Rzecznik Praw Dziecka stwierdził, że klaps to nie bicie. Poza tym jest dumny z tego, że jego ojciec dał mu w skórę tak, że nie mógł siedzieć. Zastrzega też, że nie wolno mylić „smyrania dzieci” ze złym dotykiem. Ale to nie wszystko, bo dochodzi niewiedza: Pawlak uważa, że w Polsce w ciążę zachodzi ok. 300 nastolatek rocznie (w rzeczywistości ok. 10 tys.)
Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka, udzielił wywiadu Magdalenie Rigamonti, w którym opowiadał o swojej pracy, ale także i swoich poglądach na takie kwestie jak edukacja seksualna, czy bicie dzieci.
Przyjrzeliśmy się dokładnie twierdzeniom Pawlaka z tej zdumiewającej rozmowy. Jakie poglądy na bicie dzieci może mieć Rzecznik Praw Dziecka? Okazuje się, że niekoniecznie zgodne z nauką i prawem.
Pawlak opowiada, że zdarza mu się jako rzecznikowi interweniować w sprawach sądowych. Przytacza typową wymówkę przemocowych rodziców - "że dziecko wypadło z łóżeczka" - gdy widać na jego ciele wielki siny ślad. Na prowokacyjną uwagę dziennikarki, że może to był klaps, Pawlak stwierdza, że klapsy takiego śladu nie zostawiają, a poza tym...
"Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie"
Polskie prawo zakazuje nie tylko bicia, ale stosowania kar cielesnych. A klaps jest taką karą. Kodeks rodzinny i opiekuńczy wyraźnie stanowi w art. 96(1):
„Osobom wykonującym władzę rodzicielską oraz sprawującym opiekę lub pieczę nad małoletnim zakazuje się stosowania kar cielesnych”.
Zakaz kar cielesnych - także lekkich, np. "klapsów" - zalecają także gremia międzynarodowe m.in. Komitet Praw Dziecka (organ monitorujący Konwencję o Prawach Dziecka ONZ), Rada Europy, Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Mikołaj Pawlak popiera zatem nielegalne klapsy, ale zaznacza, że jest przeciwnikiem bicia. Jak potrafi łączyć dwa sprzeczne stanowiska? Pawlak zaczyna wtedy ironizować, że niektórzy za przemoc mogą uznać podniesienie głosu albo... "posmyranie dziecka". W tym momencie wywiad wkracza w naprawdę niepokojącą fazę:
"Co to jest posmyranie?" - pyta dziennikarka.
"Przytulenie. Mnie się zdarza zasnąć przy dziecku. Nie można mówić, że to jest coś złego, że to zły dotyk" - odpowiada Rzecznik Praw Dziecka.
Dziennikarka: "Rozmawialiśmy o biciu. Uderzył pan swoich synów, dał pan klapsa?
RPD: "Chłopaki czasem dają w kość, ale nie uderzyłem ich. Jednak sam z estymą wspominam to, że dostałem od ojca w tyłek.
Dziennikarka: "Czułam, że będą tęsknoty za pruskim wychowaniem".
RPD: "Jeżeli polaliśmy bratu denaturatem nogę, a potem ją podpaliliśmy... Ojciec w porę zareagował. Tak że przez dobrą chwilę nie mogłem siadać".
Choć Mikołaj Pawlak uprzedzał, że jest przeciwny biciu dzieci i zaznaczał, że klaps, to nie bicie, to jednak lanie, w wyniku którego mały chłopiec "przez dobrą chwilę nie mógł siadać" jest nie tylko w porządku, ale - według Pawlaka - zasługuje na szacunek.
O komentarz do słów Mikołaja Pawlaka poprosiliśmy Grażynę Lewko, psycholożkę i psychotraumatolożkę, która zajmuje się konsultowaniem i leczeniem dzieci z doświadczeniem przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej.
"Jeśli ktoś jest przekonany, że można dać dziecku klapsa, to kiedy to chce robić?" - pyta Lewko. "Gdy dziecko jest zrozpaczone i nam to wykrzykuje? Czy wtedy, gdy jest na nas rozzłoszczone? Zbuntowane? Bo kazaliśmy mu przebywać z kimś, kogo nie lubi? Albo kiedy nie może zasnąć? Albo kiedy dostało dwójkę w szkole?".
"Klapsy daje ktoś, kto nie ma aparatu psychicznego do zrozumienia dziecka. Z perspektywy osoby, która zajmuje się dziećmi doświadczającymi przemocy, mogę powiedzieć, że ci dorośli, którzy je biją, nie radzą sobie z własną impulsywnością" - tłumaczy psycholożka.
"Klaps nie wychowuje, jest po prostu upokarzający. Z perspektywy dziecka to sytuacja upokorzenia. Nie sprzyja zrozumieniu swojego zachowania, emocji, tylko rozwija w dziecku strach. Dorosły, który daje dziecku klapsa, jawi mu się jako nieprzewidywalny, niegodny zaufania. Co więcej, dla dziecka taka sytuacja jest ogromnie dezorientująca.
Dziecko dostaje sygnał, że miłość, troska, jest związana z przemocą. I wtedy jest przyzwolenie na to, że ktoś powie: ale ja to robię z miłości. To jest to niebezpieczne połączenie, bo trenuje w dziecku przyzwolenie na złe traktowanie. To stąd są później te przypadki: ale on mnie bił z miłości"
- dodaje Lewko.
Wychwalanie klapsów jest niebezpieczne nie tylko dla dzieci, lecz także dla rodziców:
"Nie można mówić ludziom: bijcie dzieci, bo nie ma możliwości odróżnienia tego, co jest tylko klapsem, a co staje się czymś okropnym" - mówi psycholożka. "Każdy klaps jest niezwykle niebezpieczny, bo dorosłemu bardzo szybko włączają się własne traumatyczne przeżycia, które on idealizuje. Bo idealizuje rodziców. Myśli sobie, że wyrósł na człowieka, choć był źle traktowany".
Mikołaj Pawlak powtórzył również w wywiadzie to, co opowiada od kilku dni w innych mediach. Twierdzi, że Adam Bodnar postulował obowiązkową edukację seksualną w szkołach, ale zaczął się po cichu wycofywać z tego stanowiska, gdy RPD zwrócił mu uwagę, że to niezgodne z prawem.
To manipulacja. Prawdą jest, że RPO we wszystkich swoich stanowiskach zaznaczał, że zgodnie z obowiązującymi przepisami edukacja seksualna może być prowadzona w szkole jedynie za zgodą rodziców. Jednocześnie podkreślając, że jest zwolennikiem obowiązkowej edukacji seksualnej, ponieważ:
RPD i wielu prawicowych polityków ma inne zdanie na ten temat, ale stoi ono w sprzeczności z orzeczeniami choćby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. OKO.press pisało o tym już kilkukrotnie, między innymi w tekście: "Episkopat dostrzegł cechy totalitarne w warszawskiej Deklaracji LGBT+. Całkiem zbłądził"
ETPCz wypowiadał się w takiej kwestii w 2011 roku, gdy wydał wyrok sprawie obywateli Niemiec, którzy nie chcieli, by ich dzieci uczestniczyły w zajęciach z edukacji seksualnej (w Niemczech są obowiązkowe). Trybunał orzekł, że obowiązek ten nie pogwałcił ich prawa do wychowywania dzieci zgodnie z własnym sumieniem. Dlaczego?
Przede wszystkim zbadał materiały zajęć i uznał, że program edukacji seksualnej był wiedzą obiektywną, krytyczną i zapewniającą pluralizm. Trybunał zaznaczył, że nie doszło do naruszenia praw rodziców, bo nikt nie zabrania im wpajania dzieciom swoich wartości w domu. Co więcej, przekazywanie dzieciom wiedzy w szkole pozwala im rozwinąć swoje własne przekonania moralne oraz podejście do sfery seksualności.
Co ciekawe, Trybunał orzekł także, że uczestnictwo w tego rodzaju zajęciach sprzyja społecznej integracji. To sposób na uniknięcie tworzenia się odseparowanych, zamkniętych enklaw, napędzanych ideologią lub religią.
Polska prawica powołuje się na art. 48 Konstytucji RP: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”.
Zapomina o drugim zdaniu tego artykułu: "wychowanie dzieci nie może ograniczać ich wolności sumienia ani pozbawiać szansy na uformowanie swoich własnych przekonań".
RPD, który jest przeciwnikiem edukacji seksualnej, chwyta się wszystkim argumentów, by wykazać jej szkodliwość. Powraca w wywiadzie do swojego ulubionego ostatnio przykładu:
"Rzecznik [Adam Bodnar - przyp.red.] mówi, że edukacja seksualna zmniejsza liczbę nastoletnich ciąż. W Polsce jest ich 250-300. Z tym że więcej niż połowa ma więcej 16 lat, więc dostanie zgodę sądu rodzinnego na małżeństwo".
W Polsce jest 250-300 [nastoletnich ciąż rocznie - przyp.red.]
Następnie RPD opowiada, że Brytyjczyków jest tylko dwa razy więcej, a w Wielkiej Brytanii małoletnich ciąż "wciąż są tysiące" pomimo obowiązkowej edukacji seksualnej.
Trudno powiedzieć, skąd swoje informacje na temat nastoletnich ciąż bierze Rzecznik Praw Dziecka. Co roku w Polsce przychodzi na świat nie 250-300, ale od dziesięciu do kilkunastu tysięcy dzieci małoletnich matek. Małoletnich, czyli takich, które w dniu narodzin dziecka miały nie więcej niż 19 lat (a więc, z dużym prawdopodobieństwem, zaszły w ciążę przed 18 urodzinami).
Według rocznika demograficznego GUS liczba ta generalnie spada, ale jest kilkadziesiąt razy wyższa niż twierdzi Pawlak. W 2018 w Polsce urodziło się 10076 żywych dzieci nastoletnich matek. Dekadę wcześniej liczba ta wynosiła prawie 20 tys.
Jak wskazują opracowania naukowe, najliczniejsza część ojców dzieci z nastoletnich ciąż ma 20-24 lata. Rzecznik Praw Dziecka mógłby przyjrzeć się tym statystykom i wyciągnąć wnioski: bez edukacji seksualnej kilka tysięcy dziewczyn w Polsce zostaje matkami, bo ich jedynym źródłem informacji są dużo starsi koledzy, którzy mogą np. namawiać je na seks bez zabezpieczenia.
Takie aspekty problemu leżą jednak poza zainteresowaniem Rzecznika, który z ulgą wskazuje, że 16-latka w ciąży może już wziąć ślub. Owszem, prawo taką możliwość dopuszcza, ale w jaki sposób ma to być okoliczność rekompensująca nastoletnią ciążę? Co więcej, statystyka pokazuje, że im wcześniej zawarte małżeństwo, tym większe prawdopodobieństwo rozwodu.
Na tym jednak Rzecznik nie kończy swoich wywodów:
"W Polsce co dziesiąta 15-latka rozpoczyna współżycie, a w Wielkiej Brytanii i Szwecji co trzecia. To skutki seksualizacji dzieci. Dwadzieścia nastoletnich Brytyjek na sto poddaje się aborcji, w Polsce trzy".
Przypomnijmy - aborcja w Wielkiej Brytanii jest legalna, w Polsce - dozwolona w przypadku nieuleczalnych wad płodu i zagrożenia życia matki. Rocznie wykonuje się takich aborcji nie więcej niż 1000. Specjaliści szacują podziemie aborcyjne nawet na 80-100 tysięcy. Podawanie liczb "nastoletnich aborcji" nie ma żadnego sensu.
Co do inicjacji - z raportu WHO i Health Behaviour in School-aged Children za lata 2013-2014 wynika, że w Polsce inicjację seksualną ma za sobą 18,5 proc. piętnastolatek i 16 proc. piętnastolatków. Raport bada regularnie 43 kraje, a próba nastolatków, wśród których przeprowadza się ankietę (dotyczącą wielu aspektów - alkoholu, narkotyków itd.) wynosi kilka tysięcy osób. Jak wypada Polska na tle innych krajów?
W Wielkiej Brytanii to 18 proc. dla chłopców i 23 proc. dla dziewczynek. W Szwecji - 26 proc. dziewczynek, 24 proc. chłopców. Czy zatem edukacja seksualna podnosi ten odsetek?
Nie. W Szwajcarii, gdzie jest ona obowiązkowa od podstawówki, odsetek inicjacji piętnastolatków wynosi 13 proc. wśród dziewczynek i 17 proc. wśród chłopców. A to między innymi Szwajcarią straszą najczęściej prawicowe portale (słynny skandal z pluszakami w kształcie narządów płciowych ze szkoły w Bazylei). Wynik holenderskich piętnastolatków to z kolei - 16 proc. dla dziewczynek, 15 proc. dla chłopców.
Tym, co powinno spędzać Rzecznikowi Praw Dziecka sen z powiek, są inne statystyki, które wyłoniły się z tego badania. Na pytanie, czy podczas ostatniego stosunku seksualnego się zabezpieczali - "tak" odpowiedziało 80-82 proc. szwajcarskich piętnastolatków. Polskich - tylko 20-24 proc, co daje nam ostatnie miejsce wśród 43 badanych krajów.
Edukacja
Prawa człowieka
Mikołaj Pawlak
Rzecznik Praw Dziecka
Rzecznik Praw Obywatelskich
edukacja seksualna
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze