0:00
0:00

0:00

"Podczas budowy odcinka drogi ekspresowej S7 pod Miechowem narażone są siedliska chomika europejskiego, który jest gatunkiem zagrożonym. Inwestor ignoruje głos ekologów i lokalnej społeczności. Postanowiłam wystąpić do KE z interpelacją poselską w tej sprawie" - napisała na Twitterze Sylwia Spurek, europosłanka Wiosny do Parlamentu Europejskiego.

Na polityczkę rzuciły się prawicowe media, przypominając (i wykpiwając) przy okazji jej inne interwencje w sprawie zwierząt:

  • "Sylwia Spurek nie daje o sobie zapomnieć. Po »gwałconych krowach« wzięła się za chomiki" ("Najwyższy Czas!");
  • "Wystąpienia Spurek regularnie stają się »hitami«, jak jej walka o prawa łososia wykorzystywanego w daniach wegetariańskich w Parlamencie Europejskich" (niezalezna.pl);
  • "Ta Pani naprawdę ma w swojej pracy priorytety!" (TV Republika).

Spurek na Twitterze skrytykował też Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris. "W ten sposób chomik europejski staje się kolejnym europejskim frontem wojny opozycji z polskim rządem. Tym razem konsekwencje wojny odczują krakowianie. Z pewnością docenią troskę @SylwiaSpurek" - napisał.

Tymczasem sprawa jest całkowicie poważna, ponieważ chomik europejski w Polsce jest gatunkiem ściśle chronionym. I żeby zniszczyć choć jedną jego norę, trzeba mieć pozwolenie dyrekcji ochrony środowiska.

A zdaniem Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, która pierwsza upomniała się o los tego gryzonia, podczas budowy odcinka drogi S7 pod Miechowem zniszczono już już część siedlisk.

Przeczytaj także:

Chomik na krawędzi

Chomik europejski (Cricetus cricetus) jest największym z żyjących chomików. Waga dochodzi do 700 g, a jego ciało - nie licząc ogona - może osiągać długość blisko 35 cm. Czyli całkiem sporo jak na większość żyjących gryzoni.

Ma krępą budowę ciała: krótkie, uzbrojone w pazurki kończyny kontrastują z wydłużonym korpusem. Po bokach głowy ma słynne chomicze "worki" - torby policzkowe - które wypycha pożywieniem, by przenieść je na dłuższych dystansach. Sierść na grzbiecie brązowa, brzuch czarny, okolice nosa i poliki białe.

Samotnie żyje w norach, nie tworzy społeczności. Pierwotnie jego domem były stepy, ale przystosował się do życia w pobliżu człowieka. I z czasem dorobił się łatki "szkodnika" rolniczego i zaczęto go zwalczać.

Zresztą nie tylko w naszym kraju, ale również np. w Niemczech. W latach 40. i 50. ubiegłego wieku zabijano ich tam 4 mln każdego roku. Byli nawet profesjonalni chomikołapowie, którzy swoje usługi oferowali w innych krajach Europy.

"Istnieje wiele przyczyn zanikania tego gatunku, jednak zdaniem naukowców to właśnie masowe zabijanie przez człowieka jest jednym z najważniejszych na terenie Europy" - powiedziała "Wirtualnej Polsce" prof. Joanna Ziomek z UAM, badaczka tych zwierząt.

Szacunki mówią, że do 2005 roku zasięg terytorialny gatunku w Polsce zmniejszył się o 75 proc. Chomik europejski w naszym kraju stanął na krawędzi wymarcia. Dlatego w 2011, decyzją ministra środowiska, trafił na listę zwierząt ściśle chronionych.

"Oszacowano, że gatunek jest skazany na zagładę do 2030 roku, jeśli nie podejmiemy zdecydowanych działań ochrony czynnej" - powiedziała prof. Ziomek. Dziś chomików w Polsce się nie zwalcza, ale przywraca środowisku. Taki program reintrodukcji jest prowadzony w Jaworznie (woj. śląskie).

Koparką w chomika

Jednym z najbardziej oczywistych niebezpieczeństw dla chomików - a w zasadzie to wszystkich gatunków, tych zagrożonych i nie - są drogi. W szczególności takie jak wspomniany odcinek drogi ekspresowej S7 pod Miechowem, a konkretnie: między Szczepanowicami a Widomą.

Plan S7 pod Krakowem z oznaczonym fragmentem Szczepanowice - Widoma, gdzie występuje chomik europejski.
Właśnie tam Pracownia na rzecz Wszystkich Istot naliczyła 55 zasiedlonych nor chomika europejskiego.

Organizacja przygotowała raport i zaalarmowała o tym inwestora, czyli Generalną Dyrekcję Krajowych Dróg i Autostrad (GDKDiA). Zaapelowała o wstrzymanie robót do maja, kiedy gryzonie wyjdą z nor po zimowej hibernacji. A także przeprojektowania drogi w sposób, który zadba o bezpieczeństwo chomików: dodania przejść pod trasą i montażu siatek, dzięki którym gryzonie nie będą wchodzić na nawierzchnię, gdzie grozi im rozjechanie.

Instytucja zignorowała i raport, i apel, bo prace budowlane ruszyły w drugim tygodniu września 2019 roku.

GDDKiA przystąpiła do informacyjnego kontrataku: przypomniała, że przeprowadzona uprzednio na jej zlecenie inwentaryzacja przyrodnicza nie stwierdziła obecności chomików na tym odcinku. Znaleziono jedynie dwie niezamieszkałe nory. A podczas prac budowlanych nikt chomika nie widział.

Pracownia na rzecz Wszystkich Istot opublikowała nagranie z fotopułapki pokazujące - wbrew deklaracjom GDKDiA - żyjącego tam chomika. Złapała również jednego w żywołapkę, udokumentowała to i wypuściła go. Po starcie robót doliczyła się kolejnych 14 zasiedlonych nor.

Przyparta do ściany GDKDiA przeprowadziła ponową inwentaryzację i... doliczyła się 50 nor.

Sprawdza, czy są zamieszkałe. Instytucja obiecała, że jeśli znajdzie w nich chomiki, to zostaną one przeniesione w inne miejsce. O zgodę na to wystąpiła do RDOŚ (nie została jeszcze rozpatrzona).

"O tej porze roku trudno już zrobić inwentaryzację, bo chomiki szykują się do zimowego snu. W norach, które są na głębokości od 50 cm do 2 metrów, zgromadziły zasoby, zasklepiły wejścia, duża ich część mogła już pójść spać" - komentował dla portalu gazeta.pl Radosław Ślusarczyk.

Według informacji przekazanych OKO.press przez Pracownię, zostało już zniszczonych 16 nor chomików.

Organizacja wysłała już do Komisji Europejskiej (KE) pismo w tej sprawie. Przygotowywana jest również skarga do KE.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze