Jedną z pierwszych rzeczy, jakie syryjscy rebelianci zrobili po wkroczeniu do miast i miasteczek, było otwarcie więziennych bram. Od początku wojny domowej mogło do nich trafić ponad 150 tys. osób. Wielu z nich nigdy nie wróci. Oto co odkryli wyzwoliciele w więzieniach reżimu
Młody człowiek siedzi w kucki na ziemi, owijając się szczelnie kocem. Stojący nad nim mężczyźni próbują się dowiedzieć, skąd pochodzi i jak skontaktować się z jego rodziną. Chłopak kuli się, obejmuje kolana ramionami, nie jest w stanie odpowiedzieć.
Starszy mężczyzna wychodzi za więzienną bramę, ściskając w rękach reklamówkę. Nie do końca jeszcze wierzy, że to, co mu się przydarza, to prawda. Minęło przecież kilkadziesiąt lat.
W otwartych drzwiach celi widać głowy kobiet w hidżabach. Mężczyzna krzyczy do nich: „Wychodźcie, jesteście wolne”. Z jeden cel wyłania się kilkuletnie dziecko. Na widok malucha trzymanego w więzieniu przerażony tym widokiem mężczyzna woła, pełen oburzenia „haram”, to zabronione.
Grupa kilkunastoletnich dziewcząt tłoczy się na korytarzu, wyższa od nich starsza kobieta woła, że nie mogą stąd wyjść, bo przecież Asad się dowie i ich złapie. „Asada już nie ma”, słyszy w odpowiedzi, ale chyba do końca nie wierzy.
Od dwóch dni media społecznościowe obiegają sceny z więzień, w których reżim Baszszara al-Asada trzymał skazanych – często w farsowych procesach – za działania przeciwko temuż reżimowi. A przedtem robił to jego ojciec, Hafiz al-Asad, rządzący Syrią żelazną ręką przez 30 lat. Dlatego w więzieniach odnajdują się „wrogowie reżimu”, których Syryjczycy wyłapywali w Libanie przed 40 laty, podczas tamtejszej wojny domowej.
Według Syryjskiej Sieci na Rzecz Praw Człowieka od początku wojny domowej w 2011 roku do więzień Asada trafiło 157 tys. ludzi, w tym prawie 4 tys. dzieci i 8,5 tys. kobiet.
Przed upadkiem reżimu zidentyfikowano 27 miejsc, gdzie przetrzymywano więźniów politycznych. Skazani w tajnych procesach politycznych przed sądem wojskowym, które nierzadko trwały zaledwie trzy minuty, ginęli tam jak w czarnej dziurze.
Najgorszą sławą otoczone jest wojskowe więzienie Sajdnaja pod Damaszkiem – potężny budynek o trzech rozwidlających się gwiaździście skrzydłach. 8 grudnia 2024 roku, kiedy Damaszek i okolice wpadły w ręce rebeliantów, więzienie w pośpiechu opuścili strażnicy i chroniące go wojsko. Natychmiast rebelianci i mieszkańcy rozpoczęli uwalnianie skazańców, wyłamując zamki w drzwiach cel, krzycząc „Baszszar upadł, jesteście wolni!” i „Allah jest wielki!”.
Korespondent brytyjskiego „Guardiana” był w Sajdnaji razem z tłumem ludzi poszukujących swoich bliskich. Pisze o wąskich, małych celach, w których upchnięto tuziny więźniów, o ich ubraniach porzuconych na podłodze. Ściany cel pokrywały napisy, świadectwo desperacji, jak ten: „Już dosyć, zabierzcie mnie”. Dziennikarz odnalazł też na podłodze notatkę napisaną przez więźnia, który był świadkiem śmierci swojego towarzysza podczas ataku padaczki i chciał poinformować o tym jego krewnych.
W pewnym momencie – pisze „Guardian” – komuś wydało się, że usłyszał głos spod ziemi i grupa mężczyzn rzuciła się z łopatami i łomami w tamtą stronę, żeby spróbować się do tego głosu przedostać.
O Sajdnaji krążyły bowiem najróżniejsze informacje, w tym ta, że pod ziemią znajdują się cztery „czerwone” kondygnacje, gdzie przetrzymywani są szczególnie cenni dla reżimu więźniowie.
W mediach społecznościowych pojawiały się precyzyjne wskazówki: wejście do podziemnych kondygnacji jest za kuchnią, w podłodze, ukryte.
BBC podało, że władze muhafazy Damaszek (administracyjnego obwarzanka otaczającego samo miasto) zaapelowały do byłych strażników o dostarczenie kodów pozwalających na dostanie się do podziemi. Według nich mogło się tam znajdować nawet 100 tys. osób (liczba z kosmosu, tylu więźniów nie pomieściłoby i 40 podziemnych pięter). Pojawiły się filmy pokazujące rzekomo streaming z podziemnych cel do pomieszczenia strażników, na których widać ludzi leżących w celach. Sytuacja szybko robiła się dramatyczna: pod ziemią miało zaczynać brakować powietrza, gdyż przestała działać wentylacja.
Białe Hełmy, syryjska obywatelska obrona cywilna ogłosiła, że wysłała do Sajdnaji pięć specjalistycznych ekip, które wraz z osobami znającymi więzienie próbują się dostać do podziemnych kondygnacji. Pojawiło się również wideo pokazujące ludzi łomami rozbijających betonowe stropy i ściany w próbie dotarcia do podziemi.
W poniedziałek 9 grudnia było już jednak wiadomo, że podziemnych kondygnacji raczej w więzieniu nie ma. Przedstawiciel organizacji poszukującej zaginionych bez wieści w Sajdnaji tłumaczył w filmie na portalu X, że wszyscy więźniowie zostali uwolnieni. Położył tym samym kres nadziejom rodzin, które od niedzieli 8 grudnia bezskutecznie szukają swoich krewnych w poddamaszkańskim kompleksie.
Białe Hełmy nie rezygnują jednak z poszukiwań – w poniedziałek 9 grudnia ekipy z psami poszukiwawczymi pracowały na terenie więzienia. Gdy publikowaliśmy ten materiał, nie było żadnych informacji o odnalezieniu podziemnych pomieszczeń.
Jednak ta część opowieści o Sajdnaji, która na pewno jest prawdziwa, zupełnie wystarczy. „Miałem wrażenie, że wchodzę do rzeźni” – tak swoje doświadczenie opisał jeden z byłych więźniów, z którym rozmawiała Amnesty International.
Według organizacji Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka podczas dekady wojny domowej w Syrii (2011-2021) w Sajdnaji zmarło na skutek tortur lub zostało straconych 30 tys. osób. Amnesty International w swoim raporcie twierdzi z kolei, że w latach 2011-2015 stracono tam między 5 a 13 tys. osób. Według byłych więźniów tortury były tam wszechobecne.
Sajdnaja zdobyła ponurą sławę jeszcze przed rozpoczęciem wojny domowej w Syrii w 2011 roku.
W 2008 roku doszło tam do buntu spowodowanego nieludzkimi warunkami. Straż więzienna otworzyła ogień do więźniów, zabijając dziewięciu z nich.
Raport Amnesty z 2017 roku zawiera relacje 65 byłych więźniów o systemowych torturach i znęcaniu się nad przetrzymywanymi. Jeden z nich, adwokat z Aleppo, tak je opisywał:
„Żołnierze ćwiczą swoją »gościnność« na każdej nowej grupie zatrzymanych podczas »przyjęcia powitalnego«… Rzucają cię na ziemię i biją różnymi narzędziami: kablami elektrycznymi z odsłoniętymi końcówkami miedzianego drutu, które wyrywają ci skórę, zwykłymi kablami elektrycznymi, plastikowymi rurami o różnych rozmiarach i metalowymi prętami. Wymyślili również coś, co nazywają »gąsienicą« z opony pociętej na paski... Wydaje bardzo specyficzny dźwięk, przypominający małą eksplozję. Przez cały czas miałem zawiązane oczy, ale starałem się coś zobaczyć. Ale widzisz tylko krew: twoją własną, krew innych. Po jednym uderzeniu tracisz poczucie tego, co się dzieje. Jesteś w szoku. Potem przychodzi ból".
Inny skazaniec: „Kazali mi stanąć na beczce i zawiązali linę wokół nadgarstków. Następnie zabrali beczkę. Pod moimi stopami nie było nic. Zwisały w powietrzu. Przynieśli trzy kije... Bili mnie wszędzie... Kiedy skończyli bić drewnianymi kijami, wzięli papierosy. Przypalali mnie na całym ciele. Czułem się, jakby wbijał się we mnie nóż".
A to wypowiedź kobiety, Umm Omar: „Bili mnie, aż upadłam na ziemię, a potem kopali wojskowymi butami w operowane biodro, aż zemdlałam. Kiedy się obudziłam, byłam z powrotem w izolatce – zaciągnęli mnie tam z tamtego pokoju – ale moje spodnie były rozpięte i nieco opuszczone, abaja rozchylona, a koszulka podciągnięta w górę. Wszystko mnie bolało, więc nie mogłam stwierdzić, czy zostałam zgwałcona. Wszędzie czułam wszechogarniający ból”.
Tortury i gwałty rozpoczynały się podczas przesłuchań, kiedy z aresztowanych próbowano wyciągnąć zeznania, ale nie ustawały po przewiezieniu do docelowych więzień, gdzie były narzędziem utrzymania kontroli i wyrazem czystego sadyzmu strażników.
Większość więźniarek i więźniów, z którymi rozmawiała Amnesty, była świadkami śmierci przynajmniej jednego ze swoich współwięźniów.
Na podstawie opowieści skazanych Amnesty International wraz z instytutem badawczym Forensics Architecture z Uniwersytetu Goldsmith podjęli się próby zrekonstruowania planu więzienia. W Sajdnaji nie było bowiem okien – osadzeni byli przetrzymywani w ciemności i w ciszy, bo zakazywano im rozmów. Wykształcili więc nadwrażliwość na dźwięk i umiejętność rozpoznawania odległości, z której dochodził oraz określania rozmiaru pomieszczeń. To dzięki temu darowi można było zmapować to niedostępne i tajemnicze więzienie – dziś jak na razie dostępne dla każdego, kto znajduje się w okolicy.
Autorka tego tekstu w 2003 roku była w osławionym więzieniu Saddama Husajna, Abu Ghurajb (ang. Abu Ghraib). W tym czasie nie było jeszcze relacji nagrywanych na telefony komórkowe, więc sceny uwalniania więźniów nie zostały zarejestrowane i puszczone w świat. Kilka dni później i tam krewni błąkali się po pustych celach w poszukiwaniu śladów swoich bliskich – Kurdów i szyitów, z którymi bezlitośnie rozprawiał się Saddam. Bezskutecznie, bo w Abu Ghurajb nie zostało już nic, tylko brudne szmaty i sienniki na podłogach cel. W oddziale, gdzie przetrzymywano skazanych na śmierć, na ziemi leżały kartki wyrwane z Koranu. W betonowym pawilonie, w którym stała szubienica, na podłogę upadł sznur zawiązany w złowrogą pętlę.
Trudno nie przypomnieć sobie tych scen, kiedy ogląda się dziś filmy z Syrii. Na podstawie tego, co do tej pory wiemy o Sajdnaji można jednak chyba powiedzieć, że Abu Ghurajb blednie przy tym przybytku niewyobrażalnej przemocy. I to nie tylko z tego powodu, że tam nawet w celach śmierci były okna.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze