Wiele wskazuje na to, że jedynym, co może pozostać Rosji po jej i ZSRR kilkudziesięcioletniej obecności militarnej w Syrii, będzie nowy azylant i posiadacz ok. 20 mieszkań w Moskwie, czyli były syryjski dyktator Baszszar al-Asad
Błyskawiczny upadek reżimu Baszszara al-Asada w Syrii to cios dla putinowskiej Rosji – najważniejszej sojuszniczki dyktatora, która przez bezpośredni udział w syryjskiej wojnie domowej realizowała i zabezpieczała swoje militarne i gospodarcze interesy w basenie Morza Śródziemnego i Afryce. Baza rosyjskiej marynarki wojennej w syryjskim porcie Tartus i solidnie rozbudowane lotnisko wojskowe w Humajmim stanowiły dla Rosji rodzaj hubów logistycznych dla operacji prowadzonych zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i – głównie siłami Grupy Wagnera – w części krajów Afryki. Bez syryjskich baz komplikują się też rosyjskie możliwości operowania na Morzu Śródziemnym. Przy tym wszystkim zaś, siły, które Rosjanie obecnie ewakuują z Syrii, nie odegrają szczególnie znaczącej roli w wojnie w Ukrainie. Jak na warunki tego konfliktu jest ich bowiem zdecydowanie za mało.
Wiele wskazuje na to, że jedynym, co może pozostać Rosji po jej i ZSRR kilkudziesięcioletniej obecności militarnej w Syrii, będzie nowy azylant – czyli Baszszar al-Asad.
Współczesna historia szczególnej roli Syrii w doktrynie geopolitycznej Kremla zaczyna się w czasach Breżniewa. W 1971 roku ojciec Baszszara al-Asada Hazif, świeżo upieczony dyktator Syrii, który objął władzę w wyniku przeprowadzonego rok wcześniej zamachu stanu, podpisał ze Związkiem Radzieckim umowę o udostępnieniu części portu w Tartus na potrzeby sowieckiej floty. Był to integralny element polityki al-Asada seniora, który stawiał na militarną współpracę z blokiem wschodnim (pamiętajmy przy tym, że do podpisania umowy doszło cztery lata po upokarzającej klęsce arabskiej koalicji z udziałem Syrii w wojnie sześciodniowej z Izraelem).
Dla Sowietów a później dla Rosji baza morska w Syrii miała znaczenie strategiczne – umożliwiała bezproblemowe zaopatrzenie okrętom działającym na Morzu Śródziemnym, bez konieczności przechodzenia przez kontrolowany przez Turcję Bosfor na Morze Czarne. Dopóki trwała zimna wojna, ZSRR miał w portach krajów arabskich także kilka innych tego typu oficjalnych i nieoficjalnych „punktów dostępowych” do zaopatrywania swych śródziemnomorskich rejsów wojennych. Ale po upadku ZSRR pula tych możliwości zmalała, a Rosja odziedziczyła na stałe jedynie umowę z Syrią. Ze względu na swe strategiczne znaczenie baza w Tartus była utrzymywana nawet w najcięższych dla Rosji czasach, choć między 1996 a 2007 rokiem stała pusta.
Ponowne jej zasiedlanie przez rosyjskich marynarzy zaczęło się w 2007 roku, czyli na rok przed wojną w Gruzji i dokładnie w momencie, w którym putinowska Rosja zaczęła otwarcie wkraczać na ścieżkę neoimperialną. Odzyskanie dostępu do śródziemnomorskiego portu w Syrii – za które Putin zapłacił umarzając Asadowi większość wartego kilkanaście miliardów dolarów syryjskiego długu – było jednym z warunków uruchomienia całego programu nowej rosyjskiej ekspansji terytorialnej. Zabezpieczenie rosyjskich interesów na Morzu Śródziemnym miało stać się jednym z fundamentów powrotu Rosji do roli ponadregionalnego mocarstwa.
Baza w Tartus – a raczej chęć jej utrzymania – była też jednym z powodów, dla których Putin zdecydował się na interwencję w syryjskiej wojnie domowej. Rosjanie wkroczyli do Syrii w 2015 roku. Ich pierwsze działania polegały na odsuwaniu linii frontu od wybrzeża – a zwłaszcza od Latakii, gdzie wybrali sobie miejsce na bazę lotniczą – po to, by zabezpieczyć ich własne, rosyjskie interesy. Dopiero w następnym kroku Rosjanie znacząco przyczynili się do pokonania ISIS, przy okazji zabijając nalotami bombowymi tysiące cywili w syryjskich miastach.
W 2017 roku Baszszar al-Asad w podzięce za rosyjską interwencję w Syrii odświeżył umowę dotyczącą portu w Tartus i rozszerzył ją na bazę lotniczą Humajmim pod Latakią. W myśl nowego porozumienia Rosja mogła użytkować oba obiekty do 2066 roku. Już nie na mocy umowy, lecz w duchu mniej formalnych porozumień rosyjskie jednostki zostały też rozmieszczone w kilku mniejszych bazach w różnych rejonach kontrolowanej przez Asada części Syrii.
Na Kremlu zacierano ręce, bo interweniując w Syrii na rzez Asada Rosja zapewniła sobie
Przez siedem ostatnich lat Rosja wykorzystywała bazy w Tartus i Humajmim na potęgę. Ich główną rolą było pełnienie funkcji hubów logistycznych dla rosyjskiej obecności militarnej w Syrii i krajach Afryki – między innymi w Libii, Mali, Republice Środkowoafrykańskiej, Sudanie i Sudanie Południowym i na Madagaskarze. Za pośrednictwem baz w Syrii zaopatrywano i rotowano wagnerowców we wszystkich tych krajach.
Z portów na Morzu Czarnym do Tartus i z powrotem regularnie pływały rosyjskie transportowce. Tę wojskową „linię” transportową nazywano „Syryjskim Ekspresem”. W 2021 i 2022 roku rosyjski sprzęt płynął też w drugą stronę – niepotrzebny w Syrii miał zasilić zasoby rosyjskich zgrupowań wojskowych szykujących się do inwazji na Ukrainę.
Na skutek niepowodzeń Rosji w wojnie z Ukrainą, rola portu w Tartus jeszcze bardziej wzrosła. Po pierwsze Kreml musiał zacząć liczyć się z możliwością formalnej lub nieformalnej blokady Bosforu w razie eskalacji albo rozszerzenia konfliktu. Po drugie zaś Ukraińcy zaczęli sobie coraz lepiej radzić z neutralizowaniem za pomocą rakiet i dronów rosyjskich okrętów wojennych na Morzu Czarnym, co ostatecznie zmusiło rosyjską Flotę Czarnomorską do pozostawania niemal non stop w mniej lub bardziej solidnie zabezpieczonych portach.
„Syryjski Ekspres” z Morza Czarnego do Tartus przestał więc kursować. Zamiast tego Rosjanie musieli zacząć wysyłać transporty morskie dla kontyngentów w Syrii i krajach Afryki okrężną drogą przez Bałtyk, a następnie przez kanał La Manche, Atlantyk i Cieśninę Gibraltarską i następnie przez całe Morze Śródziemne. To samo działo się z ładunkami, które wyruszały w drogę powrotną.
Zaznaczmy przy tym, że w dobie sankcji po rozpoczęciu przez Rosję wojny w Ukrainie Syria stała się istotnym rynkiem zbytu dla niektórych kategorii rosyjskich towarów. Rosja eksportowała tam np. pokaźną ilość pszenicy czy maszyny rolnicze. Część sprzedawanego Syrii zboża pochodziła z okupowanych ziem Ukrainy.
Kraj rządzony przez Assada miał się też stać dla Rosji źródłem niskopłatnego rekruta – jednak pod tym względem Syria nigdy nie spełniła rosyjskich oczekiwań. Najemników z Syrii w szeregach grupy Wagnera i innych prywatnych rosyjskich armii w Ukrainie i krajach Afryki widuje się jedynie sporadycznie.
Wojna w Ukrainie sprawiła, że Rosjanie stopniowo ograniczali swój kontyngent w Syrii. Sprzyjało temu złudne poczucie spokoju – od momentu rozbicia ISIS Syria wydawała się Kremlowi obszarem pod niemal całkowitą kontrolą Asada. Część nowoczesnego sprzętu użytego do syryjskiej interwencji w 2015 roku została więc przekierowana na Ukrainę. Podobnie stało się z większością jednostek regularnej armii. Ostatecznie w Syrii pozostały bardzo niewielkie siły. Nieadekwatne do skali grudniowej ofensywy rebeliantów, ale wciąż wystarczające do manifestowania wojskowej obecności Rosji na Bliskim Wschodzie i w basenie Morza Śródziemnego. W ten sposób Rosja bardzo niskim kosztem wciąż zapewniała sobie realizację swych strategicznych interesów regionie.
W ostatnich latach w rosyjskiej bazie lotniczej w Humajmim pod Latakią stacjonowało jedynie od kilku do kilkunastu rosyjskich samolotów bojowych. Były to nowoczesne i dobrze wyposażone maszyny. Ich powrót do kraju nie zmieni znacząco zdolności bojowych rosyjskiego lotnictwa w wojnie z Ukrainą.
Siły morskie utrzymywane przez Rosję w Tartus składały się w ostatnim czasie z trzech naprawdę nowoczesnych jak na rosyjskie standardy fregat rakietowych, klasycznego okrętu podwodnego klasy Kilo i kilku okrętów pomocniczych.
W pierwszym tygodniu grudnia – już w trakcie ofensywy syryjskich rebeliantów – wszystkie rosyjskie okręty wojenne opuściły port w Tartus. Oficjalnym powodem były ćwiczenia. Jednak rzeczywiste przyczyny tego manewru były oczywiste – rosyjska flota nie była już w Tartus bezpieczna. Pytanie brzmi, dokąd i którędy odpłyną rosyjskie okręty. Prawdopodobieństwo, że ich celem będzie Morze Czarne – a więc udział w konflikcie ukraińskim – jest małe.
W obu bazach przed ofensywą rebeliantów przebywało łącznie nie więcej niż 2-3 tysiące Rosjan (żołnierze, marynarze, najemnicy i personel cywilny). Obie bazy strzeżone były natomiast przez nowoczesne rosyjskie systemy przeciwlotnicze – mimo że ich część została po roku 2022 zabrana na użytek wojny w Ukrainie. Za obronę dalekiego zasięgu odpowiadały baterie S-400, wspierały je zestawy Pantsir bliskiego zasięgu. Mimo że to dobry jak na warunki rosyjskiej armii sprzęt, jest go jednak na tyle mało, że ewentualne przeniesienie go na front w Ukrainie będzie miało jedynie symboliczne znaczenie.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze