0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja GazetaBartosz Banka / Agen...

Abp Leszek Sławoj Głódź stara się dotrwać do emerytury na czele Archidiecezji Gdańskiej, nad którą za jego rządów zawisł cień skandali obyczajowych i finansowych. Wierni z Trójmiasta opublikowali ostatnio we włoskiej prasie apel do papieża Franciszka, próbując nakłonić go do wyciągnięcia wobec Głódzia chociaż symbolicznych konsekwencji i odwołania go przed osiągnięciem wieku emerytalnego.

Przeczytaj także:

Coraz więcej poszkodowanych zaczyna mówić i domagać się sprawiedliwości także w sądach powszechnych. A te, jak ustaliło OKO.press, nie wierzą w zapewnienia arcybiskupa i jego podwładnych, że nie mieli pojęcia o przestępstwach seksualnych popełnianych przez księży z Archidiecezji Gdańskiej. Przykładem są dwa wyroki wydane w ostatnich latach.

Pedofilia i gwałt

Chodzi o dwie sprawy dotyczące przestępstw seksualnych - pedofilii i gwałtu, których sprawcami byli księża, i w których zeznawał arcybiskup.

Sąd, wydając wyroki w tych procesach, oceniał wiarygodność arcybiskupa i jego podwładnych (a równocześnie przełożonych oskarżonych księży). Odpowiadali oni na pytania o to, kiedy dowiedzieli się o przestępstwach i dlaczego nie informowali prokuratury.

Pierwsza sprawa dotyczy księdza i harcmistrza Wojciecha L. Aresztowano go 7 lipca 2017 roku, w parafii pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli w Gdyni.

W 2018 roku ks. Wojciech L. został skazany na 6 lat więzienia za molestowanie dwóch chłopców podczas obozu harcerskiego.

Jeden z nich miał 14 lat, drugi 18. Jednego z nich ksiądz Wojciech L. miał dodatkowo bić kablem po pośladkach.

W drugiej sprawie - przeciwko księdzu Markowi L. - wyrok zapadł wiosną 2020. Sąd skazał go na 12 lat więzienia za dwukrotny gwałt na niepełnoletniej dziewczynie z Gdańska.

Pisaliśmy o tym na OKO.press w marcu 2020 roku.

Oba procesy odbywały się z wyłączeniem jawności, jednak udało nam się poznać niektóre okoliczności i podstawy wyroków.

W obu sprawach świadkiem był abp Leszek Sławoj Głódź. Metropolita gdański konsekwentnie podtrzymywał i podtrzymuje, że nie miał wiedzy o żadnych nieobyczajnych zachowaniach podlegających mu duchownych.

W lutym 2020 roku wydał oświadczenie, w którym przekonywał, że nigdy nie tuszował żadnych spraw. Było to po publikacji tygodnika „Wprost”, który donosił, że Watykan planuje wysłać specjalnego wysłannika, który ma sprawdzić, jak diecezja reagowała na zgłaszane przestępstwa seksualne.

Jednak linię obrony arcybiskupa podkopują zeznania poszkodowanych, księży oraz informatorów OKO.press.

Nie uwierzył w sms-y?

W sprawie niepełnoletniej wówczas Agnieszki K. dziewczyny z Gdańska zgwałconej w 2011 roku na plebanii w Gdańsku, a potem w hotelowej saunie, informacje arcybiskupowi miał przekazywać tamtejszy proboszcz.

Podczas procesu zeznawał, że sprawę zgłosiła mu matka dziewczyny. Później miał informować o niej metropolitę gdańskiego, podczas spotkaniu w kurii metropolitalnej. Miał nawet pokazywać arcybiskupowi Głódziowi esemesy, jakie wysyłał ksiądz do zgwałconej dziewczyny. Proboszczowi udostępniła je rodzina pokrzywdzonej. W esemesach prośbami i groźbami ksiądz Michał L. starał się ją przekonać, żeby nikomu niczego nie zgłaszała.

Po uzyskaniu tych informacji abp Głódź nie zgłosił sprawy do prokuratury, a jedynie przeniósł księdza do innej parafii. W sumie, już po gwałcie, Michał L. zaliczył aż cztery kolejne miejsca posługi na terenie Gdańska i okolic. O przyczynach przenosin nie informowano jego nowych zwierzchników.

Abp Głódź zeznawał w sprawie 2 marca 2020 roku. W dniu, kiedy wierni pojawili się z prośbą o interwencję u nuncjusza abp Salvatore Pennachio.

Zeznał, że nie pamięta, by dostawał informacje o tej sprawie. Sąd w wyroku skazującym księdza Michała L., stwierdził, że nie dał wiary arcybiskupowi.

Na pytania OKO.press o to, czy ksiądz Michał L. ma postępowanie w Trybunale Kościelnym, które może doprowadzić do jego wydalenia z kapłaństwa, kuria nie odpowiedziała. O tym, że takie postępowanie się jednak toczy świadczy fakt, że zeznania w Trybunale składała Agnieszka K. Do dziś nie otrzymała jednak żadnej informacji, co dzieje się dalej w tej sprawie.

Sygnały o niewłaściwych zachowaniach

W sprawie księdza Wojciecha L. z parafii św. Boboli w Gdyni wyrok zapadł 8 listopada 2018 roku.

Informacje o jego niedopuszczalnych zachowaniach krążyły od lat.

„W środowisku harcerzy i ministrantów, którymi opiekował się Wojciech L., żartowano z Wojciecha L., że jest „pedofilem”, „plotkowano” też na temat jego bliższych znajomości z niektórymi osobami (...) oraz na temat „masaży” Wojciecha L.” - czytamy w orzeczeniu sądu.

Jak ustaliło OKO.press, zeznania w sprawie ks. Wojciecha L. składał m.in. proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli ks. prałat Stanisław Decowski. Był on przełożonym księdza L.

Kilka lat przed sprawą molestowania harcerzy, Decowski dostał przynajmniej jeden sygnał, że w jednej z poprzednich parafii, w których służył ksiądz Wojciech. L., złożono zawiadomienie o popełnieniu przez niego przestępstwa na tle seksualnym. Sąd, który badał sprawę molestowanych harcerzy, chciał wyjaśnić również ten wątek. Ale policji nie udało się ustalić, czy zawiadomienie, o którym zeznał Decowski rzeczywiście wpłynęło.

Sam ksiądz Decowski, mimo że sąd zobowiązał go do przekazania danych osoby, od której otrzymał informację, nie wskazał od kogo ją dostał.

„Uzyskano pisemną informację, iż nie udało się ustalić danych personalnych i adresu zamieszania mężczyzny, o którym świadek mówił w swoich zeznaniach; osoba ta nie przychodzi do kościoła i świadek przypuszcza, że przestał uczęszczać na nabożeństwa do Parafii św. Andrzeja Boboli w Gdyni właśnie ze względu na zgorszenie, którego doznało wielu parafian” - czytamy w wyroku sądu, dotyczącym dwóch molestowanych harcerzy.

Decowski zeznał też, że w 2013 roku skargi na dziwne zachowanie Wojciecha L. składali u niego rodzice dzieci, które były pod opieką księdza. Chodziło przede wszystkim o nastoletniego chłopaka, który bardzo dużo czasu spędzał sam na sam z księdzem na plebanii. Proboszcz nie zgłosił sprawy do prokuratury.

„Sławomir Decowski rozmawiał z Wojciechem L. o zaistniałej sytuacji i zasugerował, że »tak nie może być«. Wojciech L. wyparł się takiej relacji, mówił, że ta osoba to jego „prawa ręka” do rzeczy papierkowych. Zobowiązał się do zmiany swojego zachowania, zaś w związku z tymi sygnalizacjami oraz z faktem, że do mieszkania Wojciecha L. przychodziły duże grupy obcych osób, proboszcz Sławomir Decowski zabronił Wojciechowi L. przyjmowania ich w mieszkaniu” - napisał w wyroku sąd.

Zeznania proboszcza sędzia oceniał jako zasadniczo szczere i przekonujące. Jednak nie do końca.

„Podkreślić jednak należy, iż w kontekście podejmowanych przez świadka jako proboszcza Parafii św. Andrzeja Boboli w Gdyni - konkretnych środków związanych z oskarżonym, rozmów z nim prowadzonych i pewnych sygnalizacji, które do świadka docierały -

może budzić wątpliwość okoliczność, czy świadek Sławomir Decowski ujawnił swoją pełną wiedzę na temat przeszłości oskarżonego i reakcji instytucji kościelnych na uzyskiwane w związku z oskarżonym informacje”.

Pytany przez nas, o to dlaczego nie zareagował wcześniej w sprawie księdza Wojciecha L., Decowski zapewniał, że jego aresztowanie było dla niego zaskoczeniem. Stwierdził, że nie wiedział wcześniej o jego niewłaściwych zachowaniach.

Arcybiskup nic nie wiedział?

Prawdopodobnie sygnały ws. Wojciecha L. docierały jednak nie tylko do Decowskiego, ale także wyżej - do władz archidiecezji.

Mogą o tym świadczyć treści rozmów, które policja odnalazła w zabezpieczonym komputerze należącym do księdza Wojciecha L. Na jednym z gejowskich portali miał on prowadzić rozmowę z nieznanym użytkownikiem, który pytał, czy biskup wyciągnął wobec niego jakieś konsekwencje. Ksiądz miał zaprzeczyć i napisać, że biskup nic mu nie zrobił.

Policji nie udało się jednak ustalić, z kim rozmawiał ksiądz Wojciech L. Pytany o rozmowę na czacie, Wojciech L. odmówił zeznań.

O treść korespondencji sąd pytał także abp Głódzia. Ten jednak w swoich zeznaniach zasłaniał się niepamięcią. „Do korespondencji nie potrafił się w żaden sposób odnieść przesłuchany w charakterze świadka Arcybiskup” - czytamy w wyroku sądu.

„Sąd miał wątpliwości wobec niepamięci arcybiskupa” - mówi mecenas Artur Nowak, pełnomocnik skrzywdzonych chłopców.

Także poszkodowani i ich bliscy oraz wierni i księża znający układy w gdańskiej kurii nie wierzą, że abp Głódź nic nie wiedział i nie pamięta.

„Arcybiskup rządził żelazną ręką, więc księża się go bali. Zatajenie przed nim spraw, które mogą odbić się na diecezji budziło w nich strach” - mówią nam osoby związane z kurią.

Nazwisko księdza Wojciecha L. zniknęło ze stron diecezji i miał on zostać zawieszony. Czy w jego sprawie trwa postępowanie przed Kościelnym Trybunałem kuria nie informuje.

Hierarcha ucieknie na emeryturę?

W czerwcu w Gdańsku odbyły się uroczystości upamiętniające 50. rocznicę święceń kapłańskich arcybiskupa Głódzia. Za dwa miesiące skończy on 75 lat i w połowie sierpnia ma przejść na emeryturę. W ostatnich dniach posługi kapłańskiej - 8 sierpnia - ma jeszcze odprawić mszę na otwarcie kolejnego „dzieła” o. Tadeusza Rydyka - Parku Pamięci w Toruniu.

Z naszych źródeł z archidiecezji wynika, że już w najbliższych tygodniach Głódź planuje ogłosić wyjazd na urlop letni i przekazanie obowiązków zastępcom. Trwają poszukiwaniu jego następcy. Jednym z rozważanych kandydatów jest biskup Ryszard Kasyna. On również zeznając na procesie ks. Michała L. twierdził, że nie pamięta, by ktoś zgłaszał mu zarzuty w stosunku do księdza gwałciciela.

;

Udostępnij:

Radosław Gruca

Pisał m.in. dla "Gazety Wyborczej", "Dziennika" i "Faktu"; współpracuje z kanałem Reset Obywatelski. Autor książki "Hipokryzja. Pedofilia wśród księży i układ, który ją kryje". Od sierpnia 2020 w OKO.press.

Komentarze