrektor Biura Programowania Katechezy przy Komisji Wychowania Katolickiego KEP ks. Piotr Tomasik, budzenie wiary i tworzenie więzi młodego człowieka z instytucją Kościoła. Kolejno:
Rzecznik Episkopatu odczytał też Art. 70, p. 2 Konstytucji:
"Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna"
i uznał, że należy połączyć go z art. 53. Rodzice mają prawo do edukacji, a edukacja jest bezpłatna, czyli państwo musi za religię realizowaną przez Kościół płacić. Pochopny wniosek.
Zdaniem rzecznika zgłaszana propozycja [Barbary Nowackiej] "uderza w zasadę bezpłatnej edukacji". To nieporozumienie.
Projekt Nowackiej, podobnie jak "Świecka szkoła", nie wprowadza odpłatności dla rodziców za naukę religii.
Żaden z zapisów konstytucyjnych nie przesądza, że za religię - gdy jest nauczana na terenie szkoły - płacić ma państwo. Państwo musi ponosić koszty kształcenia w zakresie przedmiotów obowiązkowych, nauczanych zgodnie z przygotowaną przez MEN podstawą programową kształcenia ogólnego, ale niekoniecznie musi finansować naukę przedmiotów ponadobowiązkowych, w tym nauczania religii. Zwłaszcza, że
państwo nie ma wpływu na treści nauczane, na powoływanie i odwoływanie nauczycieli (katechetów), na merytoryczną ocenę zajęć. O tym wszystkim decydują władze kościelne.
I nie zmienia tego fakt, że - jak twierdził Rytel-Andrianik - w latach 2014-2015 aż 87 procent rodziców zapisało dzieci na lekcje religii. Rzecznik Episkopatu uznał nawet, że "Kościół tylko pomaga rodzicom. To rodzice chcą lekcji religii i rodzice i mają do tego konstytucyjne prawo".
Zapomniał dodać, że katecheza stanowi źródło utrzymania kleru.
Praktyka jest na ogół taka, że za inne zajęcia ponadobowiązkowe (np. dodatkowy angielski) płaci albo gmina albo składają się sami rodzice. Przypadek religii jest szczególny, bo liczba tych zajęć jest ogromna (dwie godziny lekcyjne tygodniowo od I do 12 klasy!) i ich koszt bardzo wysoki.
Gdybyśmy w Polsce mieli władze państwowe, które nie boją się konfrontacji z oczekiwaniami Kościoła, można by sobie wyobrazić
proces negocjacyjny, by rozwiązać kwestię finansowania dla chętnych nauki religii, przy czym wskazane byłoby radykalne zmniejszenie liczby zajęć, pozostawienie swobody wyboru miejsca (szkoła lub parafia - zwłaszcza dla starszych uczniów).
Oraz wypracowanie mechanizmu finansowania innego niż po prostu przeznaczanie takich środków (1,4 mld rocznie) na ogromny program "kształtowania tożsamości kościelnej". O skutkach często odwrotnych do zamierzonych.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze