PiS się ugiął i zmienił złe prawo. Sejm przyjął nowelizację lex Szyszko, które doprowadziło do niekontrolowanej i masowej wycinki drzew w Polsce. Nowe przepisy ograniczą "rzeź" drzew, ale mają luki. Tylko szkoda, że przyjęto je tak późno i tyle drzew ucierpiało. I że dotyczą tylko drzew, ale już nie krzewów
Sejm w piątek 7 kwietnia 2017 znowelizował przepisy ustawy o ochronie przyrody. Zmiana prawa ma zatrzymać niekontrolowane wycinki na terenach prywatnych, o których od początku roku alarmowały media i organizacje ekologiczne. Obowiązujące od 1 stycznia 2017 przepisy zezwalały bowiem na usuwanie drzew z prywatnych posesji bez obowiązku zgłaszania tego stosownym organom.
Za uchwaleniem nowelizacji autorstwa PiS głosowało 226 posłów, przeciw było 192, a trzech wstrzymało się od głosu. Nowelę skierowano do Senatu.
Istotne jest to, że PiS ugiął się pod presją społeczną i zmienił złe prawo.
Posłowie wykorzystali cześć rozwiązań zaproponowanych przez ekspertów i społeczników skupionych wokół Instytutu Drzewa i stowarzyszenia MiastoDrzew.
Przepisy w obecnym kształcie powinny zatrzymać - a przynajmniej ograniczyć - "rzeź" drzew.
Ale uchwalone zmiany mają istotne wady. Uchwalono je zdecydowanie za późno. Szkód wyrządzonych przez lex Szyszko nie da się przecież naprawić. Ale też będą kolejne szkody - posłowie pochylili się na losem drzew, ale już nie krzewów.
Najważniejsze przyjęte poprawki do lex Szyszko w zakresie wycinki z terenów prywatnych to:
Cała nowelizacja to dobry krok, ale niektóre zapisy mogą generować problemy. Chodzi o punkty 3 i 6.
Dokonanie oględzin drzew zgłoszonych do usunięcia może się nie udać w ciągu 14 dni, np. gdy urzędników będzie niewielu, a zgłoszeń wiele.
Z proponowanych przepisów nie wynika też wprost, czy bez oględzin drzewa usunąć nie można. Mowa jest tylko o tym, że dany urząd ma obowiązek w ciągu 14 dni przeprowadzić oględziny. Może być tak, że urzędnicy "nie wyrobią się" w ciągu dwóch tygodni. Wydaje się, że wtedy będzie można wycinać, choć oględzin nie było.
Nie każda działalność gospodarcza, której warunkiem jest oczyszczenie terenu z roślinności, wymaga pozwolenia na budowę. Organizacja pozarządowe podawały przykład płatnego parkingu.
W tym przypadku nie jest jasne, czy konieczne będzie uiszczenie opłaty administracyjnej. Jej wysokość ustala się na podstawie danych zawartych w protokole z oględzin.
Zapis o pięciu latach od oględzin, które trzeba odczekać, żeby wystąpić o pozwolenie na budowę, jest oczywiście próbą zatrzymania wycinki "pod dewelopera". To jakaś bariera, ale z pewnością nie zatrzyma tych, którzy gotowi są wycinać i zaczekać, by teren sprzedać po pięciu latach.
Z niezrozumiałych powodów, nowelizacja zakłada obowiązek zgłaszania zamiaru wycinki tylko i wyłącznie drzew. Pierwsza wersja zmiany ustawy (z 3 marca) zakładała, że stosowne organy powinny być również informowane o usuwaniu krzewów.
To chyba jej największa słabość noweli. W praktyce oznacza to, że dalszą niekontrolowaną wycinkę zakrzewień. Drzewa mogą "czuć się" bezpiecznie, ale krzewy wciąż nie.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze