0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jan Rusek / Agencja GazetaJan Rusek / Agencja ...

„Niniejsza sprawa ma charakter precedensowy. Wzbudziła ogromne zainteresowanie opinii publicznej, budząc silne, często bardzo negatywne emocje. Doszło w niej do konfliktu różnych wartości, do swoistego zderzenia z jednej strony prawa do wolności badań naukowych, a z drugiej, prawa do ochrony dóbr osobistych konkretyzującego się w kulcie osoby zmarłej” — napisała w uzasadnieniu wydanego 16 sierpnia 2021 roku wyroku sędzia Joanna Wiśniewska-Sadomska z Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

OKO.press publikuje dziś całość uzasadnienia wyroku (sygn. akt I ACa 300/21). Omówimy także jego kluczowe (naszym zdaniem) fragmenty.

Wyrok stanowi sromotną publiczną klęskę „Reduty Dobrego Imienia” — finansowanej m.in. z funduszy publicznych organizacji, która wspierała oskarżycielkę. Jej szef, działacz i publicysta Maciej Świrski był nawet przesłuchiwany jako świadek. Sąd Apelacyjny odrzucił jednak argumentację „Reduty” — i jej wizję „ochrony tożsamości narodowej” — niemal w całości.

Opisywaliśmy ten proces od początku. Przypomnijmy najpierw krótko, o co w nim chodziło.

Leszczyńska i Reduta Świrskiego kontra historycy

Profesor Jan Grabowski oraz prof. Barbara Engelking – dwoje historyków i znanych badaczy Zagłady – zostało pozwanych za jeden akapit z książki naukowej „Dalej jest noc”, która opisuje zagładę Żydów na polskiej prowincji.

Z powództwem cywilnym wystąpiła 79-letnia Filomena Leszczyńska, której stryj – sołtys wsi Malinowo w powiecie Bielsk Podlaski – został zdaniem kobiety przedstawiony w książce w niekorzystnym świetle.

Leszczyńska uznała, że nie jest prawdą, że jej stryj, Edward Malinowski, sołtys wsi Malinowo, handlował z Żydówką Esterą Drogicką i że nieprawdziwe jest podane w książce „Dalej jest noc” stwierdzenie Estery, że był on współodpowiedzialny za wydanie Niemcom grupy Żydów ukrywających się w okolicznych lasach.

W procesie wytoczonym naukowcom Leszczyńską wspierała Reduta Dobrego Imienia – współfinansowana przez rząd organizacja, promująca wizję przeszłości zgodną z polityką historyczną PiS. Leszczyńska żądała 100 tys. zł odszkodowania i przeprosin w mediach.

Pierwszy wyrok z 9 lutego 2021 nakazywał historykom przeproszenie Leszczyńskiej za podanie nieścisłych informacji. Jednak 16 sierpnia Sąd Apelacyjny uznał pozew za nieuzasadniony i oddalił powództwo w całości.

Czy można obrazić „dumę i tożsamość narodową”?

Filomena Leszczyńska (i wspierający ją prawnicy Reduty Dobrego Imienia) argumentowali, że autorzy „Dalej jest noc” naruszyli nie tylko pamięć o zmarłym stryju Leszczyńskiej, ale także dobro osobiste „w postaci prawa do dumy i tożsamości narodowej”.

„Wywody sądu okręgowego w tym zakresie są dość niejasne” — napisała sędzia sądu apelacyjnego, podkreślając, że z zeznań Filomeny Leszczyńskiej nie wynikało, aby czuła, że jej duma narodowa została obrażona.

Sąd jednak zakwestionował także samą ideę „prawa do dumy i tożsamości narodowej” jako dobra osobistego.

„Nie istnieje na gruncie prawa cywilnego dobro osobiste w postaci tożsamości narodowej, przywiązania do narodu polskiego, czy dumy narodowej. Zaakcentować należy zindywidualizowany i ściśle osobisty charakter dóbr stanowiących przedmiot ochrony na gruncie art. 23 i 24 k.c. Z samej istoty dóbr osobistych wynika więc, że nie mogą nimi być wartości kolektywne, uniwersalne, wspólne dla pewne grupy” - napisała sędzia Wiśniewska-Sadomska.

Dodała także, iż potraktowanie „prawa do dumy i tożsamości narodowej” jako dobra osobistego jest trudne, ponieważ mogłoby wówczas wywołać falę pozwów (skoro każdy Polak mógłby z nim wystąpić w dowolnej sprawie).

„Zdarzenie skutkujące naruszeniem tak określonego dobra osobistego mogłoby więc generować nieograniczoną w istocie ilość powództw składanych przez poszczególnych członków wspólnoty – pokrzywdzonych naruszeniem i występujących z żądaniem ochrony własnego dobra osobistego”.

Naruszenie dóbr osobistych - w imię prawdy

Sąd przyznał oskarżycielom rację — i to nie do końca — w jednym punkcie: pamięć o zmarłych to dobro osobiste. Zdaniem sądu dobro osobiste Filomeny Leszczyńskiej — pamięć o stryju, którego historycy oskarżyli o wydawanie Żydów — zostało naruszone (sąd nie oceniał, czy w istocie Edward Malinowski to zrobił). Mieli jednak do tego prawo (do czego zaraz dojdziemy).

Sędzia Wśniewska-Sadomska:

„Zgodzić się należy z wnioskiem sądu okręgowego, że działaniem naruszającym dobro osobiste w postaci prawa do kultu pamięci osoby zmarłej jest publiczne postawienie zarzutu, że osoba zmarła była współwinna śmierci kilkudziesięciu ludzi oraz, że okradła osobę znajdującą się w trudniej sytuacji. Podkreślić jednak należy, że system prawny zapewnia ochronę jedynie przed bezprawnym naruszeniem dobra osobistego”.

W tym wypadku więc — w ocenie sądu — co prawda doszło do naruszenia dóbr osobistych Filomeny Leszczyńskiej, ale nie było ono „bezprawnym naruszeniem”. Sąd stanął w obronie wolności słowa i wolności badań naukowych — uznając badania przeprowadzone przez autorkę rozdziału z „Dalej jest noc” jednoznacznie za rzetelne.

Sąd nie ustala prawdy historycznej

Sędzia nie zajmowała się tym, czy Edward Malinowski w istocie wydawał Żydów — czy nie.

Sędzia:

„Zadaniem sądu nie jest bowiem badanie «prawdy historycznej» i krytyczna analiza źródeł historycznych. Sąd apelacyjny nie rozstrzyga więc stanowczo o zachowaniu Edwarda Malinowskiego podczas drugiej wojny światowej. Wbrew wyobrażeniom strony powodowej okoliczności te nie są przedmiotem rozpoznania w niniejszej sprawie. Sprawa ta dotyczy bowiem zachowania pozwanych w kontekście bezprawnego naruszenia dóbr osobistych powódki”.

„Kolizja zasad i wartości”

Sędzia zauważyła, że w sprawie doszło do konfliktu pomiędzy dwoma wartościami — prawa do pamięci o zmarłym oraz wolności słowa i wolności badań naukowych. Przyznała też jednoznacznie pierwszeństwo tym drugim.

„Jednakowa jest ranga tych praw i poziom udzielanej im ochrony. Żadnemu z nich nie można przyznać pierwszeństwa w stosunku do drugiego i żadne z nich nie ma charakteru absolutnego. W takim stanie istniejącej pomiędzy nimi równowagi, kolizja pomiędzy nimi musi być zawsze rozwiązywana in casu, w okolicznościach faktycznych i prawnych konkretnej sprawy”.

Sędzia powołała się na konstytucyjne gwarancje wolności słowa, orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz orzecznictwo Sądu Najwyższego. Zarzuciła sądowi okręgowemu, że „przyjęty przez niego standard rzetelności historyka, pozbawiający go de facto prawa do krytycznej oceny źródeł, wypaczył tę zasadę”.

Zacytujmy dłuższy fragment:

„Nie powinna być zatem przedmiotem postępowania sądowego ocena metodologii przeprowadzonych badań historycznych, krytyka źródeł historycznych, czy weryfikacja tych źródeł, a tym samym ocena warsztatu historyka. Trudno podzielić stanowisko postulujące, aby sąd w ramach procesu cywilnego rozstrzygał o wiarygodności historycznych przekazów i źródeł, czy też narzucał historykom, na jakich źródłach powinni dokonywać swoich ustaleń i które z tych źródeł w większym stopniu zasługują na wiarę. Takie działania stanowiłyby bowiem niedopuszczalną formę cenzury i ingerencję w swobodę pracy badawczej i pracy naukowej.

Podkreślić należy, że wolność badań naukowych obejmuje także wolność publikowania wyników badań i wygłaszania opinii opartych na tych wynikach. Jeśli zatem w ramach prowadzonych badań historyk zgromadzi określony materiał źródłowy, który podda krytycznej ocenie (zgodnie z warsztatem pracy historyka) – i w oparciu o zgromadzone źródła ustali określone fakty, to działanie takie nie może być uznawane co do zasady za bezprawne”.

Historycy działali rzetelnie

Sędzia nie oceniała więc prawdy historycznej, ale zadała pytanie: „czy historycy badali przeszłość rzetelnie”?

Na wielu stronach bardzo starannie analizowała nie tylko źródła historyczne, ale też sposób wykorzystania ich przez prof. Barbarę Engelking. Historyczka, opisując zachowania Edwarda Malinowskiego, uznała część składanych po wojnie zeznań pokrzywdzonej — Estery Drogickiej — za mniej wiarygodną od innych.

Sąd uznał to za przejaw profesjonalizmu badaczki.

„Eksplorowanie niezbadanych dotychczas obszarów wymaga przeprowadzenia szczegółowej kwerendy źródłowej. Jest rzeczą oczywistą, że historyk napotyka na źródła ze sobą sprzeczne, zawierające odmienne opisy i oceny tych samych zdarzeń. Istota pracy historyka polega właśnie na krytycznej analizie zastanych źródeł, rekonstrukcji zdarzeń w oparciu o nie, dokonanie wyboru źródeł bardziej wiarygodnych. Swoboda wyboru materiału badawczego jest wpisana w istotę pracy badawczej. (…)

Zdaniem sądu apelacyjnego nie budzi wątpliwości, że pozwana Barbara Engelking zgromadziła obszerny materiał źródłowy, dokonała jego krytycznej oceny, część dostępnych źródeł uznała za wiarygodne i na ich podstawie dokonała określonych ustaleń”.

Sędzia konkludowała, że skoro nie można więc postawić pozwanym zarzutu nierzetelności badawczej, czy nawet dalej idącego zarzutu podania nieprawdy w publikacji naukowej, to nie można też stwierdzić, że historycy dopuścili się bezprawnego naruszenia dóbr osobistych krewnej Edwarda Malinowskiego.

Wyrok miałby efekt mrożący

Sąd odniósł się także do społecznych konsekwencji ewentualnego wyroku przyznającego rację Filomenie Leszczyńskiej.

„Zdaniem sądu apelacyjnego weryfikowanie i podważanie warsztatu badawczego pozwanej, wyników jej badań i wynikających stąd wniosków (do czego w istocie zmierza w tej sprawie strona powodowa) stanowi niedopuszczalną ingerencję w wolność badań naukowych i swobodę wypowiedzi. (…) Wolność badań naukowych, w tym wolność głoszenia opinii opartych na wynikach badań, warunkuje możliwość rozwoju nauki. Ograniczanie wolności naukowców do publikowania wyników prowadzonych przez nich badań naukowych wymaga najściślejszej kontroli (…).

Niedopuszczalny jest zwłaszcza tzw. efekt mrożący, który mógłby zastopować dalsze badania. Ma to szczególne znaczenie zwłaszcza w sprawach stanowiących istotny element debaty publicznej, poruszających ważne kwestie społeczne i dotyczących historii danego państwa i narodu”.

A zatem — podsumował sąd — historycy, po przeprowadzeniu rzetelnych badań, mogą pisać to, co z nich wynika — choćby „miało to by być bolesne i trudne do zaakceptowania dla samych bohaterów tych wydarzeń i ich potomków”.

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze