0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.pl 1.12.2025 Krakówfot. Jakub Wlodek / ...

Idą na pogrzeb. Do wycieraczek samochodowych przywiązali czarne wstążki, na szybach nakleili klepsydry i ruszyli kolumną aut. Kondukt wiódł przez Myślenice, Siepraw, Mogilany, Świątniki Górne, aż do Krakowa. To tamtędy może przebiegać nowa droga – bodaj najbardziej znienawidzona trasa w Polsce. Ubrane na czarno kobiety, z oczami zasłoniętymi ciemnymi okularami, zdążyły jeszcze zapłakać nad symboliczną trumną. „Odszedł bez żalu z naszej strony. Opatrzony szeregiem uwag” – czytamy na zawieszonej przed budynkiem Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) klepsydrze.

Tak wyglądała symboliczna żałobna ceremonia nowego odcinka trasy S7 – a konkretnie dotyczącej go „nierzetelnej” dokumentacji. Wcześniej były regularne blokady Zakopianki, całonocne czuwanie w kościele czy akcja wywieszania banerów na ogrodzeniach domów. Małopolanie walczą, bo nie chcą u siebie południowego odcinka drogi ekspresowej, która przechodzi przez ich gminy. Domy jednych zostaną zrównane z ziemią. Inni zyskają sprawny dojazd do Nowego Targu, Krakowa, Warszawy i Gdańska. Ale nie ma nic za darmo: ceną jest wielopasmowa droga szybkiego ruchu oglądana z okien domu, uniemożliwiająca dojście do szkoły, sklepu czy sąsiada.

S7, czyli niedokończona robota

S7 można by było nazwać „asfaltową Wisłą”. Połączy Pomorze z Podhalem, północ z południem. W większości jest już gotowa. Jedziemy nią na przykład z Warszawy do Krakowa. Ale na stolicy Małopolski droga się urywa. Na południe od miasta brakuje około 30 kilometrów. To trasa między Krakowem a 17-tysięcznymi Myślenicami, której przejazd rzadko zajmuje mniej niż godzinę. By przebyć ten dystans, trzeba przebić się przez zatłoczony fragment Zakopianki – kręty, usiany przejściami dla pieszych, poprzecinany skrzyżowaniami i sygnalizacją świetlną.

S7 ma być dla niej alternatywą, „stara” Zakopianka ma przejąć lokalny ruch. Ekspresówka mogłaby zostać otwarta w 2040 roku. W wielu miejscach na takie drogi czeka się z nadzieją. Ale nie tutaj.

Droga na południe od Krakowa musi wbić się w gęsto zaludnione tereny. Każdy z zaproponowanych jesienią przez GDDKiA wariantów (jest ich sześć) wiąże się z wyburzeniami. Najbardziej optymistyczny scenariusz przedstawiony przez drogowców mówi o 170 domach przejechanych przez buldożery.

A ekspresówka, jakkolwiek by jej nie poprowadzić, podzieli wsie i miasteczka na pół. Jeśli rozpoczynająca się węzłem na autostradzie A4 trasa nie przetnie Mogilan, może przejść przez Siepraw. Jeśli nie przetnie Sieprawia, przejdzie przez Świątniki Górne lub miejscowości w gminie Wieliczka. Trzy warianty prowadzą przez gminę Mogilany.

mapa przedstawiająca przebiegi drogi S7
Mapa wariantów drogi przebiegających przez gminę Mogilany. Źródło: GDDKiA

Każdy wariant jest zły, projekty trzeba wyrzucić do kosza i zacząć od początku – twierdzą protestujący. Ramię w ramię z mieszkańcami protestują sołtysi, burmistrzowie, prezydenci miast – niezależnie od barw politycznych. Protestuje Jarosław Szlachetka, burmistrz Myślenic z PiS i Aleksander Miszalski, prezydent Krakowa z KO.

Sprzeciw wyrażają ci, którzy będą musieli się wynieść i rozpocząć nowe życie gdzie indziej. Ale i ci, którzy na tej poszatkowanej drogą ziemi pozostaną – bez odszkodowania, za to z widokiem na ekrany akustyczne i pędzące w góry auta.

„I znalazł się głupi, co tę drogę tutaj zbuduje”

Mieszkańcy są wściekli. A urzędnicy stwierdzili, że spróbują ich wysłuchać. W grudniu spotkali się z nimi we wszystkich sześciu gminach, przez które mogłaby przejść droga. Każde ze spotkań trwało po 10 godzin w dwóch turach. Wszędzie kipiało od emocji.

„22 lata temu budowałam tutaj dom. Pytałam w gminie, czy istnieje ryzyko, że mi ten dom zburzą. Patrzyli na mnie jak na wariatkę. Usłyszałam, że nikt nie będzie taki głupi, żeby jedną drogę budować koło drugiej. Ile pieniędzy, ile serca włożyłam w ten dom, to tylko ja wiem. I co? I znalazł się głupi, co tę drogę tutaj zbuduje. Tylko nie wiem, czy to on głupi, czy ja, że uwierzyłam” – mówi nam mieszkanka wsi Włosań.

Wychodzi z Urzędu Gminy w Mogilanach, gdzie odbywa się przedostatnie z serii spotkań konsultacyjnych, zaplanowanych przez drogowców na pierwszą połowę grudnia.

„Ironia losu” – mówi nam kolejna z mieszkanek, Karina Grygierek. „Dziesięć lat temu spakowaliśmy się i całą rodziną wynieśliśmy z Krakowa pod miasto, do Konar. Marzyliśmy o ciszy i spokoju. I co? I teraz będę miała za oknem drogę szybkiego ruchu i szum pędzących aut przez całą dobę. Hałas większy, niż kiedy mieszkaliśmy w mieście”.

Auto na aucie

Mogilany leżą na wzgórzu. Stojąc na niewielkim rynku, z jednej strony można spojrzeć na malowniczą panoramę Tatr. Z drugiej widać Kraków. Kilkaset metrów na zachód stąd przebiega „stara” Zakopianka. W szczycie sezonu potrafi przejechać nią 75 tysięcy aut na dobę. Auta jadą szybko, mimo zakrętów i przejść dla pieszych puszczonych przez czteropasmową drogę. Przez lata droga nazywana bywała „zabijanką”. Drogowcy doświetlili przejścia i zbudowali kładkę, ale dopiero po protestach.

Nieopodal mieszkańcy i urzędnicy próbują prowadzić dialog. Ci pierwsi starają się przedstawić plany na budowę drogi S7. Mieszkańcy mają je dokładnie przestudiowane, siedzą nad nimi od tygodni. Przyszli zaapelować o wstrzymanie prac: argumentami, prośbą, ale i krzykiem.

„O ósmej rano, to już nie było jak przejechać, auto na aucie” – mówi nam pracownica pobliskiego sklepu. Zza ciasno zaparkowanych samochodów wystają banery.

„Nie dla S7 przez południe!”, „Protestujemy razem” – widać na dużych, żółtych płachtach, rozwieszonych na ogrodzeniach. Identyczne banery wiszą nie tylko w Mogilanach, ale i Konarach, Świątnikach Górnych, Sieprawiu, Krzyszkowicach. Im dalej od proponowanych wariantów drogi, tym jest ich mniej. Praktycznie nie widać ich na przykład w Zakliczynie, choć graniczy z Sieprawiem, czy Myślenicach, które z Zakopianką i rozpoczynającą się na południu miasta S7 żyją od lat.

IMG_20251210_120833571_HDR
Banery na płocie przy Urzędzie Gminy Mogilany. Fot. Marcel Wandas

S7, czyli „gorzej niż wojna”

Transparenty, banery, a nawet dziecięce rysunki widać też w budynku urzędu. Przekaz wszystkich jest jasny: 14-tysięczna gmina Mogilany S7 nie chce. Urząd ma wielkość średniej, wiejskiej szkoły. Wewnątrz nie ma gdzie igły włożyć, choć jest środa, godziny pracy. Masą ludzi sprawnie kieruje ekipa działaczy lokalnego stowarzyszenia przeciwko S7, ubrana w żółte kamizelki, odpowiednio oklejona. Działacze zbierają podpisy pod petycją przeciwko budowie drogi, rozdają ulotki.

Nerwy na sali puszczają szybko. Jedna osoba apeluje o opiekę medyczną i psychologiczną dla mieszkańców gminy – bo, jak mówi, ludzie są załamani. Opieka prawna już im przysługuje – darmowe porady zapewnia wójt gminy.

„Skała inwestycji w tej małej gminie jest bez precedensu. Zakopianka, S7 i kolej. Gdzie między tym utrzymać domy? Jak prowadzić normalne życie?” – pyta. I rzeczywiście: po powstaniu nowej drogi przyjdzie czas na linię kolejową z Krakowa do Myślenic, która również ma przeciąć gminę. Pierwsza łopata ma zostać wbita w 2028 roku.

Atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, mieszkańcy coraz mocniej ścierają się z urzędnikami.

Drogowcy wymagają, by każdy z mieszkańców się przedstawił. To wywołuje bunt. „A gdzie RODO?” – słychać z sali. Urzędnicy wyłączają nagłośnienie, mieszkaniec gminy zaczyna więc krzyczeć. „Nie dam się zastraszyć!” – dodaje. I bez mikrofonu słychać go wyraźnie.

„To jest gorzej niż wojna. My nie będziemy mogli się dostać do lekarza, do urzędu, do szkoły. Nigdzie. Będziemy musieli jechać objazdem, przez kolejne kilometry do sąsiednich wsi, do Głogoczowa albo do Libertowa i dopiero przejechać zawrócić tu, do Mogilan. Dzieci nie będą miały jak ze szkoły wrócić. To jest bombardowanie mojej miejscowości” – mówi podniesionym głosem wzburzona, starsza kobieta.

A może aut wcale nie będzie więcej?

Protestujący z goryczą w głosie mówią o tym, jak S7 wpłynie na ich życie: oddzieli od sąsiadów, przejedzie 100 metrów obok szkoły, zniszczy krajobraz, skaże na nadkładanie drogi. Urzędnicy najczęściej nie mają na to dobrej odpowiedzi.

Przyznają, że życie w Mogilanach może się zmienić, ale nie ma wyjścia: być może nie tu, ale droga powstanie. Zakopianka jest zapchana, a ruch będzie tylko rósł.

Powstaje też Beskidzka Droga Integracyjna, czyli ekspresowa S52, która ma połączyć się z S7. Przez nią w stronę Krakowa pojadą kolejne tysiące samochodów, a „stara” Zakopianka zupełnie się zatka – argumentują urzędnicy. Mieszkańcy się przyzwyczają, wielu dostanie dobre odszkodowania, ułożą sobie życie gdzie indziej (choć za wcześnie, by podawać konkretne kwoty). Wypowiedzi urzędników raz za razem przerywa krzyk mieszkańców.

baner przeciwko S7 w sali UG Mogilany, w środku tłum
Wnętrze sali obrad Urzędu Gminy w Mogilanach podczas konsultacji z GDDKiA. Fot. Marcel Wandas

„Polska się wyludnia, może samochodów nie będzie przybywać?” – odbijają protestujący. „A może ludzie zaczną wybierać pociągi i autobusy, nie będą chcieli wszędzie jeździć autem?” – próbują tłumaczyć.

Po pewnym czasie emocje nieco opadają, pojawia się więcej pytań o konkrety. Na przykład o to, jak GDDKiA planuje budować drogę na osuwiskach, co może zwiększyć koszty ponad założenia drogowców. Odpowiedź: rzeczywiście są takie plany, ale sobie poradzimy, już to robiliśmy.

Ktoś zauważa, że S7 może jeszcze mocniej zakorkować południe Krakowa, gdzie przecież mieszkańcy okolicy dojeżdżają do pracy, szkoły, załatwiać swoje sprawy. Odpowiedź: to już sprawa krakowskiego magistratu, nie mamy wpływu na miejski układ dróg.

Protestujący pytają też o wyburzenia (według nich po korektach może być ich więcej, niż wskazywała pierwotna dokumentacja). Zarzucają szefowi krakowskiej GDDKiA stronniczość, bo wskazał wariant E, przez Mogilany, jako najkorzystniejszy (choć sam dyrektor Ostrowski w rozmowie z nami twierdzi, że nie wpływa to w żaden sposób na decyzję).

Przeczytaj także:

„Urzędnicy odpowiadają frazesami, mówiąc o podstawach: na przykład o tym, czym jest droga ekspresowa. Praktycznie na żadne pytanie nie odpowiedzieli wprost: tak lub nie. A padały konkretne zarzuty” – mówi nam Justyna Piechnik, jedna z liderek oporu wobec S7 w Mogilanach. Wcześniej przez niemal dwie godziny cierpliwie wyliczała, jak nowa droga wpłynie na życie mieszkańców gminy.

W kleszczach dwóch ruchliwych dróg. I kolei

Zbigniew Klimończyk, pracownik urzędu, który przewodniczy komisji ds. zaopiniowania S7 w gminie Mogilany: „W jednym z punktów w odległości jednego kilometra gmina będzie przecięta trzy razy. Najpierw Zakopianka, potem 300 metrów i ekspresówka, 300 metrów i kolej. A między nimi domy” – mówi urzędnik. Jak dodaje, życie jest trudne już z istniejącą drogą.

„Mamy na przykład drogę serwisową przecinającą drogę gminną. Przez to trzeba jechać po dwa – trzy kilometry, żeby przejechać tunelem i ją ominąć. Niby niedużo. Tyle że wykonawca nie zaprojektował przejść dla pieszych. Wyobraża sobie pani codzienne nadkładanie kilometrów, żeby odprowadzić dziecko do szkoły? Tak poszatkowana będzie cała gmina” – załamuje ręce.

Mapa przygotowana przez protestujących, pokazująca układ wariantów przechodzących przez gminę Mogilany

„Piec wymieniłam, żeby było eko. Nie palę drewnem, żeby oddychać zdrowym powietrzem, a nie smogiem. No to teraz będę mieć samo zdrowie. Ze spalinami pod oknami!” – krzyczy do nas wzburzona mieszkanka Mogilan, kolejna, którą udaje nam się zagadnąć o drogę. W emocjach nie chce się przedstawić, w pośpiechu wychodzi z urzędu.

Salę opuszcza też pani Marta. „Pochodzę z Lusiny w gminie Mogilany, tu mieszka mój brat i kochana szwagierka. Babcia siedzi w Gaju, ja mam dom w Swoszowicach. S7 ma mi przechodzić pod oknem. Protestowałabym, ale jeśli wybiorą inny wariant, to zniszczą działkę babci. Albo ukochanej szwagierce, co z nią po górach chodzę” – opowiada z rezygnacją w głosie. „Najgorsza jest ta niepewność. Droga powstanie za 10-15 lat. To, że dziś dom nie jest przeznaczony do rozbiórki, nie oznacza, że nie będzie zniszczony w ogóle. Mamy więc żyć w takiej niepewności nie wiedząc, czy jest sens choćby drzewo posadzić?”.

Rozwiązanie: wariant „zero”

W Mogilanach chcieliby, żeby GDDKiA przeanalizowała jeszcze inne warianty, skrajnie wschodni i skrajnie zachodni, które zaczynałyby się na autostradzie A4 w Skawinie lub okolicach Niepołomic. GDDKiA twierdzi, że to warianty drogie i swojego zadania nie spełnią. Będzie zbyt mały ruch. Mieszkańcy mają na to inną odpowiedź: wariant „zero”, czyli stopniową modernizację istniejącej drogi, z wypuszczeniem ruchu lokalnego na drogi serwisowe, prowadzące wzdłuż Zakopianki.

„Możliwe, że to by wystarczyło, a S7 z punktu widzenia potrzeb transportowych okazałaby się niepotrzebna” – mówi nam Piotr Sawiec, radny gminy Mogilany. Sam mieszka w Gaju. Półtora kilometra od „starej” zakopianki, 500 metrów od jednego z wariantów ekspresówki. Jak mówi, razem z dwoma tysiącami ludzi może znaleźć się w potrzasku pomiędzy starą a nową drogą.

„GDDKiA argumentuje, że potrzebujemy nowej drogi na podstawie modelowania ruchu na 2040 rok. To spekulacje. Urzędnicy nie wiedzą nawet, jak będzie wyglądał ruch po domknięciu ringu wokół Krakowa i otwarciu węzła Mistrzejowice na obwodnicy. Nie ma też podstaw, by mówić, że w wyludniającym się kraju za 15 lat ruch wciąż będzie się zwiększał. Nie będzie też większego ruchu ze strony Słowacji, bo ruch przeniesiony jest na S1” – zauważa Sawiec.

S7? „Na szczęście nie mój problem”

„Ja powiem tak: cieszę się, że to nie mój dylemat. Że ta droga nie idzie obok mnie” – słyszymy od ekspedientki w mięsnym, naprzeciwko urzędu. Wychodzimy z dusznej sali, żeby rozejrzeć się po okolicy, pierwsza tura spotkania dobiega już końca. „Ale to jest tutaj numer jeden. I nie ma się co dziwić: ludzie jeszcze kredytów nie spłacili, domy wystawili nowe, a tu przychodzi pismo, że zaraz zburzą pod drogę” – dodaje.

„Sercem jestem z nimi. Ale sama jeżdżę samochodem. I stoję po godzinę, półtorej, w korkach, żeby dojechać do Krakowa do pracy. Autobusy są, ale rzadko i stoją w tych samych korkach. Droga powstać musi, nie ma tu rozwiązania, które zadowoli każdego” – mówi nam pani Aleksandra, energiczna 50-latka, którą o trasę pytamy przy jednym z pobliskich przystanków.

Ojcowiznę trudno oddać

Z rynku w Mogilanach przejeżdżamy dwa kilometry, pod Lewiatana w Konarach (1200 mieszkańców). To rzut beretem do Sieprawia, zaraz za skrzyżowaniem zaczyna się gmina Świątniki Górne. Ze sklepu wychodzi 50-latka z torbami zakupów. Podpytujemy: „Słyszała Pani o protestach?”.

„Tak, mój dom idzie do wyburzenia w dwóch wariantach” – słyszymy w odpowiedzi. Pani Danuta opowiada nam, że mieszka we Włosań (1100 mieszkańców), wśród lasu. Uczy w lokalnej szkole.

„Nie chciałaby pani odszkodowania? Urzędnicy mówią, że będą niezłe” – dopytujemy.

„Lata temu mówiłam już, że jeśli miliony by nam dawali, to się stąd nie wyniosę. Działkę dostałam od taty, on od swoich rodziców. Całe lata jest w naszej rodzinie. Wychodzę przed dom i widzę Tatry. Żadne pieniądze mi tego nie zrekompensują” – mówi.

S7 to dramat dla całej jej rodziny – bo zniknie też dom siostry. „A prawdziwy pech to chodzi za moim sąsiadem. Wyprowadził się z Głogoczowa, bo tam wyburzają jego dom pod drogę serwisową dla Zakopianki. Dopiero co fundamenty wylał. I nie wie, co robić dalej, bo jego nowy dom też może iść do wyburzenia” – dodaje.

„W mojej klasie na 18 dzieci zostanie siódemka. Wiedzą państwo, że one nam płaczą na lekcjach? Boją się, że jak się będą musieli przenieść, to zostaną bez kolegów” – dodaje Danuta.

Walka o wspólne dobro

Nie dla każdego walka z S7 jest równie ważna, nie wszystkich mieszkańców w ogóle obchodzi. Pewne jest jednak, że w sali wiejskiego urzędu czuć było autentyczne emocje ludzi, którzy walczą o wspólne dobro: nie tylko o swój dom, ale i możliwość spotkania z sąsiadem, bezpieczną drogę dziecka do szkoły i całej rodziny do kościoła. Drogowcom należy podziękować za to, że się do siebie zbliżyliśmy – zwierza się Karina Grygierek, mieszkanka Lusiny, która dekadę temu wyprowadziła się tu z Krakowa. Dodaje:

"Śmieję się przez łzy, ale ja nigdy tutaj takiego zaangażowania nie widziałam. Ludzie przychodzą cały czas, są za sobą, bronią się nawzajem. I to nie tylko o swój dom, ale też o dom sąsiada.

To jest piękne, że w końcu walczymy o swoją wieś, swoją gminę i okolicę".

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.

Na zdjęciu Angelika Pitoń
Angelika Pitoń

Dziennikarka OKO.press. Pisze o prawach pracowniczych, lokatorskich i sprawach społecznych. Absolwentka Szkoły Praw Człowieka przy HFHR. Finalistka nagrody im. Dariusza Fikusa za dziennikarstwo najwyższej próby, Pióra Nadziei Amnesty International czy Korony Równości Kampanii Przeciw Homofobii. W latach 2017-2025 związana z "Gazetą Wyborczą".

Komentarze