Sąd Okręgowy w Warszawie podtrzymał decyzję sądu rejonowego, który umorzył postępowanie przeciwko 44 osobom w sprawie „blokowania jezdni”, czyli wykroczenia z art. 90 kw. Protestujący po raz kolejny wygrywają w sądzie z policją, ale nie szczędzą gorzkich słów. „To nękanie prawem. Próba przedstawienia nas jako awanturników, napiętnowania” - komentują
Komenda rejonowa policji Warszawa Śródmieście od roku próbuje doprowadzić do ukarania aż 44 osób w związku z demonstracjami w grudniu 2017 roku. Jak zazwyczaj w podobnych sytuacjach, zdaniem funkcjonariuszy dopuścili się oni wykroczenia z art. 90 kodeksu wykroczeń, czyli blokowania jezdni.
Sąd Rejonowy Warszawa - Mokotów umorzył postępowanie 18 grudnia 2018 roku. Sędzia Biliński argumentował wtedy:
„Komendant rejonowy policji Warszawa I wystąpił o ukaranie 44 osób z artykułu 90 kodeksu wykroczeń za to, że 9 grudnia 2017 roku w godzinach od 19 do 21, idąc ulicami Warszawy tamowały i utrudniały ruch na drogach publicznych. Z zeznań i notatek służbowych funkcjonariuszy, dołączonych do wniosków o ukaranie, wynika, że zgromadzenie zostało zorganizowane spontanicznie w związku z uchwaleniem w Sejmie ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, a także z dymisją premiera. Demonstranci przemieszczali się spod Sejmu w kierunku siedziby partii rządzącej. Zgromadzenie spontaniczne nie zostało rozwiązane przez policję zgodnie z zapisami ustawy Prawo o Zgromadzeniach”.
Sędzia podkreślał, że nie da się zorganizować pochodu tak, by nie utrudnić w jakiś sposób płynności ruchu drogowego. A ponieważ zgromadzenie nie zostało rozwiązane oraz przebiegało pokojowo, cały czas podlegało ochronie.
Komendant rejonowy policji złożył zażalenie na postanowienie o umorzeniu. Jego zdaniem sąd, z powodu braku materiałów dowodowych, błędnie ustalił, że zgromadzenie było zgromadzeniem spontanicznym. Do zażalenia dołączono trzy kserokopie dokumentów – zgłoszeń zgromadzeń przewidzianych w tym dniu.
Pełnomocnik kilkorga obwinionych, mecenas Radosław Baszuk wnioskował o utrzymanie umorzenia postępowania i nieuwzględnienie środka odwoławczego policji. Przypomniał ustalenia faktyczne Sądu Rejonowego:
„Podczas posiedzenia Sejmu 7 grudnia 2017 przedmiotem obrad były ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Tego samego dnia Beata Szydło złożyła rezygnację. W związku z tymi wydarzeniami obywatele postanowili przejść spod Sejmu pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości. Funkcjonariusze zabezpieczający pochód szli chodnikiem, blokując przejście. Obywatele szli fragmentem jezdni, skandując hasła: »Chcemy Prawa i Sprawiedliwości«, »idziemy po Prawo i Sprawiedliwość« oraz »hańba« [...] Policja otaczała obywateli coraz ciaśniej, nie pozwalając im opuścić jezdni”.
„Który element został źle ustalony?” – pytał mecenas Baszuk.
Zdaniem obrony oraz samych obwinionych zgromadzenie, w którym brali udział, nie zostało w żadnym momencie rozwiązane. Jak argumentował mecenas Baszuk: „Zgromadzenia spontaniczne można rozwiązać w przypadku, gdy na przykład stwarzają istotne zagrożenie dla ruchu i komunikacji. Rozwiązuje je wtedy – na podstawie art. 28 prawa o zgromadzeniach – sam ochraniający. W przypadku wcześniej zgłoszonych zgromadzeń – w trybie artykułu 20 rozwiązuje zgromadzenie sam organizator na wniosek policji”.
Jak wskazywano, udział w zgromadzeniu jest bowiem przejawem chronionej konstytucyjnie wolności wyrażania poglądów i zajmowania publicznie stanowiska. Udział w zgromadzeniu z natury powoduje pewne ograniczenia – chociażby w ruchu drogowym. Do czasu rozwiązania takiego zgromadzenia podlega ochronie prawnej.
Dopiero rozwiązanie takie zgromadzenia pozwala na rozważenie późniejszego zachowania uczestnika w kategoriach art. 90 kodeksu wykroczeń.
"Jeśli miałoby być wcześniej, to co jest istotniejsza wartością społeczną: prawo do wyrażania poglądów, czy płynność ruchu drogowego?” – pytał retorycznie mecenas Baszuk.
Pod koniec posiedzenia głos zabrali również sami obwinieni. Zwracali uwagę, że na posiedzeniu nie stawił się żaden przedstawiciel komendy.
„Swoim zażaleniem oskarżyciel publiczny wzmocnił i uwiarygodnił argumentację sądu rejonowego. To legal harassment - nękanie prawem. Komendant metodą kopiuj-wklej stworzył dokument i przestał się sprawą interesować. Sąd jest zaangażowany, a 44 osoby tracą energię” – komentował Piotr Stańczak.
Na sali padały również mocniejsze słowa: „To ma na celu napiętnowanie nas, przedstawienie jako awanturników i płatną agenturę zagranicy”; „Jako obywatel z żalem przyjmuję fakt, że policja jest w stanie realizować zamówienia cywilnej władzy”.
Sąd okręgowy 22 marca 2018 oddalił zażalenie policji, utrzymując w mocy postanowienie o umorzeniu postępowania przeciwko 44 obwinionym.
Policja i służby
Prawa człowieka
Protesty
Obywatele RP
Sąd Okręgowy w Warszawie
Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze