0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.plFot. Martyna Niecko ...

O przejmowaniu przez PiS Muzeum II Wojny Światowej OKO.press pisało od początku tej operacji w 2016 roku. Dzięki kruczkom prawnym — m.in. połączeniu dużej placówki z praktycznie niedziałającym wówczas Muzeum Westerplatte — ministrowi kultury i wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu udało się zmienić dyrekcję muzeum. Zmiana odbyła się w akompaniamencie huraganowej kampanii medialnej wymierzonej w dyrekcję muzeum, której zarzucano m.in. proniemieckie sympatie.

Miejsce odwołanego prof. Pawła Machcewicza zajął dr Karol Nawrocki, związany z PiS historyk o niewielkim dorobku i bokser-amator (dziś prezes IPN).

30 października 2017 powołana przez PiS dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej dokonała pierwszej zasadniczej zmiany w głównej części ekspozycji. Zamiast oryginalnego filmu na koniec ekspozycji zwiedzający zaczęli oglądać animowaną produkcję IPN „Niezwyciężeni”, która - jak pisaliśmy w OKO.press - nie tylko przedstawia jednostronnie martyrologiczny obraz polskiej historii, ale jest pełna historycznych przekłamań.

W sumie w ekspozycji dokonano kilkunastu zmian.

Czterech autorów wystawy — prof. Paweł Machcewicz, prof. Piotr Majewski, dr Janusz Marszalec i prof. Rafał Wnuk — wytoczyło proces dyrekcji muzeum. Wyrok pierwszej instancji zapadł w październiku 2020 roku. Obie strony się od niego odwołały.

W poniedziałek 17 kwietnia 2023 zapadł wyrok w Sądzie Apelacyjnym.

Jaki jest to wyrok? O tym opowiada OKO.press prof. Paweł Machcewicz, historyk i b. dyrektor Muzeum.

Adam Leszczyński, OKO.press: Wspólnie z trzema innymi historykami wytoczył pan proces Muzeum II Wojny Światowej. Domagaliście się przywrócenia zmienionej w kluczowych miejscach wystawy i powoływaliście się na prawo autorskie - prawo was, autorów wystawy. Co orzekł sąd?

Prof. Paweł Machcewicz: 17 kwietnia 2023 roku zapadł wyrok Sądu Apelacyjnego, czyli sądu drugiej instancji - po 5 latach procesu. Bardziej stanowczo niż w pierwszej instancji (od której odwołały się obie strony) podkreśla, że my, czyli czwórka historyków, jesteśmy autorami scenariusza i współautorami wystawy. Sąd uznał, że mamy prawo bronić w tej wystawy na gruncie praw autorskich. Podkreślił, że nasze dobra osobiste jako historyków i twórców wystawy zostały naruszone, ponieważ bez naszej zgody zostały do wystawy wprowadzone zmiany.

Czy ukarał dyrekcję muzeum?

Nakazał zapłacenie zadośćuczynienia przez obecną dyrekcję na wskazany przez nas cel charytatywny, stowarzyszenie wspierające dzieci z autyzmem.

Wygraliście?

Uważamy ten wyrok za połowiczne zwycięstwo. Sąd apelacyjny podtrzymał stanowisko sądu pierwszej instancji - że z wprowadzonych zmian charakter drastyczny miała tylko jedna, czyli film IPN-u “Niezwyciężeni”.

Recenzowaliśmy go w OKO.press. To rządowa propaganda historyczna, zawiera wiele nieścisłości.

Został dodany na końcu wystawy w miejsce oryginalnego, usuniętego filmu. To oczywiście dla nas zwycięstwo, ponieważ wyrok nakazuje natychmiastowe usunięcie filmu IPN-u. Film jest skandaliczny, zakłamujący historię i wypaczający przesłanie muzeum.

Muzeum naprawdę usunie ten film?

Tak. Nawet obecny dyrektor muzeum, dr hab. Grzegorz Berendt powiedział, że usunie ten film.

W tym sensie jest to zwycięstwo.

Film rzeczywiście stanowił najbardziej rażącą ingerencję w wystawę. Dostrzegali go wszyscy zwiedzający. Był takim obcym ciałem. Było widać na pierwszy rzut oka, że zawiera zaprzeczenie przesłania muzeum.

Cieszymy się, że usunięcie filmu nastąpi już teraz, mam nadzieję, że w najbliższych dniach. Jest to jednak połowiczne zwycięstwo, ponieważ sąd apelacyjny, tak samo jak sąd pierwszej instancji, uznał, że pozostałe zmiany są nieistotne, ograniczone i niedostrzegalne przez przeciętnego zwiedzającego.

Czy to logiczne? Z jednej strony wasze prawa zostały naruszone, ale z drugiej strony nie należy przywrócić stanu poprzedniego?

Dla nas to nie jest logiczne. Nie wiemy, dlaczego sąd pierwszej instancji nie nakazał przywrócenia filmu oryginalnego. Nie możemy się zgodzić ze stanowiskiem sądu, że pozostałe zmiany są niedostrzegalne dla przeciętnego zwiedzającego. To kategoria abstrakcyjna. Co to znaczy „przeciętny zwiedzający”? Nie wiadomo. Niektórzy będą w stanie nawet mniej rzucające się w oczy zmiany niż film zauważyć.

Jaki jest sens tych zmian? Ile ich było?

W sumie kilkanaście. One wprowadzają zupełnie inne spojrzenie na wojnę niż to, które chcieliśmy pokazać. Mają charakter polityczny i ideologiczny. Lansują wizję Polaków jako narodu, który cierpiał najbardziej, który był najbardziej bohaterski, który zajmował się wyłącznie ratowaniem Żydów. Dodana instalacja na temat rodziny Ulmów sugeruje, że takie były powszechne postawy Polaków.

Zawiera też zwykłe fałszerstwa, jak np. twierdzenie, że tylko w okupowanej Polsce groziła kara śmierci za pomoc Żydom, podczas gdy taką samą karę Niemcy wprowadzali także na okupowanych terytoriach Związku Radzieckiego i w Serbii. - Zmiany przynoszą także ideologizację wystawy poprzez dodawanie gdzie się tylko da wzmianek o księżach katolickich oraz symboli religijnych, jak np. wprowadzenie obrazka z Matką Boską w miejsce usuniętego przestrzelonego hełmu polskiego żołnierza, który symbolizował ofiary wojny. W ten sposób doszło do swoistej konfesjonalizacji wystawy.

Wreszcie te zmiany mają charakter cenzury. To już naśladowanie mechanizmów z czasów PRL i cenzury komunistycznej. Np. usunięto w dziale poświęconym ruchom partyzanckim informację, że przez szeregi partyzantki radzieckiej przewinęło się od 400 do 500 tysięcy. Teraz niezorientowany zwiedzający może mieć wrażenie, że partyzantka polska była liczniejsza niż radziecka. A nie była.

Cokolwiek byśmy sądzili o partyzantce radzieckiej, która oczywiście była narzędziem Stalina, to nie można cenzurować wystawy poprzez usuwanie faktów.

Naszym zdaniem więc także pozostałe zmiany są istotne i naruszają pierwotny scenariusz oraz przesłanie wystawy.

Będziecie się odwoływać?

Nie składamy broni. Będziemy wnosić skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Domagamy się przywrócenia oryginalnego kształtu wystawy, czyli usunięcia wszystkich pozostałych zmian wprowadzonych przez dyrekcję z nadania PiS. Naszym zdaniem chodzi o wartości wyższego rzędu. O dobro wspólne.

To nie politycy powinni decydować o kształcie wystaw, tylko historycy i muzealnicy. Tymczasem jest oczywiste, że te wszystkie zmiany zostały wprowadzane pod dyktando rządzącej partii PiS. Atak na muzeum zaczął się od wystąpień Jarosława Kaczyńskiego, który publicznie zapowiadał, że wystawa zostanie zmieniona. Obecna dyrekcja jest tylko narzędziem w rękach rządzących.

Dyrektorem muzeum jest obecnie dr hab. Grzegorz Berendt, historyk z istotnym dorobkiem - w odróżnieniu od dr. Karola Nawrockiego, który przejął muzeum i potem awansował na stanowisko prezesa IPN. Może obecna dyrekcja będzie bardziej skłonna do ustępstw?

Nic na to nie wskazuje. Mam na jej temat równie negatywne zdanie, jak na temat poprzedniej. Dr Berendt od początku był wicedyrektorem przy dr. Nawrockim i w równym stopniu odpowiada za zmienianie wystawy oraz za czystki personalne - za wyrzucanie z pracy ludzi, którzy stworzyli muzeum. Natomiast jest ostrożniejszy i deklarował, że dopóki trwa proces, żadne nowe zmiany nie będą wprowadzane. To także więc jest jakieś zwycięstwo. Udało nam się zablokować dalej idące zmiany.

Strasznie długo to trwało! Pięć lat procesu?

Bardzo długo. To może nie jest nadzwyczajna sytuacja. Wiemy wszyscy, że w ostatnich latach sądy działają jeszcze wolniej niż wcześniej. To nie powinno tyle trwać. Za to odpowiada przede wszystkim rząd, ministerstwo sprawiedliwości. To nie jest zarzut wobec sędziów.

Wyrok jest jednak precedensowy. Sąd uznał, że wystawa jest dziełem chronionym prawem autorskim.

Nie było takiego procesu w Polsce do tej pory, ani w Unii Europejskiej. Ale nie było też do tej pory tak brutalnej ingerencji politycznej w kształt wystawy historycznej.

My bronimy autonomii kultury i nauki. Dlatego jesteśmy rozczarowani, że sąd nie stanął na gruncie pełnej obrony tych wartości.

Wyobraźmy sobie, że PiS przegrywa wybory. Co wówczas powinno stać się z muzeum?

Przyzwoitość i wierność zasadzie rozdziału władzy politycznej od sfery kultury i nauki wymaga, żeby wszystkie zmiany zostały usunięte i żeby została przywrócona pierwotna wersja wystawy. Potem możemy odbyć na jej temat debatę z prawdziwego zdarzenia. Bo każda wystawa, tak jak każda książka, podlega krytyce. Tylko niech to będzie rzetelna dyskusja.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze