Od półtora roku fundacja PRO – prawo do życia próbuje doprowadzić do skazania Piotra Roszkowskiego za zniszczenie mienia. Sąd uznał właśnie, że aktywista, który w lipcu 2017 roku przeciął mocowania krwawego baneru wiszącego pod oknem szpitala Orłowskiego w Warszawie, nie popełnił przestępstwa. Wskazał za to, że sama fundacja mogła popełnić wykroczenie
„Uważam, że nie popełniłem przestępstwa, nie tylko dlatego, że rzekoma szkoda została wyceniona na 150 zł, ale dlatego, że moje poczynania były społecznie pożyteczne, a nie szkodliwe” – mówił 16 października w sądzie oskarżony Piotr Roszkowski.
Właśnie zakończył się trzeci proces Roszkowskiego. Fundacja PRO - prawo do życia od półtora roku próbuje doprowadzić do skazania Piotra za zniszczenie mienia. Poprzednie dwie sprawy zostały umorzone, więc fundacja – ze wsparciem prawnym Ordo Iuris, wpływowej organizacji anti-choice – oskarżyła aktywistę po raz kolejny.
30 października 2018 roku sąd uniewinnił Roszkowskiego uznając, że jego czyn nie był przestępstwem. Sędzia podkreślił, że Roszkowski nie chciał zniszczyć baneru ze szczątkami ludzkimi i napisem "Szpital Orłowskiego rzeźnią nr 1", a jedynie usunąć go sprzed okien szpitala. Sąd uznał wyjaśnienia oskarżonego, który przekonywał, że kierowała nim empatia wobec pacjentek – kobiet w ciąży – leżących w szpitalu Orłowskiego.
Sąd wskazał też, że sama fundacja Pro - prawo do życia mogła popełnić wykroczenie, wystawiając baner. Chodzi o art. 141 Kodeksu wykroczeń: "Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany".
Polskie sądy już kilka razy karały grzywną za wywieszanie makabrycznych banerów. Tak stało się m.in. w Lublinie i w Opolu.
Piotr Roszkowski jest jednym z bohaterów naszego Alfabetu Buntu. Zobacz jego sylwetkę na stronie projektu.
Wszystko zaczęło się w lipcu 2017 roku "Dotarła do mnie informacja o dziewczynie, która leży w szpitalu z zagrożoną ciążą – z zamiarem jej donoszenia – i jest totalnie zaszantażowana, zastraszona, wściekła, bo jedyne co widzi ze swojego okna szpitalnego, to samochód z wizerunkami zmasakrowanych płodów", mówił OKO.press Piotr Roszkowski, 32-letni aktywista z Warszawy.
Artykuł pt. "Młoda matka żali się: Pro-liferzy zgotowali mi tortury. Nie mogłam cieszyć się ciążą", czyli ten, który tak poruszył Piotra, ukazał się na portalu wp.pl 4 lipca 2017 roku. Teraz jest dowodem w sprawie.
Co się wydarzyło 5 lipca 2017?
Roszkowski: "Wracałem z pracy i chciałem sprawdzić, co się dzieje w tamtym miejscu – obok tego żuka z plakatem. Działo się wtedy dużo, bo co noc ktoś próbował ten plakat zamalować lub podrzeć. Fundacja PRO -prawo do życia wystawiła więc straże. Podszedłem do nich, chwilę się pokręciłem i zacząłem odkręcać zaczepy baneru. Po chwili wyskoczyło na mnie dwóch facetów z gazem i latarkami. Już wcześniej ktoś zadzwonił po policję, więc po chwili zostałem zatrzymany, skuty kajdankami i wywieziony na komendę na Wilczej.
Spędziłem noc na komisariacie, byłem przesłuchiwany i przyznałem się, że próbowałem usunąć zaczepy baneru, czyli tzw. trytytki".
Tuż po samym incydencie na prawicowych stronach ukazało się kilka artykułów na temat Roszkowskiego. Podkreślano bohaterstwo zatrzymujących go działaczy fundacji, a jego samego nazwano "bandytą z nożem": "Schwytaliśmy kolejnego bandytę z nożem! Pod osłoną nocy na szpitalnym parkingu zjawił się mężczyzna uzbrojony w nóż, którym zaczął niszczyć plakaty.
Do akcji szybko wkroczyli nasi działacze, którzy w tym czasie pilnowali Żuka. Nie zważając na niebezpieczeństwo, dokonali obywatelskiego ujęcia napastnika po czym przekazali go w ręce funkcjonariuszy policji! Nie zamierzamy ulec aborcyjnym terrorystom. Co więcej, chcemy znacząco zwiększyć zasięg naszej akcji Szpitale bez aborterów".
Jak wynika z oświadczenia Piotra wygłoszonego podczas rozprawy, na krwawych banerach, poza szczątkami ludzkimi było napisane: "Aborcja zabija" i "Szpital Orłowskiego rzeźnią nr 1".
Sprawa została umorzona, ale fundacja PRO - prawo do życia odwołała się od tej decyzji sądu, twierdząc, że zniszczenia kosztowały więcej niż 700 zł. Za zniszczenie takiego mienia grozi od 3 miesięcy do 5 lat. Piotr przekonuje, że to absurdalna kwota, bo zdjął jedynie zaczepy z baneru.
W czerwcu 2018 sprawa została umorzona po raz drugi. Udało się udowodnić, że koszt zniszczeń to 200 zł, a nie 700. Fundacja po raz kolejny nie pogodziła się z decyzją i wniosła tzw. subsydiarny akt oskarżenia. Czyli oskarżyła Piotra jeszcze raz, występując w roli oskarżyciela subsydiarnego. To jedyna droga, jeśli sprawa zostaje umorzona dwa razy. Organizacja ma wsparcie prawne Ordo Iuris, wpływowej organizacji anti-choice.
"Oni wiedzą, że mają tutaj trudną sytuację – znamy wyroki z całej Polski, dzięki którym zakazuje się tego typu banerów. Dlatego próbują raczej mnie zmęczyć.
I rzeczywiście, sprawa trwa już 15 miesięcy, ale ja nie mam zamiaru dać się złamać. Chodzi o efekt odstraszający dla innych".
Podczas rozprawy 16 października 2018 roku. Piotr Roszkowski wygłosił oświadczenie, w którym stwierdził, że, choć przeciął mocowania, to nie popełnił przestępstwa, a oskarżenie traktuje jako represję, która ma "zamknąć mu usta w imię jedynie słusznej ideologii": "Biorę czynny udział w debacie publicznej o dostępności do legalnej aborcji w Polsce. Biorę i będę brał udział w akcjach, które mają na celu walkę o prawa kobiet. (...) Pod wpływem emocji chciałem usunąć ten bezprawny i nieprawdziwy w treści baner z newralgicznej przestrzeni.
Kondycja kobiet w zagrożonych ciążach, leżących w szpitalu, jest mi szczególnie bliska, bo znam kobiety w takiej sytuacji".
Na koniec rozprawy głos zabrali przedstawiciel oskarżyciela Bartosz Lewandowski z Instytutu Ordo Iuris oraz adwokat Roszkowskiego Paweł Murawski z kancelarii Pietrzak, Sidor & Wspólnicy.
Lewandowski: "Ta sprawa dotyczy przestępstwa pospolitego, umyślnego zniszczenia mienia. Niech sąd nie bierze pod uwagę wskazywanych przez oskarżonego daleko idących motywacji, bo mieliśmy tutaj do czynienia ze zwykłym aktem wandalizmu. Nie można w imię swoich racji niszczyć cudzego mienia. To nie jest tak, że gdy oskarżony nie zgadza się z akcją społeczną... zresztą chyba nie do końca się nie zgadza, skoro dzisiaj powiedział, że banery te zagrażają nie tylko zdrowiu pacjentki, ale też życiu jej nienarodzonego dziecka. Sam pan oskarżony ma duży problem, żeby sprzeciwiać się tym postulatom, które dla fundacji są ważne".
Następnie mecenas mówił o tym, że kampanie społeczne mają prawo szokować i oburzać. "Oskarżony zapewne nie bulwersuje się widokiem dość obrzydliwych zdjęć na paczkach papierosów" – argumentował Lewandowski. (Trudno nam w tym miejscu nie zauważyć, że na szczęście w Polsce nikt nikogo nie zmusza do kupowania papierosów i oglądania nadruków na paczkach).
Po nim mowę wygłosił adwokat Murawski: "Mamy 2 art. Konstytucji, który mówi, że Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Jednym z elementów tego państwa demokratycznego, nowoczesnego, XXI- wiecznego, jest świeckość i laickość tego państwa. Od 1989 roku kwestia związana z realną realizacją praw kobiet dotyczących aborcji jest Polkom odbierana. Nie ma znaczenia, czy to jest dobre, czy nie. Obiektywnie jest tak, że kobiety z roku na rok, przez ostatnie 28 lat mają mniejsze uprawnienia w zakresie aborcji. A nawet tych, które mają, nie mogą realizować, bo państwo, które prawnie nadaje te uprawnienia, nie pozwala im na faktyczną ich realizację. (...)
Można powiedzieć, że od lat 60. XX w. środowiska pro-life bardzo mocno antagonizują przestrzeń publiczną i podejmują działania mające wywołać oburzenie.
Umieszczenie w przestrzeni publicznej, naprzeciwko szpitala zdjęć martwych płodów, zdjęć cząstek ludzkich ciał, jest skrajnie niezgodne z powszechnie obowiązującymi przepisami, jest zachowaniem skrajnie oburzającym. Przestrzeń publiczna to dobro wspólne, musimy się w niej wszyscy czuć co najmniej dobrze. (...) Oskarżony Piotr Roszkowski miał absolutne prawo podjąć działania, które podjął. Miał prawo przeciąć mocowania plastikowe, 50 gr za sztukę... 50 groszy za sztukę, a tym się zajmujemy... po to, by uniemożliwić oskarżycielowi na patologizowanie przestrzeni publicznej".
"Takie banery nie mogą wisieć pod szpitalem. Można dyskutować, wymieniać poglądy, nawet emocjonalnie, ale pewnej umowy międzyludzkiej nie wolno łamać" – mówi OKO.press Roszkowski.
"Nie można przeprowadzać szantażu, zwłaszcza na osobach, które w tym momencie powinny być pod szczególną ochroną i które powinny być objęte opieką przez nas wszystkich, zarówno przez państwo jak i resztę społeczeństwa. Umawiamy się, że w pobliżu szpitala nie robimy np. głośnych imprez, ze względu na dobro osób, które w nim są. Dlatego strasznie mnie zabolało umieszczenie baneru z takimi treściami przed szpitalem".
Jak mówi, cała sprawa już dawno mogła zostać zamknięta, ale ona sam celowo nie skorzystał z niektórych możliwości np. wystąpienie o samoukaranie. "Uważam, że nie popełniłem przestępstwa. Chcę, aby moja sprawa miała charakter precedensowy".
30 października 2018 roku sąd uniewinnił Roszkowskiego. Wyrok nie jest prawomocny.
Już od kilku lat aktywiści walczą z krwawymi banerami, zwłaszcza przed szpitalami. Sprawy dokumentuje partia Razem na stronie zdalaodszpitala.pl. Ze strony można także ściągnąć wzory pism – zawiadomień o popełnieniu wykroczenia.
W sierpniu 2018 roku sąd w Lublinie zdecydował, że organizator pikiety "Stop aborcji" wywołał zgorszenie publiczne (art. 51 k.w), prezentując na głównym placu miasta banery z rozczłonkowanymi płodami. Magdalena Bielska z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, która zgłosiła banery na policję, mówiła OKO.press:
„Była sobota, piękna pogoda, na głównym placu Lublina było mnóstwo ludzi, dużo rodzin z dziećmi, bo znajdują się tam place zabaw. Z boku placu, naprzeciw wejścia do popularnej restauracji, stali pikietujący z wielkim banerem ze zdjęciami zakrwawionych zwłok płodów, co z resztą jest manipulacją, ponieważ nie były to płody w takim stadium rozwoju, na jakich aborcję pozwalają obecne przepisy. Zdjęcia były bardzo drastyczne. Odeszłam jak najszybciej, bo byłam z córką. Zgłosiłam pikietę ze zdjęciem baneru na policję. Przesłuchujący mnie policjant był bardzo przyjazny, uprzedził, że takie zgłoszenia były jak dotąd oddalane. Sprawa została jednak przyjęta, zgłosiłam chęć udziału jako oskarżycielka posiłkowa".
Sąd wydał wyrok nakazowy i ukarał oskarżonego naganą.
Podobny wyrok przeciw „Stop aborcji” zapadł w czerwcu 2018 w Opolu. W kwietniu 2017 roku działacze antyaborcyjni rozstawili się z drastycznymi banerami pod Centrum Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii w Opolu. Sąd ukarał ich grzywną w wysokości po 2 tys. zł.
„Widziałem, jak ludzie na to reagują i stwierdziłem, że wywieszanie takich rzeczy nie przystaje do zasad moralnych w cywilizowanym świecie” – mówił OKO.press Michał Sorgowicki, działacz Partii Razem, który złożył skargę na banery.
W marcu 2018 sąd w Krakowie uniewinnił wprawdzie oskarżonego, ale tylko dlatego, że do tej pory w takich sprawach zapadły wyroki uniewinniające, co mogło przekonać oskarżonego, że krwawe banery to nie wykroczenie. Sąd uznał jednocześnie, że działania oskarżonego wyczerpują znamiona wykroczenia z art. 51, a „plakat był nachalną próbą forsowania światopoglądu za pomocą wstrząsających treści, z narażeniem dzieci na te treści”.
W grudniu 2017 roku sąd w Zakopanem ukarał grzywną w wysokości 3 tys. zł organizatora pikiety – Bawera Aondo-Akaa – przy wjeździe do Zakopanego.
Więcej spraw tutaj.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze